Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Paweł Kowal: Wyjeżdża Kote

To Kote stał za tym, że relacje Państwa Saakaszwilich z Marią i Lechem Kaczyńskimi były tak bliskie

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

To Kote stał za tym, że relacje Państwa Saakaszwilich z Marią i Lechem Kaczyńskimi były tak bliskie

 

Zaczął urzędowanie w Warszawie od zakazu używania języka rosyjskiego; gruzińscy dyplomaci mieli posługiwać się tylko angielskim. Przychodził do MSZ z interwencjami po każdym naruszeniu przestrzeni powietrznej Gruzji przez rosyjskie samoloty. Miałem wrażenie, że jest formalny, nawet nudny, a on okazał się jednym z najlepszych ambasadorów akredytowanych w Polsce w ostatnich latach. Właśnie kończy misję. Jego zaangażowanie porównałbym może tylko do tego, co robiła przed laty Magda Vasariova, jako ambasador Słowacji w Polsce. Ale Kote to nie Vasariova... Było mu dużo trudniej.

 

Łatwo jest, w jakimś sensie, być ambasadorem USA, Rosji czy Niemiec. Trudniej osiągnąć dyplomatyczną skuteczność, kiedy reprezentuje się kraj mniejszy, mniej wpływowy, który do zaoferowania ma głownie kłopoty, spory terytorialne a na osłodę tylko wielkie serce Gruzinów.

 

Z czasem znalazł sposób na dotarcie do Polaków, układał sobie stosunki z wszystkimi partiami, sprawnie nawiązywał do wspólnych tradycji, odnawiał pamięć o oficerach kontraktowych z Gruzji w Wojsku Polskim. Z nim wymyślaliśmy jak odnowić relacje polsko-gruzińskie i z nim przygotowywaliśmy pierwsze spotkania w 2006 roku. Pojechaliśmy wówczas do Tbilisi przygotowywać oficjalną wizytę prezydenta Kaczyńskiego, która została wcześniej nieszczęśliwie przełożona z powodu wypadku w kopalni, wówczas, kiedy Lech Kaczyński miał zostać chrzestnym ojcem młodego Saakaszwilego (prezydenta reprezentował w końcu marszałek Marek Jurek i trzeba było zmienić program ceremonii chrzcielnej).

 

Podczas pierwszych wizyt w Kazachstanie, kiedy jeszcze nie było polskiej ambasady przeniesionej z Ałma Aty do Astany, można było liczyć na pomoc gruzińskich dyplomatów.

 

Kavtaradze wyjeżdża z Polski, jako odnowiciel starej przyjaźni polsko-gruzińskiej. To m.in. jego aktywność przełożyła myśl polityków na język praktyki, dzięki jego pracy, ale także zaangażowanych w tamte działania polskich dyplomatów Jacka Multanowskiego, a potem Urszuli Doroszewskiej Gruzja z powrotem przestała być dla Polaków krajem egzotycznym, ale konkretnym sojusznikiem, na którego możemy liczyć. Kavtaradze zapamięta Europę w tak ważnym dla Gruzinów sierpniu 2008 roku przez pryzmat Warszawy, która w takich momentach potrafi być kochana. Zapamięta życzliwość polskiej opinii publicznej wobec bombardowanego Gori czy Kutaisi. zapamięta polskich polityków, którzy pomimo trwającej juz wojny polsko-polskiej na moment zjednoczyli wysiłki i to Warszawa na kilkanaście godzin stała się swoistym miejscem nawigowania reakcją UE i NATO na rosyjską inwazję na Gruzję: gdy liderzy Unii w piątek wyjechali za miasto, a sekretarz generalny NATO wyłączył zmęczony telefon na kilka sierpniowych godzin. Dopiero lektura Wikileaks pokazała Polakom jak wysoko oceniano wówczas w dyplomatycznych kręgach zdolność Lecha Kaczyńskiego do działania, ale także i aktywność rządu Donalda Tuska.

 

Kavtaradze pomagał w organizacji wyjazdu 8 sierpnia 2008 roku i spotkania prezydentów Europy Środkowej z Gruzinami w rozentuzjazmowanym Tbilisi. Choć były i momenty dla niego trudne, kiedy pół roku wcześniej mówiliśmy mu, że polityka rządu wobec gruzińskiej opozycji przyniesie Gruzji szkody.

 

To Kote stał za tym, że relacje Państwa Saakaszwilich z Marią i Lechem Kaczyńskimi były tak bliskie. Do historii tamtych tragicznych dni kwietniowych sprzed roku przeszła wyprawa prezydenta Gruzji lecącego z końca świata do Krakowa przez wulkaniczny pył. Jak w amerykańskim filmie przedzierał się przez tłum żałobników na wawelskie wzgórze, by dogonić kondukt tuz przed wejściem do katedry. I tak samo urocza prezydentowa Gruzji, która dowiedziawszy się, że minister obrony Belgii jednak nie leci na pogrzeb na Wawel w ostatniej chwili przyjechała z Brukseli własnym samochodem i dojechała kwadrans przed rozpoczęciem uroczystości w Kościele Mariackim.

 

Dużą zasługą ambasadora Kavtaradzego było to, że po 2007 roku, po zmianie rządów w Polsce z trudem tkał dalej relacje polsko-gruzińskie. Paradoks polega może na tym, że akurat one, mimo, że wielu polityków w Polsce ich początkowo nie rozumiało, przetrwały burze ostatnich lat lepiej niż polsko-ukraińskie.

 

Ambasador zazwyczaj pozostaje w cieniu, jest jak notariusz, raczej ubiera w formy pomysły polityków niż kreuje. Kavtaradze pozostawał w cieniu, ale trudno byłoby sobie wyobrazić to, co się zdarzyło w stosunkach polsko-gruzińskich bez jego aktywności. Kończy się jakaś epoka. A w Tbilisi zostaje po tej epoce Syrenka, dar Warszawy dla miasta, które uwielbia fontanny i kocha wolność.

 

Paweł Kowal


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.