Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Paweł Milcarek: Prymas i ruch liturgiczny

Paweł Milcarek: Prymas i ruch liturgiczny

Niewątpliwie należało do linii Prymasa i to, że skrupulatnie pilnowano szacunku do Najświętszego Sakramentu – zarówno w przepisanych zachowaniach szafarzy, jak i w gestach pobożnościowych wiernych - przeczytaj w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: Interrex Wyszyński artykuł Pawła Milcarka Prymas i ruch liturgiczny.

Rocznicowe powroty do życia i dzieła Prymasa Wyszyńskiego rzadko lub zupełnie wyjątkowo dotyczą jego usytuowania wobec ruchu liturgicznego, soborowej dyskusji o liturgii i posoborowej reformy liturgicznej. Przez pewną jednostronność tematów wspomnieniowych myślimy o Prymasie niemal wyłącznie jako o myślicielu społecznym, teologu narodu, krzewicielu maryjnego zawierzenia, pasterzu milenijnym. Jednak nawet na tym tle zagadnień niewątpliwie pierwszorzędnych w hierarchii Kardynała kwestia liturgii nie jest wcale mała i dla niego dosłownie drugorzędna.

Ksiądz Wyszyński – o czym przecież często się przypomina – wyrastał pod ogromnym wpływem księdza Władysława Korniłowicza oraz w kontakcie z ideałem, który próbował ona wraz z grupą współpracowników realizować w Laskach. Dążyło się tam do syntezy franciszkańskiej prostoty duchowej z dominikańsko-tomistycznym szacunkiem dla Prawdy – i z benedyktyńskim zmysłem liturgii, „dzieła Bożego”. Temu ostatniemu wątkowi poświęcił ksiądz Korniłowicz dużo przemyśleń i starania. Pod jego wpływem uwrażliwiał się też na tę kwestię ks. Wyszyński.

Dzisiaj wątek ten sprowadza się w karykaturalnym uproszczeniu do „przygotowywania zmian pod posoborową reformę liturgii”, tak jakby wystarczyło przyjrzeć się tym reformom, aby zrozumieć o co chodziło Laskom. W rzeczywistości sprawa jest i bogatsza, i ciekawsza.

U boku księdza Korniłowicza przyszły Prymas Polski zetknął się faktycznie z postulatami i praktykami ruchu liturgicznego, który najmocniejszy był we Francji, Niemczech i Belgii. W skali Kościoła powszechnego było to zjawisko wielowątkowe i nie tworzące jednego spójnego programu, zmierzające różnymi sposobami do wprowadzenia liturgii, modlitwy Kościoła w centrum pobożności wiernych.  Myślano o wielkiej reformie – ale nie tyle polegającej na zmianach w obrzędach, ile w mentalności katolików: zamiast dominującego w pobożności nurtu indywidualnej dewocji chciano dać jako podstawę dla dusz formy „obiektywne”, obecne w społecznej modlitwie Kościoła, mniej naznaczone nowożytnym sentymentalizmem, za to mocno zakorzenione w długim trwaniu tradycji. Na ogół ruch ten wyrażał się w pracy wychowawczej: uczestnikom Mszy dawano do rąk mszaliki, zachęcano do śledzenia obrzędów i treści modlitw, używania „oracji” w rozmyślaniu i modlitwie prywatnej; szczepiono śpiew liturgiczny (chorał gregoriański) i formy celebracji raczej uroczyste niż uproszczone, wykorzystując przy tym wszystkie już obecne w rytuale możliwości uczestnictwa wiernych, także zewnętrznego.

Wszystko to widać w osobistych preferencjach księdza Wyszyńskiego i w jego późniejszej biskupiej trosce o liturgię i duszpasterstwo liturgiczne. Wiele wymienionych wyżej dążeń ruchu liturgicznego stało się zresztą popieranym standardem w okresie pontyfikatu Piusa XII, zwłaszcza po poświęconej liturgii encyklice Mediator Dei z roku 1947, mistrzowskiej i do dziś niezrównanej.

Gdy patrzymy na lata pasterskie Stefana Wyszyńskiego, widać, że aż do początku lat 60. próbuje on po prostu realizować ten standard duszpasterstwa liturgicznego, mający zresztą w zapleczu wielką teologię Kościoła, społeczności będącej mistycznym Ciałem Chrystusa. Przemodlone i przemyślane w okresie internowania 1953-1956 plany duszpasterskie obejmowały z jednej strony podwyższenie gorliwości liturgicznej duchowieństwa, a z drugiej – wykorzystywanie wszystkich dostępnych i polecanych możliwości, aby „uspołecznić” równocześnie pobożność wiernych i samą celebrację liturgiczną.

