Magdalena Bajer: Anatomia niedoli

"Nędza nie krzyczy, ona się odsłania"

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(Na zdjęciu Józef Wrzesiński, fot. ATD QUART MONDE)

"Nędza nie krzyczy, ona się odsłania"

 

"Nigdy nie byłam w waszym kraju i niewiele mogę o nim powiedzieć, ale wiem, że zaliczacie się do tych narodów Europy, które stawiały największy opór wielkim tyraniom XX wieku - nazizmowi i komunizmowi, ale musieliście także stawiać opór wielkiemu ubóstwu".

nawiązania i związki
 
Mogą zaskakiwać wymienione w jednym zdaniu  historyczne  katastrofy i, permanentna do dziś, dolegliwość społeczna. Pierwsze dotknęły narody całego kontynentu, druga jest przedmiotem troski rządów i  organizacji w większości krajów. Przytoczone zdania pochodzą ze "Słowa autorki do polskiego czytelnika" poprzedzającego  opowieść-pamiętnik  Francine de la Gorce, belgijskiej arystokratki, która większą część  życia poświęciła  współpracy z wielkim, a mało znanym dziełem pomagania ubogim. Autorka opowieści zmarła, gdy polskie wydanie jej książki oddawano do druku. Zanim została wolontariuszką i sekretarką  o. Józefa Wrzesińskiego we Francji, miała doświadczenie uznania i  poczucie długu wdzięczności wobec  dwu Polek, więźniarek obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, które uratowały życie jej matce. Nie dowiedziała się, czy  ich dzieci przeczytają książkę. Ukazała się ona pod koniec  Europejskiego Roku Wolontariatu.

    
Nie będąc nigdy w Polsce  Francine de la Gorce dopisała ważny rozdział historii  działań społecznych, które mają piękną tradycję w rozmaitych przedsięwzięciach dziewiętnastowiecznych i w literaturze polskiego pozytywizmu. Uzupełniła też rejestr postaci na tym polu zasłużonych o  pełny, wielowymiarowy portret  o. Józefa Wrzesińskiego, twórcy  ruchu ATD Czwarty Świat, zapoczątkowanego w roku 1957,  dzisiaj obecnego na wszystkich kontynentach.


Nazwa pochodzi od francuskich słów: Aide à Toute Detresse - , co dosłownie znaczy: Pomoc wobec każdego nieszczęścia. Teraz  używa się jej w wersji: Agir Tous pour la Dignité - Działać razem na rzecz godności. Tajemniczo brzmiący drugi  człon: Czwarty Świat, dodany w roku 1968, jest zapożyczeniem z wokabularza Rewolucji Francuskiej, kiedy mianem "czwartego stanu" określano ubogich, robotników dniówkowych, żebraków. Genezę  nazwy, stanowiącą bardzo mocne jej uzasadnienie,  przybliża Francine de la Gorce: "Równocześnie z organizowaniem doraźnej pomocy ojciec Józef zabiega o to, by głos najbiedniejszych został wreszcie usłyszany, by dołączył się do głosu studentów i robotników (działo się to w maju 1968 podczas młodzieżowej rewolty  we Francji - M.B.). Prosi więc wolontariuszy, aby wszędzie tam, gdzie są obecni, proponowali rodzinom wypowiadanie się w Zeszytach zażaleń, tak jak to było praktykowane w czasie Rewolucji Francuskiej 1789 roku /.../...jeden z przyjaciół przynosi nam świeżo przedrukowany Zeszyt czwartego stanu, broszurę która stanowiła cześć <zeszytów zażaleń> z 1789 roku. /.../.Tak oto odkryliśmy naszego przodka!". Twórca Ruchu niejednokrotnie  odwoływał się do  pojęcia: rewolucja, mówiąc o zmianach,  jakim trzeba poddać stosunek społeczeństwa do  ubogich, zatem i sposób niesienia pomocy.


Jego idee urzeczywistnia dzisiaj  coraz więcej organizacji pozarządowych na całym świecie. ATD  ma status konsultacyjny przy ONZ, UNESCO, UNICEF i Radzie Europy, jednak ludziom najlepszej woli wciąż trudno zrozumieć, że wejście w świat  ubogich i wykluczonych przynosi korzyści wzajemne, choć różne. Stałych wolontariuszy ATD jest dzisiaj prawie 430, wśród  nich ośmioro Polaków.  Może się to wydawać liczbą  niewielką i na pewno jest ona  za mała wobec potrzeb, ale trzeba wiedzieć, że te osoby dzielą całe swoje życie z ubogimi, stają się integralną częścią  czwartego świata, żyją w trudnych warunkach w dzielnicach nędzy doświadczają porażek, zwątpień, rozterek, zachwiania nadziei.

