Michał Gołębiowski: Wilde jako Tertulian

Oscar Wilde, nawet jeśli pisał sonet „Ave Maria Gratia Plena” z perspektywy niepoprawnego estety, zdecydowanie odznaczał się Tertulianową wrażliwością. Jest tam, jeśli nie trwoga, to poczucie wstrząsu, bardziej może czytelnego w świetle późnej twórczości poety (ściślej rzecz ujmując, jej natury i cech ją wyróżniających), tej z okresu nawrócenia, jak również stale dojrzewającej recepcji Fryderyka Nietzschego – pisze Michał Gołębiowski w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Oscar Wilde. (Im)moralista?”.

Kiedy Oscar Wilde pisał sonet Ave Maria Gratia Plena, jakby zadawał stare Tertulianowe pytanie: „cóż mają wspólnego Ateny z Jerozolimą, a akademia z Kościołem”. Znaczenie tej frazy jest ogólnie znane. Pochodzi z traktatu Apologetyk.

Sytuacja Oscara Wilde’a jest z jednej strony bardzo odmienna, a z drugiej – zadziwiająco podobna. Od razu rodzi się w nas wątpliwość, czy dziewiętnastowiecznego bywalcę salonów można w jakikolwiek sposób skojarzyć z afrykańskim teologiem wczesnego chrześcijaństwa. Wątpliwości można mnożyć. Cóż ma wspólnego esteta z ascetą, łabędzi puch z posłaniem na pustyni albo słynny immoralista z równie słynnym moralistą?

Można, oczywiście, ująć tę kwestię nieco inaczej. Wilde łamał społeczne konwenanse, tak samo jak Tertulian. Ten drugi z pewnością nie polubiłby mieszczańskiego stylu życia, wprawdzie nie w imię sztuki, lecz Ducha Świętego. W każdym razie obaj na swój sposób, Wilde i Tertulian, mieli w sobie anarchiczny rys. Można tak to ująć. Ale nie chodzi przecież o to, żeby poszukiwać analogii pomiędzy dwiema zupełnie różnymi postaciami. Ważne jest raczej wspólne doświadczenie na pograniczu „świętej trwogi”.

Wróćmy zatem do sonetu. Ave Maria Gratia Plena to utwór medytujący nad misterium Bożego Narodzenia. Nie nad ikonografią czy symboliką, ale właśnie nad misterium. Okazuje się to jednak dopiero pod koniec utworu, w tych dwóch ostatnich strofach, które zwykle nazywa się „refleksyjnymi”. Oto tekst tego utworu w przekładzie poetyckim Jana Kasprowicza:

Więc tak On przyszedł! Mniemałem wesele
    Ujrzeć przedziwne, jak wówczas, gdy, w złoty
    Deszcz przemieniony, spadł z swemi pieszczoty
Bóg na miłosne Danai pościele;

Lub jak ów groźny obraz, gdy Semelę,
    Umierającą z niesytej tęsknoty
    Do ciała boga, brał w swe jasne sploty
Ogień, w zabójczym grzebiąc ją popiele!

Takie się cuda memu sercu marzą
    W tem miejscu świętem, a oto ujrzałem,
    Jak się najwyższa spełnia tajemnica,

Miłości: Dziewczę z beznamiętną twarzą,
    Obok niej anioł z kwieciem lilji białem,
    Nad nimi drżąca zwisła Gołębica.

Ani Danae, ani Semele, lecz Maryja Panna. Tutaj poeta spotyka tajemnicę. W obu miejscach, zarówno na wysokim Olimpie, jak i w niskim Betlejem, w jakimś sensie obecny jest Bóg, ale tam – nadzieja wesela oraz estetyczne zadowolenie, tutaj – ubóstwo szopki jako ikona miłości. 

Dookreślmy, tak, aby zamysł stał się zupełnie jasny: misterium nie przemawia przez antyczną wzniosłość, lecz przez ewangeliczną miłość, nawet jeśli w wierszu opisana została w pewnej zależności od stylistyki prerafaelickiej.

