Strategicznym celem Spartakusa nie była bynajmniej wojenna wiktoria, lecz ucieczka. Bunt w Kapui, a potem jego wędrówki wzdłuż Apeninów nie były niczym innym niźli jedynie poszukiwaniem sposobu na opuszczenie granic republiki. A potem każdy miałby wyruszyć we własną stronę... byle dalej, byle będąc wolnym – pyta Juliusz Gałkowski w kolejnym tekście z cyklu „Miniatury rzymskie”.
Spartakus (i jego legenda) nie miał najmniejszych szans, gdy Karol Marks uznał go za jedną z najważniejszych postaci w dziejach antyku. Dlatego też w miarę sukcesów socjalizmu na świecie rozmaite „związki Spartakusa”, Spartaki (nie tylko moskiewskie) i spartakiady zalały nasz glob. Polska młodzież została swego czasu zaatakowana powieścią Haliny Rudnickiej „Uczniowie Spartakusa” – nikomu jej nie polecam, chociaż z punktu widzenia logiki i literackich wartości jest ona o trzy nieba lepsza od kretyńskiego serialu, panoszącego się (w rozmaitych sezonach i odsłonach) po kablówkach. Spartakus – tak naprawdę postać zupełnie nieznana – został pokryty maską rewolucjonisty lub filmowego macho.
Śladem Tadeusza Zielińskiego trzeba stwierdzić, że mimo niemalże automatycznej sympatii do trackiego gladiatora i jego towarzyszy, niewielu z nas chciałoby, aby bunt niewolników się powiódł. Świat, cywilizacja i kultura poniosłyby nieprawdopodobną stratę, tym bardziej że spokojnie można by mówić o „moralności Spartakusa”, który nie miałby zapewne nic przeciwko temu, aby obrabiać swoją działkę za pomocą kilku krzepkich niewolnych. Świat się tylko niepomyślnie dla niego potoczył.
W historii tego buntu najbardziej zdumiewa fakt, że banda niewolników i pasterzy była w stanie tak długo terroryzować potęgę Miasta. Inni – odwrotnie – twierdzą, że niezrozumiałe jest, iż zgnuśniała republika była w stanie przezwyciężyć potężne powstanie. Wreszcie są tacy, co nie rozumieją, że niewolnicy – tak liczni – nie znieśli zarówno Rzymu, jak i niewolniczego systemu.
I chyba nikt nic nie zrozumie, dokąd będzie naszą świadomością zarządzać owo Marksowe twierdzenie o „najwspanialszym przedstawicielu proletariatu”.
W historii tego buntu najbardziej zdumiewa fakt, że banda niewolników i pasterzy była w stanie tak długo terroryzować potęgę Miasta
Warto zauważyć, że tak naprawdę owo największe niewolnicze powstanie nie stanowiło zagrożenia dla państwa. Owszem, wywołało ono ogromny niepokój, być może nawet panikę. Dlatego też kiedy opisujemy bunt z perspektywy powieści ad usum delphini lub przynajmniej serialu canal+, to wydaje się, że pękały mury na Kapitolu i Palatynie. Niesłusznie: do walki z masami buntowników wysyłano to, co było pod ręką, zaś główne siły (i najlepsi wodzowie) zaangażowane były za granicami Italii – w Azji Mniejszej i w Iberii. Tam Rzym – nawet w momencie największych sukcesów Spartaka – upatrywał głównych zagrożeń. Pompejusz i Lukullus poczęli śpieszyć się do Ojczyny dopiero po zwycięstwie na własnych teatrach wojennych i raczej aby odebrać chwałę Krassusowi niż z powodu rzeczywistego zagrożenia.
Ale chyba najistotniejsze było to, że strategicznym celem Spartakusa nie była bynajmniej wojenna wiktoria, lecz ucieczka. Bunt w Kapui, a potem jego wędrówki wzdłuż Apeninów (na północ i na południe) nie były niczym innym niźli jedynie poszukiwaniem sposobu na opuszczenie granic republiki. A potem każdy miałby wyruszyć we własną stronę... byle dalej, byle będąc wolnym…
I poniósł klęskę. Bowiem tak naprawdę banda rabusi – jaką była jego armia – nie miała żadnego lokalnego wsparcia. Wycofał się z planów ucieczki przez Alpy, ponieważ na północy mieszkańcy byli do jego powstańców równie wrogo nastawieni jak dawni właściciele. Podobnie zabrakło sił i środków, by umknąć na Sycylię lub Bałkany (przez Brundisium). A skoro nie mógł zwyciężyć, to mógł jedynie polec.
Pozostała po nim legenda, wykorzystana przez rewolucjonistów z XIX i XX wieku oraz filmowych producentów. Legenda wspaniale rozpoczęta już przez Plutarcha z Cheronei (zauważmy jednak, że napisał on żywot zwycięzcy – Krassusa, a nie pokonanego gladiatora):
(…) chciał przedrzeć się wśród straszliwej walki i ran wprost do Krassusa. Ale nie dotarł do niego. Zabił mu dwóch centurionów, z którymi się zderzył. W końcu, gdy wszyscy jego ludzie uciekali, został sam (…).
Juliusz Gałkowski
Przeczytaj inne teksty z serii Miniatury Rzymskie
Ilustracja: Denis Foyatier – Spartacus, 1830, fot. Gautier Poupeau, CC BY 2.0
Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu