Można przyjąć, że Maryja współdziałała z Jezusem na każdym odcinku Jego zbawczej drogi. Dotyczy to również wydarzeń Golgoty, podczas których jej dusza pogrążyła się w compassione Christi – pisze Michał Gołębiowski w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: Triduum Sacrum.
W okresie Wielkiego Tygodnia katolicy gromadzą się na nabożeństwie zwanym Jutrznią ciemną. W kluczowym jego momencie gasną wszystkie światła, a w Kościele panuje półmrok. Wciąż płonie tylko jedna, najwyżej usadowiona świeca. Zdaniem św. Alfonsa Marii de Liguoriego symbolizuje ona Maryję stojącą pod krzyżem, jedyną, która zachowała wiarę w Jezusa Chrystusa[1]. Więcej nawet: podczas gdy On przybity został ciałem do krzyża, ona sercem trwała przy Nim jako współ-ukrzyżowana. Na Golgocie rozległ się ostatni okrzyk, po którym nastąpiła głęboka cisza. „Była prawie szósta godzina, gdy słońce się zaćmiło i ciemności zaległy całą ziemię aż do godziny dziewiątej” (Łk 23, 44). Mowa tu również o nocy wiary. A jednak – jak głosi Tradycja – Maryja ufała nadal. Jej serce płonęło wiarą, zupełnie jak ostatnia świeca podczas Jutrzni ciemnej. Dlatego do niej samej odnoszono słowa starotestamentowej Księgi Przysłów: „Nawet w nocy nie gaśnie jej lampa” (Prz 31, 18).
Współdziałanie Maryi w dziele zbawczym pozostaje kwestią bezsporną. Dyskusje wokół idei Bogurodzicy-współodkupicielki, jak również wszelkie kontrowersje z tym związane wynikają jedynie z namysłu nad głębią, czy też zasięgiem maryjnej odpowiedzi na łaskę[2]. Faktem jest jednak, że z woli Ojca Wcielenie stanowiło akt zarazem Boży i ludzki: dar przyszedł z góry, aby następnie mógł zostać przyjęty przez wiarę, miłość i wolną zgodę Niewiasty. Gdy czas się wypełnił (por. Ga 4, 4), Oblubieniec wyznaczył poświęconą Mu skromną dziewczynę z Nazaretu na przedstawicielkę całego Izraela-Oblubienicy oraz na pośredniczkę między synagogą a Mesjaszem. W tym właśnie sensie Maryja – jak pisał papież Leon XIII – pozyskała dla ludzi Zbawiciela[3]. Nie oznacza to oczywiście, że krzyżowi Syna Bożego czegokolwiek brakowało. Była to ofiara doskonała, ale dokonująca się w dialogu ze stworzeniem. Z jednej bowiem strony Bóg pozostaje wszechmogący i jako taki nie potrzebuje pomocy ludzi czy aniołów (por. Ap 3, 7: „Ten, co otwiera, a nikt nie zamknie, i Ten, co zamyka, a nikt nie otwiera”), z drugiej natomiast – w Swojej woli zechciał włączyć wolność stworzeń w akt odkupienia. W tym kluczu należy odczytywać niektóre fragmenty Godzinek o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, jak chociażby piękne poetycko zawołanie kapłana z nieszporów: „Jam sprawiła na niebie, aby wschodziła światłość nieustająca”. Maryja „sprawiła” to poprzez otwarcie, przyjęcie, oddanie się… Wszystkie te prawdy zwięźle ujął zresztą św. Ludwik Maria Grignon de Montfort (Traktat I, 1, 14-15):
Pan, zawsze niezależny i samowystarczalny, w żadnym razie nie potrzebował ani nie potrzebuje Najświętszej Dziewicy do spełnienia swojej woli i objawienia swojej chwały. Wystarczy Mu tylko chcieć, aby uczynić wszystko. Twierdzę jednak – zakładając rzeczywisty stan rzeczy – że skoro Bóg, odkąd ukształtował Najświętszą Dziewicę, chciał rozpocząć i zakończyć swoje największe dzieła przez Nią, to można sądzić, iż nie zmieni postępowania po wiek wieków, gdyż jest Bogiem i nie zmienia się w swoich uczuciach i postępowaniu[4].
