O czym jest kinematograficzny zapis Kubricka? Rozprawą o celu? Dialogiem o miłości? Szukaniem granic człowieczeństwa? A może powiastką filozoficzną? Są to kwestie, które z pewnością warto podnieść przy okazji przypadającego na ten czas ćwierćwiecza od śmierci amerykańskiego reżysera. Jedno jest pewne: oglądajmy Kubricka!
Koncepcja Boga jest sercem 2001: Odysei kosmicznej
Stanley Kubrick
Można powiedzieć, że ukazująca się poprzez jego filmy wizja i filozofia jest gęsta i wielowymiarowa, odzwierciedlająca nie tylko szerokie zainteresowania reżysera, ale jego spojrzenie na otaczającą rzeczywistość. Kubrick, znany przecież z perfekcjonizmu, dbał o staranne przemyślenie każdego aspektu swoich filmów pod względem wizualnym, narracyjnym i symbolicznym, otwierając szeroko przestrzeń do interpretacji. W jego twórczości przewijają się kluczowe motywy i idee: od natury ludzkiej i przemocy, przez krytyczne spojrzenie na władzę, wyizolowanie i obcość, po refleksję nad technologią oraz egzystencjalne i moralne dylematy. Nie proponuje jednoznacznych odpowiedzi, a raczej zaprasza do pewnej – nomen omen – Odysei, która pomimo obranego celu, formatuje w trakcie samej podróży, w której konfrontowani jesteśmy z kolejnymi wyzwaniami.
Sięgając po filmy Stanleya Kubricka można z pewnością zwracać uwagę na różne ich aspekty. Niektórzy będą wysoko cenić jego podejście do pracy kamery i reżyserskich koncepcji. Zwrócą uwagę na charakterystyczną jednopunktową perspektywę, która to kompozycja ujęć jest nie tylko niezwykle charakterystyczna dla względem tworzenia atmosfery obrazów autora Lśnienia, ale też naprowadzając widza pozornie na jeden punkt, odsłania jednocześnie głębię i perspektywę. Inni wskażą, że kolejnymi z wyróżniających go zabiegów filmowych są rozbudowane ujęcia śledzące bohatera, gdy kamera podąża za nimi tworząc wrażenie przebywania w przestrzeni „dziania się” – niemal in medias res. Z kolei inni będą akcentowali subtelność narracyjną, a nawet łamanie zasad chronologii; następni będą podnosić temat niezwykłego zgrywania obrazu z muzyką, które to, połączone z perfekcjonizmem Kubricka, zdecydowanie wyróżnia jego filmy. Jednak zatrzymywanie się na formalnych (rzecz jasna – wyjątkowych i unikatowych dla jego języka filmowego) cechach jego rzemiosła, może zatrzymać nas przed wejściem głębiej w tematykę, którą autor Mechanicznej pomarańczy sygnalizuje i uwypukla w swojej twórczości.
Gdyby człowiek naprawdę usiadł i pomyślał o zbliżającym się końcu, swojej przerażającej znikomości i samotności w kosmosie, z pewnością oszalałby lub uległby odrętwiającemu poczuciu daremności. Dlaczego – mógłby zadać sobie pytanie – miałby zawracać sobie głowę napisaniem wielkiej symfonii, starać się zarobić na życie, a nawet pokochać inną osobę, skoro jest jedynie chwilowym mikrobem na pyłku kurzu wirującym w niewyobrażalnym ogromie przestrzeni? – zastanawiał się w jednym z wywiadów. Rzeczywiście spoglądając na takie obrazy jak 2001: Odyseja kosmiczna – można dostrzec przedziwny splot zarówno wszechogarniającej beznadziei, ale która jednak nie jest dopowiedziana, jakby gdzieś na końcu tkwiła wystarczająca opcja nadziei. Kubrick zdaje się walczyć ze sobą i dopowiadać: niezależnie od tego, jak wielka jest ciemność, musimy zapewnić sobie własne światło. Można odnieść wrażenie, że wytężając swoje nieprzeciętne zdolności artystyczne, stara się przełamać silny relatywizm swojej epoki, argumentując na rzecz zasadności walki o prawdy absolutne. (Nawiasem mówiąc, dość uszczypliwie odnosił się do nowojorskich dziennikarzy, którzy krytykowali 2001 w ówczesnej prasie – wskazując, że: być może istnieje pewien element lumpen-literatów (sic), który jest tak dogmatycznie ateistyczny, materialistyczny i ściśle przywiązany do Ziemi, że wielkość kosmosu i niezliczone tajemnice kosmicznej inteligencji uważają za warte wyklęcia).
Twórczość Kubricka oczywiście nie jest dopowiedzianą sztuką, która jednoznacznie wypisuje zawartą tezę i tylko oczekuje szybkiego jej potwierdzenia w odbiorze widza. Jest to snucie opowieści, która poprzez X Muzę tworzy pewne doświadczenie wizualne, wymykające się werbalizacji, szufladkowaniu i stara się poprzez własny język wystawić odbiorcę na konfrontację z ideami i przebijającą za nich filozofią. Nie daje się obnażyć w jednej zgrabnej i tłumaczącej ją frazie, podobnie jak największe dzieła malarstwa czy muzyki, niesprowadzalne w rzeczy samej do jednoznacznej interpretacji.
I tak właściwie możemy się poruszać po jego dorobku próbując uchwycić czy Doktor Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę opowiada o czymś więcej niż tylko Foucaultowskiej dynamice władzy, czy jednak idzie o rozpoznanie upadłej natury człowieka, jego egoizmu i próżności. Czy sięgając po Mechaniczną pomarańczę – widzimy konsekwencje państwa zamieniającego się w tępe narzędzie, które jest całkowicie niezdolne do naprawienia wad człowieka, czy może stajemy wobec traktatu o wolnej woli, a może o idei wolności, nie podlegającej socjotechnice? Oglądając Lśnienie jesteśmy świadkami atrofii emocji i więzi rodzinnych, metaforycznego spojrzenia na kryzys artystycznej twórczości, a może zapisu o banalności zła?
O czym jest zatem kinematograficzny zapis Kubricka? Rozprawą o celu? Dialogiem o miłości? Szukaniem granic człowieczeństwa? A może powiastką filozoficzną? Są to kwestie, które z pewnością warto podnieść przy okazji przypadającego na ten czas ćwierćwiecza od śmierci amerykańskiego reżysera. Jedno jest pewne: oglądajmy Kubricka!
Jan Czerniecki
Redaktor naczelny
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury