Pozasystemowa rozproszona suwerenność zaczyna kreować własne emanacje, tym samym ustanawiając alternatywny także porządek polityczny. Dlatego w tym numerze – na kanwie „bana” dla Donalda Trumpa – przyglądamy się mechanizmom, które dopuszczają taki porządek i stwarzają dla niego ramy. Czym jest dzisiaj forum publiczne? W jaki sposób państwa mogą reagować na tworzącą się rozproszoną suwerenność? Jakie to ma konsekwencje dla współczesnej polityczności?
Kto by jeszcze 10–15 lat temu pomyślał, że ważne i najważniejsze spory i dyskusje będą się odbywały w przestrzeni internetowej w mediach, które będą służyły nie tylko osobistym sieciom kontaktów, ale będą się przekształcały w społeczne forum. Lecz co to za forum? Nie tylko gromadzi społeczność w cyfrowej formie, ale też jego kształt zdaje się nie taki oczywisty, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Agora ta przybiera charakter publiczny, z szansą wymiany poglądów nieograniczonej fizycznością debaty, ale jednak dostrzegamy, że nie jest organizowana przez wspólnotę obywateli, czy nawet nie jest przestrzenią przez nią wyłonioną. Tak, to paradoks naszych czasów: sprywatyzowana agora! Państwo też słyszą zgrzytanie zębów Solona czy Klejstenesa? Quasi-publiczna agora sama z siebie jest też quasi-polityczna – przypomina raczej karykaturę wolności niż stanowi jej probierz.
Nie tak dawno temu cały świat był świadkiem niebywałego precedensu. Oto urzędujący jeszcze Prezydent Stanów Zjednoczonych otrzymał blokadę swoich kont w niemal wszystkich mediach społecznościowych. Od Twittera po Facebooka, od Reddita po Snapchata, od Discorda po Twitcha, nie mówiąc już o kuriozum, którym było usunięcie Donalda Trumpa również z PayPala i Shopify (ach ta wolność słowa i handlu!). Z dnia na dzień przywódca najważniejszego państwa na świecie został (znów przywołując antyczne kategorie) skreślony na zero-jedynkowych skorupach i wygnany. Kłopot w tym, że nie odbyło się to tak, jak utrata jego urzędu – w warunkach określonych przez demokratyczną decyzję. W tym momencie stało się jasne, że polityczność odbywa się na sprywatyzowanym terytorium, a jego suwerenami nie jest demos, a rządy niewielu, którzy w zasadzie wyjęci są spoza publicznej kontroli z niemal omnipotentną władzą nad przestrzenią debaty. Jak to się stało i co nam to mówi o współczesnych państwach, o suwerenności, jak i źrenicy każdej polityczności – możliwości debaty w ramach określonych przez wspólnotę obywateli?
Współczesne państwa liberalne zdają się padać właśnie ofiarą systemu, który same wykreowały: gigantów technologicznych, którzy stali się potężnymi właścicielami sfer dawniej przypisanych wyłącznie politycznej suwerenności
Gdy spojrzymy na źródła nowożytnej filozofii politycznej, szybko dostrzeżemy, że u Hobbesa istnieje fundamentalna koncepcja, że władza niewpuszczania pewnych poglądów do debaty publicznej jest zarezerwowana wyłącznie dla suwerena, którym jest jednostka lub zgromadzenie – zawsze ustanowione podług pewnego politycznego aktu. W sytuacji, w której władza suwerena przesuwana jest poza ten obręb, mamy do czynienia z rozproszeniem koncepcji suwerenności. Gdy w ideach leżących u podłoża liberalnych demokracji Suweren zawsze był określony i sprzężony z państwem, tak dziś wydaje się, że realna podmiotowość wymknęła się z ram państwowych, co ciekawe jednak – działając spoza, w sposób wydatny ciągle pozostaje władna rozporządzać kluczowymi dla wspólnoty przestrzeniami. Co więcej, rozproszona suwerenność obrazuje jednak zdolność tych podmiotów do swoistej orkiestracji, gdy idzie o pewien wspólny dla nich interes.
Współczesne państwa liberalne zdają się padać właśnie ofiarą systemu, który same wykreowały: gigantów technologicznych, którzy w świecie przenoszącym różne aspekty wspólnotowości i polityczności w ramy cyfrowej rzeczywistości, stali się potężnymi właścicielami sfer dawniej przypisanych wyłącznie politycznej suwerenności. Oczywiście, już od dawna istnieje świadomość, że klasyczna suwerenność zaczęła zmieniać swój kształt w rzeczywistości organizacji międzynarodowych i ich instytucji – jednak mieściły się one do tej pory wciąż – w rozszerzonej co prawda – ale ciągle opisanej demokratycznej procedurze.
Co więcej, dalsze konsekwencje tego stanu uwidaczniają się coraz wyraźniej. Dla przykładu: Oversight Bard jest swoistym trybunałem ds. Facebooka, mającym za zadanie rozstrzyganie sporów dotyczących zawieszonych i usuniętych przez platformę Marka Zuckerberga postów. Jest to niezwykle ciekawy precedens. Na naszych oczach tworzy się bowiem alternatywny system instytucji quasi-międzynarodowych, które znajdują się już nie tylko poza realnym wpływem państw narodowych, ale także wspólnoty międzynarodowej. Tech-korporacje tworzą własny obieg odwoławczy, próbując go uniwersalizować, pozornie przesuwając poza własną domenę wpływów. Pozasystemowa rozproszona suwerenność zaczyna kreować własne emanacje, tym samym ustanawiając alternatywny także porządek polityczny.
Dlatego w tym numerze – na kanwie „bana” dla Donalda Trumpa – przyglądamy się mechanizmom, które dopuszczają taki porządek i stwarzają dla niego ramy. Czym jest dzisiaj forum publiczne? W jaki sposób państwa mogą reagować na tworzącą się rozproszoną suwerenność? Jakie to ma konsekwencje dla współczesnej polityczności?
Jan Czerniecki
Redaktor naczelny
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego