Henryk Kocój: Obrońca narodów amerykańskiego i polskiego

Kościuszko walczył o cele prawdziwe. Wolność, którą głosił, miała znaczenie konkretne. Nie była ona politycznym szyldem. Kościuszko walczył o te przemiany demokratyczne, które były bliskie ówczesnym przywódcom demokra­cji w Warszawie, Paryżu i Waszyngtonie - pisze Henryk Kocój. Jego artykuł opublikowane pierwotnie w miesięczniku "Wpis" przytaczamy w„Teologii Politycznej Co Tydzień”: Kościuszko. Kustosz wolności.

Cios za ciosem godził w chylącą się do upadku potężną niegdyś Polskę. Nie uratowały jej reformy Sejmu Wielkiego i wspaniały odruch narodowy - Konstytucja 3 maja. Od 24 lipca 1792 roku, tj, od chwili przystąpie­nia króla do Targowicy, rozpoczął się ponury okres rządów przemocy Nastrój polskiej opinii publicznej w pierwszym okresie Targowicy znakomicie scharak­teryzował wielki przyjaciel Polski, po­seł rewolucyjnej Francji w Warszawie, Marie Louis Descorches. W swej depe­szy z 10 sierpnia 1792 roku tak zobra­zował rozpaczliwą i ponurą sytuację ówczesnej Polski: „Nie ma już króla, nie ma rządu, nie ma prawa, panuje ohydna anarchia. Garść buntowników siłą ba­gnetów wsparta stała się całą Rzeczy­pospolitą”,

Istotnie, ciemne chmury zaczęły nadciągać nad Polskę. Ówczesną sytu­ację doskonale odzwierciedlają listy Jana Dembowskiego do Ignacego Potockiego pisane w Warszawie w okresie Targowicy. W jednym z nich, z 11 grudnia 1793 roku, Dembowski donosił: „Wielu Francuzów aresztowano, słowem, nikt pewnym być nie może, można się położyć, ale nie moż­na być pewnym wstać z łóżka”.

Po drugim rozbiorze Polski pozostały tylko szczątki dawnego państwa, ale i one stały się przedmiotem pożądania chciwych sąsiadów. Nie zmarł jednak duch narodu, a nawet spotężniał w tym ogromie nie­szczęść. Poza granicami kraju, w Dreźnie i Lipsku, grono znakomitych mężów snuło plany ratunku. Świtała im myśl sprzysiężenia wszystkich sił, złączenia wysiłków wszystkich warstw narodu. Wielki mąż stanu, Hugo Kołłątaj, pisał w liście do Lu­dwika Strassera z Lipska w dniu 27 stycz­nia 1793 roku: „Polska znajduje się w zbyt smutnym położeniu, w jakim była w 1773. Ale ma ludzi, którzy o sobie zapomniaw­szy, o niej tylko myślą”. Przywódcy emigracji zdawali sobie sprawę, że „Polska nadto straciła, już więcej stracić nie może, a czyn jej, jeżeli nie uratuje Polski, uszlachetni przynajmniej ostatnie jej chwile”.

Nadzieje wszystkich zbiegały się wo­kół postaci Tadeusza Kościuszki, sław­nego obrońcy narodu amerykańskiego. On sam zamierzał nadać przyszłemu po­wstaniu potężny zasięg. Opracowane we współpracy z T. Kościuszką memoriały, które miały być przedstawione czynni­kom politycznym w Paryżu, zawierały nie tylko projekt akcji polityczno-militarnej, ale również miały poinformować, „na ja­kich podstawach spocznie rząd, który re­wolucja ustanowi w Polsce”. Podstawy te, będące niewątpliwie wyrazem zapatry­wań Kościuszki, dawały zarys przyszłej konstytucji, ustanawiającej pełne równo­uprawnienie obywatelskie, jednoizbowy system przedstawicielstwa ludowego, prawo wyborcze czynne i bierne, a pod względem społecznym przewidywały zniesienie poddaństwa, władzy królew­skiej, senatu i wyższego duchowieństwa. Na kolebkę ruchu insurekcyjnego wy­brano Kraków - ową odwieczną ostoję Polski w momentach grozy i niebezpie­czeństwa, w którym znane były tradycje historyczne i gdzie właściwie ceniono waleczność polskiego oręża. Gród podwa­welski stał się podstawą działań militar­nych i organizatorskich kościuszkowskie­go ruchu zbrojnego. Stąd rozszedł się Akt powstania obywatelów-mieszkańców województwa krakowskiego, wzywający cały naród do akcesu.

