Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Kinga Dygulska-Jamro: In-Vitro made in Spain & USA

Kinga Dygulska-Jamro: In-Vitro made in Spain & USA

I jak tu nie mówić o “produkcji”, skoro sami rodzice otwarcie opowiadają o szczegółach technicznych poczęcia swoich pociech


I jak tu nie mówić o “produkcji”, skoro sami rodzice otwarcie opowiadają o szczegółach technicznych poczęcia swoich pociech

Stare powiedzenie mówi, że co kraj to obyczaj. W Polsce pani Agnieszka Ziółkowska - kobieta poczęta z in-vitro - chce dokonać apostazji. Bardzo proszę, drzwi otwarte. Kościół kocha wszystkich, także tych poczętych sztuczną metodą zapłodnienia i szanuje wolność wyboru ponad wszystko.

Pytanie brzmi, dlaczego pani Agnieszka chce to zrobić? Odpowiedź jest dość prosta: ponieważ boli ją prawda zawarta w ostatniej broszurze Episkopatu:

[Zapłodnienie metodą in vitro] to „produkcja” człowieka stanowiąca w istocie formę zawładnięcia życiem ludzkim. (...) Jest procedurą znaną w hodowli roślin i zwierząt, której celem jest wytworzenie człowieka w laboratorium i przeniesienie go mechanicznie do organizmu matki.

Katarzyna Wiśniewska z Gazety Wyborczej uważa zaś powyższe słowa za poniżające, choć przyznam, że z jakiejkolwiek strony by na nie nie patrzeć, żadne z tych słów nie jest nacechowane negatywnie.

W takim razie przytoczę może obu paniom trzy przykłady, jedne spośród dziesiątek, jakie znam z pierwszej ręki, a które w sposób naturalny dziwią samych rodziców dzieci poczętych z in-vitro.

Znajoma Hiszpanka, rodem z kraju ex-premiera Zapatero i wzoru dla Pani Wiśniewskiej, bardzo chciała mieć dziecko, a ponieważ nie mogła, zdecydowała się na in-vitro. Jak sama mi mówiła: została oszukana przez klinikę co do ilości pobranego materiału, a na koniec okazało się, że dziecko umarło w piątym miesiącu ciąży. Badania wykazały, że dziecko miało wadę genetyczną. Dopiero gdy zasięgnęła języka u ekspertów, dowiedziała się, że dzieci z in-vitro są narażone na niedorozwój w znacznie większym stopniu niż dzieci poczęte naturalnie. Hiszpanka zaprzestała dalszych starań o poczęcie potomstwa tą metodą, udała się w akcie przebłagalnym do Santiago de Compostela, a obecnie  ma dwoje zdrowych dzieci poczętych w sposób naturalny i każdemu odradza in-vitro. Okazało się, że lekarze mylili się w jej przypadku, a ona sama padła ofiarą przemysłu in-vitro.

Drugi przykład, który ewidentnie powinien trafić do prokuratury, ale nie ze względu na tezy Episkopatu, ale ze względu na rynek przestępczy stojący za in-vitro, jest następujący:

W Kalifornii spotykam przypadkowo na ulicy znajomą, która oświadcza, że jest w ósmym miesiącu ciąży. Pytam się, jak się czuje, a ona na to, że świetnie, bo ciążę nosi surogatka. „Ok, nie ma sprawy” - mówię. Akceptuję decyzję i życzę powodzenia. Jednak za dwa tygodnie spotykam ją znowu i wygląda na zmartwioną. Pytam się, co się dzieje, a ona na to, że nie ma pewności, czy surogatka odda im dziecko. I pyta się mnie z nadzieją w głosie: „Chyba odda, co? W końcu mamy umowę”. Jest to szara strefa, nie do końca uregulowana prawem kalifornijskim, stawiająca w trudnej sytuacji wszystkich zaangażowanych: dawców materiału genetycznego, surogatkę, która nosi dziecko, oraz samo dziecko. W tym przypadku surogatka oddała dziecko, ale mimo starannego doboru materiału, okazało się niezwykle chorowite.

Trzeci przykład dotyczy urodzin organizowanych przez dalszą znajomą. Mama jubilatek – dziewczynek w wieku 6 i 8 lat – ze względu na wiek, nie mogła zajść w ciążę. Dlatego w 2005 i 2007 roku zdecydowała się na in-vitro. Dziewczynki, mimo różnicy wieku, są nie do rozróżnienia. Jedną wszczepili w 2005 roku, a z drugą dziewczynką poczekali dwa lata z rozmrożeniem i wszczepieniem, o czym otwarcie opowiadają, tłumacząc podczas hucznego “birthday party” bliźniacze podobieństwo cór.

Właściwie świetnie, że obchodzą urodziny w tym samym dniu. Przynajmniej to się zgadza, bo liczba świeczek na torcie już niekoniecznie.

I jak tu nie mówić o “produkcji”, skoro sami rodzice otwarcie opowiadają o szczegółach technicznych poczęcia swoich pociech. Tak, drogie Panie. Zarówno moje znajome jubilatki z probówki, które swoją drogą bardzo lubię, jak i pani Agnieszka zostały wyprodukowane z miłości, a Kościół otacza je troską i miłością do tego stopnia, że pozwala odejść pani Ziółkowskiej. Widać, ile ludzi tyle postaw. Szczęśliwie mama jubilatek ma inną postawę, nie oburza się na stanowisko Kościoła, a dzieci zapisała do katolickiej szkoły. Z pokorą przyznaje, że źle zrobiła, podejmując decyzję o in-vitro, ale zrobiła to z miłości i chęci posiadania potomstwa za wszelką cenę. Dziś chciałaby pozostać w Kościele.

Dr Kinga Dygulska-Jamro – politolog i koreanista. Studiowała w czołowych ośrodkach naukowych w Polsce, Korei Południowej, Hiszpanii. Biegle posługuje się  koreańskim, angielskim i hiszpańskim. Przez kilka lat była korespondentem „Rzeczpospolitej” w Seulu. Obecnie pracuje naukowo na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles (UCLA).

 


Wydaj z nami

Zostań mecenasem tygodnika idei Teologii Politycznej w 2025!
„Interesują nas właśnie te idee, które zbudowały naszą rzeczywistość, postaci odzwierciedlające głębsze znaczenie własnej wspólnoty politycznej, wydarzenia, które ukazują sens zastanego losu”
Brakuje
Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.