Starając się wywrócić pojęcia polskie o Anglii, mam ciągle wrażenie, że rękami chcę wywrócić ścianę, że głową chcę przebić mur
Starając się wywrócić pojęcia polskie o Anglii, mam ciągle wrażenie, że rękami chcę wywrócić ścianę, że głową chcę przebić mur
Starając się wywrócić pojęcia polskie o Anglii, mam ciągle wrażenie, że rękami chcę wywrócić ścianę, że głową chcę przebić mur.
Są dwie warstwy cegieł w tym murze.
Pierwsza warstwa to tradycyjne poglądy urobione jeszcze w XIX wieku o wyższości Anglików nad innymi narodami. Nie były to poglądy wyłącznie polskie, przeciwnie – największymi kolporterami proangielskiej propagandy byli właśnie Niemcy; Francuzi dopatrywali się przecież w Anglikach pewnych śmiesznostek, albumy karykatur francuskich z końca epoki Napoleona III i za wielkich wystaw paryskich obfitują w Anglików ubranych w materiały kratowane i w Angielki o wyrazie tępym i złym; Rosjanie mieli liczne polityczne scysje z Anglikami, toteż upowszechniły się tam pojęcia: „kowarnyj[1] Albion” i „Angliczanka”; natomiast stosunek Niemców do Anglików wyrażał się w uwielbieniu bezgranicznym i bezkrytycznej zazdrości.
Przypuszczam, że w wieku XIX ten stosunek do Anglii miał za sobą pewne czynniki, które już dzisiaj należą do przeszłości. Anglia miała wtedy największe imperium kolonialne, największą ilość złota w swoich bankach, przemysł angielski pracował jeszcze bardzo solidnie, flota angielska wojenna i handlowa była powyżej wszelkiej konkurencji.
Dodajmy także, że literatura angielska była bardziej interesująca od literatury francuskiej.
Ciekawe i zabawne jest także to, że każdy naród przypisywał Anglikom te właśnie cechy, które sam w sobie ceni najbardziej. Jeszcze niedawno czytałem w świetnie redagowanym tygodniku francuskim „Paris Match” artykuł wybitnego publicysty podkreślający czułość i wrażliwość Anglików na godność narodową, a pamiętam jakiś nowelistyczny utwór polski, w którym „Anglik” figurował w charakterze nieprawdopodobnego ryzykanta, coś w rodzaju naszego bałaguły, pieczętującego beczułkę z prochem palącym się lakiem.
Otóż tego rodzaju poglądy są jak najdalsze od prawdy.
Jeśli Anglik jest czasami odważny, to przez upór, przez wolę, a także przez brak temperamentu, żywości, przez słabsze działanie impulsów psychicznych. Toteż Anglik lepszy jest w biernej obronie, niż w żywiołowym ataku. Do człowieka, który by narażał swe życie przez fanfaronadę, Anglik, i to każdy Anglik, będzie żywił tylko i wyłącznie nieograniczoną pogardę.
Tutaj tkwi też wielka różnica pomiędzy naszym i angielskim poglądem na świat. Oczywiście zdarza się i nam mówić o czynach nierozsądnych lub o brawurze niepotrzebnej. Znany był w czasie pierwszej wojny światowej w Polsce taki wypadek: dwóch młodych polskich arystokratów będących żołnierzami na austriackim froncie założyło się, w którego pierwej kula trafi, i wyskoczyli z okopu. Jeden został zabity, drugi miał całe życie bliznę na głowie.
Oczywiście, że każdy z nas potępia tego rodzaju młodzieńczą brawurę. Ale coś jest w zakątkach duszy polskiej, co ma do tego rodzaju gestu odrobinę szacunku. Każdy z nas mruknie: „No, ale w każdym razie wolę takich od tych, którzy z piskiem chowają się do ciemnego kąta na świst pierwszej kuli”.
Otóż stosunek każdego Anglika do wyżej przytoczonego faktu będzie zupełnie inny. Anglik w ogóle nie uwierzy, aby tak mógł postąpić niewariat.