Zaskakujący to sonet, nielicujący z kultem czystej estetyki, tak chętnie głoszonym i uprawianym przez Wilde’a. Mówi się, oczywiście, że Ave Maria Gratia Plena stanowi raczej wyraz młodzieńczej fascynacji poety sztuką religijną, aniżeli czegokolwiek głębszego i bardziej egzystencjalnego. A więc chrześcijaństwo jako estetyka. Znamy zresztą to od Kazimierza Przerwy Tetmajera. Z tą różnicą, że Tetmajer, jak się wydaje, nie wiązał swoich fascynacji sztuką kościelną z Tertulianowym konfliktem pomiędzy Atenami a Jerozolimą.

Jest to konflikt, dodajmy, rozgrywający się na płaszczyźnie egzystencjalnej, a nie, jak to się często uważa, na płaszczyźnie relacji pomiędzy filozofią i teologią, wiarą i rozumem. Chodziło o „bojaźń i drżenie”. Jeśli przyjrzymy się słynnej maksymie Tertuliana w kontekście pełnego wywodu Apologetyka, to zrozumiemy, że mowa tutaj o newralgicznym punkcie, w którym stan świadomości właściwy dla pogańskiego antyku zderza się z perspektywą Ewangelii.

Nie chodzi tu zatem o fideizm. Innymi słowy, Tertulian w rzeczywistości nie zarysowuje, jak często niesłusznie się uważa, rzekomej sprzeczności między wiarą i rozumem. Bez wątpienia tę sprzeczność dostrzegli późniejsi interpretatorzy Tertuliana, którzy starali się wpisać Ateny, Jerozolimę oraz credo quia absurdum w usystematyzowaną (a nie jedynie aspektową w ramach większego, mocno zretoryzowanego wywodu) myśl. Raz jeszcze: sednem tego wątku Apologetyka był nowy stosunek do świata. To nowa tożsamość, zarówno filozofa, jak i prostaczka; nowa świadomość, nowa pozycja w rozpoznaniu rzeczywistości.

Istnieje więc nieoczywiście wspólna przestrzeń modernistycznego twórcy i żyjącego w trzecim wieku wczesnochrześcijańskiego apologety. Oscar Wilde, nawet jeśli pisał swój sonet z perspektywy niepoprawnego estety, zdecydowanie odznaczał się Tertulianową wrażliwością. Jest tam, jeśli nie trwoga, to poczucie wstrząsu, bardziej może czytelnego w świetle późnej twórczości poety (ściślej rzecz ujmując, jej natury i cech ją wyróżniających), tej z okresu nawrócenia, jak również stale dojrzewającej recepcji Fryderyka Nietzschego. Tam konflikt pomiędzy Atenami i Jerozolimą na płaszczyźnie prawdy szlachetnej wzniosłości i prawdy kenozy – stanie się bardziej widoczny, a przy tym równie dramatyczny, co w Apologetyku Tertuliana.

Znanym tego ucieleśnieniem w dorobku Wilde’a był literacki list De Profundis. Pod tym względem Wilde przynosi nam bardziej wiarygodne świadectwo Tertulianowego konfliktu zaistniałego w drugiej połowie dziewiętnastego wieku, aniżeli dzieje się to w przypadku Leconte de Lisle’a, Stéphane Mallarmégo czy Arthura Rimbauda, którzy również rozpisali świat na podobnym zderzeniu Kościoła martwego Boga i Kościoła antycznego sacrum sztuki. Z całej tej trójki nawrócił się podobno tylko Rimbaud. Nie mamy jednak żadnych odautorskich zapisów tego doświadczenia.

De Profundis Wilde’a, będąc gorliwym religijnie wyznaniem grzechów, spośród których najcięższym było uśpienie duszy w gołębim puchu artystycznego narcyzmu i próżności, stanowi wyraziste świadectwo tego, że człowiek drugiej połowy dziewiętnastego wieku rzeczywiście stanął wobec „albo – albo”, „tak – tak, nie – nie”. W istocie dostrzegł w sobie istotę, która – nawet jeśli dane jej będzie zamieszkać w Atenach – musi wpierw dokonać w sobie radykalnego wyboru pomiędzy Atenami i Jerozolimą.

Michał Gołębiowski

Ilustracja: Gustave Max Stevens, Zwiastowanie

 

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

05 znak uproszczony kolor biale tlo RGB 01