Węgry od 2010 roku są miejscem przywracania - nieodzownie zakorzenionej w chrześcijańskim dziedzictwie Europy - polityczności
Węgry od 2010 roku są miejscem przywracania nieodzownie zakorzenionej w chrześcijańskim dziedzictwie Europy – a skompromitowanej przez postkomunistów – polityczności
Książka Igora Janke „Napastnik. Opowieść o Viktorze Orbanie” to rzecz wyjątkowa na polskim rynku wydawniczym. Autor przytacza losy obecnego premiera Węgier, jego polityczne wzloty i upadki, osobiste pasje, ideowe przemiany, religijne dojrzewanie, wytrwałość w walce o wyborczy sukces, wreszcie świadomość misji, jaką powierzył mu naród. Wszystko to ukazane na tle współczesnej historii Węgier – najpierw dotkniętych zbiorową traumą traktatu z Trianon odbierającego państwu ogrom terytorium i sporą część ludności, następnie uwikłanego w sojusz z III Rzeszą, a od końca lat czterdziestych zniewolonego stalinowskim terrorem. Jako najważniejszy fakt historyczny, także z perspektywy kariery Orbana jako polityka, prezentuje się rok 1956 i słynne budapesztańskie powstanie przeciwko reżimowi Janosa Kadara. Mit Imre Nagya, jego rządu wraz z pamięcią o zgładzonych przeciwnikach sowieckiej dominacji okazał się kamieniem węgielnym przyszłej niepodległości i podstawą dla antykomunistycznych wystąpień przeciwko próbom rewizji historii dokonywanym przez postkomunistycznych polityków już po odzyskaniu niepodległości. Z drugiej strony Janke wskazuje na nieheroiczny wymiar codzienności węgierskiego „gulaszowego socjalizmu”, pełnego oportunizmu, upowszechnionej postawy zgody na współpracę z partią w zamian za względny spokój i dostatek oraz duchowo – instytucjonalnej słabości kościoła pozbawionego woli i siły tworzenia enklawy wolności. Zastanawiające, jak z takiego marazmu, przyzwolenia na status quo i politycznej bierności, zrodził się naród gotów poprzeć polityka dziś tak niepopularnego wśród europejskich elit. Rysą, która pogłębia przepaść w węgierskim społeczeństwie jest historycznie zakorzeniony podział na „urbanistów” i „ludowców”. Ci pierwsi to mieszkańcy miast, ludzie wykształceni, określani mianem liberalnej inteligencji. Ci drudzy z kolei to osoby pochodzące z prowincji, nastawieni patriotycznie i tradycjonalistycznie biedniejsi mieszkańcy Węgier.
Oczywiście w ogólnonarodowej zgodzie co, do konieczności naprawy państwa oraz odbudowy poczucia dumy z węgierskości ogromną rolę odegrał skandal z udziałem socjalistycznego premiera Ferenca Gyurcsanyego, który w 2006 roku mimowolnie oświadczył Węgrom, że jego rząd każdego dnia oszukiwał i okłamywał obywateli. Samobójcze oświadczenie nagrane w trakcie posiedzenia rządu okazało się gwoździem do trumny politycznej kariery bogatego socjalisty. Wielotysięczne zamieszki i demonstracje, jakich świadkiem był Budapeszt w 2006 roku spowodowały zbiorowe przekonanie o nieodzowności jakościowej zmiany w stosunku politycznych decydentów do własnego państwa, narodu i społeczeństwa. Węgrzy wreszcie usłyszeli to, co każdy z nich przypuszczał, co jednak kryło się w zaciszu politycznych gabinetów. Skala społecznego oburzenia choć nieporównywalna z tym, co działo się w Polsce trzy lata wcześniej w związku z aferą Rywina, przypominała jednak ten sam proces zbiorowego wybudzania się ludzi z pozornie rozsądnej drzemki. Różnica polega na tym, że o ile w Polsce wybudzanie trwało krótko, ograniczyło się do wyboru sił politycznych stawiających na sanację państwa, błyskawicznie spotykających się z medialnym kontratakiem establishmentu, na Węgrzech były już szersze struktury publicznego działania, a Fidesz stanowił szeroki ruch polityczny angażujący wiele osób, które nie mogły znieść premiera nazywającego własne państwo „kurewskim krajem”. Postulat Orbana polegał właśnie na stworzeniu idei mieszczanina – obywatela. Klasa średnia, na którą postawił Orban po porażce wyborczej w 2002 roku, budowanie kręgów obywatelskich, platform grup zawodowych i środowiskowych działających w ramach szerszego ruchu społeczno – politycznego, zaprocentowało właśnie w momencie jawnego bankructwa wiarygodności Gyurcsanyego. Przywrócenie Węgrom wiary we własne możliwości, w nieodzowność afirmacji węgierskości, jako fundamentu jakiegokolwiek ambitnego projektu politycznego stało się warunkiem sine quo non odrodzenia społeczeństwa i państwa. Należy uznać ogromne zasługi Orbana na polu pracy nie tylko partyjno – medialnej, której celem było stworzenie równowagi instytucjonalnej i zwiększanie szans wyborczego powodzenia. Ten miłośnik futbolu przede wszystkim dokonał ogromnego wysiłku aksjologicznego, w jakimś sensie przywracając państwu jego obywateli, a obywatelom ich państwo. Cierpliwe budowanie struktur partyjnych, wciąganie ludzi w lokalne działania mające za zadanie realizację dobra wspólnego, stawianie pomników upamiętniających wydarzenia historyczne z dobrowolnych składek mieszkańców małych miejscowości, wyłanianie lokalnych liderów wskazujących drogi rozwoju małym społecznościom, umożliwianie służby publicznej ludziom spoza zamkniętego kręgu polityki i wielkiego biznesu – to w istocie rehabilitacja pojęcia polityczności, to przywrócenie polityce jej właściwego wymiaru działania w trosce o dobro publiczne, to nadanie samorządnej działalności obywateli znaczenia powagi, autentyczności i wiarygodności. To jedna z największych zasług Viktora Orbana po 1989 roku.