Francuzi mają kult białego pióropusza, Anglicy są wynalazcami koloru khaki na wojnie.
Co do poczucia godności narodowej przypisywanej również Anglikom, to już Conrad cudownie opisuje brak uczuciowej reakcji u Anglika przy zmianie bandery okrętowej z angielskiej na cudzoziemską.
Anglicy mają całkiem inną cechę, wręcz odwrotną, choć może nawet sympatyczną – to niechęć do objawów wszelkiej grandelokwencji czy patosu, gdy przemawiają o swoim narodzie jako o całości.
Pamiętam rok 1945 – świeże wrażenie zwycięstwa nad Hitlerem. Podpisanie zawieszenia broni. W artykule wstępnym w „Evening News”, piśmie brukowym londyńskim, znalazło się kilka zdań pompatycznych, wysławiających naród angielski, który dokonał tak wielkiego zwycięstwa.
– Disgusting – mówi po przeczytaniu tego artykułu moja znajoma, intelektualistka angielska.
Nigdy nie zapomnę grymasu jej ust, pełnego pogardy, i doprawdy, choć tak długo obserwowałem Anglików, nigdy nie zrozumiem, dlaczego ten artykuł nazwała „odrażającym”.
W każdym razie nasze ciągłe chwalenie się i reklamowanie się, że bez naszej Somosierry nie byłoby Napoleona, że bez naszego Monte Cassino nie byłoby zwycięstwa nad Hitlerem, Anglików niesłychanie do nas zniechęca i jest jedną z przyczyn głębokiego lekceważenia, które Anglicy nam okazują.
O, jakże szkodzi temu, co nazywamy naszą propagandą, ten kompleks: „Słoń a sprawa polska”!
Druga warstwa cegieł w tej ścianie uwielbienia do Anglików to związane z nimi nadzieje z czasów okupacji hitlerowskiej.
Dotykamy tu rzeczy bardzo subtelnej i potężnej jednocześnie. Romantyzm polityczny polski. Napoleon nic nam nie dał, nic nie pozostawił, jego sto dni przeszkodziło zjednoczeniu ziem polskich. Bilans polityki z Napoleonem zamykamy z wyraźną stratą. I oto sześćdziesiąt blisko lat po jego śmierci warszawski subiekt Rzecki nie tylko o nim marzy, lecz własne naiwności polityczne wiąże z wyprawą na Zulusów młodego księcia Lulu.
Czytałem w Londynie wiersze mojej dalekiej kuzyneczki, wyrażające tkliwą i rzewną miłość do Anglii. Autorka zginęła w powstaniu. Nie wiedziała umierając, że Anglicy mają dwie miary: jedną do krwi jej braci, drugą do krwi swoich rodaków.
Są ludzie w Polsce, którzy przez patriotyzm polski lojalność wobec Anglii poczytują sobie za bardziej święty obowiązek aniżeli lojalność wobec własnego narodu.
Do dziwnych paradoksów doprowadza nas stosowanie romantycznej metody w myśleniu politycznym.
Geniusz romantyzmu, czyli geniusz świata nieistniejącego, świata urojonego, budzi i stwarza w nas pewne uczucia i pewne nastawienia psychiczne, które potem nas niewolą i jak błędne ogniki zgasłych dusz z Mickiewiczowskiej ballady prowadzą po manowcach.
Ale Polacy w stosunku do Anglików są w sytuacji króla Władysława IV, który urodę Marii Ludwiki znał tylko z konterfektu.
Nie ma w charakterze narodu angielskiego jednego źdźbła z tego, co przypisuje im romantyczny światopogląd polski.
Stanisław Cat-Mackiewicz
Fragment książki Stanisława Cata-Mackiewicza pt. Londyniszcze, która ukazała się nakłądem wydawnictwa Universitas. Teologia Polityczna objęła serię Pisma wybrane patronatem medialnym
[1] Pol.: perfidny, podstępny, zdradziecki.