Najcięższym następstwem wygnania było dla twórców odcięcie od klimatów kultury krajowej, jałowość intelektualna i poetycka, wreszcie zamilknięcie. Doświadczył tego także Józef Wittlin. On zresztą był w najgorszej sytuacji losowej, gdyż dla niego dwukrotnie załamał się świat i rozpadła cywilizacja – pisze Klemens Górski w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Józef Wittlin. Cierpliwy piechur XX wieku”.
Ponad trzydzieści lat temu ukazała się w Londynie książka Literatura polska na obczyźnie, a w niej obszerny esej Tymoteusza Karpowicza Homo viator w polskiej poezji współczesnej. Tytuł jest w sposób oczywisty za szeroki, gdyż autor nie omawia całej naszej poezji „podróżniczej”, a jedynie twórczość poetów emigrantów, żeby wymienić przykładowo Bednarczyka, Czaykowskiego, Frajlich, Niemojowskiego, Pietrkiewicza, Taborskiego, Wirpszę i innych. Nawiązując zaś do głośnej swego czasu książki Homo viator francuskiego filozofa, Gabriela Marcela, uważa ich za homines viatores, czyli ludzi podróżnych, pielgrzymów, nieledwie turystów, którzy dobrowolnie wędrują po świecie i pisują o tym wiersze. Wyraża nawet zdziwienie, podszyte lekką dezaprobatą, że żadnemu z tych odyseuszy – jak ich nazywa – nie udało się stworzyć arcydzieła na miarę Odysei.
Esejowi Karpowicza niczego nie można zarzucić. W swoich założeniach jest trafny diagnostycznie, pogłębiony interpretacyjnie, błyskotliwy erudycyjnie, po prostu znakomity. Ale, niestety, chybiony merytorycznie. Nieporozumienie polega na tym, że omawiani przez niego poeci to nie ekspatrydzi, z własnej woli opuszczający ojczyznę i wybierający obczyznę, tylko ludzie z m u s z e n i do emigracji (lub do pozostania na niej), uciekinierzy, wręcz wygnańcy. W ojczyźnie bowiem czekały na nich prześladowania, więzienia, tortury, wyroki śmierci.
Zżerała Wittlina nie tylko bieda, ale i tęsknota za krajem
Ich dotychczasowy świat, rozbity przez wojnę, przestał istnieć. Aby żyć i przeżyć, musieli go albo odtwarzać, albo stwarzać na nowo, zwykle pośród skrajnego niedostatku i niechęci tubylców. Pisze o tym aż nadto boleśnie Józef Wittlin w liście do Juliana Tuwima z 13 lutego 1946 roku: „Bardzo Cię przepraszam, że Ci jeszcze nie oddaję 10 dolarów, które wyłożyłeś za mnie […] Niestety, jestem w tak ciężkiej niedoli materialnej, że 10 dolarów stanowi dla mnie bardzo wielką sumę […] zapomóg żadnych nie mamy i dosłownie nikt nam nie pomaga”.
Zżerała Wittlina nie tylko bieda, ale i tęsknota za krajem, co z kolei w liście do Stanisława Balińskiego z 3 maja 1950 roku wyraził tak: „Ja już wariuję za Europą. Za Polską też. Dziwna rzecz, jak niektórzy uchodźcy polscy łatwo rozstali się z myślą o zobaczeniu kraju”. Dodajmy od siebie: Jeszcze smutniejszy był fakt, że często ich dzieci, a z reguły już wnuki przestawały być Polakami.
Najcięższym jednak następstwem wygnania było dla twórców odcięcie od klimatów kultury krajowej, jałowość intelektualna i poetycka, wreszcie zamilknięcie. Doświadczyli tego tacy świetni poeci, jak Jan Darowski czy Zdzisław Marek. Doświadczył także Józef Wittlin. On zresztą był w najgorszej sytuacji losowej, gdyż dla niego dwukrotnie załamał się świat i rozpadła cywilizacja. Po pierwszej wojnie światowej wyszedł z tego obronną i twórczą ręką, po drugiej, niestety, już nie. Szlifował wprawdzie bez końca swój przekład Odysei Homera, gromadził materiały do dalszych części Soli ziemi, do wspomnień i esejów, ale wierszy nie przybywało.
„Ja już wariuję za Europą. Za Polską też. Dziwna rzecz, jak niektórzy uchodźcy polscy łatwo rozstali się z myślą o zobaczeniu kraju”
Zdążył jeszcze przed śmiercią przygotować zbiorek Poezji, w którym znalazły się wybrane Hymny z roku 1920, trzy wstrząsające wiersze wojenne z roku 1942: Żydom w Polsce, Na sądny dzień żydowski roku 1942 (5307) oraz Stabat Mater, a także cykl dziewięciu nowych wierszy, który nazwał Esencje. Spośród nich na uwagę zasługuje dłuższy utwór Lament barana ofiarnego, będący dramatyczną skargą tytułowego zwierzęcia przed zabiciem i spaleniem na stosie przez Abrahama zamiast Izaaka; wyróżnia się krótki liryk o incipicie Szargajmy, szargajmy świętości…, nawiązujący do wypowiedzi Stańczyka w Weselu Wyspiańskiego: „…ale Świętości nie szargać/bo trza, żeby święte były…”, i głoszący – przeciwnie – że należy je szargać, bo dopiero świętości „zszargane, ubiczowane, oplute […] mogą być święte; wreszcie miniatura liryczna, która (autobiograficznie?) mówi sama za siebie:
POETA EMIGRACYJNY
Dziwaczne gusła czyni,
świat wokół niego robi się coraz bardziej pusty,
a on na tej pustyni
wolnymi głosi usty
pochwałę wolnych ust.
1975
O Józefie Wittlinie żadną miarą nie można powiedzieć, że był to homo viator, choć skądinąd wiemy, że bardzo kochał podróże. Trafniej go charakteryzuje określenie wzięte z tytułu książki innego uczonego, Victora Emila Frankla: Homo patiens. Człowiek cierpiący.
Klemens Górski
_________
Klemens Górski – ps. Adam Waga, ur. 1936, redaktor, eseista, poeta.
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!