Liberalizm nie mając w Polsce przeszłości, nie ma też w niej przyszłości. Liberalizm do niczego nie był w naszym kraju potrzebny. Oferowana przez niego wolność to jedynie słaby ersatz wolności, którą dawało chrześcijaństwo
Liberalizm nie mając w Polsce przeszłości, nie ma też w niej przyszłości. Liberalizm do niczego nie był w naszym kraju potrzebny. Oferowana przez niego wolność to jedynie słaby ersatz wolności, którą dawało chrześcijaństwo
Liberalizm nie mając w Polsce przeszłości, nie ma też w niej przyszłości. Liberalizm do niczego nie był w naszym kraju potrzebny. Oferowana przez niego wolność to jedynie słaby ersatz wolności, którą dawało chrześcijaństwo. Brak absolutystycznej komponenty, rzekoma słabość ustroju I Rzeczpospolitej spowodowała, że w myśli politycznej nie zakorzenił się problem obrony przed władzą. Skutecznie bronił przed nią Kościół i jego silna pozycja w Rzeczpospolitej.
Inercja Kościoła
Jeżeli jednak rzeczywiście tak jest, to skąd obecność partii i środowisk, które odwołują się obecnie do agresywnego, cywilizacyjnego i kulturowego liberalizmu? Skąd silne wpływy owych środowisk w mediach i świecie opinii? Owszem, liberalizm stał się we współczesnej Polsce obecny, jednak nie jako siła samodzielna. Jedyną glebą, na której mogą w Polsce wzrastać liberalne poglądy i wpływy, jest inercja Kościoła. Tylko o ile ustępuje Kościół – a wraz z nim Wolność, którą ma do zaoferowania – o tyle wkracza rozwodniona i w swojej fragmentaryczności fałszywa wolność liberalizmu. Fałszywa nie w tym, co daje, ale w tym, na temat czego milczy. Obrona jednostkowej godności człowieka, jego wolności do kształtowania własnego życia nie jest przeciwieństwem nauki Kościoła, ale jej fragmentem; pierwszym krokiem, po którym następuje nadanie sensu tej wolności – wskazanie jej kierunku rozwoju.
Obecny triumf liberalizmu wynika z błędu w rozumieniu tego, czym jest prawdziwa aktywność osoby – jej potencjał i dynamiczność. Rozprzestrzenianie się liberalnego paradygmatu, a tym samym wycofywanie się Kościoła (zgodnie z regułami gry o sumie zerowej), na najbardziej podstawowym etapie dokonuje się na płaszczyźnie rozwoju człowieka. Postaram się prześledzić ten proces na przykładzie poglądów z jednej strony Leszka Kołakowskiego, a z drugiej o. Jacka Woronieckiego OP, przyjmując, że ich myśl stanowi emblematyczny przykład liberalizmu i katolicyzmu.
„Rasa ludzi niekonsekwentnych jest nadal jednym z głównych źródeł nadziei na to, iż być może gatunek ludzki zdoła się jeszcze utrzymać przy życiu”[1]. Kołakowski przekonuje nas, że konsekwencja to zjawisko wysoce niebezpieczne – usypuje stosy dla heretyków, a rewizjonistów ustawia przed plutonem egzekucyjnym. „Innymi słowy, konsekwencja zupełna jest identyczna z praktycznym fanatyzmem, niekonsekwencja jest źródłem tolerancji”[2]
Pozorna szlachetność
Sam pomysł wygląda, na pierwszy rzut oka, dość sensownie, by nie powiedzieć, szlachetnie. Nastawienie na dialog, gotowość do zrewidowania swych poglądów to przecież jedne z pierwszych przykazań nowożytnego dekalogu. To bezpieczniki umieszczone w strukturze społeczeństwa w celu zapobieżenia dojściu do głosu dowolnej maści dogmatyzmu czy, trzymając się terminologii Kołakowskiego, fanatyzmu. Liberalizm jest doktryną spod znaku bezpiecznika właśnie: lęk, niepewność drugiego człowieka to jego fundamentalne założenia jeszcze od czasu Hobbesa. Mało kto rozumiał to tak dobrze jak Kołakowski piszący Pochwałę niekonsekwencji czy Kapłana i błazna. Wnosił on w polską refleksję na temat