Łukasz Maślanka
Wyświetlana niedawno w kinach ekranizacja powieści Tomasza Manna pt: « Buddenbrookowie » pozwala jeszcze raz zastanowić się nad wartościami, które zadecydowały o sukcesie i upadku niemieckiej cywilizacji wolnych miast. Wgłębiając się w treść książki i obserwując kolejne sceny filmu, dochodzimy do wniosku, że potęgę Lubeki, Hamburga, Gdańska czy Frankfurtu ufundowało specyficzne połączenie żądzy zysku i prostodusznej uczciwości zamieszkujących je niemieckich rodów. Do upadku wolności tych grodów doprowadziło zaś nic innego jak wielokrotnie dyskutowany i w naszych czasach « kryzys rodziny ».
Buddenbrookowie, przedstawieni przez Manna jako familia pochodzenia holenderskiego, osiedlili się w Lubece w wieku szesnastym. Dorobili się znacznego majątku oraz, dzięki swojej nieposzlakowanej uczciwości kupieckiej i osobistej, wielkiego szacunku wśród luterańskich współobywateli. Może nam się wydawać dziwne, do jakiego stopnia osobiste zaufanie do tej czy innej osoby mogło wpływać w owych czasach na stosunki gospodarcze, jednak faktem jest, iż problemy biznesowe Buddenbrooków zaczynają się w tym samym czasie, co komplikacje rodzinne.
Romantyzm, nacjonalizm, demokracja, sentymentalizm – nowe idee docierają do drugiego, przedstawionego przez Manna, pokolenia rodu. Każde z trojga rodzeństwa ulega im w różnym stopniu. Tomasz, osoba pozostająca pod największym wpływem ojca, człowieka starej daty, choć nie na tyle starej, aby nie zaczytywać się w młodości Goethem i nie czuć się, jako przedstawiciel narodu niemieckiego, zobowiązanym do walki z napoleońską tyranią, zachowuje najwięcej « rozsądku ». Prowadzi z dużą wprawą rodzinne interesy i martwi go to, co dzieje się z rodzeństwem i dziećmi, choć ma dla ich stanu co nieco zrozumienia, którego trudno byłoby oczekiwać u pokolenia rodziców. Tonia, do głębi przejęta odpowiedzialnością, jaka na niej spoczywa z racji mieszczańskiego pochodzenia, nie zaznała w życiu szczęścia. Wielka, przerwana przez konwenanse miłość do studenta z prowincji, dwa nieudane małżeństwa – pierwsze z oszustem, drugie z prostakiem – mocno odciskają się na jej własnej reputacji, a także na opinii o całej rodzinie. Jeszcze gorszy los spotkał Christiana – ten nieustatkowany hipochondryk zaznaje szczęścia w objęciach byłej kurtyzany, co skazuje go na społeczny ostracyzm.
W myśleniu przedstawicieli tego pokolenia Buddenbrooków, z różnym natężeniem, zaczyna się przebijać pragnienie osobistego szczęścia, niepodporządkowanego zarówno interesom rodziny jak i rodzinnym interesom. Brak równoległości obydwu tych porządków jest z dużym prawdopodobieństwem efektem oddziaływania prądów kulturowych tamtej epoki. Tych samych, które sprawiły, że podstawowym elementem państwowotwórczym na terenie Niemiec przestały być konsensus bogatych rodów szlacheckich i mieszczańskich i obce wpływy, a zaczęło się liczyć poczucie narodowej wspólnoty i solidarności.
Trudno nie westchnąć z nostalgią nad minioną potęgą tamtych rodzin i ich handlowych imperiów. Trudno nie podziwiać zabytków i innych skarbów kultury, które wtedy powstały. Ale obserwacja rodzinnych dramatów i osobistych tragedii przeżywanych przez młodych Buddenbrooków przekonuje, że nic nie mogło być inaczej. Jakby dla ostatecznego potwierdzenia tej tezy, szkicuje Mann postać syna Tomasza i Gerdy, młodego Hanno Buddenbrooka. Wrażliwy i artystycznie utalentowany chłopiec stał się ofiarą braku szczęścia generacji swoich rodziców i psychopatycznego dążenia do zakonserwowania czegoś, do czego samemu nie było się przekonanym.
To poczucie mentalnego osamotnienia nowego niemieckiego ducha wśród ruin wystawnego i prostolinijnego świata przodków stanie się stałą kanwą następnych powieści Tomasza Manna.
Łukasz Maślanka
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!