Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Mogiła na cmentarzu w Palmirach. Witold Hulewicz w rękach gestapo

Mogiła na cmentarzu w Palmirach. Witold Hulewicz w rękach gestapo

Historia Witolda Hulewicza jest gotowym scenariuszem filmowym. Wyobrażam sobie przesłuchanie w warszawskiej siedzibie gestapo. Okazałoby się, że Hulewicz mówił niemczyzną płynniejszą i bogatszą od swoich oprawców - pisze Adalia Satalecki dla „Teologii Politycznej Co Tydzień”: Intelligenzaktion. Oblicza zbrodni .

Nogą można potrącić – tuż obok rynsztoka,
W biednych kwiat
ów i hełmu stalowym rynsztunku,
Krzywy napis: „Nieznany”. I z błota powłoka.
I słowa twardej chwały: „Legł na posterunku”.
Jemu się
należy najszczerszy z pacierzy,
Co umierając szeptał: „Warszawy nie damy”.
Gr
ób na skwerze ulicznym, krzyż z okiennej ramy.
Taka mała mogiłka – a w niej wielkość leży.

Witold Hulewicz

Grób na skwerze? Nic podobnego. Krzyż z okiennej ramy? Gorzej. Krzyż z surowego betonu pośród tysiąca sześciuset innych krzyży, w Palmirach. I tylko metalowa tabliczka informująca, że był poetą, krytykiem literackim, tłumaczem, wydawcą. Był Hulewicz przede wszystkim fascynatem kultury niemieckiej, jej propagatorem i niezapamiętałym miłośnikiem. Agnieszka Karaś, biografka Hulewicza, nazywa go Polakiem, który chciał zostać Niemcem.

Historia Witolda Hulewicza jest gotowym scenariuszem filmowym. Wyobrażam sobie przesłuchanie w warszawskiej siedzibie gestapo. Okazałoby się, że Hulewicz mówił niemczyzną płynniejszą i bogatszą od swoich oprawców. Jego biblioteka w Wilnie miała blisko 10 tysięcy pozycji. Wańkowicz odwiedzając Hulewicza, podziwiał jego dobór książek pod kątem warsztatu pisarza: Rilke, Heine, Goethe, Kleist, Mann. Z tym ostatnim łączyła go epistolarna przyjaźń. Hulewicz posiadał wyłączne prawo przekładu dzieł Rilkego na język polski, „udzielone mu za życia przez Autora i potwierdzone przez jego wydawców, firmę Inselverlag w Lipsku”. Z Rilkem chodził po szwajcarskich Alpach…

Oprócz Niemców  czytał na okrągło dwie książki: Myśli Pascala oraz Wyznania św. Augustyna. Poświęcił Beethovenowi biografię o wymownym tytule Przybłęda boży. Opowieść pełna żarliwości i pasji o uporze i triumfie woli nad przeciwnościami złowrogiego losu.  

Witold Hulewicz urodził się w listopadzie 1895 roku. W czasie I Wojny Światowej, w wieku 19 lat, został wcielony do armii pruskiej. Walczył we Francji i Belgii. Przydzielono go do oddziału łączności. Z tego czasu pochodzą jego pierwsze publikacje. Były to listy do matki zamieszczane w „Dzienniku Poznańskim” i „Kurierze Poznańskim” jako Listy z pola walki. Po powrocie z francuskiego frontu brał udział w powstaniu wielkopolskim.

Ale jego powołaniem było słowo. Studiował w Poznaniu, później w Paryżu, wreszcie założył z przyjaciółmi dwutygodnik literacki „Zdrój” i spółkę wydawniczą „Ostoja”. Po pięciu latach za swoją pasję zapłacił długami wydawnictwa. Na ich spłatę musiał sprzedać rodowy majątek.

Przez dziesięć lat (1925-1935) Witold Hulewicz był organizatorem rozgłośni wileńskiej Polskiego Radia. Zatrudniał tam dwóch świetnie zapowiadających się poetów: Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego i Czesława Miłosza.

Od początku okupacji pracował w stołecznym ratuszu u boku prezydenta Starzyńskiego. We wrześniu 1939 roku z gmachu Polskiego Radia wygłosił do żołnierzy niemieckich w ich języku apel o… umiar. O co apelował do nich, gdy dwa lata później ustawili naprzeciw niego pluton egzekucyjny?

Tuż po wybuchu wojny Hulewicz założył podziemne pismo „Polska żyje”. Dlatego w okupowanej Warszawie będzie nazwany ojcem prasy podziemnej. Aresztowano go już we wrześniu 1940 roku. Był bity i katowany na przemian w więzieniu na Pawiaku i w Alei Szucha. Jego gehenna skończyła się na tydzień przed śmiercią. Gestapo zrezygnowało ze swoich „metod śledczych”, gdyż z tego upartego więźnia nie dało się niczego wyciągnąć. Bo zachowywał się jak trzeba. Odczytano mu więc na koniec wyrok.

