Moscovici wyjął iPada. Miałem szczęście obserwować na małym ekranie rzeczywistą pracę sztabu
Moscovici wyjął iPada. Miałem szczęście obserwować na małym ekranie rzeczywistą pracę sztabu
François Hollande był gościem Gazety Wyborczej 9 marca. Na spotkanie zatytułowane „Przyszłość Europy: nadzieje i pułapki” zaproszono także Aleksandra Kwaśniewskiego. Prowadzenie: Adam Michnik.
Salę konferencyjną „Gazety Wyborczej” szturmowano długo przed godziną 18.30. „Jestem tu od 16!” – z dumą przyznała spotkana znajoma z Instytutu Francuskiego. To nie dziwota, bohaterem debaty był zdecydowany faworyt majowych wyborów prezydenckich we Francji - François Hollande. Na sparing-partnera wystawiono ze strony polskiej Aleksandra Kwaśniewskiego. Całość porowadził Adam Michnik.
Lider francuskich socjalistów, bez charyzmy i siły witalnej swojego konkurenta, kandydatem został nieco przypadkowo. Gdyby do pokoju hotelowego na Manhattanie nie wpadła pokojówka Nafissatou Diallo, gdyby wówczas Strauss-Kahn nie wyszedł spod prysznica (dziennikarz i satyryk Pierre Bénichou dowcipkował ostatnio na falach Europe1: „mówiłem mu niejednokrotnie, że krótkie i zimne prysznice są dobre dla Finów, a nie rosłych Francuzów”), gdyby nie wybujałe libido byłego szefa MFW, Hollande byłby co najwyżej szefem sztabu kandydata. Na pewno nie rywalem Sarkozy’ego. W poprzednich wyborach partnera życiowego Ségolène Royal wyśmiewano jako potencjalnego „Pierwszego Pana Republiki”. Hollande nigdy nie piastował żadnego poważnego stanowiska w Republice Francuskiej i, w odróżnieniu od byłej partnerki, nie rządził żadnym resortem.
Trafiłem na Czerską w ostatniej chwili, więc o miejscu siedzącym mogłem tylko pomarzyć. Stanąłem więc tuż przy podeście. Organizatorzy psioczyli, więc odpowiadałem zmieszany po francusku. Posktukowało. Uznali mnie za członka świty François Hollande’a i dali spokój. Dostawili nawet dodatkowe krzesła, na których usiadł m.in. Pierre Moscovici, szef kampanii. Stałem za nim. Gdy zaczęła się debata, Moscovici wyjął iPada. Podczas gdy jego szef z byłem prezydentem zanudzali publiczność festiwalem trywialności, ja, jak zahipnotyzowany, miałem szczęście obserować na małym ekranie rzeczywistą pracę sztabu.
„Unia Europejska za wolno się rozwija i ma za duże bezrobocie” – wyliczał Hollande. „Warszawa. Kontakty i debaty dużej jakości” – zanotował na twitterze Moscovici. „Grozi nam wojna, rewolucja albo inflacja” – zagroził Kwaśniewski w odpowiedzi na diagnozę francuskiego panelisty. Wojna Niemiec z Francją czy może Europy z Chinami? - dumałem w duchu. Nagle przed Moscovici pojawiła się młoda dziewczyna, wręczyła mu starannie posegrowane papiery z adnotacjami Manuela Vallsa, rzecznika prasowego kampanii Hollande’a, i przyklejonym post-item: „Pierre, check!”. „Jedynym remedium na szalejący kryzys Unii jest wzmocnienie instytucji wspólnotowych.” – z rozbrajającą szczerością wyznał kandydat na prezydenta Republiki. Więcej? Czy to nie on gromił Sarkozy’ego za postawienie na czele Unii Europejskiej śliskiego van Rompeya? Europejczyka brukselskiego, doskonałego biurokraty bez zaplecza i woli politycznej? Moscovici pisze sms’a: „Emilie, j’ai fini – skończyłem”. Emilie niczym anioł, zrazu się pojawiła i z czułością zabrała wywiad dla „Der Spiegla” wprost do teutańskiego nieba. „Trzeba Trójkątowi Weimarskiemu nadać większą wagę polityczną”. Tutaj dodać, tam odjąć, odciążyć, zwiększyć, obciąć bogatym i zwiększyć biednym, programuje socjalista. Tak, jakby dzierżył w ręku krawieckie nożyczki. Niewzruszony szef sztabu dyskretnie ziewa logując się na stronę IPSOS, odpowiednik naszego CBOS-u. „57% respondentów bardzo dobrze ocenia wystąpienie Hollande’a w dzienniku telewizyjnym France2”. Jego palce z czułością głaszczą ekran – jest zadowolony. Rozmarzenie przerwał znowu anioł, promieniście uśmiechnięta Emilie, wręczyła Moscovici kartkę: „Pierwszy rząd - trzeci od lewej - Tadeusz Mazowiecki, premier (1989-1990) – solidarność – strajki w Gdańsku”. Szef sztabu od razu się wyprostował na krześle i nerwowo spojrzał na salę, kaszlnął teatralnie. Wstał i wręczył Hollande’owi anielskie przesłanie. „Kryzys jest dyktaturą teraźniejszości” – to bodaj najbardziej intrygujące zdanie, jakie wypowiedział tego wieczoru francuski socjalista. Lecz teraźniejszość to bodaj jedyna rzecz, która „ich” interesuje. Robią wszystko, aby immanentną teraźniejszość zatrzymać, w obawie przed tym zdrajcą, który grozi najgorszym, przed śmiercią w różnych deklinacjach (towarzyską, polityczną, w końcu fizyczną). Na koniec Michnik zaproponował Hollande’owi wycieczkę w czasie właśnie, cytującą rozwlekle (i bez sensu) tuzów francuskiej myśli lewicowej: Guy Molleta i Jean-Paula Sartre’a. „Momenty wzruszenia na dawnych terenach warszawskiego getta” – zatwittował Moscovici.
Emilie odleciała wraz z całym sztabem, zostawiając nas z naszymi anachronizmami – Molletem i Sartrem – ratując Hollande’a przed nudnymi spotkaniami z polskimi oficjelami, spiskiem konserwatystów europejskich, zostawiła nas z cudowną wiarą w możliwość odrodzenia polsko-francusko-niemieckiego trójkąta. Oby o nas pamietał po 6 maja...
Marcin Darmas