Zdumiewa myślowy i moralny punkt, do którego doszli teraz rosyjscy chrześcijanie z religijnego Bractwa Radoneż. Ostatnio, zapewne pod wpływem odebrania Moskwie przez rząd ukraiński kijowskiej Ławry Peczerskiej, Nikiforow ogłosił, że nie ma żadnej różnicy pomiędzy poganami i Ukraińcami, a skoro tak, to Ukraińców bez jakichkolwiek rozróżnień należy „unicestwiać bez wahania” – zwraca uwagę w najnowszym felietonie Jan Rokita.
Dwa lata temu, w wydawanym w Białymstoku „Przeglądzie Prawosławnym”, można było przeczytać relację z obchodów trzydziestolecia moskiewskiego prawosławnego Radia Radoneż. Przy tej okazji zasłużony twórca i szef rozgłośni Jewgienij Nikiforow ciekawie opowiadał o historii odrodzenia świeckiego ruchu religijnego w Rosji, począwszy od gorbaczowowskiej epoki „głasnosti”, kiedy to powoli zaczynały słabnąć sowieckie prześladowania religijne. Nikiforow opowiada, jak w połowie lat 80. uruchomił wraz z grupą przyjaciół religijny „samizdat”, dzięki któremu w ZSSR pojawiły się pierwsze po siedemdziesięciu latach wydania wschodnich Ojców Kościoła, np. św. Jana Złotoustego. Wkrótce postępy liberalizacji kraju umożliwiły rejestrację stowarzyszenia, nawiązującego swą nazwą „Radoneż” do najgłębszego historyczno-religijnego dziedzictwa Rosji, czyli do XIV-wiecznej figury św. Sergiusza z Radoneża, głównego patrona prawosławnej Rosji. Od końca lat 80. Nikiforow był spiritus movens czegoś na kształt naszego „uniwersytetu latającego”, który gromadził setki moskiewskich inteligentów, słuchających wykładów i debatujących na tematy religijne i społeczne. Po rozwiązaniu ZSSR, dzięki wolności, jaka zapanowała w kraju, Radoneż stawał się stopniowo coraz bardziej rozległą siecią instytucji zorientowanych na odbudowę zrujnowanej kultury religijnej Rosji. I tak w latach 90. powstały elitarne gimnazja klasyczne Radoneż, potem czasopismo religijne i Radio Radoneż, a w końcu Międzynarodowy Festiwal Filmowy Radoneż i biuro pielgrzymkowe nastawione na odnowienie kultu prawosławnych miejsc świętych. A gdy w końcówce wolnościowych rządów Jelcyna rosyjska Duma uchwaliła prawo o wolności religijnej, spełniło się główne marzenie Nikiforowa i jego przyjaciół. Mogli oto legalnie powołać do życia Prawosławne Bractwo Religijne, restytuując w ten sposób wielowiekową tradycję wschodniej dewocji i rosyjskiego życia kulturalno-religijnego.
Radoneż stawał się stopniowo coraz bardziej rozległą siecią instytucji zorientowanych na odbudowę zrujnowanej kultury religijnej Rosji.
Nikiforow – to postać, która z samej natury rzeczy musi budzić sympatię, zwłaszcza u człowieka religijnego. Nie ma dwóch zdań co do tego, że odrodzenie duchowe i religijne w kraju zdominowanym przez homo sovieticusa (by odwołać się do sławnego terminu Zinowiewa) musiało być nie tylko doniosłą, trudną, ale i w jakiś sposób szlachetną misją, jaką postawiła sobie grupa odważnych chrześcijan w epoce schyłkowych antyreligijnych represji, a zarazem triumfu bandyckiej wersji kapitalizmu, jaka nastała w rozkładającym się państwie sowieckim. Nikiforow otwarcie przyznaje, że: „gdyby pierestrojka przyszła kilka lat później, to resztę życia spędzilibyśmy zapewne w łagrach”, po czym przypomina, że jeszcze w 1989 roku KGB aresztowało jednego z jego przyjaciół za uprawianie propagandy religijnej. Co ciekawe, Bractwo Radoneż od samych swych początków odwoływało się do najstarszych korzeni moskiewskiego dziedzictwa religijnego, dla którego postacią ikoniczną jest właśnie św. Sergiusz z Radoneża – założyciel podmoskiewskiej Ławry Troicko-Sergijewskiej, czyli duchowego, intelektualnego i artystycznego centrum dawnego rosyjskiego prawosławia, a także duchowy mistrz genialnego Andreja Rublowa. W niedawno wydanej i wartej przeczytania książce o Rosji Piotr Skwieciński ciekawie analizuje ów współczesny fenomen rosyjskiego ruchu prawosławnego, który proklamuje zerwanie z kulturowym dziedzictwem Piotra Wielkiego - imperialnego cara zepsutego Zachodem i nakazującego w imię nowoczesności wyrywać brody świątobliwym moskiewskim bojarom. Nikiforow i cały stworzony przezeń konglomerat Radoneża jest z pewnością częścią tego ruchu, zorientowanego głównie na ewangelizację moskiewskiej inteligencji.
Ten rzut oka na historię Radoneża i samego Nikiforowa jest niezbędny do zrozumienia drogi, jaką w ciągu trzech ostatnich dekad przebyli ludzie, którym Rosja jeszcze tak niedawno zawdzięczała odrodzenie swej religijnej duchowości. Radoneż nigdy nie lubił Polski, co w końcu nie dziwi, zważywszy że cały wielki „słowiański spór domowy” (jak pisał Puszkin) pomiędzy Polską i Rosją był także sporem o granice wpływów rzymskiego katolicyzmu i moskiewskiego prawosławia. Na przykład na falach Radia Radoneż parę lat temu, w okresie ostrego kryzysu polsko-izraelskiego, dziękowano Żydom za to, że w końcu zaczęli głośno przekonywać świat o polskim zbrodniczym antysemityzmie. Rzecz jasna, nietrudno sobie wyobrazić, że dla ludzi takich jak Nikiforow obecny rozpad organizacyjny moskiewskiego prawosławia, jaki nastąpił za sprawą wojny rosyjsko-ukraińskiej, musiał być ciosem trudnym do zniesienia. W końcu epoka św. Sergiusza i świetności historycznego Radoneża (zrujnowanego podczas wielkiej smuty przez nasze wojsko i popadłego w ruinę) – to jeszcze czas sprzed podziału metropolii kijowskiej na tę „litewską” w Kijowie i moskiewską, co stało się dopiero w połowie XV wieku. Więc prawdę mówiąc, nikt się raczej nie powinien dziwić, że Rosjanie z bractwa Nikiforowa nie znoszą ani samych Ukraińców, ani tym bardziej państwa ukraińskiego, z całą mocą zaangażowanego w odcinanie prawosławia ukraińskiego od władztwa Patriarchatu Moskiewskiego. A zważywszy na znaną wielkoruską ideologię moskiewskiego prawosławia, można się było spodziewać, iż nawet militarna napaść na Ukrainę może nie wzbudzić większych oporów w środowisku Nikiforowa.
Cały wielki „słowiański spór domowy” (jak pisał Puszkin) pomiędzy Polską i Rosją był także sporem o granice wpływów rzymskiego katolicyzmu i moskiewskiego prawosławia.
To jednak co naprawdę zdumiewa, to myślowy i moralny punkt do którego doszli teraz rosyjscy chrześcijanie z religijnego Bractwa Radoneż. Ostatnio, zapewne pod wpływem odebrania Moskwie przez rząd ukraiński kijowskiej Ławry Peczerskiej, Nikiforow ogłosił, że nie ma żadnej różnicy pomiędzy poganami i Ukraińcami, a skoro tak, to Ukraińców bez jakichkolwiek rozróżnień należy „unicestwiać bez wahania”. Jego zdaniem instrukcją postępowania dla armii rosyjskiej powinny stać się opisy z ksiąg Starego Testamentu, na przykład z Księgi Jozuego, gdzie wojsko izraelskie zabija wszystkich mężczyzn, kobiety i dzieci kananejskie, po to by Naród Wybrany mógł się bezpiecznie osiedlić w Ziemi Obiecanej. Zasłużony działacz na rzecz odrodzenia religijnego ujawnia się tym razem także jako ekspert od optymalizacji technik holocaustu. Dla biologicznego wyniszczenia Ukraińców dobrze by było - jego zdaniem - zastosować broń termobaryczną, polegającą na rozpylaniu nad całymi obszarami ładunków wybuchowych w formie aerozolu, a później ich zmasowanej detonacji. Miałoby to być remedium na zbyt przewlekły sposób zabijania Ukraińców tradycyjnymi metodami. Przeglądając przeszłe analizy warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich natrafiłem na informację, że już w kwietniu tego roku na falach Radia Radoneż Nikiforow postulował, aby w reakcji na próby odebrania Moskwie Ławry Peczerskiej „armia rosyjska spaliła żywcem wszystkich obywateli Ukrainy”.
