Wszystkie aktywności w PRL były polityczne. Również ta, która nawet przodownikom pracy i urzędnikom w delegacji zajmowała kilkanaście godzin dziennie: mieszkanie. Mieszkanie w jakichś czterech ścianach. I o tym futerale z betonu lub cegły opowiada cenna, przekrojowa praca Agaty Szydłowskiej.
Pisano już o PRL-owskich blokowiskach i architektach (Beata Chomątowska), o designie z „Ładu” i o meblościance Kowalskich, napisane zostały biografie Barei (Maciej Łuczak) i wydane w poręcznych boksach jego komedie, huczące echem zsypów klatki schodowe wysokościowców stanowią tło kryminałów, „powieści o pokoleniu” w rodzaju „Lat powyżej zera” Anny Cieplak i prozy tak pięknej, jak „Złodzieje żarówek” Tomasza Różyckiego. Ale „Futerał” Agaty Szydłowskiej stanowi ujęcie jedyne w swoim rodzaju: nie da się tej pracy przypisać do historii designu ani gospodarki niedoboru, dziejów przemian obyczaju ani „dekad PRL-u”, choć wszystkie te tematy są tam obecne. „Futerał” to, zgodnie z podtytułem, opowieść o urządzaniu mieszkań w PRL – ale przez to, że czynność urządzania mieszkań determinowana była i przez politykę, i przez gospodarkę, i przez ideologię, i przez wzory zachowań, książka ta staje się jedną z najciekawszych w ostatnich latach prac dotyczących historii życia społecznego w przedziale 1945-1989.
Ma oczywiście godną konkurencję: dość wspomnieć na prace Eweliny Szpak o służbie zdrowia i opiece medycznej w Polsce Ludowej czy na ubiegłoroczny bestseller PIW – „Ślepą kuchnię”, rzecz o „jedzeniu i ideologii w PRL” autorstwa Moniki Milewskiej. Chorowanie, jedzenie, mieszkanie – wszystko są to elementarne doświadczenia i kondycje ludzkie: ukazanie, jak dalece były one warunkowane i zmieniane wolą pierwszego sekretarza, ministra przemysłu lekkiego czy Wydziału Kultury KC pozwala lepiej zrozumieć, jak dalece epoka PRL była epoką polityczną. „Futerał” jednak wyróżnia się także na tle innych prac dokonujących przeglądu zachowań i praktyk społecznych w powojennym półwieczu – szerokością siatki badawczej, wielością przykładów, dociekliwością w analizowaniu źródeł. O powojennej ciasnocie pisali wszyscy, o rywalizacji topornych mebli, nieudolnie naśladujących art deco, z modelami ze sklejki – krytycy i dziennikarze, ale kto pisał o rezerwuarach na wodę do spłukiwania toalety? Nikt, dla jednych było to zbyt kłopotliwe, dla innych zbyt banalne, i teraz już nikt dokładnie nie wie, kiedy zbiorniki umieszczane pod sufitem, uruchamiane przez pomocy rwącego się łańcuszka, zastąpione zostały przez dolnopłuki... Na zdjęciu Grażyny Rutowskiej, docenionej dziś jako jednej z najlepszych dokumentalistek życia codziennego w PRL, schowany pod tynkiem rezerwuar pojawia się po raz pierwszy na zdjęciach z połowy lat 60. – i ten jeden kadr okazuje się dla Agaty Szydłowskiej, historyczki designu, autorki znakomitych prac o historii polskiego liternictwa, punktem wyjścia do dygresji o przemianach w urządzaniu łazienek w dekadzie Gomułki.
Takich dygresji mogłyby być tysiące, cały „Futerał” można by umeblować scenkami z Barei i czytelnicy byliby zachwyceni. Autorka jednak, podcina – mówiąc nieco dramatycznie – skrzydła pieśni i pierwszych kilka stron niesłychanie kostycznego Wstępu poświęca na deklaracje, „czym ta książka nie będzie”. Nie będzie – czytamy – podniesieniem „krzywego zwierciadła” Barei do rangi świadectwa historycznego, zapoznaniem faktu, że choć ściany rzeczywiście były krzywe, a meble niedostępne, to „osoby wprowadzające się do tych krzywych ścian miały szansę naprawdę polepszyć warunki życiowe”.
Bareja więc nie jest OK, ale też nie jest – prostolinijna pochwała PRL-owskiego wzornictwa i idącej za tym nostalgii która, jak się okazuje, „napełnia kieszenie właścicieli firm oferujących przedmioty vintage za absurdalne pieniądze”. Nie więc dla satyry, nie dla nostalgii, a trzecie nie – dla „opowieści o herosach i heroinach, którzy dzięki fantazji i kreatywności dzielnie walczyli z codzienną szarzyzną”, nie dla „mitu o PRL-u jako szarym i brzydkim”, dla „przekonania o wyższości inteligencji nad ludem”. I czwarte nie – dla „obrzydzania [przez opowieść o blokowiskach – w.s.] idei demokratycznego, zestandaryzowanego i organizowanego przez państwo mieszkalnictwa”.
