Remigiusz Forycki: Wolter i jego rosyjska fatamorgana

W zderzeniu utopii z ideą postępu fantazmatyczna przestrzeń imaginacyjna przeciwstawiona jest czasoprzestrzeni historii. A przecież historia może również okazać się „obietnicą utopii”. Wystarczy dobrać odpowiednią strategię słowa, wymyślić skuteczną propagandę, aby otworzyć przed masami iluzję świetlanej przyszłości. Wielkim mistrzem takiej strategii był właśnie Wolter – pisze Remigiusz Forycki w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Wolter. Rzeczpospolita oskarżona”.

Początek głębszego zainteresowania Rosją we Francji można w miarę dokładnie określić rokiem 1709, a więc datą wygranej przez Piotra I bitwy pod Połtawą. Pokonując potężną Szwecję Karola XII – głównego, obok Polski, północnego sojusznika Ludwika XIV – car rosyjski zagwarantował sobie mocarstwową pozycję wśród europejskich potęg. Natomiast militarystyczny absolutyzm „króla Słońce” uległ, u progu XVIII w., naturalnej erozji, ustępując miejsca mniej zhierarchizowanemu systemowi społeczno-politycznemu, opartemu na wybieralnych zgromadzeniach przedstawicielskich. Przemiany w kulturze wysokiej i nauce, a także rewolucja w technice oraz taktyce wojskowej przyczyniły się do przekształcenia monarchii typu feudalnego w absolutystyczny system władzy oświeconej. Stało się też oczywiste, że po Reformacji i wojnach religijnych nie da się już przywrócić jedności chrześcijaństwa i, usankcjonowanej przez Boga, absolutnej władzy królewskiej. Droga do tego, co Alexis de Tocqueville nazwie demokracją, stała przed Francją otworem.

Tymczasem w Rosji trwał w najlepsze system patrymonialny, oparty na samodzierżawiu, podporządkowaniu kościoła, wpisaniu w „tabelę rang”, społeczeństwa, likwidacji opozycji możnych (bojarów) przy równoczesnym utrzymaniu niewolnictwa. Mimo natarczywej propagandy i symbolicznych gestów (obcinanie bród, przeniesienie stolicy państwa z Moskwy do Petersburga, etc.) reforma Piotrowa nigdy nie zrównała imperium carów z oświeconą Europą, a tym bardziej nie dokonała i nie wprowadziła do porządku społeczno-politycznego rewolucyjnej zmiany typu Novus ordo sœculorum. Ustrój patrymonialny, zainicjowany przez Iwana III Srogiego, utrwalony przez jego wnuka Iwana IV Groźnego, a później skutecznie „ulepszany” przez Romanowów (w okresie panowania tej dynastii dziennie Rosji „przybywało” ok. 140 km² powierzchni) został, owszem, zreformowany przez Piotra I, ale przecież istnieje wyraźne kontinuum między jego pierwotną, samodzierżawną wersją z dawnych epok a udoskonalonymi wcieleniami piotrowymi (głównie w sferze wojskowości i propagandy). Ta ciągłość przetrwa nieprzerwanie aż do 1917 roku.

Bez wsparcia ludzi takich jak Ty, nie mógłbyś czytać tego artykułu.
Prosimy, kliknij tutaj i przekaż darowiznę w dowolnej wysokości.

Warto w tym miejscu przywołać termin Alberta Lortholary’ego „miraż rosyjski” określający swego rodzaju fascynację zafałszowanym, iluzorycznym, czy wręcz nieistniejącym – a przecież obecnym w społecznym imaginarium wielu Francuzów – „zwidowym” obrazem północnego kolosa. Myślicielem, który wprowadził, skodyfikował i rozpowszechnił na ogromną skalę taką właśnie wykładnię imperium carów był Wolter. Poświęcił on bez mała trzydzieści lat na opracowanie swojego opus vitae pt. L’Histoire de l’empire de Russie sous Pierre le Grand (Historia imperium Rosji za czasów Piotra Wielkiego) (1759/1763), będącego połączeniem osobliwego makiawelizmu z wyrafinowaną propagandą polityczną. Warto przyjrzeć się bliżej i wyjaśnić na czym polega „geniusz” tej wolteriańskiej rusofili stosowanej.

Wolter marzył o „republice filozofów”, której główną zasadą byłoby „najwyższe przywództwo intelektualne” cara. Był głęboko przekonany, że wszelka władza polityczna powinna należeć do jednego monarchy i że wszelkie „umowy społeczne” muszą prędzej czy później doprowadzić do ruiny państwa

Książka Historia imperium Rosji za czasów Piotra Wielkiego ma dwie zasadnicze skazy czyniące z niej bardziej twór propagandowy niż – jakby tego sobie życzył Wolter – traktat historyczny. Pierwszy zarzut, jaki można sformułować wobec publicysty francuskiego to przyjęcie fałszywej tezy czyniącej z Piotra I twórcę „nowej Rosji”. Car-reformator miał rzekomo ustanowić w swoim imperium jakąś nową erę, początek absolutny, Novus ordo sœculorum, czy punkt zero historii. Drugim fałszerstwem, jakiego się dopuścił francuski dziejopis to uczynienie z tej „nowej Rosji” państwa oświeconego, które nie tylko dogoniło cywilizacyjnie Europę, ale nawet pod pewnymi względami ją prześcignęło – głównie w sferze duchowej, podporządkowując Kościół Państwu. Myśl wolteriańska opiera się tutaj na dwóch filarach: kluczowej roli jednostki w historii społeczno-politycznej danego kraju oraz wyjątkowej pozycji, jaką posiada cywilizacja w dziejach Europy. Car reformator wprowadza nowy ład w swoim imperium sam, otoczony prymitywnym ludem. Akt twórczy nie należy w tym przypadku do Boga, ale do oświeconego despoty. Historia staje się i dopełnia z woli jednego człowieka – lud pozostaje pasywny i niedojrzały. Wolter posunie się nawet do zaakceptowania politycznego zniewolenia: marzył o „republice filozofów”, której główną zasadą byłoby „najwyższe przywództwo intelektualne” cara. Był głęboko przekonany, że wszelka władza polityczna powinna należeć do jednego monarchy i że wszelkie „umowy społeczne” między księciem a ludem muszą prędzej czy później doprowadzić do ruiny państwa. Nadmiar wolności może popchnąć kraj w kierunku anarchii; osłabiony i zżarty od środka bratobójczymi walkami staje się taki kraj łatwym łupem silnych sąsiadów, którzy – zgodnie z doktryną Machtstaat Samuela von Pufendorfa – podporządkują go sobie i narzucą mu swoje prawa. Ogromne sukcesy i zdobycze Piotra I uczą, że można stworzyć potężny twór imperialny, całkowicie zniewalając lud. Zdaniem Woltera Rosja jest jedyną potęgą, która może w pełni zrealizować taką politykę podboju, zbawienną – jak sądził – dla zachodnioeuropejskiej cywilizacji.

W zderzeniu utopii z ideą postępu fantazmatyczna przestrzeń imaginacyjna przeciwstawiona jest tutaj czasoprzestrzeni historii. A przecież historia może również okazać się „obietnicą utopii”. Wystarczy dobrać odpowiednią strategię słowa, wymyślić skuteczną propagandę, aby otworzyć przed masami iluzję świetlanej przyszłości. Wielkim mistrzem takiej strategii, jej genialnym twórcą w Rosji był właśnie Wolter. Jego, oparty na silnej jednostce, model postępu dziejowego połączony z misją cywilizacyjną Rosji stworzył podwaliny zafałszowanej interpretacji historii, jej historiozoficzny – czy wręcz mesjanistyczny – bubel. Autor Traktatu o tolerancji twierdzi, że powołanie do życia nowego państwa rosyjskiego było „największym wydarzeniem dla Europy”, albowiem odtąd Rosjanie mogą „wpływać, mimo olbrzymich odległości, na losy Niemiec, Francji czy Hiszpanii”. Wolter przypisuje Rosji rolę arbitra i kreatora nowego porządku na ziemi: „Rosjanie zwyciężyli Turków i Tatarów, podbili Krym i ustanowili tu prawa, a także wśród dwudziestu innych ludów; stali się prawodawcą narodów, których Europa nawet nie znała z nazwy”. Krucjata przeciwko barbarzyństwu, ciemnocie i fanatyzmowi prowadzona pod egidą Rosji i jej armii ma przynieść postęp, wolność, tolerancję i „wyzwolić ludzki ród”. Nie ulega wątpliwości, że usługi, jakie oddał Wolter Rosji w jej ideologicznej ekspansji w Europie, są ogromne. Nie tylko „opracował” na użytek carów i narzucił Europie Zachodniej model Rosji oświeconej, lecz także przypisał potędze jej władców ważną, dziejową misję cywilizacyjną. Jego historia imperium Rosji za panowania Piotra I pełna jest jednak nieścisłości, anachronizmów, błędów, przemilczeń, politycznych manipulacji, kłamstwa i nachalnej propagandy. Aby nie być gołosłownym, podam kilka znaczących przykładów:

a) z prezentacji sylwetki cara Wolter usunął wszystkie przywary i nieprawości swojego bohatera. Nie chciał również zajmować się szczegółami dotyczącymi praw, wojen, fundacji czy administracyjno-ekonomicznych tworów, które powołał do życia. Zostawia to lepiej poinformowanym i zorientowanym dziejopisom rosyjskim. Uważa, że historyk powinien ukazywać pożyteczne prawdy o Państwie, a nie tropić jakieś tajemnice czy słabostki jego władcy. Mimo, że wiedział o brutalności Piotra I, zacofaniu Rosji i utrzymującym się tu niewolnictwie, to nie pisnął o tym ani słowa. Przeciwnie, aby podtrzymać tezę o nowej, dynamicznie rozwijającej się Rosji (sądzono wówczas, że im bardziej państwo jest cywilizowane, tym większe powinno w nim być zaludnienie) zniekształca perspektywę i wyolbrzymia dane dotyczące zasobów ludzkich, potrajając na przykład liczbę mężczyzn płacących pogłówne;

b) z pełnym przekonaniem, w duchu tolerancji, wyobrażał sobie, że car Piotr nie prześladował starowierców, a tymczasem bardziej ich gnębił niż jego ojciec (nota bene ich pochodzenie datował mylnie na XII, a nie XVII wiek);

c) o Ukraińcach pisał, że są „zbieraniną dawnych Rokselanów (sic), Sarmatów i Tatarów, żyjących z grabieży”;

d) nazwę car wywodził błędnie z języka perskiego;

e) jego prawda historyczna była często rozmywana zwrotami retorycznymi lub gubiona w gąszczu stylistycznych elukubracji: „Karol XII – pisał na przykład – dewastował Polskę, a Piotr sprowadzał do Moskwy z Polski i Saksonii pasterzy i owce, aby tą drogą pozyskać wełnę na produkcję dobrej jakości sukna”.

Wolter nigdy nie był w imperium carów, a jednak odważnie wypowiadał się na tematy, które budziły poważne kontrowersje nawet wśród samych Rosjan. Tematem tabu był dla wielu proces i śmierć Aleksego – syna Piotra I. Baczny na europejską opinię publiczną Wolter znalazł się w bardzo dla siebie niezręcznej sytuacji. Prywatnie, w liście z 22 września 1759 r. do Iwana Szuwałowa, pisał: „Smutny koniec Carewicza trochę mnie zaambarasował. Nie lubię wypowiadać się wbrew swemu sumieniu. Wyrok śmierci zawsze wydawał mi się zbyt surowy”. Ale w swojej historii imperium Piotra I uznał, idąc zresztą śladem Fontenelle’a, że surowość cara wobec syna była konieczna, bowiem ten ostatni „nadużywał religii” czytając szkodliwe książki religijne i kontaktował się z osobami, które stały w opozycji do  postępowych reform ojca. Konkluzja całej sprawy Aleksego (w odróżnieniu od zaangażowania Woltera w sprawie Calasa) jest zaskakująca: uznający Aleksego za winnego i skazujący go na karę śmierci werdykt sędziów był – zdaniem Woltera – zgodny z wolą ludu rosyjskiego, a tym samym „sam naród skazał Aleksego”, który zginął „w imię dobra wspólnego”. Tutaj mamy do czynienia z formą propagandy politycznej, którą za Orwellem moglibyśmy nazywać „nowomową”. Tragedię Carewicza prześladowanego przez ojca okrutnika Wolter opisuje w konwencji łzawego melodramatu, gdzie ofiarą jest kat ukryty pod maską korneliańskiej miłości do marnotrawnego syna.

W napisanej aleksandrynem satyrze pt. Le Russe à Paris (1760) Iwan Alethof (Alethof czyli mówiący prawdę – zapewne alter ego autora) wyraża opinię, że przyszłość cywilizacji europejskiej należy do Północy, czyli Rosji. Tego typu deklaracje większość czytelników Woltera brała à la lettre i z ufnością przyjmowała do wiadomości zapewnienie, że: „Rosja zasługuje by przewodzić Europie”.

Wokół imperium carów skupiło się pokaźne grono ludzi nauki, filozofów, artystów, którzy stworzyli coś w rodzaju „republiki intelektualnej”, propagującej idee postępu, tolerancji i wolności. Prowadzona z Petersburga na dużą skalę skuteczna kampania ideologiczna i propagandowa przyczyniła się szybko do ukazania Zachodowi Rosji jako państwa oświeconego, tolerancyjnego i na wskroś europejskiego. Dokuczliwa cenzura na Zachodzie, szykanowanie encyklopedystów, brak wolności, prześladowania religijne (np. wspomniana już sprawa Jeana Calasa) jeszcze bardziej wzmacniały jej autorytet i rangę w „koncercie narodów” europejskich oraz pozycję w postępowych kręgach myślicieli i polityków zachodnioeuropejskich. Przedstawiciele establishmentu na Starym Kontynencie z niepokojem spoglądali na poczynania „nowych barbarzyńców”, gdy tymczasem liberalna opinia publiczna z nadzieją wyglądała nadejście jutrzenki wolności ze wschodu.

Prof. Remigiusz Forycki

Belka Tygodnik338