Maciej Wojtyszko: Mrożek przeżywał bycie Polakiem

Mrożek i Gombrowicz zgadzają się , że nie ma ucieczki od kostiumu poza nagością, a kostiumy są rodzajem fałszu. Polemika z polskością jest też polemiką z kostiumem Polaka. Jeśli ktoś zaczyna za dużo i za mocno deklamować o swojej polskości i patriotyzmie, staje się zarówno dla Mrożka, jak i dla Gombrowicza podejrzany o obłudę, hipokryzję lub prostactwo – mówi Maciej Wojtyszko w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Polska (jak) u Mrożka?”.

Hanna Nowak (Teologia Polityczna): Pana sztuka Dowód na istnienie drugiego zderza ze sobą osobowości dwóch wielkich twórców: Witolda Gombrowicza i Sławomira Mrożka. Pisarze ci spotkali się w rzeczywistości w roku 1965 i 1966. Jak przebiegły te konfrontacje?

Maciej Wojtyszko (dyrektor Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi): Sądzę, że dość podobnie. Fascynacja Mrożka Gombrowiczem była absolutna. Widać to szczególnie w Dziennikach. Jednocześnie nie potrafił dać tej swojej fascynacji właściwego wyrazu. Miałem szczęście pracować ze Sławomirem Mrożkiem nad prapremierą Miłości na Krymie. Na początku tej pracy zadzwonił do mnie dyrektor Bradecki i powiedział, że pojawiła się nowa sztuka Sławomira Mrożka. Prof. Jarocki wszedł w konflikt z Mrożkiem, więc zapytał, czy ja bym nie chciał wyreżyserować tego w Krakowie.

Mrożek w tym czasie przebywał w Krakowie i wydawałoby się, że powinien być gorąco zaangażowany w to, żeby się premiera udała. Był zaangażowany w tym sensie, że się ze mną spotykał. Natomiast miałem okazję doświadczyć jego legendarnej i nieco przerażającej małomówności. Spotykaliśmy się w małej knajpce wokół rynku i ja przez godzinę mówiłem, o czym dla mnie jest Miłość na Krymie, po czym Mrożek odmrukiwał na przykład: „Też” albo „No tak”. I tyle. Podejrzewam, że to, co jest w mojej sztuce, że Gombrowicz wyrzuca z siebie rozmaite monologi, a Mrożek mówi troszeczkę albo nic, bliskie jest rzeczywistości. Tyle mogę powiedzieć na podstawie jego Dzienników i osobistej z nim znajomości. Znamienne jest również, że w Dziennikach Gombrowicza nie ma ani słowa o Mrożku.

Co było dla Pana kluczem w konstruowaniu bohaterów swojego dramatu: dokumentalna dosłowność czy raczej bardziej abstrakcyjna konfrontacja dwóch ważnych głosów o Polsce i nowoczesności?

To bardzo trudne. Dla mnie momentem, w którym urodził się pomysł, żeby napisać Dowód na istnienie drugiego, było uświadomienie sobie, że taka sytuacja dramatyczna, w której jedna osoba cały czas mówi, a druga milczy, to formuła Iwony, księżniczki Burgunda i że można by napisać w oparciu o pomysł tego dramatu sztukę, w której Mrożek byłby Iwoną, a Gombrowicz księciem Filipem. Chodzi mi o pewne odwrócenie pomysłu Gombrowicza.

Obaj panowie zostawili ogromny ślad na moim życiorysie. Reżyserowałem wcześniej bardzo ważne dla mnie przedstawienie – telewizyjną wersję Ferdydurke Gombrowicza oraz Iwonę, księżniczkę Burgunda. Fascynował mnie mit Gombrowicza jako człowieka, który miał dostać Nobla, ale nie dostał, pisarza rozprawiającego się z polskością, naszymi ułomnościami, a jednocześnie paradoksalnie kochającego Polskę.