 
W Polsce Ruch  rozpoczął działalność w 1998 r. spotkaniem wolontariuszy z bezdomnymi na dworcu kolejowym w Kielcach. W roku 2005 zostało zarejestrowane Stowarzyszenie Przyjaciół Międzynarodowego Ruchu ATD Czwarty Świat. Jego niedługa, lecz bogata już historia, a także   plany na  przyszłość to osobny temat. Trzeba mi tylko powiedzieć Czytelnikom, że  Laboratorium „Więzi” wspólnie z przedstawicielem ATD w Polsce Pierre Kleinem organizuje, od 2008 r. Warsztaty  „Wrzesiński”, a zaangażowany w to przedsięwzięcie osobiście Cezary Gawryś (redaktor książki "Z podniesionym czołem") został w  2010 r. wybrany prezesem Stowarzyszenia Przyjaciół ATD w Polsce.

współnędzarz  

Józef Wrzesiński (Joseph Wresinski)  urodził się w 1917 r. w obozie dla  internowanych w Angers. Jego ojciec przybył do Francji za chlebem przed pierwszą wojną światową z zaboru pruskiego – a wiec z niemieckim obywatelstwem. Inżynier z wykształcenia, ożeniony z Hiszpanką, próbował prowadzić warsztat zegarmistrzowski, ale po kradzieży musiał go sprzedać. W poszukiwaniu pracy pan Wrzesiński senior  wrócił do niepodległejPolski.  Staraniom o połączenie rodziny stał na przeszkodzie lęk matki przed niepewnym losem, przed pogorszeniem się  marnej egzystencji, jaką czwórce dzieci zapewniała  całodzienną pracą sprzątaczki.     W miarę jak dzieci rosły, starała się, aby każde zdobyło  konkretny zawód. Gdy Józef miał 13 lat, postarała się, by mógł zdać końcowy egzamin  i otrzymać  dyplom uprawniający do dalszej nauki, choć nauczyciel  nie widział dla chłopca z ubogiej rodziny podobnej przyszłości. Po ukończeniu szkoły  poszedł na naukę do piekarza-cukiernika.

Francine de la Gorce  zapisała w swojej książce  wiele  faktów z dzieciństwa ojca Józefa,  o których opowiadał jej i innym wolontariuszom, często używając jako argumentów dla swoich ocen sytuacji ubogich rodzin i dla swoich sposobów ich traktowania. Publicznie  mówił pierwszy raz o dzieciństwie w przesłaniu na Boże Narodzenie 1965 r.: "Przyszły wtedy na nas dni wielkiej niedoli. Do tego stopnia, że nasza matka zaniedbywała nawet dom, który do tej pory był przedmiotem  jej szczególnej troski /.../ . Zwykle codziennie po kolacji i w każdy czwartek - który był dniem wolnym od zajęć szkolnych - układaliśmy w pudełkach bibułki do papierosów, aby w ten sposób zarobić marnych parę groszy. Teraz nie byliśmy w stanie wykonywać nawet tak prostej czynności. Wieczorami, przed snem, jakby z obawy, że dźwięk naszego głosu mógłby ściągnąć na nas kolejną katastrofę, nie ośmielaliśmy się wypowiedzieć ani słowa. Nie wiedziałem czy będzie nam dane jeszcze kiedyś pójść do szkoły. /.../. Czas się dla nas zatrzymał. Byliśmy jak umarli. Żyliśmy z dnia na dzień."

W roku 1946 Józef Wrzesiński przyjął święcenia kapłańskie. Po dziesięcioletniej posłudze proboszcza w  wiejskiej parafii otrzymał od biskupa propozycję przeniesienia się do obozu  dla  bezdomnych rodzin w Noisy-le-Grand pod Paryżem i sprawowania tam opieki duszpasterskiej. Był to, jak się okazało, moment  powołania  na drogę, którą  do końca życia  (zmarł w roku 1988)  wytyczał pośród bezdusznych przepisów, instytucjonalnych oporów, zakorzenionych w powszechnej świadomości stereotypów, utartych sposobów dobroczynności, mentalnych barier po stronie pomagających, ale i po stronie potrzebujących.

Używał określenia: niedola, które dla dotkniętych niedolą jest mniej piętnujące niż: nędza, a obejmuje wszystkie  jej skutki. Swoje "Wprowadzenie" do książki Francine de la Gorce poprzedziła cytatem z "Oczekiwania Boga" Simone Weil: "Wielką tajemnicą ludzkiego życia jest nie cierpienie, lecz niedola".

Ojciec Józef. przyszedł do Noisy-le-Grand z własnym doświadczeniem niedoli i z przekonaniem, że  nie  można z niej wyzwolić samą poprawą codziennego bytowania, choć to, jakie tam ujrzał, było przerażające. Autorka książki przytacza jego słowa zapisane w jednym z numerów obozowej gazetki "Igloos" (określenie baraków, w których mieszkały rodziny - M.B.): "Nędza nie krzyczy, ona się odsłania" i dodaje od siebie: "Usłyszymy krzyk najuboższych, gdy choćby na chwilę postawimy się na ich miejscu, odczujemy to, co oni czują, doznamy zniewag i upokorzeń, które są ich udziałem na co dzień, gdy pozwolimy się im poprowadzić nieznaną drogą". Droga, jaką z ojcem Józefem przeszła Francine de la Gorce pokazuje, że do utożsamienia się z najuboższymi nie zawsze trzeba  przeżyć  doświadczenie nędzy. Zapewne  wojenne dramatyczne rozstanie z uwięzioną matką stało się bodźcem dla jej wrażliwości na niedolę. Zarazem uświadamiało potrzebę  promowania  tak radykalnego utożsamienia, jakiego wzorem był o.  Wrzesiński.

wszystko rodzinom

Obóz zamieszkiwały rodziny, zwykle wielodzietne, a  to, w czym mieszkały  -  igloo - było lepianką z azbestu i cementu, bez światła, bez ogrzewania i bieżącej wody, bez toalety, przemarzającą w zimie,  duszącą upałem w lecie. Jego własne miejsce do  życia i biuro, gdzie załatwiał sprawy swoich podopiecznych, były tylko trochę lepsze. Logika organizacji społecznych w ówczesnej Francji (jak wszędzie indziej) dyktowała  umieszczanie dzieci  mieszkańców obozu w rozmaitych domach opieki, gdzie będzie im ciepło i nie będą głodne. Wrzesiński z tym postulatem nawet nie dyskutował, a praktykę uparcie zwalczał, niezłomnie broniąc prawa rodziny, by była razem, pomimo awantur, przemocy, nałogów, patologii lęgnących się w warunkach skrajnego ubóstwa. Świadectw bardzo wymownie przekonujących o  słuszności jego idei jest w książce  mnóstwo. "Bieda, wstyd, rozpacz dziecka nikogo nie mogą pozostawić obojętnym. Z pewnością dlatego dzieci pojawiają się w tylu wystąpieniach ojca Józefa. Dzieci katowane, dzieci, które płaczą, dzieci zabierane policyjnymi samochodami na oczach oszalałych z bólu rodziców, ich zrozpaczone matki, które uciekają z domu. Simone, która marzy o <kwadratowym> domu, Gigi <uwodzicielka>, z krzywymi nogami, która zastępuje swoją matkę, opiekując się młodszym rodzeństwem i darzy zaufaniem swego tatę, którego poza nią  nikt już nie szanuje. Dziesięcioletnia dziewczynka, która ciska w pijanego tatę puszką sardynek, żeby pobiegł za nią, a zostawił w spokoju swoją żonę. Bo mama już ma go dosyć i zagroziła, że odejdzie. Albo Chantal, która z oczyma pełnymi łez pyta ojca Józefa: czy ja nie mam prawa jeść?".


Czytelnik książki Francine de la Gorce musi sobie przypominać, że w czasie gdy ojciec Wrzesiński zaczynał  swoją pracę w obozie (zaczął ją od pierwszego dnia)  model pomocy ubogim był  zupełnie inny  niż ten proponowany przez niego. Ograniczał się, mówiąc najprościej, do  jałmużny - dawanej przez państwo, władze municypalne czy organizacje społeczne - tworzenia gett w postaci "dzielnic zakazanych" albo takich miejsc jak obóz  Noisy-le-Grand i tego, z czym on sam i jego Ruch tak uparcie walczyli - zabierania dzieci do  gett osobnych, skąd wynosiły dozgonne sieroctwo i piętno wykluczenia.


