Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Rimbaud. Liryka otchłani [TPCT 293]

Rimbaud. Liryka otchłani [TPCT 293]

Schodzenie Rimbauda do piekieł, gwałtowność własnej frazy, udowadniają, że „poezja nigdy nie była uspokojeniem”. W tej porywczości da się jednak dostrzec pewien rys zmagań nie tylko z otaczającą rzeczywistością. Twórczość autora „Iluminacji” to też dialog metafizyczny, to próba dotknięcia bytu w jego duchowym kształcie. Mimo radykalnego ataku na chrześcijaństwo, nadal pobrzmiewa w jego strofach potrzeba przemiany, odkupienia czy nawet dojścia do optymizmu.

Mignięcie i szybkie spalenie, by po chwili zniknąć. Los meteoru może symbolizować również życiorysy poetów, którzy objawiają się na firmamencie, zachwycają swoim blaskiem, by po chwili zgasnąć i nie objawić się więcej. Co gorsza, ta swoista kenoza, która zawiera się w tym przemierzaniu wertykalnej trajektorii z przynagleniem grawitacji, sprawia, że jest to zejście często bolesne, trudne i naznaczone konfrontacją z nieuchronnym. Gdy spojrzymy choćby na młodego geniusza poezji - Artura Rimbauda, możemy niemal odczuć silną paralelę do opisu tych zjawisk. Jednak nie tylko rzecz w tym fenomenie, którego rozbłysk pozostał w pamięci kolejnych pokoleń, lecz także owym przekroczeniu i zejściu w obręb tego co niskie, można dostrzec ideę organizujący ten niezwykły los.

Urodzony w 1854 roku Jean Nicolas Arthur Rimbaud, jest w pewnej mierze dzieckiem swojej epoki. Wszyscy pamiętamy jak to genialny nastolatek zadziwia swoich mistrzów, sięgając do stylistki parnasistów, wręcz z doskonałą frazą łacińską. Ta precyzja, kunszt, dbałość, zwiastują, że jest to twórca nieprzeciętny. Jednak to nie parnasowski styl i fraza są tymi, które będą pobrzmiewać tak gwałtownym echem w jego i następnym stuleciu. Dokonuje się w nim zmiana, choć nadal jest dbałość o formę, to ta jednak zaczyna już schodzić w inne miejsca, opisywać inne stany, emocje i obrazy. Sacrum zmieszane z profanum, piękno ze szpetotą, żywotność z marazmem. Cały eksperyment jego poezji zaczyna ukazywać inne, nieznane dotychczas poezji miejsca, czy wręcz odbywać podróże w rejony, które można by dostrzegać może jedynie w strofach Baudelaire’a. Rimbaud w świecie gwałtownych przemian, które zaczynają silnie buzować na ulicach, a także przekształcającej się rzeczywistości, która miała zostać opisywana jedynie poprzez wyemancypowany rozum - zabiera swoich odbiorców w miejsca niedostępne roszczącej sobie prawa poznania naukowej racjonalności. To czas napięcia, gdzie pewien język i typ twórcy - nie był w stanie - już oddać tego, co kryje się za rogiem historii. Gdy ta rzeczywistość wytwarzająca tak wiele napięcia, które doprowadzą u kresu do piekła nowoczesności, autor “Statku pijanego” zabiera w podróż do własnego inferno. I tu wystawia te wszystkie niepokoje, jak w galerii osobliwości, abyśmy mogli dostrzec co dzieje się pod powierzchnią tej pozornie dobrze naoliwionej maszyny.

A przecież druga połowa XIX wieku to obietnica sztucznego raju, krajobrazu przemysłowego dobrodziejstwa, które mają uporządkować raz na zawsze nie tylko całe społeczeństwa, ale i codzienność potwornej egzystencji. W gruncie rzeczy, jest to moment, gdy pewne spłycenie i spłaszczenie rejestru bytu i ograniczenie go do logiki nowoczesnego pragmatyzmu, jawi się jako ziemia obiecana. To okiełznanie chaosu, realistyczne i przede wszystkim naukowe przeobrażenie rzeczywistości, jest celem stojącym za symbolem miasta, gdzie “mnożą się domy, zbierają się mgły” i jego nowych obywateli. Rimbaud odczuwał głęboką niezgodę na ten sposób doświadczania świata przez ludzi nowoczesności. Jego poezja krzyczy skrajnością, rozszerza rejestry, wyrywa się z kajdan ułożonego społeczeństwa. Gotów jest zejść - wzorem Orfeusza - do piekieł, aby nie zalegać w tym “potwornym mieście, niekończącej się nocy”.

I to właśnie jego schodzenie do piekieł, gwałtowność własnej frazy, udowadniają, że „poezja nigdy nie była uspokojeniem”. W tej porywczości da się jednak dostrzec pewien rys zmagań nie tylko z otaczającą rzeczywistością. Twórczość autora „Iluminacji” to też dialog metafizyczny, to próba dotknięcia bytu w jego duchowym kształcie. Mimo radykalnego ataku na chrześcijaństwo, nadal pobrzmiewa w jego strofach potrzeba przemiany, odkupienia czy nawet dojścia do optymizmu, jak w „Adieu” (“Pożegnaniu”), gdzie podmiot liryczny staje się ofiarą składaną Bogu („à Dieu”), pozostawiając za sobą Szatana i grozę piekła. Otwarcie się na rzeczywistość kwestionowaną (zarówno w codziennym świecie nowoczesnych wartości, jak pewnej duchowej przestrzeni), postawiło tego poetę w potężnym przeciągu idei. 

Wszyscy też pamiętamy, że życiorys Artura Rimbauda jest biografią przełamaną: niezwykle namiętną za czasów tworzenia, i pełną codziennych trosk po złamaniu pióra, po zaledwie pięciu latach intensywnej pisarskiej pasji. Autor „Wierszy ostatnich”, który wydostał się z piekła przeszłości odbywa, podróż przez czyściec podróży poza Europę i podejmowania prac w dokach i kamieniołomach, handlując niemal wszystkim: od kawy po broń. To życie poza obrębem gwałtownego zejścia, zdaje się być etapem odradzania, przywracania do świata. Jednak to biografia, która naznaczyła nie tylko jego epokę, w momencie, w którym właśnie przedwcześnie zmarł, ale i na kolejne stulecie, które miało sięgać do jego doświadczeń i intensywnych doświadczeń, by próbować je przyłożyć do swojej epoki. Czy i dziś możemy tego spróbować?

Jan Czerniecki
Redaktor Naczelny
LOG PROO12

Pozostałe artykuły

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.