Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Wojciech Stanisławski: Joachim Lelewel. Za tym bibliofilem szli na barykady

Wojciech Stanisławski: Joachim Lelewel. Za tym bibliofilem szli na barykady

Niesłychanie odkrywczy jako historyk, pisał jednak stylem przyciężkim. Ale za jedno zdanie: „Za wolność naszą i waszą!”, powinien otrzymać tytuł pierwszego copywritera wśród rewolucjonistów – pisze Wojciech Stanisławski w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Lelewel. Opcja republikańska”.

Ponadprzeciętnie uzdolnieni dziesięciolatkowie, kolekcjonerzy map i owadów, mimochodem opanowujący liczne języki, często stają się poważnymi naukowcami. Ich rodzice, a zwłaszcza ciotki, są zachwyceni posiadaniem cudownego dziecka, choć są i tacy, którzy cedzą przez zęby słówko „nerd”.

Do Lelewela pasowałyby oba te określenia. Wątły jako dziecko (sztukę chodzenia opanował ponoć w czwartym roku życia), już jako kilkulatek chłonął wszelką wiedzę i spisywał własną encyklopedię. Przez większość czasu kształcił się jako ekstern. Rozwiązanie to 200 lat temu było znacznie popularniejsze w edukacji niż dziś, ale Lelewel był i tu przypadkiem szczególnym. Nawet tytuł doktorski otrzymał zaocznie, od Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, w roku 1820.

Miał już wówczas za sobą pierwszy cykl wykładów z historii powszechnej, wygłoszonych w roku 1815 w Wilnie, próby pracy w strukturach administracyjnych Księstwa Warszawskiego i posadę bibliotekarza na restytuowanym Uniwersytecie Warszawskim. Tę ostatnią wykorzystał zresztą do tworzenia fundamentów polskiej bibliografii. Dopiero w roku 1821 otrzymuje nominację na katedrę historii na uniwersytecie w Wilnie. Na wykładzie inauguracyjnym gromadzi, rzecz niespotykana, półtora tysiąca osób!

Dużo talentów, poszukiwania oparcia w trzech miastach akademickich – co w tym dziwnego? Tyle, że te trzy miasta leżą w trzech, a właściwie w czterech różnych państwach

Tych kilka powyższych zdań udało się napisać tak, jakbyśmy mieli do czynienia ze wzlotem kariery obiecującego humanisty z początków XIX wieku. Dużo talentów, poszukiwania oparcia w trzech miastach akademickich – co w tym dziwnego? Tyle, że te trzy miasta leżą w trzech, a właściwie w czterech różnych państwach: młodość Lelewela upływa bowiem w pierwszym ćwierćwieczu po ostatecznym podzieleniu w 1795 roku ziem Rzeczpospolitej między trzy sąsiadujące z nią potęgi: Prusy, Austrię i Rosję. To zaś oznacza, że Warszawa, w której Lelewel w roku 1811 próbował sił jako sekretarz w Ministerium Spraw Wewnętrznych była stolicą powołanego przez Napoleona i satelickiego wobec Francji Księstwa Warszawskiego. Ta Warszawa, w której w siedem lat później porządkował zbiory Biblioteki Uniwersyteckiej to już stolica Królestwa Polskiego – państwa stworzonego na mocy postanowień Kongresu Wiedeńskiego, autonomicznego, lecz połączonego osobą władcy z Rosją. Kraków, skąd przyszedł dla Lelewela doktorat, to stolica Rzeczpospolitej Krakowskiej – miniaturowego miasta-państwa, tkwiącego w szczelinie między Austrią a Rosją, któremu przyznano kruchą i wątpliwą niezależność na tymże Kongresie Wiedeńskim.

Wreszcie Wilno, gdzie Lelewel przyjmowany jest ekstatycznie w roku 1821, dawna stolica Wielkiego Księstwa Litewskiego. To jedno z pierwszych miast dawnej Rzeczpospolitej, od roku 1795 z kilkumiesięczną „napoleońską” przerwą pozostające pod panowaniem Rosji i obdarzone – jak na ironię zaszczytem bycia stolicą guberni.

Wtajemniczenia? W paleografię, nie w masonerię

Już to proste wyliczenie, nie uwzględniające wszystkich niuansów polityki międzynarodowej tego czasu pokazuje, pod jakimi ciśnieniami przyszło działać Lelewelowi. Nie był typem polityka: stronił od kuluarowych negocjacji, nie był sprawny w intrygach. Co więcej, jak się zdaje, wobec wielu publicznych wzruszeń zachowywał dystans na granicy obojętności. „Nie angażował się uczuciowo po stronie Napoleona”, można przeczytać w jego naukowym biogramie, choć to zdanie nie oddaje, jak wielkim było to ewenementem wśród zaangażowanych politycznie Polaków w początku drugiej dekady XIX wieku.

Naprawdę fascynowała go sfragistyka, numizmatyka wczesnego średniowiecza, paleografia. Jego pierwsza publikacja (1807) traktowała o „Eddzie poetyckiej”, wykłady prowadził z metodologii badań historycznych. Fascynowały go nauki pomocnicze historii. Był nowatorem na skalę europejską, jeśli chodzi o historię historiografii, wykorzystanie i interpretację danych kartograficznych i geograficznych, badał krój czcionek starodruków i motywy na monetach. Zarazem odznaczał się niezależnością myślenia, odwagą i skłonnością do szerszej refleksji. Zastanawiając się nad kierunkiem rozwoju dziejów Polski zwracał uwagę na zwiększanie się swobód kolejnych warstw i stanów społecznych, co określał mianem „gminowładztwa”. Do tego żywił romantyczny zachwyt nad „wolnością” jako wartością społeczną i tymi, którzy byli jej heroldami, bodaj i w czasach starożytnych. Wszystko to wystarczyło, by politycy z nominacji Petersburga kontrolujący polskie życie społeczne i naukowe, uznali go za osobę podejrzaną.

Odznaczał się niezależnością myślenia, odwagą i skłonnością do szerszej refleksji

Z obowiązków wykładowcy w Wilnie został Lelewel zwolniony w 1824 roku. Zawdzięczał to Nikołajowi Nowosilcowowi, prowadzącemu w tym mieście śledztwie przeciwko spiskom studenckim, zaufanemu współpracownikowi cara Aleksandra I i twórcy siatek policyjnych nadzorujących Polaków w Królestwie Polskim i w Imperium Rosyjskim. Osiadłszy w Warszawie, przez kilka lat utrzymuje się jedynie z doraźnych stypendiów i honorariów, pracując nieprzerwanie. Do Rosjan nie żywi urazy. Liberałowie rosyjscy (na ile formacja taka mogła dojść do głosu w pierwszych latach panowania Mikołaja I) czytują go, cytują i zapraszają na członka kolejnych towarzystw naukowych.

Polityka zapukała do drzwi

W Królestwie Polskim znacznie łatwiej jednak o demonstrowanie sympatii liberalnych. Joachim Lelewel w roku 1828 zostaje posłem na Sejm Królestwa Polskiego gdzie, związany z tzw. stronnictwem kaliszan, opowiada się za wolnością prasy, jawnością obrad sejmowych, liberalizacją prawa rodzinnego. Do dziś trwają spory, na ile głęboko tkwił w różnego rodzaju spiskach i konspiracjach, od wolnomularstwa (które w Królestwie Polskim rychło przybrało charakter wywrotowy) po spiski karbonariuszy. Badania na źródłach wskazują jednak, że raczej sympatyzował z tymi strukturami niż angażował się w nie głęboko. Młodych, wychowanych na Schillerze, mniej jednak interesowała jego „Historyczna paralela Polski z Hiszpanią” (pierwszy w polskiej historiografii przykład komparatystyki sensu stricto), bardziej – jego wizja greckich i rzymskich tyranobójców. To polityka stukała do jego drzwi, nie odwrotnie.

W sposób decydujący zastukała 21 listopada 1830, na osiem dni przed wybuchem zrywu skierowanego przeciw władzy namiestnika Rosji w Warszawie. Młodzi oficerowie dość już mają aresztowań, cenzury, dziesiątków sprzecznych z konstytucją Królestwa Polskiego posunięć brata Mikołaja I, czyli Wielkiego Księcia Konstantego, sprawującego w Królestwie Polskim rządy silnej ręki. Wieczorem historyka odwiedza stojący na czele sprzysiężenia oficerów Piotr Wysocki z dwoma towarzyszami. Lelewel, przejęty ciężką chorobą ojca, oderwany od pisania, udziela odpowiedzi ogólnikowych: tak, on sam poprze zryw na pewno, a i za Sejm, w którym zasiada, gwarantuje. Przez „zryw” rozumie zresztą raczej obalenie rządów Konstantego niż wojnę z Rosją na pełną skalę.

Kiedy, w żałobie po śmierci ojca, pojawi się w kuluarach Sejmu w 9 dni później, przekona się, jak wiele się dokonało, ile szans zostało zmarnowanych. 29 listopada oficerowie przejęli władzę w mieście, po czym przekazali ją w ręce polskiej elity politycznej Królestwa. Ta, świadoma potęgi Petersburga, niechętna „rozpalonym głowom młodzików”, waha się, czy rozpocząć walkę zbrojną i jakie postawić sobie cele.

To jego autorstwa było hasło „Za waszą wolność i naszą” skierowane do rosyjskich żołnierzy, idących na Warszawę

Lelewel zarówno emocjonalnie, jak pokoleniowo znajduje się między tymi dwoma środowiskami. Dostrzega potrzebę „rewolucji socjalnej”, przez co rozumie „ulepszenia stanu wszystkich klas narodu”. Najpierw jednak chce zagwarantowania niepodległości. W oczach starców w rządzie jest demagogiem, w oczach oficerów – autorytetem. Temu drugiemu faktowi zawdzięcza powołanie go do rządu na podrzędne w warunkach insurekcji stanowisko „p.o. ministra wyznań i oświecenia”. Nie ma wystarczających wpływów, żeby decydować o kierunku działań czy decyzjach strategicznych, gdy rozpocznie się na dużą skalę wojna polsko-rosyjska. Jako dorastający w epoce romantyzmu, a zarazem wychowawca poetów, którzy pisać będą w tym duchu, sprawdza się w słowie. To jego autorstwa było hasło „Za waszą wolność i naszą” skierowane do rosyjskich żołnierzy, idących na Warszawę.

Najlepsza polska fraza

„Za waszą wolność i naszą walczymy” – taki był sens hasła, wyszywanego w dwóch językach na sztandarach. Wolno powątpiewać, czy przekonywało ono rosyjskich sołdatów, mobilizowanych do walki półniewolniczą dyscypliną i najczęściej niepiśmiennych. Pozostało jednak w polskiej tradycji. Przez kolejne pół wieku wznoszone było co i raz w kolejnych insurekcjach na terenie całej Europy, wszędzie tam, gdzie Polacy angażowali się w walkę przeciw lokalnym tyranom przekonani, że wzrost wolności w Europie musi doprowadzić do wolności również na ziemiach polskich. A i później to zdanie, jedno ze świetniejszych wśród polskich „skrzydlatych słów”, odzywało się amarantowym echem.

Na razie jednak powstanie listopadowe upadało: pod naciskiem kolejnych rosyjskich ofensyw, wobec pruskiej i austriackiej blokady granic i transportów broni. Lelewel opuścił Warszawę 8 września 1831, uchodząc wraz z całym rządem przed rosyjskim oblężeniem. Pod drodze, w miasteczku Zakroczym, otrzymał – puste gesty – „pełną” nominację ministerialną. Sam na ostatnim posiedzeniu Sejmu zdobył się na gest nierównie bardziej znaczący: postulował ustanowienie nowego odznaczenia, „Gwiazdy wytrwałości”, dla Polaków którzy, pozostając na ziemiach Królestwa, trwać będą w oporze przeciw zaborcom. Odznaczenie nie zostało ustanowione, chociaż przez kolejne lata nie zabrakłoby dam i kawalerów godnych tej nominacji.

Kolejnych trzydzieści lat jego życia to jakby powrót do dwóch nakreślonych wyżej kolein, równoległego życia politycznego i (nierównie bardziej intensywnego) naukowego. W tym pierwszym odnosił, jak każdy polityk emigracyjny, zmienne i coraz mniejsze sukcesy. Do tych niepowodzeń przyczyniała się zapewne i jego osobowość, brak talentu do działania publicznego na dużą skalę, i sytuacja w Europie: polska sytuacja, wobec solidarności trzech państw zaborczych, wydawała się beznadziejna. Lelewel tworzy jeden z kilku konkurujących wśród emigrantów „komitetów politycznych”, opowiada się za sięgnięciem po kartę rewolucji społecznej na ziemiach polskich i w całej Europie Środkowej. Ta działalność rychło zaniepokoi władze Francji, które deportują go do bezpiecznej, mieszczańskiej, położonej trochę na uboczu wydarzeń (choć w sercu Europy) Belgii. Stamtąd Lelewel prowadzić będzie obfitą korespondencję, inspirować kolejnych emisariuszy do kraju, wspierać komitety rewolucyjne i radykałów na całym kontynencie – nigdy jednak nie osiągając natychmiastowego sukcesu.