Autorka książki "Z podniesionym czołem", przybywszy do Noisy rok po ojcu Wrzesińskim, zapamiętała  pustkę, jaką powitał ją obóz.  Nikt nie chciał jej spotkać, ludzie zamykali okna, szła przez błotniste uliczki z wrażeniem otaczającej ją nieufności. Zdała sobie wtedy sprawę z ogromu pracy,  jaką trzeba wykonać, aby choć trochę zmniejszyć niedolę. Po latach  przypomina: "Żeby zyskiwać nowych przyjaciół, trzeba mówić o istnieniu biedy. Jak to robić jednocześnie nie epatując nieszczęściem? Apele ojca Józefa wychodzą zawsze od  jakiegoś zapamiętanego wydarzenia, w którym było coś nie do zaakceptowania. Chce dotrzeć do serca człowieka, a jedynym sposobem, by ten cel osiągnąć, jest ukazywanie tego, jak żyją rodziny, ale w taki sposób, by ich jednocześnie nie otoczyć niesławą. Często używa słowa <honor>, które odsyła nas do cnót rycerskich, stawiając na pierwszym planie konkretną osobę, podczas gdy <godność> , często dziś nadużywana, jest terminem bardziej prawniczym i teoretycznym".


Bystra to obserwacja i warto ją zapamiętać, jak również inne spostrzeżenia autorki, która  pilnie śledząc i wiernie towarzysząc w trudach,  nie  jest hagiografem  ojca Józefa. Opisuje jego zmienne nastroje, wybuchy gniewu, załamania i łzy, jakie wyciskało uparte niezrozumienie ze strony urzędników, ale i serie dramatycznych konfliktów pośród rodzin. Nadzieja nigdy nie gasła na dłużej, co ojciec czynił imperatywem dla swoich wolontariuszy, którym zdarzało się tracić nadzieję.

honor w niedoli
        
Ubóstwo warunkuje  inne składniki niedoli, takie jak upokorzenie, wstyd, lęk, bezradność bierność, rozpacz. Francine de la Gorce, opisując dzieciństwo ojca Józefa  zwraca uwagę na zdarzenie, które z pewnością  przyczyniło się do jego późniejszej wielkiej wrażliwości na  przejawy upokarzania rodzin w obozie Noisy, a  gdy tworzył Ruch ATD, troska o honor osób z "czwartego świata" stała się jednym z podstawowych zadań.


"Ojciec Józef opowiedział mi historię pianina, które jego rodzina otrzymała z Polski. Stanęło ono w ich ciasnej ruderze na honorowym miejscu. Nikt na nim wprawdzie nie grał, ale przynajmniej można było o tym pomarzyć. Kiedy panie z instytucji charytatywnej odwiedziły panią Wrzesińską i zobaczyły w domu pianino, oznajmiły jej: <Jeśli zachowa pani to pianino, to Biuro Dobroczynności nie będzie już mogło pani pomagać>. Pani Wrzesińska musiała się go pozbyć, zrezygnować z marzeń o muzyce. Kiedy poznałam ojca Józefa, lubił śpiewać, ale nie znał muzyki klasycznej. Nie mogłam pojąć, jak to możliwe, sama będąc wychowana przez matkę pianistkę."


Józefa Wrzesińskiego  interesowały przejawy  protestu przeciwko nędzy i historyczne - Rewolucja Francuska - i  znane z autopsji - przeciwko wojnie w Wietnamie - z którymi zetknął się podczas podróży do Ameryki. Bolał nad obserwowaną w Indiach plagą żebractwa i  przejmującym widokiem pogrążonych w apatii kobiet z afrykańskiego obozowiska dla samotnych i bezdomnych. Być może przypominało mu się inne przeżycie z dzieciństwa. Matka posyłała go po mięso ofiarowywane przez rzeźniczkę za świadczone jej drobne usługi. Kiedy mięso  okazywało się za twarde, kazała synowi je odnosić, mówiąc: nie  musimy przyjmować byle czego, tylko dlatego, że jesteśmy biedni."