W bibliotece więziennej skazanych spowiadał wówczas i udzielał im komunii inny z tych, którzy zachowywali się wówczas także jak trzeba, ksiądz Maksymilian Kolbe. Dziś wiemy, że jego los będzie inny.

W przeddzień egzekucji Hulewicz napisał po niemiecku list do matki i córki:

Moje najdroższe, matko i córeczko. Niech wam Bóg zapłaci za wasz cudowny  wczorajszy list. Proszę już paczek nie przysyłać. Pozdrówcie i ucałujcie ode mnie wszystkich krewnych i przyjaciół, a szczególnie gorąco ucałujcie się wzajemnie w moim imieniu. Modlę się żarliwie. Nie odpowiadam na żadne poszczególne pytania. Nic nie jest ważne. Kładę krzyżyk na czole mojego dziecka, które żyje tak poważnie i pięknie. Bądźcie zdrowe. Zobaczymy się znowu. Wasz, całą duszą, „Witold”.

12 czerwca 1941 roku o czwartej rano z Pawiaka wyjechał samochód. Wiózł 14 kobiet i 15 mężczyzn. Przejechał przez miasto i skierował się szosą na Modlin. Na 22 kilometrze skręcił polną drogą w lewo, a następnie, za wsią Palmiry w prawo. Ustawiono ich na skraju wykopanego w lesie rowu. Rozległa się seria z broni maszynowej. Był dwunasty czerwca. W Polsce obchodzono tego dnia Święto Bożego Ciała.

Doły śmierci w Palmirach miały zwykle głębokość około 3 metrów. Długość do 30 metrów, czasem więcej. Po egzekucji rowy zasypywano starannie ziemią, pokrywano mchem i igliwiem i sadzono na nich młode sosny, aby możliwie najlepiej zatrzeć ślady zbrodni.

Palmiry to jedno z wielu miejsc w Polsce, gdzie niemieccy okupanci realizowali Intelligenzaktion. Razem z Witoldem Hulewiczem śmierć ponieśli tego dnia: adwokat Stanisław Malinowski, działacz ruchu narodowego, publicysta i krytyk Stanisław Piasecki i Jerzy Szurig, prawnik, publicysta, działacz związkowy. Jednak największa egzekucja miała tu miejsce rok przed śmiercią Hulewicza, gdy przywieziono z Pawiaka 358 więźniów. W czerwcu 1940 roku rozstrzelano tu wówczas marszałka sejmu RP Macieja Rataja, socjalistę Mieczysława Niedziałkowskiego, posłankę i senatora Halinę Jaroszewiczową, starostę grodzkiego - warszawskiego Ludomira Skórewicza, i Jana Wajzera, doktora praw i sekretarza generalnego Związku Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku. W grupie tej był także mistrz olimpijski w biegu na 10.000 metrów Janusz Kusociński.

Tragiczny był koniec Witolda Hulewicza poety, tłumacza, wydawcy, żołnierza.

O czym myślał Hulewicz, gdy stał w Palmirach nad własnym grobem w lesie 12 czerwca 1941 roku? Może tłumaczył sobie w głowie zdanie mistrza Goethego, że „na myśl o Niemcach często ogarnia mnie wielki smutek: jacyż potrafią być wspaniali jako jednostki, a zarazem jacy godni pogardy jako naród.”

A może przypomniał sobie słowa swojego przyjaciela i poety Rainera Marii Rilkego?

O Panie, własną śmierć każdemu daj,
daj umieranie, które z życia płynie,
gdzie miał swą miłość, swój ból i swój raj. 

Bo my jesteśmy tylko liść, łupina.
A wielka Śmierć, co w każdym tkwi w głębinie,
oto jest owoc, cel i praprzyczyna.

A może po prostu grała mu w głowie już tylko cicho i kojąco symfonia Pastoralna „Przybłędy Bożego”? Bo w niej wszystko jest już piękne, w niej świeci słońce, szumią drzewa i śpiewają ptaki. Bo nawet Beethoven nie chciał już dłużej walczyć, tylko położyć się na łące, porozmawiać z Bogiem i pogodzić się z losem.

Adalia Satalecki


Jeżeli podobał się Państwu ten artykuł?

Proszę pamiętać, że Teologia Polityczna jest inicjatywą finansowaną przez jej czytelników i sympatyków. Jeśli chcą Państwo wspierać codzienne funkcjonowanie redakcji „Teologii Politycznej Co Tydzień”, nasze spotkania, wydarzenia i projekty, prosimy o włączenie się w ZBIÓRKĘ.

Każda darowizna to nie tylko ważna pomoc w naszych wyzwaniach, ale również bezcenny wyraz wsparcia dla tego co robimy. Czy możemy liczyć na Państwa pomoc?

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.