Tatry. Narkotyk inteligenta [TPCT 115]

W tym numerze pisma chcemy przyjrzeć się momentowi zrodzenia, rozwoju i utrwalenia mitu Tatr i Zakopanego. Co doprowadziło do erupcji zachwytu nad tym miejscem i szaleństwa, które Witkacy wiązał z Zakopiaminą – swoistym narkotykiem tej przestrzeni? Bez wątpienia genius loci Tatr i okolic to bardzo silny demon! Dlatego warto przyjrzeć się jego działaniu i magnetyzmowi, szczególnie, że ta „narkotyczna choroba”, którą wywołuje, dotyka dziś niemal każdego polskiego inteligenta. Czas zatem, aby na poważnie zabrać się za ustalanie etiologii tej niebezpiecznej i jakże zakaźnej dolegliwości!

„Polacy wiele zawdzięczają gruźlicy" – miał kiedyś powiedzieć Stanisław Witkiewicz, postać-legenda całego Podhala, ale w szczególności Zakopanego. A przecież dzisiejszy kurort przeżywający istne oblężenie zarówno w zimowe ferie, jak i upalne wakacyjne miesiące nie od razu stał się tym, czym jest dziś w naszej zbiorowej wyobraźni. Zakopane się stawało. Z początku mimochodem, aby w pewnym momencie okazać się miejscem swoistej troski, która zaczęła stwarzać to miejsce i opowiadać o nim głośniej i szerzej. I tak z biegiem lat historia stała się legendą, legenda zaś mitem i wszystko splotło się w sposób tak ścisły, że trudno dziś rozdzielić Tatry od Zakopanego i całego wielkiego kulturalnego tygla, w którym wymieszały się przeróżne i osobliwe porządki.

Zakopane to miejsce-symbol, enklawa wolności, przestrzeń mityczna, która narodziła się w stosunkowo niedawno, by stać się nieodzownym miejscem na duchowej mapie Polski.

Trudno dziś spotkać inteligenta, który choć raz nie był w Zakopanem i na tatrzańskich szlakach. Swoimi krokami stąpał po niezliczonych śladach polskiej kultury zostawionej tu przez największych twórców, pisarzy, artystów, poetów, malarzy. Powiedzieć, że Zakopane i widok na Tatry inspirowały kulturę polską – to mało. Właściwie trudno dziś wyobrazić sobie inteligencję pozbawioną historii tego miejsca, osadzoną w rzeczywistości, z której wykrojono by ten krajobraz i cały jego kulturalny rezonans. Jest to miejsce-symbol, enklawa wolności, przestrzeń mityczna, która narodziła się w stosunkowo niedawno, by stać się nieodzownym miejscem na duchowej mapie Polski.

Kogoż tam nie było! Już od początków XIX wieku i Stanisław Staszic, i Seweryn Goszczyński już ponad dwa wieki temu zafascynowali się tym miejscem, oddając jego charakter w swoich żywych opisach. Później raz naruszona dziewiczość gór, z lawinowym impetem zawojowała inteligencki świat. Tytus Chałubiński stał się patronem tego miejsca, wiodąc spragnionych atrakcji na słynne „wycieczki bez programu”. Jednak Tatry to także jego nieodzowna brama, która w postaci Zakopanego zaczęła skupiać śmietankę życia kulturalnego spragnionej ucieczki przez smutą i brzemieniem ich trudnej epoki. Dom poważnego biologa – Tytusa Chałubińskiego – staje się rychło miejscem schadzek elit, a wkrótce urokowi miejsca ulegają kolejni: Ignacy Paderewski, Helena Modrzejewska, Henryk Sienkiewicz, Bolesław Prus, Mieczysław Karłowicz, Władysław Reymont, Wincent Lutosławski, Jan Kasprowicz, Kazimierz Przerwa-Tetmajer czy dyktator czasów zdobywania niepodległości – Stefan Żeromski… a za nimi kolejni „wielcy” opętani jakaś manią kompulsywnego nałogu powrotu na dalekie południe.

Uwaga, jaką obdarzano Zakopane, wynikająca z etnograficznego zainteresowania podhalańskim stylem, zrodziło przekonanie, że to właśnie na tej ziemi – tak oddalonej od całej zawieruchy dziejowej przyniesionej przez zaborców – ostały się, prawdziwe i prastare polskie tradycje

A przecież niepodobna powiedzieć Zakopane, bez dodania na tym samym wydechu – Stanisław Witkiewicz. To on to miejsce „wymyślił” i przybliżył całej rzeszy nowo przybyłych, ale nie obyło się to – a jakże – bez wielkich projektów i sporów o polskość! Bo przecież uwaga, jaką obdarzano Zakopane, wynikająca z etnograficznego zainteresowania podhalańskim stylem, zrodziło przekonanie, że to właśnie na tej ziemi – tak oddalonej od całej zawieruchy dziejowej przyniesionej przez zaborców – ostały się, prawdziwe i prastare polskie tradycje, które należałoby wskrzesić dla dobra całej wspólnoty poddawanej procesom wykorzenienia. Tak więc, styl zakopiański miał się stać powszechną, a nie jedynie regionalną, formą kształtującą oblicze Rzeczypospolitej.

Właściwie Młoda Polska i czasy II Rzeczypospolitej ugruntowały mit tego miejsca, które stało się obowiązkowym miejscem na kulturalnej mapie już odrodzonej Polski. To tu przyjeżdżali już wszyscy krajanie, a plany modernizacyjne – dzięki otwieranej z hukiem kolejce linowej – zaczęły dosięgać szczytów Kasprowego Wierchu, a także całej infrastruktury jej towarzyszącej, jak choćby Gubałówki ujarzmionej kolejką szynową. A takie projekty, jak budowa Wielkiej Krokwi i bazy narciarskiej spowodowały, że do Zakopanego wręcz nie wypadało nie przyjeżdżać!

W tym numerze pisma chcemy przyjrzeć się momentowi zrodzenia, rozwoju i utrwalenia mitu Tatr i Zakopanego. Co doprowadziło do erupcji zachwytu nad tym miejscem i szaleństwa, które Witkacy wiązał z Zakopiaminą – swoistym narkotykiem tej przestrzeni? Bez wątpienia genius loci Tatr i okolic to bardzo silny demon! Dlatego warto przyjrzeć się jego działaniu i magnetyzmowi, szczególnie, że ta „narkotyczna choroba”, którą wywołuje, dotyka dziś niemal każdego polskiego inteligenta. Czas zatem, aby na poważnie zabrać się za ustalanie etiologii tej niebezpiecznej i jakże zakaźnej dolegliwości!

Jan Czerniecki
Redaktor naczelny