Wojciech Kaliszewski: Leopold Staff. Szlachetny poeta serca i prawdy

Staff był poetą zakochanym w świecie i życiu. Szanował każdy jego przejaw i na tym właśnie polegała podkreślana przez Brzozowskiego szlachetność poety. Wyznawał tę miłość klarownie i prosto od samego początku swojej poetyckiej wędrówki – pisze Wojciech Kaliszewski w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Staff. Pielgrzymowanie przez epoki”.

Stanisław Brzozowski w swojej słynnej Legendzie Młodej Polski nazwał Leopolda Staffa „jednym z najszlachetniejszych twórców Młodej Polski”. Było to niewątpliwe wyróżnienie i obdarzenie zaufaniem wchodzącego dopiero w życie literackie poety. Brało się ono z przekonania, że Staff potrafi śmiało przekraczać granice takich obszarów życia, przed którymi zatrzymywało się wielu ówczesnych pisarzy. W świecie, który tracił siły, zniechęcał, wytrącał z rytmu codzienności i który obezwładniał twórczą wyobraźnię „usiłował on – pisał Brzozowski – osiągnąć coś dla siebie, stworzyć, ostać się.” Staff widział to, czego nie widzieli inni, i nie ukrywał, że swój wzrok kieruje ku sprawom i problemom wprost rzucającym wyzwanie tym wszystkim formom życia, które wyrzekały się twórczej energii, rezygnowały i poddawały nicości. „Stworzyć” oznaczało w tym kontekście „być”, „uformować się” w pełnym i ze wszech miar świadomym akcie obecności. Miałby on zdecydowanie i mocno przenikać wszystkie poziomy życia bez względu na przeciwieństwa i niebezpieczeństwa czyhające na tak zuchwałego śmiałka. Na pewno nie był to łatwy wybór i oznaczał pełne zaangażowanie woli. Decyzje musiały być odpowiedzialne i nie mogły wynikać z emocji. Prawdziwie wolna wola, której poeta słuchał od samego początku swojej twórczej wędrówki, wytyczała horyzont twórczego celu. Odległa to była linia, ale od samego początku jasna i klarowna. Staff nie zatrzymywał się i nie cofał, osiągnął ją, nie tracąc nigdy orientacji i nie gubiąc się w labiryntach pospiesznie wybieranych dróg.

Pierwszy zbiór wierszy Staffa, Sny o potędze, ukazał się wraz z początkiem XX wieku, w roku 1901. Dwudziestotrzyletni wówczas poeta znany był już w kręgach literackich rodzinnego Lwowa. Jego wiersze ukazywały się od pewnego czasu w lwowskich i krakowskich periodykach literackich. Młody poeta brał także udział w spotkaniach lwowskich pisarzy, był świadkiem, a nawet uczestnikiem dyskusji o sztuce, filozofii i wyzwaniach cywilizacyjnych, przed którymi stał ówczesny świat. W pewnym sensie przedmiotem owych polemik i spotkań było precyzowanie postaw wobec światopoglądu poprzedników. Pozytywizm koncentrował całą energię intelektualną i twórczą na zbudowaniu takiego wzorca świata, który w swoich przyczynowo-skutkowych strukturach dawałby odpowiedź na większość pytań i stwarzał warunki do realizacji wszystkich wyznaczanych przez życie celów. W chwili, w której Staff posyłał swoje pierwsze wiersze do druku, główne akcenty sporu uległy przesunięciu i w centrum dyskusji znalazły się teraz między innymi kwestie dotyczące roli jednostki w relacjach społecznych.

Pierwszy zbiór wierszy Staffa, Sny o potędze, ukazał się wraz z początkiem XX wieku, w roku 1901. Dwudziestotrzyletni wówczas poeta znany był już w kręgach literackich rodzinnego Lwowa

