Francuskie wydawnictwo Flammarion wydało w tym roku książkę profesora Rémiego Brague’a, „Sur la religion” („O religii”). Zapraszamy do obejrzenia programu, w którym autor opowiadał o swym najnowszym dziele, a także problemach, jakie przysparzają próby definiowania religii
Lubię mieć pewien porządek w głowie. Żeby to osiągnąć muszę najpierw mieć porządek w słowach. Wyraz „religia”, jak i inne słowa z nim związane, są usiane licznymi pułapkami – mówi o genezie powstania swojej najnowszej książki prof. Rémi Brague podczas spotkania promocyjnego. Mój cel jest więc dość skromny: wprowadzić trochę jasności tam, gdzie panuje zamęt – dodaje.
Jednocześnie w trakcie rozmowy, jaka miała miejsce w Instytutcie Clisthène, uczony podkreślił, że jego zamiarem nie było tworzenie nowych definicji tego wieloznacznego słowa, lecz raczej zastanowienie się, dlaczego jest ono stosowane do nazywania bardzo różnych zjawisk. – Cóż mają bowiem ze sobą wspólnego islam, buddyzm i wierzenia Azteków? W dziwny sposób wyraz „religia” spaja te diametralnie różne fenomeny, z których pierwszy zakłada istnienie osobowego Boga, w drugim jest on zbędny, trzeci natomiast usankcjonował ofiary z ludzi. Możemy mieć wręcz wątpliwości, czy zasługują w ogóle na miano religii – wskazywał Brague. Użyłem tego słowa – mówił jednak dalej – bo nie znalazłem innego. To lepsze słowo niż „groszek” albo „kowadło” – żartował profesor.
Ważnym zagadnieniem poruszanym w książce Brague’a jest problem związku religii z przemocą. Francuski filozof z naciskiem podkreśla różnicę między doktryną, czyli tym czego wymaga się od wyznawców, a ich postępowaniem, przyznając się jednocześnie do zawodu, jaki sprawia mu poziom świadomości polityków w tej dziedzinie: „Można odnieść wrażenie, że te rozróżnienia nie są przez nich rozumiane”.
Zachodni intelektualiści popełnili błąd, kiedy oświadczyli dumnie, że epoka religii się skończyła
Zdaniem Rémiego Brague’a kilka dekad temu religia wywoływała przede wszystkim śmiech, obecnie natomiast – strach. Nie przeczy on, że ma to wiele wspólnego z działaniami podejmowanymi przez fanatycznych wyznawców, przede wszystkim – muzułmanów, jednak bardziej dalekosiężną przyczynę tego stanu rzeczy widzi w postawie elit umysłowych. W opinii myśliciela zachodni intelektualiści popełnili błąd, kiedy oświadczyli dumnie, że epoka religii się skończyła. Przegapili wzrost siły protestantyzmu ewangelikalnego w Afryce, w Ameryce Łacińskiej a nawet w krajach muzułmańskich, nie dostrzegli przebudzenia islamu – zaznacza Brague. Jego zdaniem niepokój, jaki wywołuje w nas obecnie religia, może mieć swoje korzenie w niechęci tychże intelektualistów do przyznania się do błędu w ocenie sytuacji.
W swojej książce prof. Brague odniósł się również do sytuacji religii we własnym kraju – Francji. Podkreśla on, że idea laickości państwa, którą Francja jest przepojona, pozostaje w ścisłym związku z genezą ustanowienia republiki, powołanej do życia „przy pomocy bagnetów”. Rewolucjoniści-burzyciele starego porządku pozostawali w znacznie poważniejszym konflikcie z Kościołem Katolickim niż ze starą arystokracją. „Państwo republikańskie uważało się za spadkobierców oświecenia w jego najbardziej radykalnej formie” – dodaje autor. Ten spór został zakończony dopiero w 1905 r. prawem o rozdziale Kościoła i państwa, „z którego najbardziej zagorzali antyklerykałowie nie byli zadowoleni, ponieważ pozbawił on państwa możliwości wpływania na Kościół”. Po wojnie, w atmosferze świętego związku wiele rzeczy zostało złagodzonych jeśli chodzi o egzekwowanie prawa z 1905 roku i nadal odczuwamy w pewnym sensie skutki tego kompromisu – uzupełnia Brague.
Opracował Bartosz Krzymiński
Tłumaczenie Mikołaj Rajkowski