Niezwykły zapał ogarnął mieszkań­ców starego Krakowa. Z dnia na dzień wzrastała liczba ochotników. Wraz ze szlachtą przybywali chłopi w sukmanach, z kosami, górale z toporami; obok zastę­pów miejskich zgłosił się oddział żydow­ski. Znoszono broń, pieniądze, żywność, ubrania i wszelki przydatny towar. Skła­dano na ołtarzu ojczyzny obrączki ślub­ne, kobiety oddawały klejnoty rodzinne. Kościoły, w których odprawiano nabożeń­stwa na intencję powodzenia insurekcji, a z ambon duchowieństwo rzucało pło­mienne słowa zachęty do walki o wolność i niepodległość, nie mogły pomieścić wier­nych.

Idee z Krakowa, owego „gniazda re­wolucji” - jak nazwał go w jednej ze swych depesz poseł pruski, Ludwig Buchholtz - zaczęły promieniować na całą Polskę, Jan Jakub Pistor, generał kwa­termistrz armii rosyjskiej, zanotował w swym pamiętniku: „Skoro tylko Ko­ściuszko ogłosił swoją odezwę, zapaleńcy warszawscy niebo i ziemię poruszyli, aże­by lud do powstania nakłonić. Wzywano naród do łączenia się z Kościuszką już to przez afisze przylepiane na rogach ulic, już to przez sztuki przedstawiane w teatrze, a napełnione niby patriotycznymi myślami podniecano lud do powstania, już to na koniec częstemi ogniowemi po­płochy zgromadzono pospólstwo”.

Oczywiście, Warszawa była ośrod­kiem ówczesnej opinii polskiej, z którego kraj od dawna przyzwyczaił się otrzy­mywać rozkazy i natchnienia, ale wieść o Racławicach, która wywarła na Osipie Igelströmie, ambasadorze i dowódcy wojsk rosyjskich w Polsce, wstrząsające wrażenie, stała się lontem przyłożonym do beczki prochu.

Na nastroje warszawskie w owym okresie duży wpływ wywarł teatr wy­stawieniem przez Wojciecha Bogusław­skiego swej opery „Krakowiacy i Górale”. Szczególnie głośnym echem wśród ludno­ści Warszawy odbijały się śpiewane w ra­mach tej opery okolicznościowe piosenki i kuplety. Każdy warszawiak rozumiał sens płynących ze sceny słów o ptaszynie w klatce, pozbawionej wolności.

Do najważniejszych wydarzeń do­szło w Warszawie 17 i 18 kwietnia 1794 roku. Redaktorzy „Gazety Krajowej” po miesiącach ucisku z rado­ścią napisali w artykule wstępnym 22 kwietnia 1794 roku: „Pamiętne będą za­wsze w dziejach narodu polskiego dni 17 i 18 bieżącego miesiąca, w których- patriotyczny wszystkich mieszkańców miasta Warszawy zapał skruszył pęta sro­motnej niewoli i wytrącił z Tak srogiego nieprzyjaciela żelazo, na którym obmier­zły despotyzm był wsparty. Na próżno on usiłował przytłumić szlachetne prze­ciw przemocy powstanie, jedność, mę­stwo i cnota najtrudniejsze przełamały zapory. Przekonano się powszechnie, że stanąć śmiało przeciw uciskowi i bronić z hazardem życia swobód ojczystych jest największym obowiązkiem każdego swój kraj i honor kochającego obywatela. Po­gardzono śmiercią i zwyciężono”.

W podniosłych słowach oceniały wydarzenia warszawskie ówczesne dzienniki francuskie. W „Le Batawe - le Sansculotte” z 13 maja 1794 roku pisano: „Wznio­sły 17 kwietnia, ty będziesz umieszczony w historii i udowodnisz, że nic nie może sprzeciwić się narodowi, który chce się stać wolny, i chociaż on nie ma broni, on ją zdobędzie na swoich wrogach, by potem zadać im śmiertelny cios”.

Wybitny historyk, Stanisław Płoski, tak scharakteryzował te doniosłe wydarzenia: „Wybuch insurekcji kościuszkowskiej w Warszawie i spowodowane przezeń dwudniowe wal­ki o stolicę, których wynik przeobraził lo­kalne początkowo powstanie krakowskie w ogólnokrajowe, należą do najciekawszych zjawisk naszych patriotycznych walk o wolność, jest to pierwszy w dzie­jach Polski wypadek, kiedy szerokie masy ludności Warszawy samorzutnie chwyciły za oręż w obronie państwa, którego losy były im dotychczas obojętne. To właśnie pełen zapału i poświęcenia udział tych mas zadecydował o zwycięstwie, które­go nie mógłby uzyskać sam tylko polski garnizon Warszawy przeszło dwukrotnie słabszy od garnizonu rosyjskiego. Po raz pierwszy zaczynają dochodzić do gło­su i usiłują brać udział w kształtowaniu losów kraju inne poza szlachtą żywioły, a mianowicie mieszczaństwo w najszer­szym słowa tego znaczeniu”.

Znakomity znawca powstań polskich, Wacław Tokarz, również docenił ogromne znaczenie tych wydarzeń, pisząc: „Bitwa o Warszawę stała się jednym z najdobit­niejszych dowodów żywotności i war­tości moralnej oraz rozwojowej narodu polskiego na schyłku istnienia Rzplitej, a równocześnie najsilniejszym wyrazem nowych prądów, które powstały za cza­sów Sejmu Wielkiego, w imię których

podniósł chorągiew insurekcyjną Kościuszko. Czasy Sejmu stworzyły hasła 21 i programy: me dały jednak świadectwa, że za tymi programami stoją szersze masy ludności gotowe do walki, śmierci i złożenia ofiar z mienia w celu wprowa­dzenia ich w życie. Kapitulacja przed Ro­sją, znoszenie rządów Targowicy rzuciły silny cień na sprawę rzeczywistej popu­larności nowych haseł wśród narodu. Do­piero od bitwy warszawskiej nie wolno już było nikomu wątpić o tym, że stoją za nimi masy ludności miejskiej”.

Faktycznie, insurekcja warszawska była rozpaczliwym i zwycięskim aktem samoobrony ludu warszawskiego pod obcą przemocą i poniżeniu zgotowanemu przez targowiczan. Był to krwawy protest wynikły z instynktu sa­mozachowawczego narodu.

W dniach 17 i 18 kwietnia wyrastali nowi przywódcy. Jednym z nich stał się Jan Kiliński. Poeta Julian Ursyn Niemce­wicz, poseł na Sejm Czteroletni, później adiutant Kościuszki, wcale nie skory do pochwał, tak pisał w swych pamiętnikach o Kilińskim: „Nie dziw więc, że przed wybuchnieniem jeszcze powstania stał się jednym z najsilniej wpływających do niej sprawców. Trzydzieści tysięcy rzemieślni­ków i chłopców sklepowych posłusznych było na wolę jego. On pierwszy dał uczuć pospólstwa ważność i siły jego”. Ten szewc z ulicy Dunaj 145 przeszedł do historii za­służenie. Jego postać owiała trwała i żywa legenda, którą nadal żyje cały naród.

Bitwa warszawska, w której 14-letni chłopcy dawali przykłady, bohaterstwa, była wspaniałym wyrazem patriotyzmu; znikły w niej lokalne interesy, a między mieszkańcami wytworzyła się tak za­wsze potrzebna jedność myśli i czynu. W stulecie powstania kościuszkowskiego Bronisław Szwarce napisał: „Niesłycha­na jakaś odwaga zapaliła warszawiaków i uczyniła ich niezwyciężonymi, głównie przez to, że z góry uczynili byli najmoc­niejsze postanowienie nie żałować życia swego dla ojczyzny”.

Nie ulega wątpliwości, że olbrzymie piętno na polityce wewnętrznej i zagra­nicznej powstania wycisnęły poglądy Tadeusza Kościuszki - szlachetne i pięk­ne w swych założeniach, ale mało realne w rzeczywistości. To Kościuszko wypo­wiedział znamienną sentencję: „Pierwszy krok do zrzucenia niewoli jest odważyć się być wolnym, pierwszy krok do zwy­cięstwa - poznać się na własnej sile”. Z jego też ust padły piękne słowa: „za samą szlachtę bić się nie będę”. Na bar­ki Kościuszki spadał ciężar niepospolity, dziedzictwo rozlicznych błędów, omyłek. Z pomocą spieszył mu wprawdzie naród pełen uniesienia, ale odwykły od czynu, rozdarty wewnętrznie, jego warstwy szlacheckie - czasami ciemne, a ludowe - bierne i obce w sprawie narodowej.

Znawca historii Polski doby rozbiorów, Henryk Mościcki, trafnie zauważył, żestanowisko społeczeństwa polskiego jako całości było wówczas fatalne. To, co się działo w Warszawie, Wilnie i Krakowie, nie znalazło większego odzewu w całej Polsce w granicach przedrozbiorowych. Ten wybitny historyk stwierdził: „Wszel­kie reformy czy to Sejmu Wielkiego, Kon­stytucji 3 maja, czy powstanie Kościuszki w bardzo płytki sposób tylko przenikały do społeczeństwa polskiego, nie sięgały do jego głębi”. Wysłany przez Kościusz­kę w lubelskie pułkownik Chomętowski donosił: (…) członkowie ustanowionych władz w tych prowincjach byli nader da­lekimi od ducha rewolucji, że przedsię­brane przez nich środki szły nader leniwo i nie odpowiadały ani gorliwości patrio­tycznej, której się po nich spodziewano, ani trudnym okolicznościom i grożącym tej okolicy niebezpieczeństwom, że nie zastał żadnego przygotowania ani do obrony kraju, ani do wyżywienia wojska, że nie tylko wszystkich zastał tam spo­kojnych, jak wśród pokoju, ale nadto, że projekt ruszenia masy włościan przyjęto jako bezprawny i wolności zagrażający”. W tym tkwiła istotna słabość powstania.

Maurycy Mochnacki stawiał Kościusz­ce zarzut, że podniósł oręż w sprawie in­surekcji, a powinien był walczyć w spra­wie socjalnej. Wiadomo jednakże, że walka o niepodległość musiała być celem głównym, że bez jego osiągnięcia żad­ne reformy nie mogły wejść w życie ze względu na ostry i zdecydowany sprze­ciw mocarstw zaborczych.

Na jedno jeszcze należy zwrócić uwagę, a mianowicie na brater­stwo ludów i porozumienie wal­czących narodów. Otóż demokratyczne hasło o braterstwie ludów i porozumie­niu wolnych narodów znalazło w toku powstania kościuszkowskiego pełny wy­raz. Walcząc z despotyzmem carskim, Ko­ściuszko traktował lud rosyjski jak braci i odnosił się do niego ze szczerą sympa­tią, „albowiem sprawiedliwa nawet ze­msta daleką jest od serca Polaków”. Du­chem głębokiego braterstwa i szczerego humanizmu przesiąknięte były odezwy Rady Litewskiej pod naczelnictwem Ta­deusza Kościuszki, drukowane po polsku i po rosyjsku. W jednej z nich czytamy: „Żołnierze Rosjanie, srogiej dzikich ko­mendantów poddani władzy, znamy was za braci, bliźnich i litujemy się waszej doli, że wzdychając do wolności, mieć i kosztować jej pod barbarzyńskim rzą­dem nie możecie”.

Jeśli chodzi o politykę zagraniczną powstania, Adam Próchnik napisał: „Zewnętrzna polityka powstania szła zatem, podobnie jak i wewnętrzna polityka, po linii szczerych, demokratycznych prze­konań”. Jest jednak bezsporne, że w tej dziedzinie, podobnie jak i w sprawach wewnętrznych, popełniono wiele błę­dów. Naiwne liczenie na neutralność Au­strii, a zwłaszcza Prus, do czasu bitwy pod Szczekocinami uznać należy za po­ważny błąd ówczesnego ministra spraw zagranicznych, Ignacego Potockiego.

Jeszcze pod koniec insurekcji mylnie oceniano grożące Polsce niebezpieczeń­stwa. W jednym z ówczesnych rękopisów czytamy: „Obiecywano wkroczenie znacz­nego wojska moskiewskiego do Polski na zemstę i ukaranie insurgentów, ale czyli pogłoska o Turkach zbliżających się ku Mołdawii, czyli o Szwedach poruszonych i uzbrajających flotę swoją, czyli uleganie mocnej pomocy króla pruskiego, który w swojej osobie szedł pogromić naczel­nika insurekcji pod Szczekocinami, czyli z innych politycznych przyczyn wojska większe moskiewskie zostały menażowane, małe tylko korpusy o kilku tysiącach wkroczyły od Wołynia do Polski i nadal cofnęły się”. I dalej: „Francuzi mieć będą w rezerwie dać pomoc Polakom, czyli przez własne siły, czyli przez pojednanie i usuniętą od koalicji jaką potencją, czy­li na koniec przez nakłonienie mocarstw w neutralności pozostałych”.

U schyłku powstania nadzieje na pomoc obcą - nie tylko Francji, ale Szwecji i Turcji - stawały się coraz silniejsze. Wyrazem tych opinii był artykuł w „Gazecie Rządowej” z 22 października 1794 roku, w którym pisano: „Ile zaś wła­sna całość powinna wiązać Duńczyków, Szwedów i Turków do losu insurekcji pol­skiej, tyle istotnie przychylna do niej Fran­cja utrzymanie własnej wolności przez podźwignienie w północy kraju wolnego”.

Świadectwo żywych ciągle rachub polskich powstańców na pomoc Francji stanowią również listy Hugona Kołłątaja do Barssa z 21 września i 17 październi­ka. Kołłątaj upominał się w nich o wiado­mości co do przyrzeczonych przez Fran­cję zasiłków pieniężnych oraz ponawiał żądanie pomocy dyplomatycznej, która miała polegać na zachęceniu Szwecji, Da­nii, a zwłaszcza Turcji, by te opowiedziały się po stronie Polski i udzieliły poparcia insurekcji. W podobnym tonie utrzymany jest list Ignacego Potockiego do Descorches’a, w którym skarży się on na obojętność Francji wobec Polski, ale z drugiej strony zapewnia, że Polska nadal będzie bronić raz podjętej sprawy. W Warszawie ciągle silny był przykład, jaki Francja dała Pol­sce, „prowadząc wojnę z całą prawie Eu­ropą” i okazując światu, iż „narody bijące się szczerze za wolność nigdy prawie nie mogą być zwyciężonymi”.

W miarę jednak, jak pomoc Francji nie nadchodziła, a widmo klęski zbliżało się nieuchronnie ku Warszawie, spotkać się można było również z odmiennymi poglądami, „Smutne doświadczenia daw­ne i późniejsze nie powinnyż nas przeko­nać, że tyle tylko można pokładać nadziei w pomocy obcych, ile w okazywaniu jej nam własny swój interes upatrywać będą” („Gazeta Rządowa” z 25 X 1794).