Modernistyczny indywidualizm stawał się faktem, który trzeba było jakoś pogodzić z problematyką zbiorowości. To było zadanie dla filozofów, ale także stało się wyzwaniem dla artystów. Kontekst źródłowy dla tych kwestii stanowiła wydana właśnie we Lwowie w 1895 roku słynna potem książka Forpoczty trojga autorów: Wacława Nałkowskiego, Marii Komornickiej i Cezarego Jellenty. Chodziło o zapowiedzi i „forpoczty ewolucji psychicznej”. Nałkowski tak ujmował te nową postać: „W życiu i literaturze naszych czasów pojawiają się coraz częściej typy o przewadze życia wewnętrznego nad zewnętrznym, duchowego nad cielesnym, ludzkiego nad zwierzęcym, refleksyjnego nad czynnym. Typy z organizacją duchową niezmiernie wrażliwą i subtelną. Typy nie mogące wyżyć w atmosferze pospolitości, a tym bardziej podłości. Typy o wielkiej nieproporcjonalności pragnień do możności, a nawet możliwości ich urzeczywistnienia;”.

Ten typ człowieka Nałkowski nazywał typem „nerwowca” w przeciwieństwie do pragmatycznie nastawionego do życia typa „troglodycznego”. Rozróżnienia, podziały i kategoryzacje, które wypracowywano w trakcie dyskusji i na łamach pism, wprowadzały rzeczywiste cezury wewnątrzspołeczne i w związku z tym domagały się od artystów wyraźnych deklaracji twórczych. Niektórzy, jak na przykład Stanisław Przybyszewski, komentowali tę sytuację konfliktu postaw i pokoleń bardzo ostro: „Dla indywiduum wyposażonego w podobny ustrój nie ma wcale miejsca w «społeczeństwie». A ponieważ takiemu człowiekowi wszystko […] jest wzbronione […] Stąd tęsknota za wyzwoleniem i wybawieniem, tęsknota niebezpieczna, trzepocząca skrzydłami, aby wzlecieć wzwyż i w dal”. Atakowano przeciwników, szukano argumentów, a przede wszystkim pytano o kształt nowej sztuki, o to, kim ma być twórca i jakiego ma używać języka.

Młodemu Staffowi niewątpliwie nieobcy był katalog tych pytań. Ówczesne życie literackie było przecież życiem wyraźnie i głośno artykułowanym, pisma miały prawdziwych czytelników, sale klubów i towarzystw literackich pełne były słuchaczy podczas zebrań i prelekcji. Lwów – przypomnijmy – na przełomie stuleci był jednym z najważniejszych miast na mapie kulturalnej, wciąż jeszcze pozostającej pod zaborami, Polski. Nic więc dziwnego, że wrażliwy, chłonny intelektualnych przeżyć student lwowskiej romanistyki i słuchacz wykładów z filozofii włączył się czynnie w tę dyskusję. Na krótko przed złożeniem pierwszego zbioru wierszy przygotował Staff obszerny artykuł zatytułowany Rekonwalescencja końca wieku. Był to – jak głosił podtytuł – „szkic z literatury ostatnich czasów”. Artykuł ukazał się w pierwszym numerze akademickiego pisma „Teka” w roku 1900. Ale wcześniej został przez autora odczytany na zebraniu Kółka Literackiego Czytelni Akademickiej przy Uniwersytecie Lwowskim.

Staff rozpoczął swój szkic akapitem, który nie tylko swoją treścią i stylistyką ściśle przylegał do charakteru ówczesnych dyskusji, ale sygnalizował także najważniejsze założenia indywidualnego programu poetyckiego autora: „Nie ma straszniejszej rzeczy nad to – pisał Staff – gdy duch ludzki po krachu swoich pragnień i ukochań, po bankructwie swoich idei popada w stan apatii, przestaje oczekiwać i spodziewać się. Rozpacz ogarniająca go po upadku z wysokości, na którą się długą pracą i trudem wydostał, działa piorunująco, wydobywa zeń krzyk bólu i gniewnego szału zwątpienia, lecz wywołuje natychmiastową reakcję, zerwanie się na nogi i rozpoczynanie pracy na nowo z zaciekłością buntowniczą, uporem i zaciętą wytrwałością.” Staff odwoływał się do powszechnie wtedy manifestowanych i przywoływanych postaw dekadenckich: „Daremność wysiłków, brak ruchu na dalszy dystans, brak zaspokojenia żądań, powodujący przerzucanie się z jednego pola na drugie, z jednej sprzeczności w drugą; wieczna gorączka, rozstrój, rozdwojenie między wolą a działaniem,” pisał w dalszej części szkicu, streszczając i sumując doświadczenia „nerwowców”. On sam reprezentował przecież inny typ artystycznej osobowości. Wierzył w siłę sztuki rewitalizującej stany psychiczne i emocje, stwarzającej „szczęśliwe środowisko”, słusznie zakładał, że człowiekowi zgaszonemu, złamanemu i załamanemu potrzebna była długa rekonwalescencja.

Staff wierzył w siłę sztuki rewitalizującej stany psychiczne i emocje, stwarzającej „szczęśliwe środowisko”

Młodzieńczy artykuł Staffa – i na to warto zwrócić uwagę – zawierał nie tylko diagnozę ogólnych i zbiorowych nastrojów oraz pesymistycznych przekonań dominujących na przełomie stuleci, ale był również konkretnym aktem określającym twórczy indywidualizm poety. Tam, wśród tych rozpoznań i opisów był już cały „późniejszy Staff”, odwzorowana została cała jego późniejsza postawa poetycka i filozoficzna oparta na poszukiwaniu równowagi i harmonii między człowiekiem i światem, między przemijaniem i wiecznością, miedzy duszą i ciałem, słowem i działaniem: „Życie! Znaleźć upodobanie w życiu, nauczyć się je kochać, nauczyć się czuć jego rozkosze, jego piękno, to, co w nim jest dobre. Przestańmy być ascetami, rozglądnijmy się wokoło z dobrą wolą, a znajdziemy niejedną rzecz cenną i ukochania godną.” Tym zdaniem Staff dokonał zasadniczego samookreślenia, pokazał się i przedstawił swoją liryczną wrażliwość. To wszystko zostało wyartykułowane na tle pesymistycznych i ograniczających sztukę przekonań. Zdanie o życiu brzmiało jak kontrapunktowo zbudowany akord, wyłamywało się z powszechnie stosowanej minorowej tonacji. Staff dostrzegał wartość świata w różnorodności, w przeciwieństwach, odmiennościach i w tym, że dobro rodzi się z poszukiwania wspólnych dróg. Już wtedy był bacznym obserwatorem świata. Lubił iść przed siebie i przyjmować to, co się objawia wędrującemu człowiekowi. Dla niego już wtedy – choć nie było to jeszcze w jego wierszach tak jasno przedstawione – świat był darem, niewyczerpanym źródłem wrażeń, był czymś naprawdę wspaniałym, co każdy, a twórca szczególnie, musi przyjąć, rozpoznać i nazwać. Staff odbierał świat w różnych perspektywach, stosował jakby złożone filtry poznawcze.

Nietzscheański akcent pojawiający się w wierszach ze Snów o potędze nie był stałym punktem odniesienia dla poety. To był zdecydowanie akcent ruchomy, który pozwolił Staffowi oderwać się od pewnego pola związków i relacji kulturowych. Staff szukał własnych powiązań, musiał i chciał się poprzez nie wyraźnie określić. Nietzsche pozwalał mu się wznosić, nabierać energii, ale w dalszą drogę Staff wyruszał już sam:

To wschód, to zachód ścigam… Gdy poranne słońce
Widzi, że wstecz mknę odeń, z odwrotów mych szydzi…
A gdy je na zachodzie krwawią zorze mrące,
Pochód naprzód w mych dawnych cofaniach się widzi…

Była to wędrówka zakrojona na nieskończoność, w stronę krain tajemniczych, cudownych i otwartych na bezkres kosmosu – „Bom jest bajeczny ptak dalekich lotów/I wiecznie cuda nieuchwytne roję.” Tak siebie widział i tak siebie poeta przedstawiał. Miara „dalekiego lotu” była także miarą siły, która dawała Staffowi „poczucie pełni”. Układając Sny o potędze, musiał niewątpliwie czuć w sobie rzeczywistą moc artysty zdobywającego świat. Wspinał się coraz wyżej – „sic itur ad astra” mógłby powtórzyć za Wergiliuszem, wyruszając na swoją gwiezdną wyprawę. A jednocześnie była to droga prowadząca w głąb siebie, ścieżka wewnętrzna, niejasna i bardzo osobista. Obie te drogi krzyżowały się i przecinały, tworząc układ wielokierunkowy, sprzyjający ciągłemu przemieszczaniu się:

Nocą Cień wielki jawi się koło mnie:
Lewicę kładzie na mem biednem, człeczem
Sercu litośnie – lecz prawą niezłomnie
W gwiazdy wskazuje jako rozkaz mieczem.

Staff od początku, od pierwszych drukowanych wierszy dostrzegał i akceptował tę przeciwstawność sił, które porywały, a właściwie rozrywały jego wyobraźnię. Umiał jednak poeta nad nią zapanować, poprowadzić ją ku formom syntetycznym, znoszącym przeciwieństwa. Była w tym działaniu wielka radość z odnajdywania równowagi. Staff, śniąc o potędze, przebijał się wytrwale przez obszary ciemne ku światłu dnia.

Zaledwie po dwóch latach od debiutu ukazał się jego drugi tom poetycki zatytułowany Dzień duszy. Pojawia się w tych wierszach głód miłości zdolnej połączyć człowieka z całą widzialną i niewidzialną rzeczywistością. Staff marzył o relacjach absolutnych, bezwzględnych, od których nie ma odwołań i odstępstw. Widział siebie wtopionego w naturę, włączonego w tajemniczy obieg jej energii:

Teraz jestem bezbrzeżnym, wolnym, dzikim stepem!
Teraz jestem huczącym, rozpętanym morzem
I burzą gwiezdnych wirów potężną, wszechmocną!

Oto pełna ekspresji i potężnego ładunku emocji, zdolnej przenieść cechy osobowego podmiotu na rzeczywistość przedmiotową ostatnia tercyna sonetu pod tytułem Poczucie pełni. Staff, wprowadzając tutaj, ale także w wielu innych utworach, dosadną i dynamicznie naznaczoną stylistykę, która podnosiła temperaturę wiersza, stosował jednocześnie trudną i wymagającą od piszącego poetyckich umiejętności formę sonetu. Ograniczał rygorami gatunkowymi  nadmiar przeżyć. Nie próbował nigdy zburzyć porządku i nie odrzucał miary. W tym tkwiła tajemnica jego twórczej i autentycznej obecności w tak różnych później czasach, okolicznościach i poetykach.

Do roku 1914 ukazało się siedem zbiorów wierszy Leopolda Staffa. Ostatni, wydany przed wojną, nosił tytuł Łabędź i lira. Staff potwierdzał w nim trwałość struktury świata i rolę poety-świadka, który idzie przez życie z poczuciem doniosłości i zarazem niepewności każdego swojego kroku.

Staff był poetą zakochanym w świecie i życiu. Szanował każdy jego przejaw i na tym właśnie polegała podkreślana przez Brzozowskiego szlachetność poety. Wyznawał tę miłość klarownie i prosto od samego początku swojej poetyckiej wędrówki. Żył duchem miłości, zderzał się z jego gwałtownymi objawieniami, bywało, że uciekał przed jego gniewem. Ale jak pisał właśnie w tym ostatnim wydanym tuż przed wybuchem Wielkiej Wojny tomiku:

Kochać i tracić, pragnąć i żałować,
Padać boleśnie i znów się podnosić,
Krzyczeć tęsknocie „przecz” i błagać „prowadź!”
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć …

Czy miłość mogła pokonać śmierć, czy mogła unieśmiertelnić świat, poetę i poezję? Staff, ten ze Snów o potędze i kilku następnych tomów, tę śmiertelną nieuchronność pochłaniającą piękno świata powstrzymywał marzeniem o zwycięstwie miłości i dobra. We wstępie do przetłumaczonych przez siebie i wydanych w 1910 roku we Lwowie Kwiatków świętego Franciszka z Asyżu napisał: „Życiowa złuda rozdwojenia zachodzi czasem wszechmocnych pojednawców. Są nimi serca kochające. Miłość jest potwierdzeniem samej siebie i świata. W istocie i głębi życia nie ma dla niej zła ani dobra. Gdzieś w najdalszej dali zachwytu istnieje głębsza od nich, nienazwana prawda serca ludzkiego.” Tej prawdzie Leopold Staff oddał swoją poezję.

Wojciech Kaliszewski

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.

MKiDN kolor45