„Jezus Niechrystus” nie jest swobodnym strumieniem świadomości, lecz uporządkowanym wykładem, który ma za zadanie przekonać czytelnika do opinii autora. Wykorzystuje w nim źródła z historii kultury europejskiej. Od literatury patrystycznej, przez filozofię średniowieczną, literaturę nowożytną, aż po Nietschego i Heideggera – pisze Juliusz Gałkowski w recenzji książki „Jezus Niechrystus” autorstwa Piotra Augustaniaka, wydanej dzięki staraniom wydawnictwa Słowo/obraz terytoria.
Nieczęsto zdarza mi się trafić na książkę, której lektura sprawia ból. Oczywiście nie chodzi mi o pokaleczenie opuszków ostrymi brzegami kartek, wszak książkę Piotra Augustyniaka Jezus Niechrystus czytałem w pdf-ie, więc takiego ryzyka nie było. Ból odczułem, ponieważ jest opisem odejścia od Kościoła (czyli apostazji) mojego przyjaciela.
Jak to zazwyczaj z takimi książkami bywa, jest ona opisem wieloletniego procesu, napisanym z dużym opóźnieniem. To nie jest dziennik intymny, opisujący „na bieżąco” duchowe walki i rozterki autora. Tak napisana książka ma swoje zalety i wady. A w gruncie rzeczy, zalety są wadami i vice versa. Bowiem z jednej strony widać wyraźnie, że wiele momentów (wedle książki kluczowych) jest opisanych w sposób jednoznacznie ukazujący racjonalizację post factum.
Przykładem może być początek drogi odchodzenia od Kościoła, czyli ostatnie starcie z prowincjałem dominikańskim. Odejście z zakonu było skutkiem czegoś, co wedle autora nie jest bynajmniej wypaczenie chrześcijaństwa, ale coś, co jest wpisane w samą jego istotę (s. 17). A jednocześnie czymś skrajnie odległym od tego, czego nauczał Jezus. Doświadczenie źle sprawowanej władzy w Kościele stało się punktem początkowym na drodze apostazji. I chyba właśnie dlatego proces odchodzenia od Kościoła nazywa Piotr Augustyniak procesem wyzwalania. Wyzwoleniem od czego? Wyzwoleniem do czego?
Mam problem z odczytaniem tej książki – wszak Piotr nie wojuje z Jezusem z Nazaretu, nie zaprzecza Jego istnieniu, nie wojuje z Jego nauczaniem. On tylko (sic!) zaprzecza Jego bóstwu, Jego Zmartwychwstaniu. W pełni świadomie stwierdza że nasza wiara (moja i niegdyś jego) jest daremna.
Książka przedstawia nie tyle proces co efekt. A efektem jest propozycja czegoś, co Piotr Augustyniak nazywa „życiem w wolności”
Jak do tego doszedł nie ma specjalnego znaczenia w świetle książki, bowiem ona przedstawia nie tyle proces co efekt. A efektem jest propozycja czegoś, co Piotr Augustyniak nazywa „życiem w wolności”. Opisuje ją, opierając się na swoich sporach z chrześcijaństwem, na poszukiwaniu tego „innego, naprawdę wolnego”, podejścia. Zdaniem autora jest ono konieczne, ponieważ większość z nas wychowała się w duchu chrześcijańskim, zanurzyła w słowach Jezusa i stała się przez to ludźmi nieszczęśliwymi i zniewolonymi. A wolność jest konieczna dla naszego zdrowia duchowego, dla osiągniecia specyficznej „boskości” człowieka.
Czym jest ta Boskość? Jest pełnią naszego istnienia, pełnią życia. Można ją nazwać miłością i afirmacją, bo jesteśmy przez nią „chciani”; można nazwać wolnością, bo otwierając się przed nami, „zaprasza” do twórczości i rozwoju; można też – jeśli ktoś chce – nazwać ją, tak jak Jezus, Ojcem Niebieskim. Chodzi zaś o to jedno proste doświadczenie: że się jest, że Życie nas niesie, że nas tworzy i napełnia. Przebudzenie duchowe to właśnie to: zobaczyć, że jest się częścią tego wydarzenia, tego boskiego rozbłysku, jakim jest Istnienie.