Wojny motywowane religijnie często miały tendencję do przeobrażania się w praktyki ludobójcze, zarówno gdy chciano oczyścić Europę z pogan, jak i zwalczyć religijnych odszczepieńców
To oczywiście truizm, że wojny motywowane religijnie często miały tendencję do przeobrażania się w praktyki ludobójcze, zarówno gdy chciano oczyścić Europę z pogan, jak i zwalczyć religijnych odszczepieńców, uważanych czasem (zgodnie zresztą z logiką Nikiforowa) za jeszcze gorszych niźli poganie. Krzyżacy przeprowadzili w ten sposób „ostateczne rozwiązanie” kwestii Prusów, Szymon de Montfort postąpił podobnie z albigensami w Langwedocji, zaś Cortez z Aztekami w Ameryce. W zachodnim chrześcijaństwie pojawiała się jednak w reakcji jakaś autokrytyczna refleksja na temat tych strasznych dokonań, jak choćby znana każdemu polskiemu dziecku mowa księdza Pawła Włodkowica na temat nawracania pogan, wygłoszona podczas soboru w Konstancji, czy sławna debata w Valladolid, zaaranżowana przez katolickiego cesarza Karola V, po której władca kazał powstrzymać hiszpański holocaust Indian. Wszystko to jednak nie przeszkodziło przecież wcale w urzeczywistnieniu, cztery wieki po debacie w Valladolid, jeszcze jednego, najbardziej perfekcyjnego technicznie planu holocaustu na innowierczych Żydach, w wykonaniu chrześcijańskiego narodu niemieckiego. Po tym ostatnim przypadku, który odcisnął niewyobrażalną traumę na duchowych dziejach Europy, wydawać by się mogło, iż otwarte planowanie, czy nawoływanie do jeszcze jednej powtórki, jest w świecie chrześcijańskim niemożliwe, przynajmniej na jakiś czas. Wygląda jednak na to, że taki optymizm jest niczym innym, jak niepoprawną iluzją nas – chrześcijan na temat naszego chrześcijańskiego świata, zaś racja tkwi po stronie szeregu intelektualistów żydowskich (takich choćby jak Hannah Arendt, Zygmunt Bauman, czy Theodor Adorno), przekonanych, że holocaust o religijnym czy quasi-religijnym podłożu jest ciągle możliwy niemal na wyciągnięcie ręki. Niestety, przypadek głęboko religijnych chrześcijan rosyjskich z Bractwa Radoneż, którzy tak wiele dobrego zrobili dla religijnego odrodzenia Moskwy po epoce bolszewizmu, jest tu dowodem nie do zbicia.
Jan Rokita
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!
(ur. 1959) – prawnik i publicysta, komentator polityczny. Od początku istnienia związany z Niezależnym Zrzeszeniem Studentów. Uczestnik obrad Okrągłego Stołu. W latach 1989-2007 poseł na Sejm RP. Po wyborach 1989 roku był wiceprzewodniczącym Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, skupiającego posłów rekomendowanych przez „Solidarność”. Przewodniczył wówczas sejmowej Komisji Nadzwyczajnej do zbadania działalności MSW, która zajmowała się m.in. archiwami SB. W efekcie tych prac powstał raport końcowy zwany „raportem Rokity”. W latach 1992-1993 pełnił funkcję szefa Urzędu Rady Ministrów. W 2007 roku wycofał się z czynnego życia politycznego. Od tego czasu jest wziętym publicystą i wykładowcą akademickim. Uprawia też róże. Odznaczony m.in. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyżem Wolności i Solidarności. Laureat „Nagrody Kisiela” za 2003 rok.