Kiedy się obudziłem, Polski już nie było
Na skwerze przed Teatrem, jak za Paskiewicza,
Małe włochate konie kozackich szwadronów
Szczypały suchą trawę, krzyczeli setnicy
I słychać było śpiew w nieznanej mowie
I zgrzyt harmonii, a słowa piosenki
Mówiły, że się, stało co się miało stać.
I dym z porannych ognisk, przy których się grzali,
Szedł nisko, nad grobami, które wykopano
Przed Wizytkami, przed Bristolem, wszędzie.
I jak przed wielu laty, Lwowska, Nowowiejską
Wychodziliśmy z miasta długimi kolumnami
Pchając dziecinne wózki, dźwigając walizki,
Jak na zdjęciach z Powstania, ci którzy przegrali,
I wzdłuż Politechniki, gdzie przy barykadzie
Czekali na nas uśmiechnięci Niemcy
Dzieląc nas na tych, którzy pójdą do obozu
I na tych, którzy będą rozstrzelani.
Zgrzytając obracała się wieżyczka z działem.
I pomyślałem, ze nie warto dłużej żyć.
Bo Polski już nie było, więc niech mnie zabiją.
A kiedy znów się obudziłem, mój syn szedł do szkoły.
Huczało poranne miasto, więc jeszcze nie czas.
Wrzesień 1982
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!