Złote monety widywał tylko w cudzych zbiorach

W dwóch pokojach, mieszkając w pojedynkę, odmawiając nie tylko stypendiów, lecz i płatnych posad naukowych, pisał niezmordowanie o wszystkim, co historyczne, od średniowiecznych arabskich opisów innych krajów po monety Merowingów. Cecha charakterystyczna „cudownych dzieci”: z młodzieńca w fantazyjnie zawiązanej chuście na szyi i z bujnymi bokobrodami (takim przedstawiają go rysunki z lat 20.) błyskawicznie przeistoczył się w starca: zaniedbanego, okrytego dziwnymi narzutkami, bezustannie palącego fajkę.

Tyle, że do tego starca pielgrzymować będą wysłannicy z wszystkich trzech zaborów, zderzając się w drzwiach z brytyjskimi i francuskimi mediewistami. „Numismatique du Moyen-Âge”, wydana w 1835, okazała się większym sukcesem niż uruchamiana w tym samym roku, przy wsparciu Lelewela, wyprawa na ziemie polskie „emisariuszy”, przekradających się z zamiarem agitacji. „Geographie du Moyen-Âge”, która ukazała się w kilkanaście lat później, chętniej była czytana na uczelniach europejskich niż manifesty Wiosny Ludów.

Zostało po nim sto kilkadziesiąt tomów prac i kolekcja średniowiecznych map, przekazana dziwnymi kolejami losu do Wilna i katalogowana jeszcze przez sowieckich inwentaryzatorów

Trzymał w ręku nici korespondencji i spisków, ale nie zdołał utkać z nich nic równie porywającego jak tamte sztandary, po polsku i po rosyjsku głoszące „wolność naszą i waszą”. Rozmawiał o nich jeszcze w 1855 roku z Aleksandrem Hercenem, przywódcą liberalnej emigracji rosyjskiej. W międzyczasie porządkował już jednak rozpełzające się wszędzie notatki i przekazywał je do bibliotek. Czekał na Lato Ludów.

Zmarł, zanim nadeszło, 29 maja 1861 roku, w paryskiej lecznicy doktora Dubois. Na ziemiach polskich, zwłaszcza tych pod panowaniem rosyjskim, gdzie właśnie po śmierci cara Mikołaja wzbierały nadzieje i emocje przed kolejnym powstaniem, organizowano liczne akademie i nabożeństwa żałobne. W Paryżu – tylko kolejny polski grób na cmentarzu Montmartre. Nad grobem przemówił Ludwik Wołowski, polski emigrant, od lat już robiący karierę w bankowości francuskiej. Chcąc demokratycznej wymowy, organizatorzy pogrzebu doprosili do grona przemawiających nad grobem paryskiego robotnika i rabina, chociaż Lelewel z jedną ani z drugą sferą nie miał zbyt wiele wspólnego.

Zostało po nim sto kilkadziesiąt tomów prac i kolekcja średniowiecznych map, przekazana dziwnymi kolejami losu do Wilna i katalogowana jeszcze przez sowieckich inwentaryzatorów. Do tego – zaszczyt cokolwiek pachnący oksymoronem: najbardziej klasycyzujący wiersz napisany przez najbardziej romantycznego poetę polskiego. Tak bowiem trzeba określić dłuższy poemat „Do Joachima Lelewela”, napisany w 1822 przez Adama Mickiewicza na wiadomość, że uwielbiany profesor historii wznowił wykłady. Długi wywód trzynastozgłoskowcem ukazuje „pochód wolności przez kraje”. I do tego tych pięć słów, „Za wolność naszą i waszą”, na wypadek, gdyby pochód ten się opóźniał.

dr Wojciech Stanisławski
Artykuł pierwotnie opublikowało Muzeum Historii Polski: http://muzhp.pl/pl/c/2458/joachim-lelewel-za-tym-bibliofilem-szli-na-barykady


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.