Można przyjąć, że Maryja współdziałała z Jezusem na każdym odcinku Jego zbawczej drogi. Dotyczy to również wydarzeń Golgoty, podczas których jej dusza pogrążyła się w compassione Christi. Przyzywana w Litanii Loretańskiej Królowa męczenników, Regina Martyrum, sama w trakcie ziemskiego życia została przecież „męczennicą cierpliwości”[5]. Warto przy tym zwrócić uwagę, że bodaj większość pasyjnych nabożeństw Kościoła wzywa do kontemplacji męki Chrystusa widzianej jakby oczyma Matki. Nawet modlitwę Któryś za nas cierpiał rany, zazwyczaj uzupełnia się zawołaniem: I ty, któraś współcierpiała... Na tym gruncie tradycyjna teologia Kościoła dostrzegała również szereg istotnych analogii pomiędzy ofiarą Syna i ofiarą Matki. Średniowieczny mistyk, Jakub z Mediolanu, zapytywał wręcz: „O Pani, dlaczego poszłaś ofiarować się za nas?”[6]. A zatem Niewiasta, owe uosobienie i przedstawicielka Izraela, poszła za Barankiem Bożym na swoją własną „drogę krzyżową”… Trzeba zarazem dodać, że o ile męka Jezusa przyniosła odkupieńcze i zbawcze owoce, to duchowe „ukrzyżowanie” Maryi poskutkowało pomnożeniem miłości. Ujmując tę rzecz jeszcze inaczej: passio Syna zgładziło grzech i dało życie wieczne, zaś compassio Matki otworzyło chrześcijanom skarbiec jej własnej miłości ku Niemu. Stąd też jej nieustanna obecność w modlitwach wiernych w okresie Wielkiego Postu i Wielkiego Tygodnia. Jak mówi mistyczna teologia św. Augustyna i św. Bernarda z Clairvaux, stojąca pod krzyżem Maryja przyjęła bóle rodzenia, aby zradzać dusze do wiary w Syna ukrzyżowanego[7]. Stała się też drugą Ewą, która zrywa z drzewa kaźni owoc Chrystusa i podaje Go nam, abyśmy kosztowali Go i rozkoszowali się Nim. W przeciwieństwie do owocu z rajskiego drzewa poznania dobra i zła, ten nie tylko uzdrawia ze śmiertelnej choroby grzechu (por. 1P 2, 24), ale również daje „życie w obfitości” (J 10, 10).
Istnieje znacznie więcej wymiarów teologii maryjnej compassio. Wspomniany już św. Alfons Maria de Liguori, wzorując się na literaturze baroku, pisał na przykład o licznych paralelach, jakie w głębszym, mistycznym sensie zachodziły pomiędzy Najświętszą Dziewicą, a Abrahamem poświęcającym Izaaka, czy nawet – Bogiem Ojcem, który „tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał” (J 3, 16). Tę ostatnią myśl precyzuje List do Rzymian, wysuwając z niej obietnicę wszelkiego błogosławieństwa duchowego: „On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale go za nas wszystkich wydał, jakżeby nie miał z nim darować nam wszystkiego” (Rz 8, 32). Podobnie uczyniła Maryja, która po oczyszczeniu poświęciła Bogu swojego jedynego Syna. „Zanieśli je do Jerozolimy, aby ofiarować je Panu. Bo napisano w Prawie Pańskim: «Każdy pierworodny syn winien być poświęcony Panu»” (Łk 2, 23; Wj 13, 2). Znamienne, że właśnie wtedy Maryja pouczona została o mieczu mającym wkrótce przeszyć jej serce (zob. Łk 2, 35). Sama odpowiedziała na to proroctwo ponownym fiat, „niech mi się stanie” (Łk 1, 38), jak gdyby łącząc ofiarę swojego niepokalanego serca z zapowiedzianą ofiarą Jezusa. Można więc powiedzieć, że tam, w świątyni, gdy spełniony został obowiązek przepisany w Prawie, Matka Boża w pewnym sensie (poprzez zgodę z planem Ojca) złożyła swojego Syna na ołtarzu krzyża[8]. Będąc jednomyślna z Duchem Świętym, wejrzała bowiem w zamysł Bożej miłości i zjednoczyła z nim swoją wolę. Całkowicie powierzyła Bogu owoc swojego łona, z wiarą przyjmując odwieczny zamysł wydania go w ręce złoczyńców. Jakżeby nie miała zatem wyjednywać nam u Jezusa wszelkich łask? Św. Liguori ośmiela się nawet stwierdzić, że „największą miłość Maryja okazuje przede wszystkim w ofiarowaniu na śmierć swojego Syna dla naszego zbawienia”[9].
