Marynowane cytryny świetnie się nadają do spaghetti z jarzynami (groszek po wypraniu można wysuszyć za pomocą suszarki do włosów). Także do wszelkiego rodzaju drobiu, a jeszcze lepiej – do jagnięciny. (Ale nie zapominajmy o dezynfekcji kurczaka, w rękawiczkach i masce). I są świetne w hummusie – pisze Agnieszka Kołakowska w kolejnym felietonie z cyklu „Dziękuję za zrozumienie”.
Czas może wyliczyć błogosławieństwa naszego aresztu domowego. Zwłaszcza teraz, po Wielkanocy i Pesach, po kolacji Sederowej, podczas której, czytając i rozmawiając o naszym wyjściu z Egiptu, dziękujemy Bogu za owoce ziemi i winorośli, za macę, za wyzwolenie nas, za utrzymanie nas przy życiu i doprowadzenie nas do tego czasu. (I – adaptując francuskie powiedzenie – à la diaspore comme à la diaspore: ci spośród nas, którzy są poza Izraelem, powtórzyli to wszystko następnego dnia).
Cieszmy się więc (czy świętujemy Pesach, czy Wielkanoc), że, choć jesteśmy uwięzieni w domach, mamy – niestety nie wszyscy z nas, ale zapewne ci, co czytają „Teologię Polityczną Co Tydzień” – internet, elektryczność, dach nad głową, bieżącą wodę i dosyć jedzenia. I że nikt do nas nie strzela. Wielkanoc i Pesach już będą zdaleko za nami, gdy ten felieton się ukaże, ale może tym lepiej: o powodach do wdzięczności zawsze dobrze przypomnieć.
Ale te dziwne czasy mają też inne zalety. Na przykład: święty spokój i cisza. Nie słychać samochodów, za to słychać ptaki. Niestety wrzeszczące dzieci nadal słychać przez okna, ale jakoś mniej niż przedtem, nie wiedzieć czemu, i przynajmniej ich nie widać. Nie widać też monstrualnie otyłych kobiet w opasłych, jaskrawo zielonych szortach. Jest mniej wariatów na rowerach, wpadających na nas, gdy jadąc odczytują swoje sms-y. W ogóle miły jest brak ludzi na ulicach. Nie trzeba nigdzie chodzić ani z nikim się widywać. Można cały dzień siedzieć spokojnie w domu w piżamie. Mamy wreszcie czas na skończenie tych 800-stronicowych uczonych książek, które od dawna leżą zakurzone, z zakładką na stronie 347. (No dobrze, tak, wiem, że to tylko naiwne marzenia, bo przecież zamiast tego wszyscy oglądamy Netflix i czytamy kryminały i nikt nie ma siły na niczym się skupić. Ale można je przynajmniej odkurzyć, a może nawet zajrzeć… Tylko niestety trzeba od początku, bośmy przecież dawno zapomnieli, co było na tych pierwszych 347 stronach.) I jeśli zostanie nam trochę czasu po dezynfekcji wszystkich zakupów (pamiętajmy, żeby owoce i warzywa, a w szczególności sałatę i szpinak, przed jedzeniem przepuścić przez pralkę z dużą ilością proszku do prania, na cyklu 60 stopni; w przypadku sałaty ważne jest dobre odwirowywanie, najlepiej na 1600), możemy uzbroić się w odwagę i spojrzeć na te kąty w mieszkaniu, które pozostały nietknięte od zeszłego tysiąclecia. Uwaga, mówię: spojrzeć, niekoniecznie od razu czyścić. Można spojrzeć, zażyć środek uspokajający i powrócić do kryminału.
Możemy uzbroić się w odwagę i spojrzeć na te kąty w mieszkaniu, które pozostały nietknięte od zeszłego tysiąclecia. Uwaga, mówię: spojrzeć, niekoniecznie od razu czyścić
Dobrze też – jeśli ze skupieniem się kiepsko nam idzie – ćwiczyć wyobraźnię. Co zrobić z niedawno odkrytym gdzieś w czeluściach lodówki ogromnym słoikiem marynowanych cytryn, który zajmuje cenne miejsce, niezbędne dziś do upchania dwutygodniowych zapasów? Wskutek jego absurdalnej obecności nie mieści się broccoli (nawet skurczone po wypraniu i wysuszeniu w suszarce). Mogę w tym pomóc! Donoszę radośnie, że marynowane cytryny świetnie się nadają do spaghetti z jarzynami (groszek po wypraniu można wysuszyć za pomocą suszarki do włosów). Także do wszelkiego rodzaju drobiu, a jeszcze lepiej – do jagnięciny. (Ale nie zapominajmy o dezynfekcji kurczaka, w rękawiczkach i masce). I są świetne w hummusie. Poza tym – co najważniejsze – w ogóle nie muszą spoczywać w lodówce. To samo z wielkim słojem suszonych śliwek, pływającym w czymś bliżej nieokreślonym – może w koniaku? – który stoi tam od zeszłego tysiąclecia. (To znaczy: to samo pod względem zbędności trzymania go w lodówce, bo do hummusu raczej ich nie polecam.) Tu chyba zbędne są dalsze rady, bo wszyscy wiedzą, co można zrobić ze śliwkami w koniaku, mianowicie: wpierw wypić koniak, a potem wrzucać śliwki, gdzie się da. (Ale uwaga, koniak nie nadaje się jako środek dezynfekcji. Świetnie natomiast nadaje się do tego pejsachówka, 70-procentowa. Zresztą jest to moim zdaniem jedyne, do czego się nadaje.) W każdej chwili służę dalszymi cennymi poradami gastronomicznymi.
Skoro znów jesteśmy przy jedzeniu, mogę też donieść, że wraz z uważnym pieczeniem i wściekłopieczeniem mamy też nową kategorię w przewodniku Michelina: “zrównoważoną gastronomię”. Polega to na tym, że niektóre restauracje (do których na razie nie możemy chodzić) posługują się w przygotowywaniu dań wyłącznie zieloną energią. Większość z tych dań jest teraz wegańska, więc płacimy 100 euro (bo są to na ogół restauracje bardzo drogie) za ładnie pokrojoną marchewkę, hodowaną bez pestycydów, i czujemy się potem jak dobrzy, troskliwi ludzie.
Wreszcie korzystam z okazji, że mój mąż ogląda operę Wagnera, a zatem będzie zajęty przez wiele godzin, by donieść, iż według najnowszych badań 90 milionów lat temu Antarktyda ponoć była pokryta lasem deszczowym. Badania głęboko w lodowcach, gdzie znaleziono z tego okresu różne rośliny i pyłki, sugerują, że stężenie dwutlenku węgla było wtedy o wiele większe niż teraz, a średnia temperatura wynosiła około 12 stopni. Następnym razem napiszę o kurczakach w Anglii w czasach rzymskich.
Agnieszka Kołakowska
Przeczytaj inne felietony Agnieszki Kołakowskiej z cyklu „Dziękuję za zrozumienie”
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!
(ur. 1960) – publicystka i tłumaczka, pisząca w Polsce i w Anglii. Nakładem wydawnictwa Teologii Politycznej ukazały się książki: „Wojny kultur i inne wojny” (2010) oraz „Plaga słowików” (2016). Książka „Plaga słowików” została nagrodzona Feniksem 2017. Na co dzień mieszka w Paryżu.