W dzień po kapitulacji Warszawy re­daktor „Korespondenta Narodowego i Za­granicznego” z bólem pisał: „Cośmy się to napatrzyli odmian w tym krótkim czterech lat przeciągu. Oto w roku 1791 dzień 3-go maja i następne wypadki. Toż Konfedera­cja Targowicka i Grodzieńska, dalej rewo­lucja Insurekcji, aż na koniec przez teraź­niejszy zwrot okoliczności przytłumienie w całym prawie kraju dawniej gorejącego zapału. Szły osobliwe zdarzenia jedne za drugiemi skorym przeplatane, unosząc się tam i ówdzie zwrotem. Niknęła coraz bardziej szczęśliwość prawdziwej spokojności, a na to miejsce następowały zamie­szania, które nas błyskotką czasem próż­nych uwodziły nadziei, że kiedykolwiek słodkiego doświadczemy wytchnienia, w okropnych trafach ulgi doznamy, a jed­nak tymczasem oporne chęciom naszym zawsze prawie naprzeciw stawały ciosy. Więc chwytaliśmy się jak tonący niepew­nych szczęścia ułomków, a te się nam z rąk wymykały. Kiedyż po srogich falach do spokojności zawitamy portu? Kiedy usta­limy zabezpieczenie istności naszej w po­śród okropnych skał, na które nas fatalne niosły zawieruchy?”.

Omawiając znaczenie powstania ko­ściuszkowskiego, należy przytoczyć trafny sąd znawcy tego okresu, Szymona Askenazego: „Insurekcja Kościuszki nie mogła uratować państwa, lecz w pewnym zna­czeniu ocaliła naród polski. Insurekcja, bez której nie jest do pomyślenia wzrost porozbiorowy, ani byt dzisiejszy i przy­szły narodu, winna zapewne ulegać ści­słej krytyce w szczegółach, lecz w samej swej istocie musi być uznana za rdzen­ny pierwiastek genetyczny, za nieodbity, niewzruszony, nietykalny składnik dzie­jów narodowych”. Równie głęboką ocenę poglądów Kościuszki wyraził Bronisław Szwarce: „Kościuszko był tym ogniwem, co połączyło w sobie i przez siebie przeszłość Polski z jej przyszłością”. O znaczeniu po­wstania kościuszkowskiego wypowiedział się także Artur Śliwiński, znany autor pa­triotycznych prac o polskich powstaniach: „Na powstaniu roku 1794 niemal przez cały czas trwania mściła się przeszłość Rzeczypospolitej, ale dzięki powstaniu kościuszkowskiemu Polska mogła trwać, istnieć i w dalszym ciągu walczyć o swą wolność, całość i niepodległość. Dzięki po­wstaniu państwo polskie schodziło z wi­downi świata z orężem w dłoni, z chwilą męstwa, które rozbłysło na polach Racła­wic i na bruku Warszawy”.

Ginący pod razami obcych bagne­tów w obronie Warszawy Jakub Jasiński - o którym przed laty uka­zała się źródłowa praca Zdzisława Suł­ka - podobnie jak później generał Józef Sowiński stał się żywym symbolem tego, że Polak nie poddaje się nigdy i za żadną cenę obcej przemocy. Ten młody bohater, „będąc powalony na działo, krwawiąc licznymi ranami, ostatnim wysiłkiem strzelał do atakujących go grenadierów, nie myślał się poddać. Zakuto go leżącego na armacie, szabla zastygła mu w dłoni”.

A było to w okresie, gdy „nad Warszawę nadchodziła ciemna noc. Bito wszędzie w dzwony na trwogę, ponury ich dźwięk, zlewając się z płaczliwym łkaniem, na­pełniał powietrze smętnym lamentem” (H. Mościcki, Pod berłem carów. Szturm i rzeź Pragi w roku 1794).