Sytuację  analogiczną przeżył szereg lat później, gdy matka jednej z obozowych rodzin spaliła ubrania ofiarowane jej córce przez nauczycielkę. Zwrócił dziewczynce uwagę,  że przecież od niego i od wolontariuszy przyjmują różne prezenty. Odpowiedziała krótko: ale pani nauczycielka nas nie lubi. Takie wspomnienie  lepiej przekonuje o  honorze  najuboższych, którego  nie nędza ich pozbawia, tylko  odmawiają  prawa doń  ludzie znający ubóstwo powierzchownie, uznający je za  dotkliwy brak wszystkiego, a   pragnący zaradzić mu jałmużną, jaka  łagodzi najbardziej widoczne braki materialne.   


Twórca Ruchu ATD Czwarty Świat  przyniósł do obozu w Noisy-le-Grand wiedzę o wielorakich skutkach niedoli, ale zarazem głęboką pewność, że nie muszą być nieodwracalne. Opierał ja na  tym właśnie  podstawowym rozpoznaniu honoru wykluczonych  ze społeczeństwa, gdzie obowiązują zachowania honorowe.


Tytuł książki Francine de la Gorce: "Z[podniesionym czołem”  odwołuje się do  tego podstawowego celu i głównego nakazu wobec rodzin z wszystkich ubogich środowisk, które ojciec Wrzesiński nazywał Ludem - w rozumieniu trochę biblijnym, a trochę  współcześnie socjologicznym, tj. jako siły  mogącej (i zobowiązanej do tego) wpływać na kształt świata.  Myślę, że to  niezmiernie ważne ujęcie, także dzisiaj, gdy  prawa człowieka zyskały rangę podstawowego standardu naszej cywilizacji, ponieważ przyznają podmiotowość tym, którzy wciąż jeszcze bywają lub zgoła są przedmiotem, anachronicznej w świetle tych praw dobroczynności. Autorka  rozlegle dokumentuje te postawę ojca Józefa, który  od początku swojego działania w Noisy do ostatnich chwil życia uparcie powtarzał główne założenia rodzącego się Ruchu.


W kwietniu 1986 r. podczas wykładu w Montpellier mówił: "Cierpienie indywidualne jest daremne i niebezpieczne, ponieważ zamyka nas w kręgu nienawiści i prowadzi do zemsty, popychając do rozpaczy. Cierpienie dzielone z innymi, przeżywane wspólnie, jest siłą, ponieważ przemienia się w słowo i godność tych, którzy je znoszą."


Przeciwdziałanie wykluczeniu musi dotyczyć wszystkich głównych sfer ludzkiego życia, oznaczać  prawo do  korzystania z dorobku  każdej i do pomnażania go w miarę możliwości. Ojciec Wrzesiński  mocno podkreślał powinność "dzielenia się kulturą" z ubogimi: "Nic drogiego człowiekowi nie powstaje w niewiedzy i niewoli, która z niej wynika". Francine de la Gorce szczegółowo opisuje  poczynania   służące wyprowadzaniu rodzin  z niewoli wstydu  wywołanego niewiedzą.

radykalna  wzajemność
    
Myślę, że większość czytelników książki "Z podniesionym czołem" szuka w niej odpowiedzi na pytanie, jak odnosić się do niedoli? Jak  ulżyć skrajnie ubogim  w znoszeniu wszystkich skutków ich położenia? Jak to położenie zmieniać i w jakim stopniu to w ogóle możliwe. Na to ostanie  mamy w książce konkretne świadectwa, choć nie wymierzymy, ile w tym zasługi Ruchu. Obrazy palonych osiedli nędzy, z których policja wywiozła mieszkańców, zanim ich dzieci wróciły ze szkoły i rozpaczy tych  nagle osieroconych  dzieci, należą do niepowrotnej, jak jesteśmy przekonani, przeszłości. Zakładane przez ojca Józefa przedszkole, które w obozie Noisy-le-Grand lat sześćdziesiątych  było pionierską osobliwością, nie budzi dzisiaj należnego podziwu.


Rozumiemy, że  własne doświadczenie niedoli pomaga uczyć się jej anatomii i że ojciec Wrzesiński  dał znakomitą jej lekcję. Doświadczenie to jednak samo nie wystarczy do pełnego utożsamienia się z losem  dotkniętych niedolą, choćby dlatego, że ten, kto zdołał się z niej wyzwolić, zwykle pragnie zapomnieć i  poprzestać na powierzchownym współczuciu, mogącym ułatwić to, czego twórca Ruchu oczekiwał od wolontariuszy, ale będącym dopiero wstępem do wejścia na wspólną z ubogimi drogę.


