Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Agnieszka Turoń-Kowalska: Humanizm w odwrocie… czyli słów kilka o konsekwencjach upojenia

Agnieszka Turoń-Kowalska: Humanizm w odwrocie… czyli słów kilka o konsekwencjach upojenia

Szczęście człowieka masowego niesie ze sobą brak wszelkiej osobistej odpowiedzialności jako wynik ucieczki od własnego ja. Korzysta on z liberalnej demokracji, aby ją zniszczyć i usankcjonować prymitywizm jako wzniosłą ideę nowoczesności – pisze Agnieszka Turoń-Kowalska w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Tomasz Mann i dzieje niemieckiej duszy”.

Tomasz Mann w latach 30. przestrzegał cywilizację europejską:

Kolektywizm jest obszarem wygody w porównaniu z indywidualizmem, wygody aż po bylejakość; to czego życzy sobie skolektywizowane pokolenie, to na co pozwala sobie, co toleruje – to ustawiczny urlop od własnego ja. Upojenie jest tym, co kocha, tym czego pragnie – i przy tym słowie, którego wzniosłe i święte treści z pewnością konieczne są dla intensyfikacji i religijnego uwznioślenia życia, ujawnia się natychmiast, jak bardzo panująca dziś moda na kolektywizm jest zaledwie przykładem na powszechną bylejakość wielkich i czcigodnych ideałów Europy, które dziś zużyły się w masowej konsumpcji[1].

Jakże wydaje się to aktualne dzisiaj. Ortegiańska emancypacja człowieka masowego doznaje szczególnej prezentacji: zaczyna się „upajać” właściwą sobie przeciętnością. Zaczyna być dumna ze swojej „bylejakości” i bezceremonialnie zajmuje główne miejsce na deskach świata społecznego, politycznego i kulturowego Europy. Jednocześnie hiperdemokracja dostarcza jej narzędzi, by współtworzyć rzeczywistość i panować nad światem w sposób bezceremonialny. Człowiek narzuca życiu społecznemu przeciętność jako zasadę wiodącą. Staje się barbarzyńcą, który (nomen omen) korzystając z kultury pełnymi garściami, sprawia, że nie ma ostatecznych racji intelektualnych, fundamentalnych norm chroniących nas przed relatywizmem.

Bez wsparcia ludzi takich jak Ty, nie mógłbyś czytać tego artykułu.
Prosimy, kliknij tutaj i przekaż darowiznę w dowolnej wysokości.

Nadeszły czasy, kiedy Prometeusz staje się prometeuszem przez małe „p”. Prometeusz został uwolniony od przyrodzonego zła, pozbawiony grzechu pierworodnego i posiadł całkowitą zdolność do samotworzenia i samozbawienia. Tylko człowiek stał się bogiem człowieka. Uwikłał się on jednak w romans z masową konsumpcją i wzniosłe ideały kultury europejskiej obróciły się przeciwko sobie. Dziedzictwo humanizmu wymaga rewizji, bo doprowadziło do samonegacji i prowadzić może do samobójstwa idei człowieczeństwa. Proroctwo 70-letniego Tomasza Manna było na nieszczęście dla ludzkości prawdziwe. Europa nie zatrzymała przeciętności i bylejakości, a upojenie gatunku ludzkiego znalazło ujście w krematoriach i na rampie w Brzezince.

Dziedzictwo humanizmu wymaga rewizji, bo doprowadziło do samonegacji i prowadzić może do samobójstwa idei człowieczeństwa

Jakie czcigodne ideały, niewzruszone, niepodlegające dyskusji zostały pogrzebane przez istotę masową? Tomasz Mann rozprawia się z winnym na stronicach Czarodziejskiej góry. Jest to, o dziwo, nic innego jak humanizm. Idea humanizmu zachowała ważność w epoce postnowożytnej, zarówno gdy istota ludzka urzeczywistniała mit prometejski, syzyfowy czy też faustyczny. Jakakolwiek redeifikacja prowadziła do przekonania o nieograniczonej ludzkiej zdolności i możliwości tworzenia. Mieszczański humanizm Lodovica Settembriniego przedstawiał akt głębokiej wiary ideologicznej – triumfu człowieka. Homo humanus to istny belzebub dla Hansa Castorpa – biernego przedstawiciela kultury europejskiej o beznamiętnym stosunku do rzeczy świata mu współczesnego (efekt wychowania w duchu owego humanizmu). Lecznica Berghof staje się azylem dla chocholego tańca, gdzie człowiek masowy prowadzi próżniaczą codzienność, gdzie zanikają normalne zasady społecznego funkcjonowania. Niedołęstwo, lekkomyślność i rozpusta stają się obłąkańczo normalnością „na górze”, która wszak symbolizuje chorą Europę. Tomasz Mann posiada zdolność samokrytyki kultury, której był częścią i współtwórcą. Dostrzegł w humanizmie słabość w jego utopijności, braku realizmu, pewnego rodzaju szczodrobliwości; w humanizmie, który, o zgrozo! był odpowiedzialny za zbliżający się triumf barbarzyństwa.

