Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Czekając na koniec świata [TPCT 351]

Czekając na koniec świata [TPCT 351]
Autor grafiki — Michał Strachowski

Powrócenie do fenomenu 2012 roku, ale przede wszystkim sam czas Adwentu wydaje się być doskonałym momentem, aby zastanowić się na ile funkcjonujemy w paradygmacie zarówno przygodności i skończoności, jak i Eschatonu czy Wypełnienia – jak wpływa to na kulturę i co mówi o nas samych. Te sprawy stawiamy w centrum numeru.

Czasem starożytna mądrość budzi nie tyle podziw, ile niepokój. I nie chodzi tu o wielki spór o presokratyków, Platona czy stoików  lecz o element, który odsłania pewną rzeczywistość. Nie światłem swoich idei, ale mrokiem enigmy. Niezwykła rzecz! To nie fragment pradawnej wiedzy staje się kluczem do lepszego zrozumienia  swoistej metanoi, lecz cała niepewność, która jest z nią związana, zaczyna ujawniać rzeczy, o których nie mieliśmy pojęcia. Tak też było 10 lat temu, kiedy świat na chwilę objęła gorączka związana z zapowiedzią końca świata, który miał być skrupulatnie przewidziany przez kalendarz Majów na sobotę 22 grudnia 2012 roku. Życie w perspektywie końca na chwile, nawet u sceptyków i agnostyków, nie mówiąc o popkulturze, zaczęło ogniskować się na zagadnieniu możliwości dojścia do celu, jakiegoś rodzaju spełnienia lub dokończenia. Nagle wyłoniły się różne perspektywy  w tym ta, która niezwykle mocno pokrywa się z czasem oczekiwania – na Wypełnienie: Adwentem. W jaki sposób nasze myślenie i kultura domagają się idei Końca?

Zostawmy na chwilę rozważania o tym, że kalendarz Majów naprawdę wskazywał nie tyle na koniec świata, lecz jedynie koniec jednego cyklu kalendarzowego  według rachuby Majów – powtarzającego się wydarzenia. Co więcej, sposób rozumienia tego momentu przez starożytnych mieszkańców Jukatanu też był zgoła inny niż jego odbiór w wyraźnie bardziej skorym do katastrofizmu XXI wieku. Majowie bowiem czekali nie na koniec, ale na nowy początek. To rzeczywiście mocno wybrzmiewa także w uszach związanych z naszym kręgiem kulturowym, zakorzenionym w judeochrześcijańskiej idei świata. W przypadku cywilizacji zachodniej korzenie tkwią głęboko właśnie w tych aspektach eschatologii. Jednak chrześcijaństwo wraz ze swoją wizją końca dokonało poważnego wyłomu w modelu, który obowiązywał w kulturach pierwotnych opartych na cykliczności, powtarzalności. 

Chrześcijańska idea eschatologiczna zerwała koło powracającego cyklu, a historia przestała przetaczać się ciągle w micie wiecznego początku, wyprostowała swą linię, która nieuchronnie zaczęła biec w nieznanym kierunku. Ta linearna koncepcja została rozpięta między Alfą a Omegą. Od tego momentu wszystko już zmierzało do końca. Idea pozostania w cieniu końca, zwieńczenia historii, doprowadzenia dziejów do ich krawędzi  z perspektywą ostateczności tej rzeczywistości – na stałe przemeblowała nasze umysły. Ta całkowicie odmienna optyka nie tylko zmieniła oblicze historii, ale też wprowadziła element, z którym należało się od tego momentu skonfrontować. U swych źródeł ta politycznie obezwładniająca idea była otulona chrześcijańską przędzą. Wizja paruzji stała się punktem dojścia, upragnionym spełnieniem historii, która toczyła się podług soteriologicznego planu. Początkowo, w pierwszych pokoleniach po Chrystusie, ujawniała się w oczekiwaniu apokaliptycznego dopełnienia dziejów, następnie została włączona w dłuższą perspektywę, która jednocześnie nigdy jej nie unieważnia.

Chrześcijańska idea eschatologiczna zerwała owo koło powracającego cyklu, a historia przestała przetaczać się ciągle w micie wiecznego początku, wyprostowała swą linię, która nieuchronnie zaczęła biec w nieznanym kierunku

Fenomen 2012 roku dobrze obrazuje, że czujemy pewne pęknięcie, które uwidacznia się zarówno w skażonej naturze, jak i nadwątlonej ludzkiej kondycji: nieustannie i z jaskrawymi szczegółami jesteśmy świadkami cierpienia i śmierci, doświadczania własnej przygodności. Chrześcijanin powie, że skutki grzechu pierworodnego, czekają na ostateczne zniwelowanie przez Nowy Początek, który ma nadejść wraz z Ostatecznym Końcem. Siła napięcia, które jest obecne pomiędzy nieprzystawalnością obecnej koncepcji świata do pewnego pragnienia, które w sobie nosimy, uwidacznia się nawet wśród osób dalekich ideowo od koncepcji św. Pawła czy wprost słów Chrystusa spisanych w Ewangeliach. Potrzeba odmienienia porządku, która w pewnej mierze spotyka się z potrzebą unicestwienia obecnie obowiązującego wytwarza swój własny modus i punkty odniesienia.

Idea zmierzania do końca  życia w cieniu Eschatonu, ale również potrzeba zmiany porządku, ma w sobie niezwykle rewolucyjny i gwałtowny charakter! Wcale nie dziwi fakt, że sekty eschatologiczne były niezwykle żywiołowe, pełne impulsywności i gwałtowności. Jeżeli znów wrócimy do konceptu Erica Voegelina i uznamy że sprowadzanie eschatonu na ziemię jest pewną funkcją polityczności doby nowoczesności  to tym bardziej nie dziwi rewolucyjny zapał unieważniania zastanego porządku kosztem próby budowy Nowego, tak obecny w przestrzeni ostatnich stuleci. Jednak i w epoce naznaczonej totalitaryzmem i nihilizmem  potrafiła zajaśnieć też idea Miłosierdzia i oczekiwania na dopełnienie w wymiarze Krzyża i chwalebnego przyjścia Pana. 

Powrócenie do fenomenu 2012 roku, ale przede wszystkim sam czas Adwentu wydaje się być doskonałym momentem, aby zastanowić się na ile funkcjonujemy w paradygmacie zarówno przygodności i skończoności, jak i Eschatonu czy Wypełnienia  jak wpływa to na kulturę i co mówi o nas samych. Te sprawy stawiamy w centrum numeru.

Jan Czerniecki
Redaktor naczelny

W numerze:

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.