Janke umiejętnie zestawia te doniosłe fakty z politycznego, ekonomicznego i społecznego życia Węgier z opowieścią o zwykłym chłopaku z niewielkiej wsi Felcsut, którego biografia jest fascynująca także z powodu osobistych sporów bohatera z rzeczywistością. Premier Węgier już od najmłodszych lat musiał zmagać się z łatką gorszego, pochodzącego z prowincji pariasa. Być może także te względy życiorysu przesądzały o ogromnej ambicji, woli i niezłomności w dążeniu do wytyczonych celów. Że nie była to tylko pozbawiona głębszego sensu walka o przetrwanie czy ambicjonalna szarża wygłodniałego sukcesu nuworysza, pokazuje fakt duchowych zmagań Orbana z własną religijnością. Podczas, gdy inni politycy, jak choćby Donald Tusk, wykorzystywali względy religijne dla celów polityczno – marketingowych, łącząc decyzje partyjne i osobiste z nastrojami społecznymi i preferencjami elektoratu, Orban przeszedł gruntowną odmianę duchową, dokonującą się pod wpływem wielu rozmów z zaprzyjaźnionymi duchownymi oraz żoną – katoliczką. Choć i w jego przypadku nie brakowało względów politycznych, które nakazywały traktowanie kościołów protestanckich i katolickiego, jako istotnych instytucji w społeczeństwie węgierskim. Kościół węgierski przed zmianą ustroju był uznawany za organizację oportunistyczną, przesiąkniętą agenturą i pozbawioną wybitnych, charyzmatycznych jednostek. Zasadniczym wyjątkiem od tej reguły był prymas József Mindszenty torturowany przez komunistów i skazany na dożywotnie więzienie, czego uniknął dzięki pomocy Stolicy Apostolskiej. Ta ważna także dla Orbana postać nie zmieniła ogólnego wizerunku kościoła i stosunku założycieli Fideszu do kościelnych hierarchów. Na przełomie lat 80 i 90tych to środowisko okazywało wiele krytyki i sceptycyzmu wobec religii, wiary, a przede wszystkim kościoła. Z drugiej strony nigdy nie był to ślepy antyklerykalizm czy wojujący ateizm. W 1987 roku Orban wraz z grupą przyjaciół i późniejszych najwyższych urzędników państwa, wybrał się w podróż do Gdańska – ich celem była pielgrzymka i spotkanie z Ojcem Świętym Janem Pawłem II. Obecny szef rządu zawsze bowiem uznawał rolę papieża w moralnej i duchowej odnowie wiernych. Kiedy trzeba było, Orban stawał w obronie dobrego imienia papieża, jak wtedy, gdy w 1991 roku starł się z częścią swoich liberalnych kolegów, którzy uznali za stosowne publikowanie niewybrednych tekstów i rysunków w tygodniku należącym do Fideszu. Wewnętrzne dojrzewanie do wiary było uzupełnione o względy natury politycznej i wspólnotowej. Orban z jednej strony nie akceptował antykościelnego oblicza Związku Wolnych Demokratów(liberalna partia opozycyjna), ale z drugiej strony ciągle odległy był od tradycyjnie chrześcijańskiego, konserwatywnego Węgierskiego Forum Demokratycznego. U przedstawicieli pierwszego z tych ugrupowań dostrzegał nadmierną skłonność do modernizacji połączonej z niechęcią wobec religijności jako synonimu prowincji, zaściankowości i zacofania. Reprezentanci konserwatywnej partii stanowili z kolei grupę nieco wycofanych, starszych i wykazujących większą rezerwę polityków, którzy jeszcze pamiętali czasy terroru sprzed 1956. Ci pierwsi z czasem mieli wejść w niebezpieczne i jak się okazało samobójcze alianse z postkomunistami, ci drudzy zaś wyglądali na zagubionych, niesprawnych i nieznośnie ostrożnych, co ujawniało się w braku dekomunizacji i lustracji w trakcie ich rządów w latach 1990 – 1994. Bohater książki Jankego obdarzony jest bystrym okiem analityka, co już wówczas pozwala na tworzenie koncepcji trzeciej, jakościowo odmiennej partii o charakterze centroprawicowym, nie uwikłanej w komunistyczną przeszłość. Miała ona zdystansować pozostałe partie wykazując ich słabości i nieprzystosowanie. Stopniowe przechodzenie na prawicę zgrywało się z osobistymi doświadczeniami religijnymi Orbana. Głęboko wierząca żona, przyjaźń i rozmowy z pastorem Baltogiem, organizowane przez tego ostatniego dyskusje, spotkania przedstawicieli kościołów z