W tradycyjnej pasyjnej pieśni łacińskiej, Stabat Mater Dolorosa, Jacopone da Todi pisał o cierpieniach Matki Bożej stojącej pod krzyżem: „Jakże w duszy jest zmartwiona, zasmucona, zachmurzona, aż ją poprzeszywał miecz”[10]. Serce Maryi współcierpiącej z Chrystusem jest dla chrześcijan swoistą bramą, za którą staje się możliwa doskonała kontemplacja ofiary krzyżowej (owych zaślubin Boga i człowieka), a także wejrzenie w miłość Matki do Syna oraz pogłębienie miłości Kościoła do Oblubieńca. Na motywie lamentacji Bogurodzicy stojącej pod krzyżem oparty został również jeden z najbardziej znanych utworów polskiego średniowiecza, tytułowany zazwyczaj jako Posłuchajcie Bracia Miła. Maryja wyraża w nim pragnienie, aby raz jeszcze przytulić udręczonego Syna, otoczyć Go w chwili konania tak czułą troską, jak za dni, gdy był jeszcze Dzieciątkiem: „Synku, bych cię nisko miała niecoć bych ci wspomagała: Twoja głowka krzywo wisa, tęć bych ja podparła; krew po tobie płynie, tęć bych ja utarła; picia wołasz, piciać bych ci dała, ale nie lza dosiąc twego świętego ciała”[11]. Teologię compassionis Mariae znacznie pogłębiła jednak wielkopiątkowa medytacja Jakuba z Mediolanu, zaczynająca się od słów: „O Pani moja, gdzie stoisz? Czy nie przy krzyżu? Raczej na krzyżu z Synem, tam bowiem razem z Nim zostałaś przybita. Z tą tylko różnicą, że On fizycznie, Ty zaś duchowo”[12]. A więc Maryja w sensie cielesnym trwała pod krzyżem, ale w duchu – została razem z Synem ukoronowana cierniem i przybita gwoździami. Każdy policzek, jaki spadł na twarz Jezusa, spadł również na nią. Odczuła ona każde splunięcie rzymskiej kohorty. Konanie w Ogrójcu, ubiczowanie, proces – to wszystko stało się jej udziałem. Jakub z Mediolanu opisuje wszakże w Bodźcu miłości wielkie współczucie Maryi, które sprawiło, że doświadczyła ona jak gdyby na własnej skórze męki Chrystusa: „Jego rany rozsiane po całym ciele skupiają się w Twoim sercu”[13]. Czyż nie to właśnie było treścią proroctwa Symeona? Przepowiedziany miecz, który przeszył serce Maryi (zob. Łk 2, 35), okazał się jednak nade wszystko ostrzem miłości. Utrzymał on bowiem jedność Matki i Syna aż do końca, w samym środku męki.
Jutrznia ciemna jest zatem wspomnieniem niewzruszonej wiary, jaką zachowała Maryja pod krzyżem. Wynikała ona oczywiście z pełni niepokalanej miłości, jaką darzyła Jezusa. Przecież to właśnie miłość – mówi 1 List do Koryntian – „zawsze jest ufna” (1Kor 13, 7). Kiedy zaś gasną wszystkie świece, ta jedna wciąż płonie. Jest ona ponadto usadowiona wyżej niż inne. Pismo dodaje, że miłość „wszystko znosi w milczeniu, wszystko przetrwa” (1Kor 13, 7), co znaczy, że wznieca światłość choćby w najgłębszej ciemności: „nawet w nocy nie gaśnie jej lampa” (Prz 31, 18). Dlatego też serce Maryi, zjednoczone z Sercem Jezusa, zawisło razem z Nim na krzyżu, a przy tym – pełne wiary i miłości – oczekiwało słonecznego poranka, kiedy On „wydawszy silny okrzyk skonał” (Mk 15, 37) i „ciemności zaległy całą ziemię” (Łk 23, 44).
[1] Zob. A.M. de Liguori, Uwielbienia Maryi, tłum. Prokop Kapucyn, Kraków 1877, s. 526.
[2] Zob. A.A. Napiórkowski, Maryja jest piękna. Zarys mariologii i maryjności, Kraków 2016, s. 154.
[3] Por. Leon XIII, Fidentem piumque [cyt. za:] P.M. Solimeo, Maryja Współodkupicielka [http://www.pch24.pl/maryja-wspolodkupicielka,19544,i.html (data dostępu: 08.04.17)]
[4] L.M. Grignon de Montfort, Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny, tłum. A. Kuryś, Warszawa 2016, s. 29-30.
[5] Zob. A.M. de Liguori, Medytacje pasyjne. Medytacje różańcowe, tłum. E. Klaczak i in., Kraków 2011, s. 213.
[6] Jakub z Mediolanu, Z dziełka „Bodziec Miłości”. Rozmyślanie na Wielki Piątek, tłum. M.S. Wszołek OFMConv [w:] Teksty o Matce Bożej. Franciszkanie średniowieczni, oprac. M.S. Wszołek OFMConv, Niepokalanów 1992, s. 67.
[7] Zob. A.M. de Liguori, Medytacje pasyjne. Medytacje różańcowe, jw., s. 214-215.
[8] Zob. A.M. de Liguori, Medytacje pasyjne. Medytacje różańcowe, jw., s. 195.
[9] A.M. de Liguori, Medytacje pasyjne. Medytacje różańcowe, jw., s. 211
[10] Jacopone da Todi, Stabat Mater Dolorosa, tłum. M. Białoszewski [w:] Muza łacińska. Antologia poezji wczesnochrześcijańskiej i średniowiecznej, oprac. M. Starowieyski, Wrocław 2007, s. 552.
[11] Posłuchajcie, bracia miła… [w:] Teksty o Matce Bożej. Polskie średniowiecze, oprac. R. Mazurkiewicz, Niepokalanów 2000, s. 103.
[12] Jakub z Mediolanu, jw., s. 67.
[13] Jakub z Mediolanu, jw., s. 67.