Okazało się, że najpiękniejsza Warszawa, ta oaza wolności i prawdziwego człowieczeństwa, nie znalazła swojego miejsca w socrealistycznym bryłach, ale gdzieś na marginesie
Okazało się, że najpiękniejsza Warszawa, ta oaza wolności i prawdziwego człowieczeństwa, nie znalazła swojego miejsca w socrealistycznym bryłach, ale gdzieś na marginesie - przeczytaj wstęp do najnowszego numeru Teologii Politycznej Co Miesiąc pt. „Warszawa Tyrmanda"
Najnowszy numer TPCM - można pobrać za darmo (kilknij)
„Sprawa do załatwienia”- propagandowa komedia z początku lat 50. w reżyserii Jana Rybkowskiego. Młoda robotnica z prowincji przyjeżdża do Warszawy po pianino, które obiecał jej pracownik powstającej właśnie telewizji. Razem z nią oglądamy place budowy. W filmie znajdziemy unikalne ujęcia budowanego Placu Konstytucji i – uwaga! – warszawskiego metra. Kilka lat później robotnica miała pojechać świeżo wybudowaną kolejką. Z filmu nie dowiemy się, że jeśli pojechała to dopiero za kilkadziesiąt lat. Budowę metra wstrzymano, a kanały zostały zalane. Bohaterowie tego filmu, podobnie jak i większość jego widzów o metrze zapomniała. Pamięć stymulowana przez propagandę jest krótka.
W filmach z lat 50. Warszawa jest piękna i młoda i tylko ludzie, niektórzy ludzie, szkodnicy i chuligani, do niej nie dorastają. Jak w jeszcze jednym filmie, debiucie dokumentalnym Jerzego Hoffmana: „Uwaga, chuligani” – znów młody człowiek, tym razem mężczyzna, świetnie zapowiadający się przodownik pracy, wpada w złe towarzystwo. Zaczyna się od słuchania jazzu, a kończy się morderstwem.
Taka była Warszawa widziana oczami propagandystów schyłkowego stalinizmu. Piękna bryła, którą psują nieliczni chuligani. Wszystko zmieniło się wraz ze „Złym” Tyrmanda, a potem tzw. małym realizmem, chuligańskimi opowieściami Hłaski, Nowakowskiego i Orłosia. Okazało się, że najpiękniejsza Warszawa, ta oaza wolności i prawdziwego człowieczeństwa, nie znalazła swojego miejsca w socrealistycznym bryłach, ale gdzieś na marginesie, wśród ludzi społecznie niedostosowanych, tych wszystkich, którzy stali się wyłomem w totalitarnym systemie.
Owa Warszawa stworzyła własną hierarchię wartości i wyhodowała własny tryb celebryty, zawieszonego gdzieś między wielkim światem z odległego Zachodu a podrzędną speluną. Między szykowną elegancją i żulerią. Własnych Tyrmandów, Himilsbachów i innych.
Jeśli systemy mają w naturze to, by ludzi niewolić i linią prostą tłamsić w nich najlepsze odruchy, to dusza ucieka gdzieś na margines, w rejony zapomniane i przemilczane. Tam, gdzie niektórzy poszukiwaliby upadku i dna człowieczeństwa, skondensował się ekstrakt człowieczeństwa. Dziś szukamy takiej Warszawy. I choć trudno porównywać obecną kulturę do tej z czasów stalinowskiej opresji, to swoją aktualność zachowało przeczucie, że być może ci, którzy wychodzą poza margines kultury, zachowali te cząstki człowieczeństwa, których zabrakło płynącym z prądem filistrom.
Kto dziś uchyli czapkę, gdy przechodzi obok kościoła?
Mateusz Matyszkowicz
redaktor naczelny
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!