Starsi panowie byli przedwojenni – po drugiej wojnie światowej było ich zresztą trochę więcej; przedwojenni są również dziś – po ostatnich bataliach kulturowych jest ich jednak coraz mniej – pisze Paweł Tomczyk w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Kabaretowy przybornik”.
Gdy myślę o „Kabarecie Starszych Panów”, uderza mnie swoisty profetyzm jego twórców – w Internecie łatwo odnaleźć fragment, w którym pojawia się Mieczysław Czechowicz ubrany w zapiętą na trzy guziki marynarkę i cyklistówkę. „Kaczyński jestem!” – przedstawia się na początku, by w finale wspiąć się na stołek i kołysząc się na nim, patrząc z góry na obu przyjaciół zagrozić: „ale jeżeli tego jakoś nie załatwicie – po męsku – to ja wprawdzie osobiście nie mam po temu fizycznych warunków, ale mój brat… Mój brat nie cofnie się przed niczym!”.
Trudno nie skojarzyć tej scenki z wystąpieniami śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w których to chętnie i często przywoływał postać swego brata – choć raczej w roli autorytetu niż bezlitosnego egzekutora. Oczywiście gremia współczesnych opozycjonistów zakrzykną głośno, iż właśnie na ich oczach Jarosław nie cofa się przed niczym – no cóż, jak się we wczesnym wieku szkolnym porywało na Księżyc, to raczej trudno na starość wyhamować (Zauważył to już Mickiewicz, pisząc: „dzieckiem w kolebce kto łeb urwał hydrze, ten itd…”).
Prócz Kaczyńskiego, starszych panów nawiedzało całe spektrum dziwnych postaci przybywających często wprost z krainy absurdu – żadna nie wywołała ich zniecierpliwienia, złości czy irytacji. Dwaj przyjaciele wszystkich przyjmowali grzecznie, życzliwie wysłuchiwali, starali się pomóc – jeśli nie radą, to piosenką. Byli na wskroś kulturalni.
I eleganccy – ubrani we fraki i sztuczkowe spodnie wyglądali w latach 60. ubiegłego wieku na mocno niedzisiejszych, jakby zeszli wprost z ekranu „W starym kinie” – telewizyjnego programu, w którym Stanisław Janicki pokazywał gwiazdy przedwojennego polskiego filmu. Kojarzyli się też z dwoma innymi ówczesnymi starszymi panami – profesorami: Tutką – Jerzego Szaniawskiego i Filutkiem – Zbigniewa Lengrena.
Choć nigdy nie wspominali własnych czasów uniwersyteckich, sprawiali wrażenie osób gruntownie wykształconych – byli erudytami, dysponowali bogatym i precyzyjnie dobieranym słownictwem, swobodnie i pięknie mówili po polsku.
W czasach gdy o pozycji i popularności oficjalnie nie tyle decydowała matura, co „wicie, rozumicie” i punkty za pochodzenie robotniczo-chłopskie; byli zdecydowanie niedzisiejsi – wyraźnie „przedwojenni”.
Ten przymiotnik był wówczas dosyć popularny, funkcjonował w podwójnym obiegu i miał dwa znaczenia. Oficjalnie, w gazetach i partyjnych przemówieniach, brzmiał pejoratywnie – przedwojenne były: zacofanie, bieda, wyzysk człowieka przez człowieka i polityczna głupota. Nieoficjalnie, we wspomnieniach osób starszych, był wyrazem tęsknoty za czymś bezpowrotnie utraconym – przedwojenna restauracja była przeciwieństwem obskurnych knajp; przedwojenny fachowiec – solidnym rzemieślnikiem; przedwojenna była punktualność pociągów, według których można było regulować zegarki.
„Kabaret Starszych Panów” był żywym – bo ruszającym się wszak w telewizorze – dowodem, że to jednak „babcia miała rację” (zgadnij skąd ten cytat, koteczku – jak pisał Kisiel do cenzora).
Wzbudzało to oczywiście niechęć oficjeli. „Nie rozumiem, kogo mogą bawić ci dwaj mizdrzący się, autentycznie podstarzali faceci” – napisał w recenzji Gustaw Morcinek.
W czasach gdy o pozycji i popularności oficjalnie decydowała nie tyle matura, co „wicie, rozumicie” i punkty za pochodzenie robotniczo-chłopskie byli zdecydowanie niedzisiejsi
Oczywiście do „mizdrzących się facetów” – swoją drogą akurat w tym wypadku wyjątkowo nietrafne było to określenie – nie da się przyłożyć tak chętnie dziś stosowanej czarno-białej kalki i zaliczyć ich np. w poczet „artystów niezłomnych”. Dopuszczani na czarno-białe domowe ekrany nie mogli być takimi. „No i jak tu nie jechać, kiedy tak nowy szlak nas urzeka” – śpiewali pogodnymi głosami ku zgrozie cenzorów – „Nowe drogi” był to wszak tytuł miesięcznika teoretycznego KC PZPR i aluzja biła po oczach. Robili to też ku radości zwyczajnej publiczności, której zwyczajnie pod słońcem podobał się pomysł beztroskiej „podróży za jeden uśmiech”.
Dziś w telewizorze i komputerze rusza się całe mnóstwo uprawiających tzw. twórczość kabaretową – duetów i całych zespołów, a także indywiduów, zwanych z angielska „standaperami”.
Podczas oglądania kilku z tych ostatnich szczególnie zwiędły mi uszy – co chwila padały słowa, których używanie w przestrzeni publicznej wciąż ponoć zagrożone jest karą administracyjną – widać jednak na scenie przestają być wulgaryzmami, zyskując szlachetne miano „środków artystycznego wyrazu”. Ich używanie ma być usprawiedliwione potrzebą „odzwierciedlenia rzeczywistości”.
I tu przychodzi mi na myśl kolejny starszy pan, który opisywał rzeczywistość przedwojennego warszawskiego półświatka, bez użycia wulgaryzmów. Stworzył w ten sposób własny język literacki, nazwany przez jeszcze innego starszego pana, wybitnego językoznawcę, profesora Witolda Doroszewskiego „wiechem”.
No tak, ale Stefan Wiechecki był prawdziwym artystą w odróżnieniu od… Niestety lista nazwisk, które można by śmiało wstawić w miejsce trzech kropek, jest zdecydowanie za długa. Można tylko dodać, że również w tej kwestii Starsi Panowie wykazali się profetyzmem konstatując w audycji „Smuteczek”: „nie wymagajmy zbyt wiele od ludzi…”.
W czasach wulgarnego wyrazu artystycznego „Kabaret Starszych Panów”, w którym przez dziesięć lat istnienia nie padło nigdy ani jedno knajackie słowo, jawi mi się jako twórczość przedwojenna.
Już nie sprzed drugiej światowej, ale tej wojny kulturowej, w której ostatnio tryumfują tolerancjonizm, chamstwo i żulerka.
No cóż, nie wymagajmy zbyt wiele od ludzi. Mieć walizeczkę i koc nie każdy musi, ale latarenkę na noc już powinien.
Paweł Tomczyk
Fot. Marcin Brzomiński
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!