I właśnie to oznacza: być zmartwychwstałym za życia. Tak jak Jezus. Przemiana życia, czyli tak zwane „nawrócenie”, to tutaj nie warunek, lecz skutek. Nie nerwica i lęk, czy zostanę przyjęty, ale wyzwalająca radość, że już od zawsze przyjęty jestem i nigdy nie będę odrzucony. Że nie muszę się bać. „Nie lękajcie się” – Jezus ciągle to powtarza. I dodaje, że człowiek staje się wówczas jak lilia polna i jak ptak, które Ojciec Niebieski przyodziewa i żywi. Nie musi się już troszczyć i zamartwiać. Żyje w wolności i spontanicznym uniesieniu – wyzwolił się i Życie go niesie. (s. 23-24)
Ale – jak pisze Piotr Augustyniak – na drodze do osiągniecia owego „zmartwychwstania za życia”, owej „boskości”, tej „wolności”, stoi złowroga instytucja, czyli Kościół. Z tym, że nie chodzi mu tylko o Kościół Rzymsko-Katolicki, o nim pisze najwięcej, bo zna go najlepiej, ale w jego przekonaniu każda zinstytucjonalizowana religijność jest zagrożeniem.
Chrześcijaństwo korzysta z instytucji, na przykład z całego zestawu przepisów, zakazów i nakazów, posługując się poczuciem winy i przymusem. Inną instytucją są – zdaniem autora – ewangelie, które bynajmniej nie są najlepszym medium dla przekazywania słów Jezusa. One są instytucjonalnym przekazem, ukazaniem Jezusa Zmartwychwstałego; czyli – nieprawdziwego! Przeciwstawia im źródło Q, które – jego (i nie tylko jego) zdaniem – jest najmniej zafałszowanym przekazem słów Jezusa.
Nie chcę nikogo wciągać w meandry biblistyki, ale po prostu postawię tezę, że Piotr wprowadza w błąd siebie i swoich czytelników. Owo „Q” – od niemieckiego słowa Quelle znaczącego źródło – nie jest bynajmniej jakimś zapisem prawdziwych słów Jezusa, zafałszowanym przez oficjalne pisma Kościoła. Nie oskarżam mojego przyjaciela o kłamstwo, ale widzę poważny błąd. Każdego zainteresowanego odsyłam do rozległej literatury.
Ale korzystanie z owego hipotetycznego źródła pozwala autorowi na dosyć swobodny wybór, z których słów Jezusa chce korzystać, które odłoży na bok, a które, jako nieprawdziwe, odrzuci. Co więcej, na jego podstawie chce on dokonać prawdziwie karkołomnej sztuki:
Dotrzeć do doświadczenia, jakie miał Jezus, i odtworzyć je w sobie (s. 34).
Ale takie zadanie (jak sam autor przyznaje – karkołomne) wymaga od autora z jednej strony odrzucenia bóstwa Jezusa, a z drugiej, ukazania go w sposób skrajnie indywidualistyczny i subiektywny. Rzeczywiście to nie jest Jezus historyczny, Jezus Chrystus – czyli Pan i Zbawiciel, ani nawet Jezus filozofów czy sztuki. To jest radykalnie sprywatyzowany Jezus Piotra Augustyniaka. Autor zaprasza wszystkich swych czytelników do wykonania takiego samego zabiegu. I jest dla niego oczywistym, że będzie tylu Jezusów, ilu owych czytelników.
Mamy do czynienia nie tylko z zaproszeniem do intelektualnej drogi, ale zarazem prezentacją przez autora jego interpretacji słów Jezusa
Nie oszukujmy nikogo, mamy do czynienia nie tylko z zaproszeniem do intelektualnej drogi, ale zarazem prezentacją przez autora jego interpretacji słów Jezusa (konsekwentnie unika słowa „nauczania”). Ukazuje ją, bo uważa, że jest intelektualnie płodna i godna poznania. Zapewne nie zgodziłby się z twierdzeniem że uprawia swoisty prozelityzm, ale jest coś na rzeczy. Dlaczego? Bo Jezus Niechrystus nie jest swobodnym strumieniem świadomości, lecz uporządkowanym wykładem, który ma za zadanie przekonać czytelnika do opinii autora. Wykorzystuje w nim (podkreślmy, że selektywnie dobrane) źródła z historii kultury europejskiej. Od literatury patrystycznej, przez filozofię średniowieczną, literaturę nowożytną, aż po Nietschego i Heideggera.