wolności i bezpieczeństwa człowieka nie tylko wielki intelekt i erudycję, ale przede wszystkim godność świadka, a może nawet męczennika. Po konwersji z marksizmu na liberalizm, po latach służenia myślą i czynem materialistycznemu dogmatowi, zostaje prorokiem błazeńskiego oblicza filozofii. To wtedy rozpoczyna się proces, którego smutnym efektem końcowym staje się pean na cześć Janusza Palikota pióra Cezarego Wodzińskiego zatytułowany nieprzypadkowo Kapłana błaznem. Zwulgaryzowany, a przez to łatwiejszy do przyjęcia, pomysł Kołakowskiego to jeden z podstawowych fundamentów świadomości polskiej elity. To, co w świetle błyskotliwych fraz filozofa wyglądało szlachetnie, pozbawione tej aury staje się łatwą racjonalizacją bylejakości. Liberalizm zamiast funkcji bezpiecznika, którą pełnił w czasach komunizmu, teraz przyjął funkcję wehikułu ułatwiającego ucieczkę. W polityce ucieczkę od odpowiedzialności za państwo i jego instytucje, w moralności – od przykrych i nieżyciowych zobowiązań, w gospodarce – od troski o drugiego człowieka. Dlaczego do tego doszło?
Wiemy już, że złe jest działanie konsekwentne. Możemy to określić jako formalną zasadę pomysłu Kołakowskiego. Zasadę materialną zawarł on w swym, chyba najbardziej znanym, eseju Kapłan i błazen. Zasada ta głosi, że powołaniem naszym jest zwalczanie absolutu, pod jakimkolwiek by się on nie krył przebraniem. Najważniejsze jednak, że Kołakowski utożsamia negatywność postawy błazna z samą możliwością aktywności. „Kapłaństwo jest [...] trwaniem faktycznym rzeczywistości już nieistniejącej. W postawie błazna, odwrotnie, dochodzi do skutku to, co jest możliwością tylko, i w nim staje się rzeczywiste, zanim zaistnieje faktycznie”[3].
Kapłan trwa w iluzji i melancholii za światem, który już odszedł, podczas gdy błazen aktualizuje potencjał świata, zajadle krytykując i podważając to, co istniejące. Bezruch konserwatyzmu został przeciwstawiony aktywności liberalizmu (choć zastrzec trzeba, że samo słowo „liberalizm” w eseju Kołakowskiego nie pada).
Błędna diagnoza
O tym, dlaczego Kołakowski się mylił oraz dlaczego myśl jego i jego następców zaprowadziła we współczesnej Polsce kult żadności pod dumnym sztandarem liberalizmu, możemy się dowiedzieć, studiując pisma pedagogiczne o. Jacka Woronieckiego OP. „Nie wystarczy zajmować się osobowością człowieka: należy poznać to, co ma z niej wyróść i wykwitnąć, a tym jest osobistość [podkr. autora], świadoma siebie, swych celów i zadań. Pierwsza to wzgląd statyczny, druga – dynamiczny”[4]. Aktywność wedle Kołakowskiego dokonywała się w porządku horyzontalnym – jako proces destrukcji panujących zasad i dogmatów; natomiast aktywność taka, jak ją rozumie Woroniecki, funkcjonuje wertykalnie – jest całością działań aktualizujących potencjalność, którą jaką stanowi osobowość, w celu jej rozwinięcia się i wzrostu do poziomu osobistości. Wewnętrzny fałsz liberalizmu polega na pominięciu tego właśnie wertykalnego charakteru działań człowieka, tego, że jak pisze Woroniecki: „nie dość się cieszyć z posiadania osobowości, ale należy ją jeszcze wychować na dzielną osobistość”[5]. Osobowość i osobistość tworzą w koncepcji Woronieckiego triadę pojęć wraz z „osobnictwem” – które to słowo oznacza indywidualizm w tym, „co ma w sobie ujemnego, a więc odśrodkowego w stosunku do otaczającego go społeczeństwa”[6]. Społeczeństwo, które wyłania się z esejów Kołakowskiego, to wspólnota „osobników” właśnie; osobowości nie tyle nieukształtowanych, co w toku kształcenia spaczonych egoizmem.
