Przyzwyczailiśmy się do tego, że coraz mniej rozumiemy ze świata, który nas otacza; że świat ten przestał być dla nas rozpoznawalny i stał się nieprzewidzialny; że nie ma jak z ludźmi rozmawiać i że nigdzie nie ma już prawdziwej debaty: albo się zgadzamy, albo ten drugi uważa, że nie zasługujemy na prawo głosu, odmawia rozmowy i rzuca obelgami – pisze Agnieszka Kołakowska w felietonie z cyklu „Dziękuję za zrozumienie”.
Coraz trudniej komentować to, co się na tym świecie dzieje. Jeszcze niedawno trudność płynęła stąd, że coraz trudniej było w to, co się dzieje, uwierzyć. Człowiek wytrzeszczał oczy, drapał się w głowę, próbował sobie przypomnieć, ile wypił i zastanawiał się, czy opis rzeczywistości, który oto czyta, uszedł by w surrealistycznej czy magiczno-realistycznej powieści, czy też czytelnik takiej powieści by uznał, że to już przesada. Ale te czasy już minęły: dziś komentarz jest trudny ponieważ, przeciwnie, nic już nie dziwi.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że coraz mniej rozumiemy ze świata, który nas otacza; że świat ten przestał być dla nas rozpoznawalny i stał się nieprzewidzialny; że nie ma jak z ludźmi rozmawiać i że nigdzie nie ma już prawdziwej debaty: albo się zgadzamy, albo ten drugi uważa, że nie zasługujemy na prawo głosu, odmawia rozmowy i rzuca obelgami. Przyzwyczailiśmy się do tego, że nie wolno już nic określać jako „czarne” ani „białe”, mówić o kobietach i mężczyznach, o wartościach, o faktach i historii, rozróżniać między prawdą i fałszem, oceniać cokolwiek według jakichkolwiek kryteriów, uczyć dzieci. Wszystko jest „konstrukcją”, „narracją” i walką o władzę; wszystko w tej walce jest „intersekcjonalne”. Można dodać, że nie ma już czegoś takiego, jak „skrajna lewica”: to, co niegdyś uchodziło za skrajną lewicę – antyglobaliści, twardzi marksiści, eco-faszyści, radykalne feministki, wojujący ateiści, obrońcy palestyńskich terrorystów – dziś uchodzi za normalność; wszystko, co odbiega od tej nowej normalności, jest „skrajną prawicą”, którą trzeba tępić (patrz niżej, „twarda linia”).
W sposób nieodparty przychodzi na myśl - nie po raz pierwszy, lecz po raz enty w ciągu ostatnich lat - wiersz Yeatsa Drugie przyjście:
Kołując coraz szerszą spiralą,
Sokół przestaje słyszeć sokolnika;
Wszystko w rozpadzie, w odśrodkowym wirze;
Czysta anarchia szaleje nad światem,
Wzdyma się fala mętna od krwi, wszędzie wokół
Zatapiając obrzędy dawnej niewinności;
Najlepsi tracą wszelka wiarę, a w najgorszych
Kipi żarliwa i porywcza moc.
(w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka)
Więc krótka prasówka (krótka bo większość miejsca już zużyłam na te lamentacje) bez komentarza, który byłby równie niemożliwy, co zbędny. Zresztą to pierwsze chyba w sposób konieczny pociąga za sobą to drugie.
Profesor prawa na Harvardzie cieszący się nazwiskiem Tushnet zaleca (czytam w felietonie w gazecie Washington Post) „twardą linię” przeciwko ludziom, którzy nie są postępowi. To znaczy takim, którzy nie uznają intersekcjonalności i dla których nie wszystko jest konstrukcją, narracją i walką o władzę. Zauważa on przy tym, że twarda linia była dość skuteczna przeciwko Niemcom i Japonii po 1945 r. To porównanie jednak troszkę dziwi. Ale tylko troszkę.
Brytyjska Royal Society B, czyli oddział zajmujący się biologią, opublikował (czytam w angielskiej prasie) niepokojące wyniki badań na temat nadreprezentacji zwierząt płci męskiej w muzeach historii naturalnej w Londynie, Paryżu, Nowym Jorku, Waszyngtonie i Chicago. Autorzy stwierdzili – o dziwo – że, istotnie, w muzeach istnieje to samo odchylenie na korzyść mężczyzn, co wszędzie na świecie, na przykład w środowiskach naukowych. Patriarchalność wśród dinozaurów powinna nas niepokoić.
Pewien uniwersytet w Kanadzie (czytam we francuskiej prasie) rozszerzył definicję agresji seksualnej do patrzenia. Okazuje się, że wpatrywanie się w kobietę też jest objawem patriarchalności i grzechem, który powinien być karalny.
I wreszcie, znów w Kanadzie, dr Susan Crockford, której badania nieodparcie pokazują, że niedźwiedzie polarne mają się świetnie i rozmnażają się jak nigdy, o czym jednak nikt nie chce mówić ani słyszeć, bo jest to herezja, sprzeczna z ideologią-religią globalnego ocieplenia i podważająca wiarę w jego niechybne skutki, do których w sposób konieczny należy całkowite i rychłe wyginięcie wszystkich niedźwiedzi polarnych – więc dr Crockford została zwolniona ze swojego stanowiska na uniwersytecie Victoria. Był to niewątpliwie bezpośredni skutek publikacji heretyckich wyników jej badań. Co oczywiście też nie dziwi – zwłaszcza w Kanadzie. Czytając o ekscesach postępowości w Kanadzie, gorszych i bardziej zinstytucjonalizowanych, wydaje się, niż gdziekolwiek indziej, człowiek zaczyna się zastanawiać, czy Kanada naprawdę istnieje, czy nie jest czyjąś – ale czyją? – dystopią, wymyśloną w celu – no właśnie, jakim?
Agnieszka Kołakowska
Przeczytaj inne felietony Agnieszki Kołakowskiej z cyklu „Dziękuję za zrozumienie”
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!
(ur. 1960) – publicystka i tłumaczka, pisząca w Polsce i w Anglii. Nakładem wydawnictwa Teologii Politycznej ukazały się książki: „Wojny kultur i inne wojny” (2010) oraz „Plaga słowików” (2016). Książka „Plaga słowików” została nagrodzona Feniksem 2017. Na co dzień mieszka w Paryżu.