Mocno, jak widać, opinionated to proza, sama autorka w kolejnym akapicie deklaruje, że wstęp jest nieco złośliwy. Mimo tego zastrzeżenia jednak temperament w kolejnych rozdziałach jej nie opuścił: o ile dystans do pysznych krotochwil Barei rozumiem, choć trochę mi ich żal, a zastrzeżenie, że arcydzieła designu często pozostawały potiomkinowskimi prototypami, w pełni podzielam, o tyle chłodną niechęć do „inteligenckiego punktu widzenia” czy „perspektywy elit”, gderających na dokwaterowania lokatorów, przyszpilaną w kolejnych rozdziałach, znoszę nie najlepiej. Nie wiem jak Państwo, ja zwykle, słysząc podobne szpile pod adresem „inteligentów”, gotów jestem zareagować jak współbiesiadnicy Himilsbacha w SPATIFie. W przypadku „Futerału” jednak zostaję, obserwując osobliwą symetrię: praca bardzo rzetelnie zdająca sprawę z przemian postaw, z ich zmienności historycznej, jest zarazem mimowolnym świadectwem przemiany postaw, tyle, że o pół wieku późniejszą.
We współcześnie publikowanej pracy z zakresu humanistyki wyraźny jest bowiem „zwrot ludowy”, w tym przypadku wyrażający się w niechęci do fumów i pretensji tych różnych okularników i bezetów, którzy kiedyś domagali się półek na książki, a dziś mają czelność krytykować pastelozę wielkomiejskich osiedli. Wyraźna jest niechęć do „patriarchalizmu” punktowanego nawet wówczas, jeśli praktykowany był on w połowie lat 50. w robotniczym mieszkaniu na Kole. Znamienne też, że o ile sam fakt gigantycznych zniszczeń wojennych (i wynikającego zeń kryzysu mieszkaniowego) odnotowany jest jako coś „danego”, bezosobowego niczym lodowiec, o ile rodzic autorki jednej z wielu cytowanych relacji po prostu – bez komentarza – podjął pracę w „Trybunie Ludu” i urządzał się w przydziałowej Alei Przyjaciół, o tyle sprawcy pogromów i zaboru mienia niemieckiego i żydowskiego są konkretni: są to, jak można się domyśleć, Polacy. Wiadomo, niczyje oko nie jest pozbawione „ślepej plamki”, ale te przesunięcia perspektywy, z niechęcią wobec „elit” i „wolnego rynku” na czele, to założenie badawcze, w którym swoich przekonań, idiosynkrazji i emocji nie należy już brać w nawias, jest czymś, co wyróżnia „nową humanistykę”, co czasem utrudnia, na poziomie emocjonalnym, jej odbiór, i co może zaskakiwać u autorki, z taką sympatią i zrozumieniem piszącej przed niewielu laty o staraniach o „polską czcionkę” („Paneuropa, Kometa, Hel. Szkice z historii projektowania liter w Polsce”, Karakter, 2015).
Z tym wszystkim „Futerał” jest pracą wybitną, wnikliwą, starającą się rzetelnie ukazać splot uwarunkowań, które decydowały o kształcie wielkomiejskich i małomiasteczkowych mieszkań. Powojenna ruina, wymogi gospodarki planowej, preferującej ilość, marzenie o „Zachodzie”, marzenia o sztuce robionej przez lud i dla ludu (bardzo cenne jest odnotowanie syzyfowych starań Wandy Telakowskiej i jej podobnych siłaczek), snobizm elit artystycznych, wieczny niedobór, filisterstwo, gruźlica, ba, „przedwojenność” jako kategoria łącząca estetykę, jakość i nostalgię – wszystko to Agata Szydłowska jest w stanie rozpoznać, rozpleść na czynniki pierwsze, niby na nitki, przez które pociągany Kowalski (lub Karwowski, bo i o nim w książce mowa) mocował szafki nad zlewem, łuk w futrynie i boazerię w przedpokoju. Wszystko, by ocieplić jakoś tę szarą nagą jamę w betonie, ten „futerał”, tak celnie zapożyczony do książki z pism Waltera Benjamina.
Agata Szydłowska, „Futerał. O urządzaniu mieszkań w PRL-u”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023
Wojciech Stanisławski
Recenzje Wojciecha Stanisławskiego w ramach cyklu „Czytelnia publiczna” ukazują się co dwa tygodnie. Wcześniejsze to m.in:
• Lastryko, dębina, siena palona
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury