Post-nietzscheańska sytuacja człowieka po śmierci bóstwa, ściągająca na człowieka konieczność pełnej samodzielności etycznej, postrzegana to jako wyzwolenie, to znów jako najgłębsze nieszczęście, oświetlana jest w poezji Staffa z rozmaitych punktów widzenia i kreślona z różnych perspektyw, czasem bliższych filozofii, czasem psychologii religii – pisze Katarzyna Szewczyk-Haake w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Staff. Pielgrzymowanie przez epoki”.
U początków dwudziestolecia międzywojennego Bruno Jasieński z dezynwolturą właściwą futurystom ogłaszał w pamiętnych słowach poetycką zmianę warty: „Gdy nastał Jasieński, bezpowrotnie umarli i Tetmajer, i Staff”. Zestawienie nazwisk dwóch wybitnych poetów poprzedniej – młodopolskiej – doby daje dzisiaj, po stu latach od tej buńczucznej diagnozy wygłoszonej przez młodego poetę, do myślenia. O ile Tetmajer znalazł się faktycznie w literackim czyśćcu, o tyle pozycja Leopolda Staffa jest dzisiaj inna, a obecność w świadomości czytających – niewątpliwa. Można zatem zapytać: dlaczego Staff „nie umarł”?
Częściową odpowiedzią na to pytanie jest zapewne zdumiewająca sprawność warsztatowa autora Snów o potędze. Staff, mistrz sonetu i językowej gimnastyki, jaką musi być nieodmiennie przekład poezji (a przekładał Staff przez całe twórcze życie, z kilku języków, poetów różnych epok i dykcji, od Michała Anioła po Johanna Wolfganga Goethego i od poetów chińskich po Rabindranatha Tagore), imponuje opanowaniem języka, znajomością i wyczuciem jego rytmów, temperatur, ograniczeń i możliwości. Zwinności na tym polu nie uczynił jedynie zabawą. Myślowo – i to kolejna część odpowiedzi – wiersze Staffa pozostają równie czujne, jak językowo trafne. Pozbawione dydaktyzmu, prowadzą ścisłą linią rozumowania do precyzyjnych wniosków, których dobitność przełamywana jest i tonowana przez nostalgiczny humor, pogodne zdystansowanie, pokorę.
Jeśli w jakimś konkretnym obszarze tematycznym liryka Staffa wydaje mi się obecnie najbardziej frapująca i niezmiennie dająca do myślenia, to jest to z pewnością problematyka nowoczesności i jej kłopotów z wiarą religijną. Post-nietzscheańska sytuacja człowieka po śmierci bóstwa, ściągająca na człowieka konieczność pełnej samodzielności etycznej, postrzegana to jako wyzwolenie, to znów jako najgłębsze nieszczęście, oświetlana jest w tej poezji z rozmaitych punktów widzenia i kreślona z różnych perspektyw, czasem bliższych filozofii, czasem psychologii religii. Problematyka ta wypełnia twórczość Staffa bardzo szczelnie. Nie będąc wszechobecną, płynie przez jego dzieła silnym nurtem, sąsiadując „o wiersz” z tematami zupełnie innego rodzaju, ciężaru i charakteru. Jest jednak niezaprzeczalnie ważna. Pojawia się w pierwszym tomie Staffa (Sny o potędze) od razu w dobitnej formie, w historię „z Nietzschego rodem” wpisując pytanie o ostateczne konsekwencje odrzucenia myślenia religijnego:
Moc zbudziła w nim butę i dumny gniew wraży,
Iż nie ścierpiał nad sobą dłoni bóstw ciemięskiej.
Wchodzi w świątynię, w sile swej potęgi męskiej,
By tych, co nad nim władną, postrącać z ołtarzy.
Czuł swą wielkość i wiedział, że sam sobie starczy
Być bogiem światowładnym, bo moc w duszy chował.
I posągi potrzaskał, obalił na pował –
Nie padł grom z twarzy bóstwa skamieniałej, starczej.
Bogi zmarły… Powraca ku drzwiom świętokradca
I lęk go zdjął, że kiedy otworzy wierzeje,
Ujrzy świat przerażony… bo tam skonał Władca!
Przestwór w rozpacznym szale grozy skamienieje!...
Rozchyla drzwi… otwiera oczy trwogą mętne…
Patrzy: Wszystko, jak było… zimne… obojętne…
(Bogowie zmarli)
Liryk ten – który można by czytać kluczem twórczości Fiodora Dostojewskiego i historii życia nieszczęsnego Rodiona Raskolnikowa – przynosi obraz, który przewija się odtąd w wielu utworach Staffa: ruin świątyni, niegdyś pełnej żywej wiary wyznawców, współcześnie martwej i cichej. W miejscu takim – „na chwastami obrosłym świątyni zwalisku” – rodzi się pytanie, czy duchowe tęsknoty nie są jedynym źródłem religijnych wyobrażeń i przeświadczeń:
W głębokim bezprzeczuciu słuchaliśmy w ciszy
Szumu drzew, w którym dusza zadumana słyszy,
Za czym tęskni, jak w chmurach płynących wysoko
Wszystkich kształtów dopatrzy się marzące oko.
(Na ruinie)
Czy śmierć świątyni – strzaskanie posągów – istotnie oznacza odejście bóstwa ze świata żywych, pozostaje często niedopowiedziane. Bywa, że na miejsce dawnego kultu przybywa sam zdetronizowany, niegdysiejszy obiekt czci: „Kto wwiódł mnie tu szyderczo, abym, gniewny, blady, / Na gruzach swej świątyni, padłej w chwastów sploty, / Czuł – zbudzony – przedwieczną boskość swej istoty, / A stał tak bez wielkości, godnej mieć świątnicę?” (W ruinach świątyni). Jego powrót na równi poświadcza przecież niepewną kondycję dawnego boga oraz jego przedziwne, pozaświątynne trwanie. Jest wobec tego u Staffa pewność, że religie rodzą się i umierają – a także autentyczne zainteresowanie kondycją ludzi, którzy takiego odejścia są świadkami. A dodać trzeba, że jest to kondycja w sekularyzującym się świecie nowoczesnym nieledwie powszechna.
Staff jednak prowadzi czytelników swych poetyckich książek kilkoma ścieżkami naraz. Obok wierszy religijnych, o charakterze modlitewnym, w których po etapie niewiary dochodzi do nawrócenia i ponownego odkrycia Boga osobowego, umieszcza w kolejnych tomach wiersze diagnozujące świat ludzi doświadczających braku bóstwa i których los w tym braku musi się wypełnić
Temat „bogów zmarłych” powraca w kolejnych tomach i wierszach już bez symbolistycznej otoczki „ruin” i „kolumn”. Staje się opowieścią o utracie wiary, o śmierci wiary – w społeczności i w kapłanach. Elegijny ton nie zmniejsza ani o jotę dojmującej treści diagnozy:
„By dzieci, kobiet i chorych nie trwożyć,
Uczyłem, że się bóstwo narodziło…
«Nie ma go» – mówisz? – Uwierzyć to stworzyć…
Uczę, że piękną i dobrą jest siłą
Życie… «Kłam!» wołasz i w twarz mnie-ś uderzył?
Przecie sam chciałbyś, by to prawdą było…”
(O dorobku pielgrzymki)
Przypomina się tu tytułowy bohater opowiadania Miguela de Unamuno Święty Manuel Dobry, męczennik (1930), którego udziałem stała się służba kapłańska istotnie heroiczna, bo pełniona ze świadomością, że utraciło się wiarę. W poezji Staffa porażające odkrycie, że straciło się – wcześniej stanowiący klucz do całego życia – kontakt z żywym Bogiem, zarezerwowane jest jednak nie tylko dla tych najbardziej „zaawansowanych w wierze”, najgłębiej nad nią reflektujących. Przedstawione zostaje w pewnym momencie jako doświadczenie dotykające „prostych ludzi”, a więc tych, których wiarę tradycja postrzegała zawsze jako wyróżnionych właśnie łaską prostego, intuicyjnego, niezachwianego zawierzenia:
Idą gościńcem ludzie biedni,
Niosą w węzełkach chleb powszedni.
Po twardej utykają grudzie
Bardzo ubodzy, smutni ludzie.
Każdy ma starą, zdartą szatę
I na ramieniu swem łopatę.
Dokąd to, ludzie, tak was wielu
Podąża? Do jakiego celu?
– Idziemy w trudzie i w mozole,
Ażeby kopać bożą rolę.
Idziemy kopać ugór boski,
By w nim pogrzebać nasze troski.
Idziemy kopać boże darnie,
Aby pogrzebać swe męczarnie.
Jesteśmy ludzie bardzo chorzy
I sami sobieśmy doktorzy.
Samiśmy naszych mąk lekarze,
Lekarze, co się zwą grabarze.
Uleczym siebie ziemi warstwą,
Łopata oto nam lekarstwo. –
Jak zwie się wasza boleść sroga?
– Nie mamy Boga! Brak nam Boga!
(Idą gościńcem…)
Ta powszechność (w sensie obejmowania wszystkich grup ludzi) procesów sekularyzacyjnych, przez Staffa pozostawiona bez komentarza, lecz konsekwentnie podsuwana pod rozwagę czytelników, przydaje podejmowanej tematyce znaczenia i czyni ją być może nie kluczową dla jego poezji, ale bez wątpienia niemożliwą do zignorowania.
Czy po tej sekularnej lekcji przychodzi (jak chciałby postsekularyzm) odrodzenie wiary w innej już formie? W planie osobistego wyznania, gdy w wierszu Odchodzącego dnia chwała… poeta pisał:
Wszystko się śmieje ze mnie, że Twą chwałę
Pragnąc poniżyć, rozwiać w ułud dymie,
Pisałem z głupią pychą przez b małe
Wielkie, potężne Twoje, Boga imię.
Szukałem Ciebie w chmurach, na niebiosach
I na tej niskiej, pełnej grobów glebie
I dzisiaj widzę, w radosnych łez rosach,
Że Bóg był bliższy mnie niż ja sam siebie.
– wydaje się, że tak jest istotnie. Staff jednak prowadzi czytelników swych poetyckich książek kilkoma ścieżkami naraz. Obok wierszy religijnych, o charakterze modlitewnym, w których po etapie niewiary dochodzi do nawrócenia i ponownego odkrycia Boga osobowego, umieszcza w kolejnych tomach wiersze diagnozujące świat ludzi doświadczających braku bóstwa i których los w tym braku musi się wypełnić. Nie wiadomo, czy buntownik z Bogów zmarłych doświadczy kiedyś powrotu bóstw, już nie jako posągowych władców, lecz jako objawiających mu się w odpowiedzi na jego autentyczną tęsknotę. Wiadomo jednak – o tym przynajmniej próbuje przekonać Staff, postsekularysta avant la lettre – że tęsknota taka prawdopodobnie stanie się jego udziałem.
Katarzyna Szewczyk-Haake
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.