Znamy nazwiska odnalezionych Żołnierzy Wyklętych. Wśród nich "Zapora" i "Łupaszka"
Znamy nazwiska odnalezionych Żołnierzy Wyklętych. Wśród nich "Zapora" i "Łupaszka"
Hieronim Dekutowski "Zapora", Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka", Władysław Borowiec "Żbik", Henryk Borowy-Borowski "Trzmiel", Zygfryd Kuliński, Józef Łukaszewicz, Henryk Pawłowski, Wacław Walicki i Ryszard Widelski - to dziewięć zidentyfikowanych ofiar komunistycznego terroru, których szczątki znaleziono na tzw. Łączce. Nazwiska polskich bohaterów, zamordowanych przez komunistów, ogłosił Instytut Pamięci Narodowej.
– Osoby, które miały zniknąć z polskiej historii, powróciły do tej historii. Każde kolejne nazwisko powoduje, że to, co chcieli osiągnąć zbrodniarze, czyli zapomnienie, zostaje przezwyciężone. Powracają ludzie, powraca historia ich życia – powiedział podczas czwartkowej uroczystości w Centrum Edukacyjnym IPN w Warszawie prezes IPN Łukasz Kamiński.
Hortus conclusus
Przemysław Dakowicz
Ja, Vigilius Lodziensis, stróż nocny
niedosypiający w Polsce, czyli nigdzie,
w bezsennym zwidzie szarawej
godziny, kiedy zmierzch głowy
zdejmuje gipsowym aniołom, w ogród
wstąpiłem i przemierzając puste ścieżki,
szukałem dla siebie kwatery. Żywe,
rozgłośne jest ciało miasta, lecz intra
muros tylko cisza z tobą gadać będzie.
Krokiem bieżałem śpiesznym, bo wieczór
wchodził i znikał, zapadał się widzialny
świat. Śnieg skrzypiał mi pod butem,
mróz skubał kości, myśl w te się układała
słowa: gdzież ci kwatery? gdzie domu,
posłania, leża, barłogu? tu cisza bieli,
szmery mroku, tu pusty sklep, licha spelunka
ze stalaktytem mrozu u szarej powały,
u czarnego sufitu, pod drżącym niebem
Północy, pod zimną ścianą Wschodu.
Mimo to szedłem, krokiem szedłem żwawym
tam, gdzie kolumny, stelle, architrawy
pod czapą śniegu rosną z nagiej ziemi,
tam biegłem, śpiesząc zwodzonymi
mosty, kobiercami kwiatów zgniłych,
niewidzialnych, których korzenie, snem
zmorzone, pod ziemią rosły, tam, w ziemi,
się grzały, byłem niesiony, w śnieg
się zapadałem, bo noc zapadła, mało co
widziałem, lecz droga moja tak mi była
znana, że z zawiązanym okiem trafiłbym
po zmroku, gdyby za rękę ktoś mnie
powiódł w ciszy. Taka to podróż była
niesłychana, taka pielgrzymka, nocna
eskapada pod senną chmurą, w zaspach,
w zapomnieniu, wędrówka blada, z biodrem
przetrąconym, z kością skubiącą, z szczękającą
szczęką, z zębem spróchniałym, ze zwichniętą
ręką, z nogą złamaną, wleczoną po lodzie,
w ciemnościach, w ciszy, o głodzie i chłodzie,
bez przewodnika, z astrolabium żalu, z solą
w krwawym oku. A przecie szedłem
w całunowej bieli, w wieczornym kirze,
z lampką pamiętania w kwaterę brata
mego, w moje własne leże, w pielesze
zimne, zmarzlinami skute, w dół śmiechu,
w dom ten bezdomny, w zapomnienia ściany.
Biegnąc pytałem: czyli brat twój cały?
czy ci się brata krzyki nie zwidziały,
czy ci się jęki nie śniły w ogrodzie,
gdy słońce grzało, gdy nad łąką leśną
motyl polatał i kwiat woń rozsiewał?
czy żyjesz jeszcze, czy wchodzisz
do grobu? Lecz dążyłem dalej, pewien,
że wołano, a mnie być przyszło stróżem brata mego.
A brata miałem, bracia, szalonego, brata,
co życie postawił na szali i życie przegrał,
ale je ocalił, a będąc martwy żył i wołał
gromko, bym bieżał, pędził, szukał go
po zmroku, wstrząsany łkaniem, z solą
w krwawym oku. Sam głowę chciałem
złożyć gdzieś pod krzakiem, na zimnej płycie,
w glinie, pośród liści, gdzie jeż samotnik
wydeptuje ścieżki, gdzie kret tunele
w czarnej kopie ziemi, zając w korzenie
stuka i wiewiórka w szeleście mieszka,
stale będąc w ruchu. Szedłem przez ogród,
a nie mogłem znaleźć domostwa brata i własnej
kwatery. I wydał mi się ogród labiryntem
(mosty zwodzone i zwodzeni stróże),
chodziłem w kółko, miałem coś z błędnikiem,
ziemia nade mną zamknęła się z hukiem
i głos przemówił: mieszkamy tu w dole,
w powietrzu znajdziesz nas, znajdziesz
i w wodzie, w ogniu, w pogoni wiatru,
w drzew skrzypieniu, mieszkamy nigdzie,
nasz barłóg w ciemności, szumią nasze kości
w poszyciu leśnym, z łąką dobrą w zgodzie
żyjemy tu, warstwa na warstwie. Biegłem,
śpieszyłem, brnąłem w kopne śniegi, w błędne aleje,
w ścieżki rozwidlone, w ciemność, zbyt ciemną
dla poszukiwaczy, przez powalone pnie, błotne
kałuże, przestrzenie ciasne, okna blindowane,
w krzyki i płacze, w podzwanianie kluczy,
w judaszu srebrnym w krwawe oko nocy,
w ziemiste ciała, w zatrzaśniętą bramę
i w miasta żywą, rozjątrzoną ranę.
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!