Dariusz Karłowicz otwarcie robi to, przed czym wielu się wzbrania, tj. rozróżnia podejście do rozumu i podejście do filozofii. Z jednej strony chrześcijaństwo nie było nigdy wrogie wobec rozumu. Intelekt nie jest tym, co jest poświęcane, ale tym, co uświęca, nie ofiarą, a kapłanem, który ofiarowuje Bogu kult zgodny z odwiecznym Słowem. Z drugiej jednak strony filozofia nie posiada monopolu na racjonalność – pisze Rémi Brague w przedmowie do książki Dariusza Karłowicza „Sokrates i inni święci”
Pośród tych, którzy zainteresowali się pismami Ojców Kościoła, niewielu było filozofów. O ile wiem, wciąż nie powstała interpretacja myślicieli religijnych wykorzystująca narzędzia pojęciowe zaczerpnięte z filozofii, która mogłaby być odpowiednikiem dzieła Hansa Jonasa o gnozie. Najbliższy temu podejściu byłby pierwszy tom – nigdy zresztą nieukończony – monografii Harrego A. Wolfsona, czerpał on jednak bardziej z historii idei niż z filozofii. Wyjątkiem godnym uwagi jest Hans Blumenberg (+1996), który wielokrotnie cytował Arnobiusa i Lactantiusa, autorów często przez jego kolegów po fachu niedocenianych. Z kolei niemiecki filozof Theo Kobush opublikował niedawno książkę, w której broni bardzo śmiałej tezy: chrześcijaństwo jest pełną realizacją platonizmu, jego „prawdą” w heglowskim sensie, wprowadziło też do filozofii nową kategorię – subiektywność.
Według powszechnego przekonania, Ojcowie Kościoła mieli sprzeczne podejście do greckiej filozofii. Jedni na rozmaite sposoby ją przyjmowali, inni otwarcie odrzucali. Te postawy są często przedstawiane na przykładzie Justyna i Tertuliana. Dariusz Karłowicz pokazuje jednak, że ten pierwszy nie był tak zatwardziałym racjonalistą, za jakiego zwykło się go uważać, a ten drugi nie odrzucał wcale rozumu jako takiego. Według Karłowicza filozofia ukazuje prawdę, jednak jest to jedynie część Prawdy. Nigdy nie było jednoznacznej opozycji pomiędzy chrześcijaństwem a filozofią, żaden z tych obozów nigdy też nie był jednolity. Chrześcijanie tamtych wieków to nie tylko ci, których dziś – jak Ojców Kościoła – nazwalibyśmy ortodoksyjnymi, ale także ci, których uznajemy za „heretyków”. W przypadku filozofów także istniały zwalczające się szkoły, które nie prezentowały wspólnego frontu wobec swoich przeciwników. Wspólne stanowisko filozofów nie istniało nigdy, a przynajmniej do stosunkowo późnego okresu, do czasów Porfiriusza. Dopiero on zapoczątkował tradycję dostrzegania harmonii pomiędzy Platonem i Arystotelesem, kontynuowaną przez filozofów arabskich, takich jak Al-Farabi, a w Europie obecną do XV wieku, do okresu włoskiego quattrocento. Przełomowy moment możemy widzieć w polemice Gemistosa Plethona z Arystotelesem, która dała podstawy tak zwanej Akademii Platońskiej we Florencji.
We wcześniejszym okresie filozofowie wykpiwali siebie nawzajem, rzadko przejawiając litość. W dialogach Cycerona stoicy i epikurejczycy nie oszczędzali się nawzajem, Plutarch atakował zaś obie szkoły. A przecież Ojcowie Kościoła często wykorzystywali narzędzia, które zaczerpnęli od krytykowanych przez siebie filozofów.
Dariusz Karłowicz otwarcie robi to, przed czym wielu się wzbrania, tj. rozróżnia podejście do rozumu i podejście do filozofii. Z jednej strony chrześcijaństwo nie było nigdy wrogie wobec rozumu. Sformułowanie sacrificium intellectus jest często błędnie rozumiane, ze względu na fałszywą konstrukcję dopełniacza, który jest w tym przypadku podmiotowy, a nie, Boże uchowaj, dopełnieniowy! Intelekt nie jest tym, co jest poświęcane, ale tym, co uświęca, nie ofiarą, a kapłanem, który ofiarowuje Bogu kult zgodny z odwiecznym Słowem – logikē latreia św. Pawła (Rz 12,1). Bardzo daleko tu od pochwały głupoty. Co więcej, pistis, które tłumaczymy jako „wiarę”, uznawane jest również przez filozofów. Pewna doza zaufania jest potrzebna każdemu, kto chce się uczyć – dei pisteuein ton manthanonta, uczniowie muszą wierzyć swojemu mistrzowi. Mówiąc prościej, jest to zaufanie prawdziwości naszych narzędzi intelektualnych.
Z drugiej jednak strony filozofia nie posiada monopolu na racjonalność, nie zawsze jest prawowitym spadkobiercą rozumu. Podstawowy koncept, który umożliwia istnienie filozofii to natura (physis). Jednak nawet to elementarne pojęcie nie zawsze jest właściwie postrzegane przez filozofów. Pierwsi z nich – niejako oślepieni blaskiem własnego odkrycia – błędnie wzięli niezależność praw natury za jej autonomiczność i stworzyli z niej, używając żargonu scholastycznego ens a se, samodzielny Byt, niemalże boga.
(…)
Możliwe, że prawdziwy intelektualny spór późnej starożytności nie dotyczył dogmatów, ale wizji świata i wyborów życiowych, będących konsekwencją owych wizji. Hans Urs von Balthasar zauważył kiedyś en passant – prawdopodobnie zainspirowawszy się Nietzschem – że prawdziwym wrogiem chrześcijańskiego zbawienia nie jest grecka filozofia, tylko wizja życia, która uwidacznia się w greckiej tragedii. Dariusz Karłowicz idzie w podobną stronę, kiedy wskazuje, że filozofia była, zarówno dla pogan, jak i dla chrześcijan, dla jej praktyków oraz jej wrogów, bardziej sposobem życia niż zbiorem dogmatów (choć samo słowo wywodzi się z filozofii). Tym samym czerpie z dzieł Pierre’a Hadot, który podkreślał ten właśnie wymiar filozofii starożytnej.
Możliwe, że spór ten jest wciąż żywy i nic nie stracił ze swojej zajadłości. Sokratejski model życia spędzonego na dochodzeniu do Prawdy wygląda bardzo przyjemnie, wyklucza jednak możliwość, że jest ona czymś danym. Znana jest przypowieść Lessinga, w której ma się do wyboru Prawdę lub jej poszukiwanie. Ten niemiecki dramaturg i filolog uważał, że my, ludzie, powinniśmy wybrać dociekanie, a nie Prawdę, która jest boskim przywilejem. Bardzo pięknie. Jak możemy jednak wiedzieć, że istotnie poszukujemy Prawdy, a nie jedynie intelektualnej ekscytacji? Co, jeśli z jakiegoś powodu Bóg chciał ukazać nam Prawdę?
Rémi Brague (tłum. Maria Marczak)