Palikot obwołany został już głównym zwycięzcą tych wyborów
Palikot obwołany został już głównym zwycięzcą tych wyborów
Wysoki wyniki RPP jest zaskoczeniem. Można się było spodziewać, że partia przekroczy próg 5% (szczególnie po dość mocnej końcówce medialnej - w ostatnim tygodniu Janusz Palikot był praktycznie nieustannie obecny we wszystkich telewizjach, co trzeba uznać za duży sukces jego spin doktorów i równie dużą porażkę polskich mediów, nastawionych na kontrowersje, a nie na poważną analizę programową), ale wynik dwucyfrowy jest bolesny. Pokazuje, że pewien typ myślenia - bezczelnie aroganckiego, egotycznego i wulgarnego - wciąż jest nad Wisłą obecny i to w procencie, którego nie da się pominąć.
Palikot obwołany został już głównym zwycięzcą tych wyborów. Jest to w jakiejś mierze słuszne - bez wątpienia to jego poplecznicy mają największy powód do satysfakcji. Jednak nadmierna egzaltacja tym faktem wydaje mi się niepotrzebna, a wręcz szkodliwa. W porannych komentarzach (do wciąż nieoficjalnych wyników) przeczytałem już, że to właśnie RPP rozdawać będzie karty w polskiej polityce, a "kraj JPII stał się krajem JP". Lider ruchu poparcia samego siebie pompuje zresztą ten triumf, opowiadając, że jego wysoki wynik jest dowodem na autentyczne potrzeby polskiego społeczeństwa. I że teraz rządzący muszą jego postulaty poprzeć, bo inaczej będzie to ignorowaniem woli ludu.
Nie dajmy się oszukać. Gdyby to wszystko było prawdą, to w 2001 roku Polska byłaby krajem Andrzeja Leppera. Przed dekadą Samoobrona pierwszy raz weszła do Sejmu, zdobywając 10,20% głosów. Nie przypominam sobie jednak, aby wówczas media i komentatorzy ogłaszali konieczność powszechnego uwzględniania postulatów rolniczego watażki. Pamiętam za to reakcje przeciwne - poczucie kryzysu obywatelskości (w sensie rozumienia demokracji) i upadku życia publicznego. Można więc powiedzieć: nihil novi. Wyraźnie jest w Polsce grupa społeczna, do której trafić można poprzez wznoszenie mocnych, acz niskich intelektualnie (a czasem również moralnie) haseł. Grupa, która potrzebuje "kontrkulturowych", "antysytemowych" deklaracji. Legalizacji narkotyków, prostactwa medialnego i Roberta Leszczyńskiego jako posła. Nie przypadkiem doradcą wizerunkowym Palikota, tak jak Leppera, jest Piotr Tymochowicz.
Polska nie jest krajem Palikota. I nigdy nie będzie, choć sam lider ugrupowania będzie próbował do tego przekonać polityków, media i wszystkich obywateli. O takie wrażenie będą walczyć też ci wszyscy, dla których naczelną wartością polskiej polityki AD 2011 jest to, by mogli na ulicy zapalić blunta. Ale to nie jest prawda. I łatwo to udowodnić. Wystarczy RPP zmarginalizować identycznie, jak zmarginalizowana została początkowo Samoobrona. Na nieszczęście polskiej demokracji ta druga - w imię doraźnych korzyści politycznych PiS - została "doceniona" koalicją rządową. Pytanie za milion dolarów: czy Tusk będzie chciał być nowym Kaczyńskim?
Tomasz Sulewski