Zadufane nadzieje / Tej zakłamanej dekady / Pryskają jak bańki mydlane. / W zmierzch, co zapada nad ziemią, / I w świt, i w każdy los / Wdziera się lęk i gniew / Jak wściekła fala powodzi; / I pięknej nocy wrześniowej, / Choć jeszcze tego nie słychać, / Urąga odór śmierci – publikujemy nowe tłumaczenie wiersza W. H. Audena w przekładzie Antoniego Libery.
Siedzę w okropnym nastroju
W jednym z tych podłych barów
Przy pięćdziesiątej drugiej,
A zadufane nadzieje
Tej zakłamanej dekady
Pryskają jak bańki mydlane.
W zmierzch, co zapada nad ziemią,
I w świt, i w każdy los
Wdziera się lęk i gniew
Jak wściekła fala powodzi;
I pięknej nocy wrześniowej,
Choć jeszcze tego nie słychać,
Urąga odór śmierci.
Nauka kiedyś odkryje
I opisze ten szał –
Od Lutra aż do dzisiaj –
Który opętał kulturę;
Odpowie, co właściwie
Wydarzyło się w Linzu,
I z jakiej wyobraźni
Wziął się ten bóg-psychopata.
Lecz na razie sam wiem –
Co zresztą wszyscy wiedzą,
W tym nawet małe dzieci –
Że komu wyrządza się zło,
Ten się odpłaca złem.
Wygnany Tukidydes
Wiedział o demokracji
Wszystko, co da się wysłowić.
Znał zakłamanie tyranów,
Ich starczą gadaninę
I mowy nad głuchym grobem.
I opisał to wszystko:
Wzgardzone światło rozumu,
Pospolite cierpienia,
Złe rządy, nieszczęścia i rozpacz.
Teraz znów nas to czeka.
W tym apatycznym powietrzu,
W którym ślepy wieżowiec
Samą swą kubaturą
Czci Masowego Człowieka,
Rozbrzmiewa wielojęzyczny
Pełen sprzeczności szum,
Który ma coś tłumaczyć,
Tylko że nic nie tłumaczy.
Ale jak można dłużej
Żyć w euforycznym śnie,
Kiedy zwierciadło odbija
Dziką, zaborczą twarz
I globalne bezprawie?
Oczy i uszy ludzi
Siedzących tu przy barze
Szukają pocieszenia
W błyskotkach codzienności.
Te światła nie mogą zgasnąć,
Orkiestra musi grać dalej.
Cała machina świata
Pracuje dla pozoru:
By obić nam dom tapetą
I stłumić dziecięcy lęk:
Żeśmy zbłądzili w lesie,
A tu zapada noc,
I nigdy już nie będziemy
Szczęśliwi ani dobrzy.
Bezdenne brednie i wrzaski
Ważnych Osobistości
Nie są tak prymitywne
Jak nasze skryte pragnienia:
Co szalony Niżyński
Napisał o Diagilewie,
Wyraża i zwykłe serca.
Bo każdy o tym śni
I niepoprawnie marzy:
Nie żeby kochać bliźniego,
Lecz aby być kochanym.
Z atawistycznych mroków
Wkracza w moralne życie
Zgraja tępych gamoni,
Klepiąc poranne przysięgi:
„Nie będę cudzołożył,
Będę pracował wydajniej”.
A bezradni przywódcy
Co rano, nałogowo,
Zasiadają do gry.
Któż ich teraz uwolni?
Kto przywróci im słuch?
Kto za nich, niemych, przemówi?
Wszystko, co mam, to głos –
By się nim przebić przez kłamstwo,
To romantyczne kłamstwo,
Które narosło w mózgach
Przeciętnych zjadaczy chleba;
Jak i przez kłamstwo Władzy,
Wcielone w drapacze chmur.
Państwo to abstrakt, widmo,
Lecz nikt też nie żyje sam.
Policji i ludzkim masom
Głód nie daje wyboru;
Musimy się miłować; musimy – albo śmierć.
Zapada noc. I świat,
Bezbronny, kruchy świat,
Zamiera jak w malignie.
A jednak tu i ówdzie
Pobłyskują przekornie
Małe punkciki światła –
To garstka Sprawiedliwych
Wysyła sobie sygnały.
Obym i ja, jak oni –
Proch, którym włada Eros –
Wśród tego samego zwątpienia,
Pośród tej samej rozpaczy,
Zapłonął ognikiem wiary.
Wystan Hugh Auden
Przełożył Antoni Libera
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!