Półtora miliona dzieci ginie rocznie w Korei Południowej na skutek aborcji. Hierarchia Kościoła katolickiego w tym kraju wnosi o zmianę prawa.
Kinga Dygulska-Jamro, University of California, Los Angeles
Półtora miliona dzieci ginie rocznie w Korei Południowej na skutek aborcji. Hierarchia Kościoła katolickiego w tym kraju wnosi o zmianę prawa.
W tym roku wielu zwraca uwagę na katastrofalnie niski przyrost naturalny. Doszło do tego, że Koreanki z obfitującego w dobra Południa rodzą dwukrotnie mniej dzieci od Koreanek z Północy.
- Ustawa z lutego 1973 roku zachęca kobiety do uśmiercania dzieci – uważa biskup Gabriel Chang Bong-hun. Co roku w tym czasie sprawuje on Eucharystię w intencji życia.
Biskup odniósł się w tej wypowiedzi do ustawy zatwierdzonej podczas dyktatury wojskowej generała Pak Chung-hee, mówiącej o tym, ze każda ciąża pochodząca z gwałtu może zakończyć się aborcją.
Coraz wyższy poziom życia w Seulu idzie równolegle ze spadkiem dzietności, coraz większą liczba aborcji oraz najwyższym wskaźnikiem rozwodów w świecie. Koreanki z Południa próbują się wyrwać z tradycyjnych ról i coraz częściej przedkładają wykształcenie i karierę nad życie rodzinne. Niestety, często też traktują aborcję jako metodę kontroli narodzin.
Papież Jan Paweł II dwukrotnie odwiedził Koreę Południową i wywarł ogromny wpływ na świadomość katolików w Korei. Jest ich około ośmiu procent, czyli około pięciu milionów. To do nich głównie apeluje biskup Gabriel Chang, mając nadzieje że uda się zmienić prawo w tym kraju i przy tej okazji ochroni też kobiety innych wyznań – buddystki, protestantki i ateistki. Wartość życia od samego poczęcia jest bowiem ponadwyznaniowa.
Kinga Dygulska-Jamro