Przywykliśmy śmiać się z Settembriniego. Zapewne, trudno dziś brać go sobie na patrona czy chociażby tylko poczuwać się do pełnej z nim solidarności. Settembrini jest śmieszny. Śmieszny jest w swojej pierwotnej postaci, jako powieściowy bohater: w niezmiennych spodniach w kratę i wytartym surducie, z ustami pełnymi wzniosłych tyrad, ze swoim operetkowym wolnomularstwem oraz ideami „republiki i pięknego stylu”. Śmieszny jest także jako reprezentant racji, które Naphta łatwo obala swoją jednocześnie żelazną i pokrętną logiką i które wkrótce — o czym wie i autor, i tym bardziej dzisiejszy czytelnik — miała poddać wielu bezlitosnym egzaminom historia. „Rozum, analiza, czyn i postęp” — wykrzykuje z ferworem nasz zabawny Settembrini (Hansowi Castorpowi, jak pamiętamy, kojarzący się nieodparcie z kataryniarzem), na co Naphta odpowiada zimno: „…z pańskim humanizmem, może pan być pewny, już koniec, koniec raz na zawsze. Dziś on jest anachronizmem, niesmacznym pseudoklasycyzmem, duchową nudą, wywołującą ziewanie”[2] – pisze Stanisław Barańczak.

Dlatego też „anioł” Settembriniego, wiejący nudą i osłabiony bezradnością przedstawicieli swojej epoki, przegrywa starcie na stronicach powieści z Naphtą, reprezentantem nadchodzących ciemnych mocy nowej rzeczywistości. Anachroniczny humanizm, wręcz „idealistyczna rupieciarnia” pozwoliła na „masowodemokratyczną tandetę jarmarczną”[3] nadchodzącej ekscentrycznej fali barbarzyństwa. Barbarzyństwa nieludzkiego.

Szczęście człowieka masowego niesie ze sobą brak wszelkiej osobistej odpowiedzialności jako wynik ucieczki od własnego ja. Korzysta on z liberalnej demokracji, aby ją zniszczyć i usankcjonować prymitywizm jako wzniosłą ideę nowoczesności. Osłabiony humanizm nie tyle nie broni się przed szkaradnością nadchodzących czasów, co wręcz nie dostrzega zbliżającego się niebezpieczeństwa. Upojenie idzie w parze z irracjonalizmem. Drobnomieszczańskie hasło „przeintelektualizowana bestia” staje się dla Manna przejawem mordu wszelkiej woli rozumu w polityce i myśli społecznej, a następnie mordu ducha i kultury. Nie wie jednak (upojenie, o którym pisze, pochodzi z eseju z 1935 r.), że doprowadzi ono do mordu w ogóle. Mordu nad gatunkiem ludzkim. Mordu, który wyznaczy rozumienie człowieczeństwa zawsze już w odniesieniu do wydarzeń II wojny światowej. Cywilizacja europejska, opadłszy w nihilistyczne zniedołężnienie, stała się łatwym łupem totalitaryzmu. Pomruk barbarzyństwa już wisiał w powietrzu nadchodzącej epoki.

W działaniu, w czynie – mówił – istotnie panuje zdeterminowanie, nie ma w nim wolności, natomiast jest ona w bycie. Człowiek jest taki, jakim chciał być i jakim aż do swej zagłady nie przestanie chcieć być: jeśli nad życie pragnął mordować, to płacąc życiem, nie płaci ceny zbyt wysokiej. Niech umiera, bo pokutuje za największą rozkosz[4].

Tak Mann wyraził to stanowisko słowami Naphty na stronicach Czarodziejskiej góry. Uduchowione stanowisko antyduchowości dało przyzwolenie na nieprzyzwoitość i pogardę dla wolności człowieka. Nikczemny bełkot nowoczesności urósł do poziomu wzniosłej idei mocy życia i czcigodnego ducha narodu, grzebiąc intelekt, prawdę, sprawiedliwość, przyzwoitość i odpowiedzialność. Nowoczesność pozwoliła na usankcjonowanie moralnego zdziczenia.

Powrót do humanizmu jest niezbędny – w centrum zainteresowania musi być człowiek. Tylko wtedy jesteśmy w stanie nadać mu na powrót jego miejsce w świecie i właściwą mu godność