Różnica w rozumieniu pojęcia aktywności człowieka prowadzi nas do kwestii jego przeznaczenia. Działanie jednostki musi się dokonywać w jakimś mniej lub bardziej określonym celu. Woroniecki cel ten lokuje powyżej same go człowieka, którego rolę widzi w pod porządkowaniu dobru wspólnemu, a nade wszystko w wiecznym prze znaczeniu – zbawieniu. Doczesny republikanizm, jako stopień wyrzeczenia się na rzecz innych, figuruje tu jako warunek tego zbawienia. W porządku czasowym jest to odwrócenie przykazania miłości Boga i bliźniego. To wertykalność spełniona.
Na tym tle myśl Kołakowskiego wygląda wyjątkowo defensywnie. Przetrwanie, do którego drogą jest obrona przed zagrożeniem ze strony krwiożerczej konsekwencji z jednej, a absolutu z drugiej strony. Trwanie, życie samo jako cel. To liberalizm odarty z maski. Tylko gdzie krzyk oznajmujący jego nagość i nędzę? O ile błazen Kołakowskiego miał w sobie jeszcze zapał antydogmatycznego neofity, o tyle nasze współczesne błazny muszą ten zapał nieustannie w sobie wskrzeszać. To stąd ich niepoważne tyrady wieszczące zagrożenie wolności ze strony Kościoła, ich zaciekłość w obronie ks. Bonieckiego czy ataku na przeciwników liberalizacji prawa. Jednak to tylko kolejna maska. Pod nią kryje się twarz błazna już nie walczącego, ale smutnego – nieznającego celu i sensu swych działań.
„Społeczeństwo żyje wartościami osobistymi na to, aby swym ładem dać każdej jednostce możność pełnego rozwoju jej osobistości i w ten sposób ułatwić osiągnięcie jej celu po śmierci”[7]. To krótkie zdanie jest kwintesencją katolickiej nauki społecznej, a jednocześnie manifestem jej antyliberalnego nastawienia. Fakt, że nie znajdziemy w nim negacji, sprzeciwu, a jednak widzimy wyraź nie kontrę w stosunku do liberalnej wizji ładu społecznego, udowadnia jedynie wsobny i defensywny charakter tej ostatniej.
Śmiech kapłana
Myśl, którą prezentuje o. Woroniecki, jest wizją rozwoju, postępu, przechodzenia z siły w siłę. Wizja Kołakowskiego to ostatecznie wizja dekadencka – strategia obrony i wycofywania się; niczego poza przetrwaniem tak naprawdę nie obiecuje. Na tym, po oczyszczeniu z całej frazeologii i krzyku współczesności, polega liberalizm, także ten w polskim wydaniu. Jest on przechodzeniem słabości w słabość, procesem degeneracji. Dlatego właśnie nie ma on w Polsce przyszłości. Znaki czasów mówią same za siebie: odrodzenie mesjanizmu polskiego, mimo wszystko wciąż pełne kościoły to symbole tego, że przetrwaliśmy czas naj bardziej agresywnej sekularyzacji. Czas liberalizmu się kończy; umiera tak, jak było mu pisane – śmiercią naturalną. A kapłan śmieje się ostatni.
Jan Maciejewski
Tekst został pierowtnie opublikowany w 1. numerze Teologii Politycznej Co Miesiąc
[1] L. Kołakowski, Pochwała niekonsekwencji [w:] Nasza wesoła apokalipsa , Kraków 2010, s. 39.
[2] Tamże.
[3] L. Kołakowski, Kapłan i błazen , [w:] Nasza Wesoła Apokalipsa, s. 81.
[4] o. Jacek Woroniecki, Rozwój osobistości człowieka, [w:] Wychowanie człowieka, Kraków 1961, s. 59.
[5] Tamże, s. 61.
[6] Tamże, s. 60.
[7] Tamże, s. 85.