kierownictwem Fideszu, zaowocowały w końcu ślubem kościelnym państwa Orbanów w 1997 roku. Symbolicznym i znamiennym wydarzeniem były obchody milenium państwowości węgierskiej w 2000 roku. Tysiąc lat wcześniej król Stefan I przyjął koroną od papieża Sylwestra II, co otworzyło dla Węgier wrota chrześcijańskiej wspólnoty europejskiej. I dokładnie w tym samym roku, rządzący wówczas Orban dokonuje aktu konfirmacji, oznaczającego potwierdzenie i przywiązanie do chrześcijańskiego sposobu życia, do zasad wiary i do stania przy Jezusie przez całe życie. W swym postępowaniu potwierdził zatem współistnienie i dopełnianie się dwóch wymiarów – wspólnotowego, państwowego zakorzenienia w cywilizacji chrześcijańskiej i osobistego, indywidualnego aktu powierzenia życia Boskiej Opatrzności i chrześcijańskim zasadom. Ciągłe utrzymywanie tych przekonań pozwala stwierdzić, że nie był to zabieg podyktowany cynizmem, ale trwałe postanowienie lepszego życia. W innym wypadku Orban nie snuł by rozważań o granicach doczesnej władzy, w projekcie nowej konstytucji unikałby odniesień do Boga oraz nie wykazywał asertywnej, tak niepopularnej wśród europejskich elit postawy przywiązania do chrześcijańskich korzeni Europy. Jak przekonuje bez chrześcijaństwa Europa nie ma serca. Nie ma duszy.(…) Tę duszę trzeba Europie przywrócić.
Polskie wątki
W biografii Viktora Orbana stale obecne są polskie wątki. Dwa z nich zasługują na szczególną uwagę. Pierwszy łączy się ze stałą cechą premiera Węgier, ukształtowaną w trakcie obowiązkowej służby wojskowej – radykalnym antykomunizmem. Od chwili rozpoczęcia swojej publicznej działalności w drugiej połowie lat 80tych Orban był zdeklarowanym antykomunistycznym dysydentem. Zarówno wówczas, gdy rozpoczynał swoje życie polityczne jak i później, w trakcie swoich rządów, nie zdecydował się na jakiekolwiek koniunkturalne sojusze z postkomunistami. W jego programach politycznych antykomunizm jest elementem ciągle obecnym. Szczególne znaczenie jednak miało pierwsze masowe wystąpienie Orbana na budapesztańskim placu Bohaterów w 1989 roku, kiedy to wzywał sowieckie wojska do natychmiastowego opuszczenia kraju. Obecny na placu Adam Michnik usłyszawszy te żądania miał zakląć, a później pouczać młodszego kolegę, że tego rodzaju skrajność jest niepotrzebna i szkodliwa. Słowa Michnika, uznawanego przez Orbana za dysydenckiego guru, za szczerze oddanego antykomunistycznej postawie więźnia politycznego, autora opozycyjnych książek czytanych przez przeciwników komunizmu w Europie Środkowej, były szokujące. Michnik już wtedy mógł stanowić przestrogę przed narastaniem wśród części antysystemowej opozycji skłonności do paktowania z bardziej otwartymi i sprytniejszymi przedstawicielami reżimu. Ten ponury obraz polskiego udziału w węgierskich wydarzeniach trzeba jednak uzupełnić o inny, o ileż istotniejszy i pozytywniejszy wkład. Otóż dawny emisariusz rządu londyńskiego, tworzący po 1945 roku antykomunistyczną siatkę konspiracyjną, później więziony i skazany na dożywocie (zwolniony w 1956), a z zawodu historyk i znawca Węgier, profesor Wacław Felczak okazał się tym, który tchnął w młodych ludzi zapał do organizowania opozycyjnej partii. Felczak w 1987 roku złożył wizytę na Węgrzech, której celem była seria wykładów o „Solidarności”. Profesor przewidując upadek komunizmu i przekonując węgierskich przyjaciół o koniecznym trudzie w jego obalaniu, doradził młodym absolwentom prawa, by założyli opozycyjną organizację. Grupa młodych ludzi poszła za radą polskiego naukowca, zakładając Fidesz. Wśród nich był dzisiejszy premier Węgier i szef Fideszu – polityk obdarzony charyzmą, wolą wprowadzania bolesnych niekiedy zmian, talentem do personalnych gier, bezwzględnością politycznego przywódcy, cierpliwością i wytrwałością uodporniającymi na wyborcze porażki, wreszcie bezkompromisową wizją własnego narodu, państwa i Europy – czyli polityk kompletny.
Bartosz Światłowski
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!