Dariusz Gawin: Miłosz i Polacy

Nie sposób nie dostrzec, że krytyczny stosunek do Polaków jest u Miłosza czymś znacznie więcej niż tylko snobizmem Litwina patrzącego z niechęcią na – jak on sam mówi – Lechitów, czyli grupę etniczną żyjącą w dorzeczu Wisły, zdradzającą notoryczną skłonność do popa­dania w nacjonalistyczną gorączkę i katolicki tradycjonalizm. W jego sądach daje się wyczuć ton o wiele poważniejszy – ton zdecydowanej niechęci – pisze Dariusz Gawin w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Miłosz. Świadek wieku”.

Stefan Kisielewski w Abecadle tak mówił o Miłoszu: „...nie bardzo się zgadzamy, bo on zawsze miał snobizm, że jest lewi­cowy i postępowy i nie nacjonalista, że w ogóle jest Bałt a nie Polak, i takie tam różne. Jeszcze jak był w Warszawie, jako laureat Nagrody Nobla, też żeśmy się trochę poprztykali, ale nie było czasu. A za granicą to już na serio i nawet o Dmow­skiego się pokłóciliśmy. On nie czytał Dmowskiego”[1]. Podob­ną opowieść przytacza Andrzej Walicki: „Rozmawialiśmy [...] o zagadnieniu narodu. Miłosz podkreślał swoją »litewskość«, narzekał na »endecki« charakter patriotyzmu większości Polaków. Zwróciłem mu uwagę, że nacjonalizm litewski jest jeszcze bardziej »endecki«, etnocentryczny [...]. Miłosz zgo­dził się ze mną, ze smutkiem skonstatował, że choćby nawet chciał, nie mógłby uchodzić za poetę litewskiego, ponieważ dla Litwinów język jest kryterium narodowości; dodał jednak, że dla Litwinów trzeba być wyrozumiałym, bo to naród młody, Polacy natomiast byli niegdyś narodem wielkim, to do czegoś zobowiązuje, a więc należy osądzać ich surowiej”[2].

Bez wsparcia ludzi takich jak Ty, nie mógłbyś czytać tego artykułu.
Prosimy, kliknij tutaj i przekaż darowiznę w dowolnej wysokości.

Jednak, kiedy głębiej wczytać się w Rodzinną Europę, Zdobycie władzy czy Rok myśliwego nie sposób nie dostrzec, że krytyczny stosunek do Polaków jest u Miłosza czymś znacznie więcej niż tylko snobizmem Litwina patrzącego z niechęcią na – jak on sam mówi – Lechitów, czyli na grupę etniczną żyjącą w dorzeczu Wisły, zdradzającą notoryczną skłonność do popa­dania w nacjonalistyczną gorączkę i katolicki tradycjonalizm. W jego sądach daje się wyczuć ton o wiele poważniejszy i dający zarazem do myślenia – ton zdecydowanej niechęci. Snobizm to w końcu niewiele więcej niż słabość, śmiesznostka, coś, czego nie sposób traktować poważnie. Rodzaj przekory okazywanej demonstracyjnie pour épater le bourgeois. Miłosz nie był jednak dobrodusznym seniorem polskiej kultury, jak często pokazywały go nasze media, od czasu do czasu przeko­marzającym się ze swoją publicznością. Zawsze był kimś innym – napastliwym, zawziętym i drapieżnym krytykiem Polaków. Czasem wręcz strasznym w swoim zapamiętaniu i głęboko niesprawiedliwym w swym zacietrzewieniu.

Miłosz nie był jednak dobrodusznym seniorem polskiej kultury, jak często pokazywały go nasze media, od czasu do czasu przeko­marzającym się ze swoją publicznością

Za dowód niech posłuży tych oto kilka cytatów: „Polska mnie przeraża. Powiedzmy, że przerażała mnie przed wojną, podczas wojny i przeraża całe te dziesięciolecia po wojnie. Jak powinien się zachować schwytany przez nią człowiek (urodzenie się tam czy język), jeżeli chce być rozumny, trzeźwy, spokojny, a przy tym uczciwy? Jeżeli uważa te bezustanne ofiary, konspiracje, powstania za zupełny nonsens, po prostu dlatego, że w »normalnych« krajach tego nie ma? I ostatecznie, jeżeli 99% Francuzów żyło jak zwykle po klęsce 1940 roku, to jest normalne”. „Przypadkiem słuchałem wczoraj taśmy, na której w Polsce nagrano muzykę [...] i śpiewanie czy recitativa moich wierszy (pisane w latach 80. – D.G.). Gdybym chciał żyć dłużej, to tylko po to, żeby naprawić zło, jakie wyrządziłem. A do niego należy wszelka poezja, która sprzyja polskiemu jękliwemu szlachetnie-patriotycznemu samodurstwu. [...] I nie żadne moje komunizowania, ale to właśnie, nawroty narodowej ortodoksji, jest plamą, której nie da się wyczyścić”. „Przyznaję się, na »polskość« jestem alergiczny. Zarazem rozumiem, że każda cywilizacja ma swój własny kitsch i schmalz [...]”. „Literatura polska przypomina kaftan z jednym rękawem dla karzełka, z drugim dla olbrzyma. Ten większy rękaw jest na miarę spokojnego, zwyczajnego osadzenia w nie tak znowu niewygodnym miejscu Europy, jak to później, po przegranej, zaczęto utrzymywać. Mniejszy rękaw natomiast odpowiada pojęciu »narodu polskiego« jako grupy etnicznej uciskanej i walczącej o tzw. polskość”. „Kto pisze po polsku, musi sobie odpowiedzieć trzeźwo, że polscy czytelnicy tylko udają, że inte­resują ich jakiekolwiek ludzkie problemy. Naprawdę interesuje ich tylko jedno: »bycie Polakiem«. Natomiast »bycie Polakiem« jest to: 1) siedzenie na sobie i pilne baczenie, czy ktoś się aby wychyli. 2) Rozglądanie się, czy ktoś nie nadaje się do spożycia, to jest, czy może rozsławić polskie imię na świecie”[3].

Problem apostazji, odstępstwa Miłosza od wspólnictwa z Polakami w dziele ich stadnej bezmyślności, pozwala bowiem zrozumieć powody jego przygód politycznych i publicznych sporów, na czele z krótkotrwałym zaangażowaniem w komunizm

Celem moim nie jest demaskowanie osobistej idiosynkrazji odczuwanej przez autora Roku myśliwego do polskości. Było­by to zajęcie w największym stopniu jałowe i mało zajmujące. Chodzi tu raczej o zrozumienie intelektualnych źródeł tej gwałtownej i jednocześnie trwałej repulsji. Sam Miłosz w Człowieku wśród skorpionów pisał, iż „motyw ucieczki od Polski” jest niezbadanym, a niezwykle ważnym motywem literatury pol­skiej XX wieku, mając zapewne na myśli nie tylko autora Pło­mieni, lecz również swój własny przypadek[4]. Problem apostazji, odstępstwa Miłosza od wspólnictwa z Polakami w dziele ich stadnej bezmyślności, pozwala bowiem zrozumieć powody jego przygód politycznych i publicznych sporów, w jakie wdawał się w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, na czele z krótkotrwałym zaangażowaniem w komunizm. Tu właśnie bowiem leży klucz do miłoszowej wersji stosowanej filozofii politycznej. „Sto­sowanej”, bowiem nie poddawanej systematyzacji i wplatanej niejako mimochodem w dzieła o literackim charakterze, a więc w poezję oraz literackie eseje. Przede wszystkim te powstałe w latach pięćdziesiątych i na początku lat sześćdziesiątych ubie­głego stulecia – Zdobycie władzy, Zniewolony umysł, Traktat Poetycki, Rodzinną Europę, Człowieka wśród skorpionów. Na nich przede wszystkim chcę się skupić, szukając śladów owej stosowanej, miłoszowej filozofii politycznej.

Najważniejszy dla zrozumienia problemu apostazji w twór­czości Miłosza jest z pewnością ostatni z wymienionych to­mów. Postać Brzozowskiego to znakomity punkt wyjścia dla wariacji na temat narodowego odstępstwa. Brzozowski ze swoją „sprawą” – niewyjaśnioną nigdy do końca, a budzącą przez całe dziesięciolecia gwałtowne spory, dostarczał analogii z losami samego Miłosza, oskarżanego także o zdradę zarówno w kra­ju, przez intelektualistów związanych z władzami (wystarczy wymienić takie postaci jak Antoni Słonimski czy Kazimierz Brandys), jak i na emigracji (tutaj między innymi głos zabierali Sergiusz Piasecki, Mieczysław Grydzewski, cierpkich uwag nie skąpił też Lechoń).


[1] S. Kisielewski, Abecadło Kisiela, Warszawa 1990, s. 72.

[2] A. Walicki, Spotkania z Miłoszem, Londyn 1985, s. 154; można tu jeszcze dorzucić uwagę zrobioną przez Andrzeja Wernera w jego recenzji z Roku myśliwego: „Spotykałem się [...] dość często w środowiskach profesjonalnie zajmujących się literaturą i w czasach, kiedy tylko to środowisko wiedziało dobrze, kim jest Miłosz, i choćby dzięki temu właśnie miało doń jak najżyczliwsze nastawienie – ze zdaniem, iż znakomity poeta – mówiąc oględnie – nie lubi Polaków i Polski”, [w:]: A. Werner, Krew i atrament, Warszawa 1997, s.78.

[3] Źródła cytatów z utworów Czesława Miłosza: Rok myśliwego, Kraków 1991, s. 268, 246 n., Prywatne obowiązki, Olsztyn 1990, s. 66, 63, 70.

[4] Tegoż, Człowiek wśród skorpionów, Kraków 2000, s. 171.

Belka Tygodnik405