Insurekcja pod wodzą T. Kościuszki upadła, jednakże w brzęku zwycięskich kos racławickich w tym samym stopniu co i na polach Szczekocin i Maciejowic dokonywał się jeden i ten sam wielki prze­dziwny proces cementowania narodu w nierozerwalną odtąd całość. Po upadku insurekcji pozostała idea kościuszkowska i przyszłe pokolenia podawały ją odtąd pokoleniom jak lampę gorejącą, ochrania­jąc jej płomień i rozdmuchując go, aby do­trwał do dnia, w którym sprawiedliwość i prawo zatryumfują nad siłą. To właśnie przez insurekcję dokonywała się prze­miana pojęć, które nam wydają się proste i oczywiste. Nie dokonałaby się ona bez zdarzeń roku 1794. Bez jednego polskiego powstania, które wzięło nazwę nie z ka­lendarza, nie z geografii, ale od imienia naczelnika Tadeusza Kościuszki, którego kult w naszym narodzie należy do najpow­szechniej i najgłębiej ugruntowanych.

Jeden z największych historyków francuskich XIX wieku, Jules Michelet, tak napisał o Kościuszce: „Ostatni to rycerz, pierwszy to obywatel na wschodzie Euro­py”, Dzięki insurekcji kościuszkowskiej do panteonu zasłużonych - obok bohaterów herbowych - obok Wodzickiego, weszli: chłop Wojtek Bartos z Rzędowic, szewc Jan Kiliński, rzeźnik Józef Sierakowski, ku­piec Krieger, żyd Berek Joselewicz.

Na zakończenie wypada podkre­ślić, że Kościuszko walczył o cele prawdziwe. Wolność, którą głosił, miała znaczenie konkretne. Nie była ona politycznym szyldem. Kościuszko walczył o te przemiany demokratyczne, które były bliskie ówczesnym przywódcom demokra­cji w Warszawie, Paryżu i Waszyngtonie. Naczelnik wierzył w sukces raz podjętej sprawy. Przy całej świadomości ciężkiego położenia był przekonany, że walka jest do wygrania, jeśli cały naród się zjednoczy. Kościuszko to nie Chłopicki, który chciał się tylko „wybić” z najeźdźcą, by nie ka­pitulować bez walki, to był wódz, który wierzył, że jeżeli rzuci na szalę wszystkie siły, jakie będą do rozporządzenia, można będzie osiągnąć zwycięstwo.

Mimo przegranej Kościuszki naród czci w nim nie pobitego wodza, nie sprawcę trzeciego rozbioru, ale symbol moralnego zwycięstwa. Od 1794 roku chłop polski, który na ogół miał słabe pojęcie o Kircholmie, Chocimiu czy Wiedniu, zaczął w swejizbie wieszać portret naczelnika, gdyż on właśnie uosabiał jego żywotne interesy oraz nadzieje społeczne i narodowe.

Henryk Kocój

Pierwodruk: Wpis, nr 3 (65), 17 lutego-16 marca 2016. Publikujemy za uprzejmą zgodą wydawnictwa Biały Kruk.

Nakładem wydawnictwa Biały Kruk 20 października 2017 roku ukaże się książka Janusza Wesołowskiego: Kościuszko - Bohater dwóch kontynentów. Jest to barwna opowieść o losach Tadeusza Kościuszki. Poznajemy w tej książce dzieje rodu Kościuszków od czasów panowania Zygmunta Starego, a potem kolejno dziedzictwo i edukację Tadeusza, jego wyjazdy do Francji i słynny pobyt w Ameryce, służbę w Armii Koronnej, dowództwo insurekcji, pobyt na emigracji, aż po śmierć w szwajcarskiej Solurze. Poznajemy jego poglądy, upodobania, miłości, jego nadzieję przeplatającą się często z rozczarowaniem. Kościuszko całe życie cieszył się wielkim szacunkiem, tak na kontynencie europejskim, jak i amerykańskim. Serdecznie zachęcamy do lektury książki!

https://bialykruk.pl/ksiegarnia/ksiazki/kosciuszko-bohater-dwoch-kontynentow