O duszę kuracjusza sanatorium Hansa Castorpa „na górze” walczy anachroniczny humanizm z nadchodzącym antyhumanizmem. Czy pieczołowita wiwisekcja kultury europejskiej, której dokonuje Tomasz Mann, daje nam jakiekolwiek rozstrzygnięcie? Wszak pozostawia on głównego bohatera poszukującego wśród huków i wybuchów wojny. Stawia go w realnej sytuacji granicznej, w sytuacji krytycznej pomiędzy dwiema możliwościami. Któż zwyciężył walkę o duszę młodego mieszczucha? Któryż to diabeł nim zawładnie? Tomasz Mann pozostawia bohatera bogatszego o intelektualne doświadczenie przebywania „na górze”, a jednak pozostaje on nadal bezradny wobec granicy. Zasadniczo nie dokonuje wyboru. Widocznie nie może. A być może w duszy młodego poszukiwacza Graala[5] upatruje on iskierki nadziei na przezwyciężenie „bylejakości” i wyjście ze swoistego dla jego pokolenia upojenia. Tomasz Mann od zawsze był humanistą. Wyrósł i dojrzewał w czasach humanizmu, który bezwiednie odchodził z desek teatru XX wieku jako przestarzały i całkowicie zdeprecjonowany. Był świadkiem bestialskiego działania swojego narodu wobec człowieka w ogóle. A jednak pozostał wiernym przedstawicielem humanizmu i w nim upatrywał nadal jedynego możliwego wyrwania się z morderczej hipnozy cywilizacji europejskiej, bezczelności prymitywizmu podstępnej tępoty ideologicznej i nędzności kategorii moralnych człowieka masowego. Świat, jaki odchodził, świat, w jakim przyszło mu żyć, musiał ulec totalnej zagładzie. Słabość humanizmu jest podobna do słabości demokracji: zawiera on w sobie element pogardy dla radykalizmu i fanatyzmu, ale jednocześnie zawiera w sobie tolerancję. Humanizm zatem z definicji nie posiada narzędzi ochronnych przed światopoglądem niehumanistycznym. Co zatem pozostaje Europie? Mannowskie rozwiązanie jest następujące: powrót do humanizmu, który wzbogacony jest o wiedzę, jakim humanizmem nie być, w jaki sposób ustrzec się przed zobojętnieniem, jak nigdy już nie stracić czujności. Wobec przeciwnika trudnego – być humanizmem walczącym. Powrót do humanizmu jest niezbędny – w centrum zainteresowania musi być człowiek. Tylko wtedy jesteśmy w stanie nadać mu na powrót jego miejsce w świecie i właściwą mu godność. Pisze zatem Mann:

Wojujący humanizm jest dziś zatem koniecznością; humanizm, który odkrył swe męstwo i doszedł do przekonania, że zasada wolności, tolerancji i krytycyzmu nie może paść łupem, nie może stać się ofiarą bezwstydnego i bezkrytycznego fanatyzmu. Jeśli europejski humanizm nie będzie zdolny do walki o odrodzenie własnych idei, jeśli nie zdoła wzbudzić we własnej duszy wspomnień młodzieńczej, wojowniczej świeżości, wówczas umrze i nastanie Europa, której nazwa będzie już tylko historyczną reminiscencją – a wówczas byłoby lepiej, gdyby odeszła w bezczasową wieczność[6].

Pamiętajmy o konsekwencjach, które płyną z refleksji Manna nad humanizmem. Wszak kwestia początkowego upojenia społeczeństwa wydaje nam się doskonale aktualna.

Agnieszka Turoń-Kowalska
Autorka jest doktorem nauk społecznych w zakresie nauk o polityce, magistrem filozofii, adiunktem Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Zainteresowania naukowe skupiają się w szczególności na dorobku polskiego filozofa Leszka Kołakowskiego i niemieckiego myśliciela Tomasza Manna. Ponadto zajmuje się szeroko rozumianą historią idei, myśli politycznej, filozofii polityki z uwzględnieniem fundamentalnych problemów, z jakimi boryka się kultura i cywilizacja europejska oraz które dotyczą kondycji współczesnego człowieka. Adres email: agnieszka.turon@us.edu.pl

***

[1] T. Mann, Uwaga, Europo! [w:] tegoż, Moje czasy. Eseje, wyb. H. Orłowski, tłum. W. Kunicki Poznań 2002, s. 313.

[2] S. Barańczak, Zmieniony głos Settembriniego [w:] Tomasz Mann w krytyce i literaturze polskiej, wyb. i oprac. R. Dziergwa, Poznań 2003, s. 264.

[3] T. Mann, Uwaga…, dz. cyt., s. 316.

[4] T. Mann, Czarodziejska góra, t. 2, tłum. J. Kramsztyk, Wrocław 2004, s. 117.

[5] Tomasz Mann w wykładzie dla studentów Uniwersytetu Princeton: „Hans Castorp jako poszukiwacz Graala – na pewno nie myśleliście o tym, czytając jego historię [...]. Graal [...] to idea człowieka, koncepcja przyszłego humanizmu, wyrosłego z najgłębszej wiedzy o chorobie i śmierci. Graal jest tajemnicą, ale humanizm również. Bo sam człowiek jest tajemnicą i wszelki humanizm polega na poszanowaniu tajemnicy człowieka”. T. Mann, Wstęp do Czarodziejskiej góry, [w:] tegoż, Eseje,Warszawa 1998, s. 89–90.

[6] T. Mann, Uwaga…, dz. cyt., s. 323.

Belka Tygodnik597


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wydaj z nami

Wydaj z nami „Incydenty” Andrzeja Horubały
Zostań wydawcą nowego zbioru opowiadań Andrzeja Horubały
Brakuje
Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.