Właściwie rozpoznaną misją Kościoła jest troska o dusze wszystkich ludzi, o doprowadzenie ich do Boga
Właściwie rozpoznaną misją Kościoła jest troska o dusze wszystkich ludzi, o doprowadzenie ich do Boga
1. „Od roku 1932 pojęcia: Mounier i »Espirit« niemal się utożsamiają. Trudno byłoby znaleźć przykład człowieka tak związanego ze swoim dziełem. Wszystko co zrobił Mounier, miało związek z pismem. A przecież nie o pismo tu chodziło, pismo było tylko narzędziem służby sprawie, tej służbie Mounier oddał siebie całego, bez reszty, w tej służbie dosłownie się spalał”, pisał Jerzy Turowicz w 1960 roku. Ale czy aby na pewno „trudno byłoby znaleźć przykład człowieka tak związanego ze swoim dziełem”, skoro dobrym kandydatem wydaje się tu sam Turowicz? By się o tym przekonać, wystarczy podmienić w zacytowanym fragmencie słowa: „1932” na „1945”, „Mounier” na „Turowicz”, zaś „Espirit” na „Tygodnik Powszechny”… Krakowskie pismo jest ponad wszelką wątpliwość dziełem życia Turowicza. Byłoby ono jednak pozbawione wartości, gdyby nie „sprawa”, któremu służyło, tj. wartości chrześcijaństwa otwartego oraz troski o państwo i społeczeństwo.
Na czym jednak polega właściwe wypełnianie takiej służby? A dokładniej, co zrobić, by nie wypaczyć wartości? Przylgnięcie do idei, nazbyt kurczowe, literalne się jej trzymanie może się stać przyczyną krótkowzroczności, a nawet ślepoty nie pozwalającej dostrzec drugiego człowieka. Z drugiej strony, mało poważne traktowanie naraża ją na rozmycie i rozwodnienie. Równie łatwo jest być chrześcijaninem odrzucającym możliwość dialogu z innymi, jak i takim, który już dawno temu poświęcił swoją tożsamość na ołtarzu błędnie pojętej otwartości. Nie tak trudno również wyobrazić sobie opacznie rozumianą troskę o państwo, objawiającą się ksenofobią, a nawet nacjonalizmem, a także jej przeciwieństwo – całkowitą obojętność na losy ojczyzny.
Pewną wskazówkę, pozwalającą przełamać powyższy dylemat, zawierają artykuły Turowicza. Jeżeli bowiem udało mu się dobrze służyć „sprawie”, której zdecydował się poświęcić – a wiele wskazuje na to, że tak w istocie było – warto choć spróbować przybliżyć się do jego sposobu myślenia. Jeden z jego przyjaciół, Stefan Wilkanowicz wspominał: „Jerzy potrafił być zarówno koncyliacyjny jak i nieugięty. Wyczuwał granice między tolerancją a relatywizmem. […] Był w swoim sposobie działania szalenie liberalny, ale przecież wymagający. Jak to być mogło?”.
2. Sięgnijmy po jeden z wczesnych tekstów, napisany jeszcze w czasie wojny, pt. Światopogląd, tolerancja, ortodoksja. Rozpoczyna go pytanie o cel sztuki i granice jej wolności. Zadaniem artysty, ale i każdego człowieka – pisze trzydziestoletni Turowicz – jest praca nad swoim wewnętrznym rozwojem, nad „poznaniem i podporządkowaniem swego ja, nad jego ustawieniem, zgodnym z obiektywną hierarchią wartości”. Specjalna rola przypada tu artyście, który starając wskazywać w swoich dziełach na metafizyczny sens rzeczywistości, próbując go jakoś pokazać, służy innym i pomaga rozwijać ich osobowość. Metafizyczny sens jest czymś, do czego każdy tęskni i do poszukiwania czego jest zobowiązany; pobudza on do ciągłego zadawania pytań oraz podejmowania prób udzielenia na nie odpowiedzi. Proces ten skutkuje w ukształtowaniu się światopoglądu, który ma nam „dopomóc do odnalezienia własnego miejsca w świecie i roli, którą ma na theatrum mundi odegrać, oraz do tego, by tę rolę mógł jak najlepiej wypełnić”.
Turowicz rozróżnia dwa rodzaje światopoglądu: dynamiczny i statyczny. Światopogląd statyczny to system uznanych za prawdziwe przekonań, oraz norm i reguł, głównie moralnych, przestrzeganych w działaniu. Wbrew pozorom, nie jest on jednak wcale człowiekowi potrzebny – ludzie o nieraz prostym czy wręcz prymitywnym systemie przekonań są czasami w stanie lepiej radzić sobie w życiu i odnaleźć w nim swoje miejsce niż ci, którzy kierują się „subtelnym i wyrafinowanym” światopoglądem. „Dzieje się tak dlatego, pisał Turowicz, że w drugim wypadku światopogląd będący tylko abstrakcyjną formułą racjonalną, odciętą od wszelkiego związku z rzeczywistością, nie daje orientacji w tej rzeczywistości, a tym samym – pozbawiony kryteriów obiektywnych i niemal możliwości sprawdzania – narażony jest na jaskrawe błędy i wypaczenia” (Światopogląd…, s. 184).
Aby rozpoznać, a potem wypełnić powołanie życiowe konieczne jest natomiast wypracowanie światopoglądu dynamicznego. Opiera się on, nie na teoretycznym konstrukcie ludzkiego umysłu, a na bezpośrednim przeżyciu i intuicji nazwanej przez Turowicza „światopoczuciem”: „Świat nie jest konstrukcją rozumu ludzkiego, ale stanowi rzeczywistość istniejącą obiektywnie, dlatego podstawą światopoglądu musi być intuicja metafizyczna, bezpośrednie odczucie sensu rzeczywistości otaczającej”, pisał Turowicz w Światopoglądzie.
Nie można jednak ograniczyć się tutaj do pojedynczego doświadczenia sensu, ponieważ niemożliwe jest uchwycenie wszystkich konsekwencji związanych z ideą: „Samo posiadanie prawdy »generalnej« nie gwarantuje posiadania prawd »szczegółowych«, nie gwarantuje prawidłowego wyciągania wniosków. I tak, na przykład, aplikacje tej prawdy generalnej robione przez katolików mogą być błędne czy to na skutek błędnego rozpoznania sytuacji, czy też np. na skutek błędów rozumowania” (Chrześcijanin w świecie współczesnym, s. 84). Podobne stwierdzenie zachowuje ważność także w przypadku zasad moralnych. Co więcej, jeżeli znajomość jakiejś ogólnej prawdy nie gwarantuje tego, że z całą pewnością będziemy mogli ją poprawnie zastosować, to naturalna staje się potrzeba dialogu – i to nie tylko z tymi, którzy wyznają podobne jak my wartości. Podejmując dialog, możemy przecież odkryć, że nie-chrześcijanie mogą wyznawać chrześcijańskie wartości, a nawet, że potrafią je czasami lepiej realizować…
Światopogląd dynamiczny jest więc związany z pewną umiejętnością praktyczną, którą należy nieustannie ćwiczyć i rozwijać; jest również stojącym przed nami zadaniem, które powinniśmy starać się jak najlepiej wykonać.
3. Ślady tego sposobu myślenia możemy odnaleźć zarówno w życiu Turowicza – o czym świadczyć może przywołana już przeze mnie wypowiedź Stanisława Wilkanowicza – oraz w jego artykułach. Za przykład może posłużyć stanowisko Turowicza w kwestii relacji Kościoła ze światem i z polityką.
Właściwie rozpoznaną misją Kościoła jest troska o dusze wszystkich ludzi, o doprowadzenie ich do Boga. Oznacza to, że Kościół powinien dbać o poprawny rozwój duchowy i moralny wszystkich ludzi, co wiąże się z jednej strony z kształtowaniem ich sumień, a z drugiej z zabieraniem głosu w ważnych kwestiach moralnych oraz sprzeciwianiem się poglądom jawnie zaprzeczającym przesłaniu Ewangelii. Nie oznacza to jednak, że ma on prawo do patrzenia na świat z góry – zajmując taką pozycję nietrudno jest bowiem nieopatrznie zastąpić dynamikę nauki chrześcijańskiej statyką i rygoryzmem zasad moralnych. Turowicz uważa, że „Kościół wpływa przede wszystkim od dołu, od wewnątrz, kształtując sumienie ludzkie, a więc stosując przede wszystkim środki ubogie, wierząc że przebudowa człowieka jest jemu właściwą drogą do przebudowy świata” (Kościół, polityka i tolerancja, s. 84). Nie chodzi tu więc o wpajanie wartości i ślepego przestrzegania ogólnych norm moralnych, a o powolną, głęboką zmianę świadomości przez służenie innym i stanowienie dla nich dobrego przykładu. Zadaniem ludzi Kościoła jest zatem, podobnie jak artysty, wskazywanie i podkreślanie metafizycznego sensu, co ma ułatwiać jego uchwycenie. Jednocześnie zachowanie balansu pomiędzy przekonaniem o posiadaniu prawdy, które jest właściwe dla Kościoła, a umiejętnością jej zastosowania wymaga odpowiedniej intuicji, tj. „światopoczucia”.
4. Przedstawiona koncepcja budzić może uzasadnione wątpliwości. Czy nie ciąży na niej zarzut irracjonalizmu? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że autor Światopoglądu zdecydowanie temu zaprzecza, pisząc: „nie głosimy tu, rzecz prosta, żadnego antyintelektualizmu, przestrzegamy tylko przed niebezpieczeństwem czystego racjonalizmu” (tamże, s. 184), ale chwilę później dodaje: „pierwszorzędne znaczenie ma tu bezpośrednie, intuicyjne chwytanie sensu wcielonego w konkretną rzecz, zjawisko czy sytuację” (tamże, s. 185–186). Uwidacznia się tu pewne napięcie pomiędzy istniejącym obiektywnie sensem, a jedynie intuicyjną możliwością zbliżenia się do niego. Sądzę, że można je nieco złagodzić, kiedy uświadomimy sobie, że Turowiczowi chodzi tu, po prostu, nie o sztywne stosowanie ogólnych reguł, a wyczucie i umiejętność każdorazowego „roztropnego” rozeznania tego, co jest właściwe w konkretnej sytuacji. Musi temu jednakże towarzyszyć całkowita jasność i pewność co do hierarchii wyznawanych wartości – dodajmy: jasność uzyskana jednak na drodze rozumowej – przy jednoczesnej akceptacji faktu, że różni ludzie mogą je wcielać w życie na czasami diametralnie odmienne sposoby.
Łukasz Borowiecki