Krokiem dalszym i bezwzględnie koniecznym jest uzyskanie  autentycznego poczucia jedności, zniweczenie w sobie granicy oddzielającej ich świat od reszty społeczeństwa - świadomość, że wykluczenie jest  niesprawiedliwością, a tej  należy się sprzeciwiać zawsze, niezależnie od  światopoglądu, poglądów politycznych i  przeświadczenia o daremności wysiłków. Refleksje i ojca Józefa i Francine de la Gorce mogą się wydawać, nużącym chwilami, powtarzaniem tego samego apelu, ponieważ jednak są dokumentowane opisami przeżytych zdarzeń, przekonują o jego sensie. "Dla mnie oryginalność ojca Józefa ma jeszcze jeden wymiar, o którym rzadko się mówi. Otóż stając naprzeciw człowieka skrajnie ubogiego miał on zdolność jakby zatopienia się w kontemplacji. Można to wyczytać z niektórych jego refleksji zawartych w odręcznych zapiskach, jak również z tych pochodzących z sesji z 1973 r., zatytułowanych "Pedagogia w Czwartym Świecie": „Stając przed człowiekiem mogę jedynie zająć postawę absolutnego oczekiwania. Nie mogę co do niego niczego z góry przewidzieć, to on musi odkryć przede mną swój los./.../. Ten drugi człowiek zmienia nas, kształtuje nas, zależnie od tego, czym jest jego życie, jakie są jego pasje. Wzywa nas do wejścia w nową egzystencję, która od tej chwili nie jest już tylko jego i moja, ale jest nasza wspólna".


Radykalizm w  utożsamieniu się z podmiotowo traktowanymi ubogimi, głoszony publicznie - w wywiadach, wystąpieniach, homiliach, rozmowach z wolontariuszami - znajdował wyraz w  codziennych konkretnych działaniach.  Urzeczywistniając ideę włączenia rodzin z obozu Noisy w  budowę przedszkola, kaplicy, tworzenie ośrodka dla kobiet z salonem piękności, robi to wspólnie z  mieszkańcami obozu, prosząc jednocześnie działające tam organizacje dobroczynne (było ich w pewnym momencie 27) o zaprzestanie aktywności polegającej na  "dawaniu jałmużny", a nawet o  opuszczenie obozu.


"Pedgogia Ruchu"  to wzajemne dzielenie się wiedzą o człowieku.  Podczas homilii dla wolontariuszy w 1985 r. ojciec Józef mówił: "Naszym powołaniem jest być prawdziwymi <rybakami ludzi>, to znaczy dzielić z ludźmi ich życie aż do samego sedna, iść za nimi do slumsów, do faweli, do zakazanych dzielnic, spotykać się z nimi i uczyć się od nich tego, kim powinniśmy być, jak rozumieć Boga, życie, śmierć, miłość, cierpienie, nadzieję, pokój...".
Przy całym  swoim radykalizmie, manifestowanym nieraz w skrajnych  formach, ojciec Wrzesiński  bardzo przenikliwie widział  niebezpieczeństwa, ograniczenia i pułapki   losu wolontariuszy, których  przekonywał, że muszą swój los całkowicie zjednoczyć z dolą ubogich.  Przestrzegał przed  zamknięciem się wraz nimi w izolowanym od reszty społeczeństwa świecie,  pouczał, że nie mają stać się kloszardami, bo nie mają dzielić niedoli, tylko wspólnie  ja przezwyciężać.

*

Publikacja książki Francine de la Gorce o jej wieloletniej pracy z ojcem Józefem Wrzesińskim jest czymś znacznie ważniejszym niż  upamiętnienie mało znanej postaci Polaka w Roku Wolontariatu. Łącząc rozliczne  świadectwa - owe przejmujące wspomnienia konkretnych zdarzeń - z płynącymi stąd  ogólnymi ocenami  i sytuacji w obszarach niedoli i zmian zachodzących w położeniu ludzi nią dotkniętych i wciąż aktualnych potrzeb, daje inspirujący obraz nowych  zadań, związanych z  pogłębiającym się podziałem globalnego świata na  domeny rosnącego bogactwa i obszary kontrastującej z nim nędzy.  Wrażliwość  na społeczne skutki tego procesu należy do  kanonu cnót podstawowych. Książka "Z podniesionym czołem", odwołując się doń prowokuje rachunek sumienia.

 

Magdalena Bajer
    
Tekst ten ukaże się w najbliższym numerze miesięcznika "Odra"