Wildstein, jakkolwiek niemożliwy, jakoś jednak istnieje
Tematem mojego wystąpienia jest filozoficzny aspekt sporu o Wildsteina, a mianowicie spór o istnienie Wildsteina
Wildstein, co zostanie tu udowodnione, jest bytem ontycznie i logicznie niemożliwym - co skutkuje tzw. aporią Wildsteina. Chodzi o wysoce problematyczną sytuację, iż Wildstein, jakkolwiek niemożliwy, jakoś jednak istnieje, czego dowodzą liczne dane zmysłowe, intelektualne, pisarskie, medialne i oczywiście procesowe. Moje stanowisko w tej sprawie to sceptyczny realizm, będący w sporze zarówno z wpływową opinią, iż wbrew oczywistym danym Wildsteina po prostu nie ma (doktryna z kręgu doc. A. Gory) jak i ze stanowiskiem środowiska prof. G. Polskiej, że Wildstein jako byt jest całkowicie nieproblematyczny (tzw. wildsteinizm afirmatywny lub ekstatyczny). Oba stanowiska uważam za z gruntu błędne.
Już na poziomie lingwistycznym Wildstein to oksymoron. Nie trzeba głęboko nurkować w mroczne odmęty niemczyzny, żeby zrozumieć, że nazwisko Wildstein odsyła do kosmicznego konfliktu żywiołów przeciwstawnych, żywiołów, których pogodzić niepodobna. Dzikość i kamień, a więc z jednej strony trawiący wszystko ogień, szaleństwo, gorąca głowa, zmienność i brawura, z drugiej – fundament, na którym stanie to, co trwałe, odesłanie do tego, co absolutne, mocne, ba, wieczne.
Jeśli – a idziemy tu za Platońskim Kratylosem – imiona ujawniają istotę rzeczy, sprawa staje się jasna. W świetle rzetelnej analizy filozoficznej Wildstein, aby stać się jako Wilddstein właśnie, zakwestionować musi wiele, jeśli nie wszystkie, zasady bytu i myślenia – musiałby pogodzić niemożliwe do pogodzenia pierwiastki natury, słowem – połączyć sprzeczności. To tak jakby miał zostać naraz wszystkimi bohaterami Trylogii: Bohunem i Skrzetuskim, Azją i Wołodyjowskim, a na dodatek jeszcze Baśką, Zagłobą, Rochem Kowalskim, Stanisławem Brzozowskim, Gombrowczem, Rymkiewiczem i nawet trochę Wojtyłą.
Czy mógł urodzić się gdzie indziej niż w rodzinie polskiej i żydowskiej, komunistycznej i akowskiej, miejskiej i wiejskiej, ateistycznej i pobożnej zarazem? Zrazu – co jasne – bardziej Wild niż Stein, czy mógł nie skakać z okien, awanturować się po pijaku, łobuzować? Ale przecież Stein ani na chwilę nie znikał z horyzontu: w pysk wali za sprawę, ze szkoły wylatuje za zasady, pałą dostaje za wolność. Przyjacielskie szaleństwa to walka o Polskę, a szalona podróż, to przecież przymusowa emigracja.
Rewolucyjny tradycjonalista, szanujący Kościół mason, towarzyski outsider. Mało? Popatrzcie na jego książki. Czy bolesna drwina z mistrza nie zbiega się z pragnieniem Prawdziwego Mistrza, ciemny polityczny thriller, nie jest nade wszystko religijną powieścią o nadziei i beznadziei, a saga o rzezi, okrucieństwie i absurdzie opowieścią o prześwitach ujawniającego się w historii Planu?
Rozejrzyjcie się Państwo wokół – sami wpadliście w to po uszy. Miał być zacny krakowski benefis, a tu wspaniale chaotyczna Warszawa, spodziewaliście się Józefy Hennelowej, a w tej roli Robert Mazurek, niby salon a jakby nie-salon, niby dostojny jubilat, a z oczu skry idą, z głowy się dymi, pióro się w kieszeni otwiera.
I tak to, Drogi Bronku, nazwisko, które było zadaniem, stało się losem. Wildstein – polski pisarz, polski inteligent, polski patriota. Jak polska kultura, jak Polska – Wildstein jest ontologiczną anomalią, jest niemożliwy, trudny, nieznośny i wspaniały – i właśnie jako taki istnieje.
W Twoją 60tkę Bronku można powiedzieć, że zapracowałeś na swoje nazwisko. Wyszła ci ta coincidentia oppositorum. Wolno napisać: „Wildstein. Co było do udowodnienia”.
Dariusz Karłowicz
Laudacja wygłoszona podczas benefisu Bronisława Wildsteina w Teatrze Kamienica 14 grudnia 2012 roku.
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!