Czy w tym etapie Prymas Wyszyński był rzecznikiem także zmian w samych księgach liturgicznych? Można powiedzieć, że witał z entuzjazmem umiarkowane reformy przeprowadzane w czasach Piusa XII, w latach 50. – na przykład przywrócenie późnowieczornej pory celebrowania Wigilii Paschalnej. Postulował uproszczenia w tzw. rubrykach i powiązane z tym pewne ułatwienia w przepisach liturgicznych (np. wprowadzenie Mszy wieczornych). Takie zmiany były powoli przeprowadzane, w końcu pontyfikatu Piusa XII i za Jana XXIII.

Odnosi się wrażenie, że w przeddzień Soboru zwołanego przez Jana XXIII Prymas uważał, że problemem do załatwienia jest już jedynie nieco większe rozszerzenie używania języka narodowego. Prymas i inni polscy biskupi stali na Soborze na stanowisku, że ze względów duszpasterskich należy rozszerzyć użycie języka narodowego przy sprawowaniu sakramentów z Rytuału oraz w przypadku niektórych śpiewów i modlitw mszalnych. Obstawali natomiast równie zdecydowanie przy stałym zachowywaniu łaciny w kanonie Mszy oraz w całym Brewiarzu. Te dwa punkty – łacina w Kanonie i w „pacierzach kapłańskich” – były uznawane za minimum niezbędne dla realnego uniwersalizmu modlitwy Kościoła w jej konkretnym brzmieniu. Akta Vaticanum II wskazywałyby na to, że na Soborze uważano powszechnie, iż to minimum nie zostanie podważone.

Gdy w roku 1963 została uchwalona konstytucja soborowa o świętej liturgii, Prymas miał poczucie, że zapowiada ona reformę pełną umiaru, swoiste zakończenie procesu widocznego od około dziesięciu lat. W praktyce posoborowa reforma liturgiczna znacznie przekroczyła te horyzonty. W latach posoborowych Prymas Wyszyński hamował, na ile tylko mógł, te rozszerzające interpretacje. Gdy jednak przychodziły z Rzymu zarządzenia o wprowadzeniu „nowych obrzędów”, podporządkowywał się im bezszelestnie; zapewne wystarczył tu sam duch posłuszeństwa wobec Stolicy Apostolskiej.

Nie znajdziemy zatem u Prymasa Wyszyńskiego żadnej publicznej krytyki liturgicznych zmian przeprowadzanych z pieczęciami papieskim (pytanie czy taka krytyka znajduje się w jego poufnych zapiskach Pro memoria)i. Z drugiej strony – Prymas korzystał z zostawionej mu swobody, by niektórych „nowinek” liturgicznych nie promować lub ich unikać. Było to oczywiste w przypadku takich zalegalizowanych nadużyć jak „Komunia na rękę” – w Polsce nie było na nie miejsca w ogóle. Ale ostrożność dotyczyła także języka łacińskiego w Liturgii Godzin (pamiętajmy, że polskie tłumaczenie tego nowego „brewiarza” zaczęło się ukazywać dopiero kilka lat po śmierci Prymasa – i rzeczywiście szybko wyrugowało łaciński oryginał). Niewątpliwie należało do linii Prymasa i to, że skrupulatnie pilnowano szacunku do Najświętszego Sakramentu – zarówno w przepisanych zachowaniach szafarzy, jak i w gestach pobożnościowych wiernych (tzw. kolejki do Komunii i przyjmowanie jej na stojąco, z marszu, zaczęły się przyjmować w polskich kościołach też dopiero po połowie lat 80.; wcześniej Komunii udzielano niemal bez wyjątku na klęcząco, przy balustradach zwykle przykrywanych obrusem komunijnym). W Kościele Prymasa Wyszyńskiego unikano też niszczenia starych ołtarzy: mimo dopuszczonej i dominującej mody na „ołtarze soborowe” ostało się jeszcze wiele miejsc, w których celebrowano versus Dominum, choć fascynaci nowego prądu nazywali to pogardliwie „odprawianiem do ściany”.

Nie wydaje się, by ta konserwatywna powściągliwość Prymasa – widoczna także w osobistej niechęci do koncelebrowania – wynikała jedynie z sytuacji Kościoła w Polsce rządzonej przez komunistów. Równie dobrze można by stawiać tezę, że gdyby nie ta specyficzna sytuacja, Prymas może byłby jeszcze bardziej zasadniczy w stawianiu oporu zmianom przychodzącym z instytucji rzymskich. Tymczasem zdawał sobie sprawę, że nie może dać komunistom spektaklu niesnasek wewnątrzkościelnych. Nikt więc nie wie jak – także w interesujących nas tu sprawach – zachowywałby się w Polsce suwerennej, w warunkach wolności.

Możemy być natomiast pewni, że w jego własnym myśleniu forsowne reformy struktur liturgicznych odgrywały rolę zgoła drugorzędną – czasami nazywał je „przestawianiem mebli”, które zastępuje prawdziwego ducha pogłębienia wiary. Był jednym z tych, którzy widzieli, że pogłębienie liturgiczne zakłada nie tylko wspólnotę gestów, lecz przede wszystkim wspólnotę sacrum.

Paweł Milcarek

 


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.