Wszystkie jego ataki furii na Polskę w Ferdydurke: „Dlatego że pochodziłem z kraju, w którym na nikim żaden kołnierzyk dobrze nie leży” czy przytyk z Trans-Atlantyku: „A jedźcież wy sobie Polacy, do tego swojego potwora, co zdycha i zdechnąć nie może” nie są atakami libertyna, kosmopolity, który pogardza ojczyzną. Był to raczej swoisty dialog z Polską. Miał żal do Polaków, że nie potrafią więcej od siebie wymagać, że wymagania, które stawiał Sienkiewicz: dobroci, szlachetności i nawrócenia były zbyt małe. Chciał dla nas czegoś więcej. Mrożek również przeżywał bycie Polakiem, wszystko to, co o Polakach mówił, było bardzo zjadliwe i bolesne.

Zarówno Gombrowicz, jak i Mrożek to pisarze, których związki z polskością są nieoczywiste, nie tylko ze względu na losy emigracyjne. Jakie są kluczowe toposy zmagań z polskością w przypadku Mrożka i Gombrowicza? Czy prowadzą swoje „archeologie” idei w podobnych miejscach?

Mrożek wchodzi na pole Gombrowicza bardzo zdecydowanie. Krawiec i Operetka to sztuki równoległe, opisujące mniej więcej ten sam model. Oto przychodzi rewolucja i jakiś kryzys, który jest początkiem nowego, który jest też przez obu panów rozumiany jako zmiana kostiumów. Obaj się zgadzają, że nie ma ucieczki od kostiumu poza nagością, a kostiumy są rodzajem fałszu. Polemika z polskością jest też polemiką z kostiumem Polaka. Jeśli ktoś zaczyna za dużo i za mocno deklamować o swojej polskości i patriotyzmie, staje się zarówno dla Mrożka, jak i dla Gombrowicza podejrzany o obłudę, hipokryzję lub prostactwo po prostu. Deklaracje miłości do ojczyzny nie są tożsame z miłością do ojczyzny.

W ostatniej scenie dramatu Mrożek wygłasza mowę ku czci i pamięci Gombrowicza. Czy to oznacza triumf pewnego modelu spojrzenia na świat, nowoczesność i Polskę? Czy coś zupełnie innego?

Jest to dosłowny cytat z Dziennika Mrożka. To jest wyznanie, które takiemu ironiście i satyrykowi, jakim był, musiało przyjść z ogromny trudem. Padają tam słowa: „kochałem tego człowieka”. Myślę, że jest to bardziej wyznanie fascynacji osobowością niż zgoda na podobieństwo światopoglądów, bo oni się jednak trochę różnili, także z uwagi na różnicę pokoleń. Światopogląd Gombrowicza był bardzo mocno podbudowany filozoficznie. On – wprawdzie jako samouk – orientował się w całej filozofii XX wieku znakomicie. Widać to po rozmowach z Dominikiem de Roux. Ostatnia książka, którą Gombrowicz napisał, to przecież wykłady z filozofii właśnie.

Mrożek przebył inną drogę. Był dziennikarzem, rysownikiem, plastykiem. Miał chyba poczucie pewnych niedoborów intelektualnych. Myślę, że fascynacja Gombrowiczem wynikała w pewnym stopniu z jego wykształcenia.

Mrożek kokietował swoją niewiedzą, niepewnością, jednak stale próbował się w tym zakresie douczać. Zaczął swoją drogę od młodzieńczych, głupawych deklaracji ku czci socjalizmu i mocnego antyklerykalizmu (w jego pierwszej powieści Maleńkie lato widać drwiny z pielgrzymki do Matki Boskiej Fabrycznej) – widoczne było jego wychowanie przez stalinowską szkołę w początkach czasów stalinowskich. Był człowiekiem „świeżo ulepionym”, dopiero po pewnym czasie zaczął dostrzegać całą złożoność pewnych zagadnień. Podobną drogę przeszedł na przykład Leszek Kołakowski.

Natomiast u Gombrowicza można postawić pytanie o wiarę w Boga. Sądzę, że w jakiś sposób w Niego wierzył, na przekór swym drwinom z religii pokroju: „Jakież to piękne kazanie miał nasz ksiądz proboszcz o naszym pięknym i dobrym Panu Bogu”. Pomimo tego, niełatwo byłoby oskarżyć Gombrowicza o agnostycyzm, Mrożka – tak. Jeśli można to jakoś stopniować, Mrożek jest bardziej niewierzący niż Gombrowicz.

Rozmawiała Hanna Nowak
Ilustracja: Michał Strachowski

Belka Tygodnik634