A ja owego wykładu powtarzać nie będę. Po pierwsze dlatego, że z autorem się nie zgadzam, ale również dlatego, że książka Piotra wskazała mi pewien interesujący wątek, jaki przy okazji jej omawiania warto podnieść. Otóż zastanawiałem się nad tym, jak mam teraz z moim przyjacielem rozmawiać. Jego gnostycki (wszak nie ateistyczny) manifest nie pozwala nam przejść obojętnie nad sprawą, ale jak mam się do niego odnieść?
Ostatnie kilkaset lat Kościoła i jego teologii w gruncie rzeczy stawiała nas przede wszystkim wobec konieczności budowania eklezjologii. Kontrowersja protestancka stała się przyczyną, że zaczęto budować metodologie rozumienia i tłumaczenia czym jest Kościół. Niestety, spowodowało to poważne przesunięcie akcentów w myśli apologetycznej. W codziennym przepowiadaniu coraz wyraźniej zanikała apologia w jej podstawowym znaczeniu, czyli obrona wiary chrześcijan przed zarzutami przeciwników oraz uzasadnienie podstawowych jej prawd. Nie oznacza to, że nie powstawały ciekawe i wartościowe traktaty apologetyczne w czasach nowożytnych i późniejszych, ale że w nauczaniu kierowanym do wiernych, Kościół często zachowuje się jakby cały świat był już przekonany o jego prawdzie i w gruncie rzeczy należy tylko rozwijać duchowość wiernych. Żyjemy tak jakbyśmy nie zauważyli że coraz liczniejsze grono przeciwników Kościoła wywodzi się z jego środka. Ciekawie i trafnie wskazuje ich właśnie Piotr Augustyniak. To są ci:
którzy nie znajdują dla siebie miejsca w ramach życia religijnego, które oferuje chrześcijaństwo; i którzy zdali sobie sprawę, że nie są w stanie dłużej w tym uczestniczyć. Wybrali własną drogę, wybrali życie wolne od związków z taką ideologią i wynikającą z niej praktyką społeczną;
oraz ci, którzy:
idąc dziś własną drogą poza Kościołem i doktryną chrześcijańską, wciąż jednak żywią przekonanie, że w historii Jezusa jest coś, czego nie chcieliby się wyzbyć; że odnajdują w niej intelektualną i duchową inspirację oraz umocnienie swojego poczucia wolności.
Jak z nimi rozmawiać? Nie ukrywajmy, koniecznością jest powrót do starej dobrej (chociaż niektórym się wydaje, że siermiężnej) apologetyki. Zapewniam, że chociaż warto sięgnąć po Dialog z Żydem Tryfonem, to we współczesnej literaturze znajdziemy szereg wartościowych pozycji. Gdy piszę o powrocie do apologetyki, to namawiam abyśmy na nowo wzbudzili w sobie potrzebę nie tylko obrony Kościoła przed argumentami przeciwników, ale w ogóle potrzebę rozmowy o naszej wspólnocie, bo tracimy ją coraz bardziej. I żebyśmy odkryli na nowo, że przeciwnicy Kościoła nie są wrogami, lecz przeciwnikami, na starcie z którymi należy zbroić w zbroję duchową oraz w broń intelektualną.
I to jest obszar, na którym mogę (i chciałbym) spotkać się z moim przyjacielem Piotrem. Abyśmy nie tylko pomarudzili o okropnościach systemu edukacji, o wychowaniu dzieci, czy pokłócili o politykę. Abyśmy porozmawiali o temacie, który jest dla nas obu wciąż bardzo ważny. Być może poszłyby od tego iskry. Co prawda, nie wierzę aby powstał z tego Dialog z filozofem Piotrem, ale gdyby jednak, to bardzo chętnie bym go przeczytał. Wierzę bowiem, że najlepszym antidotum na apostazję jest apologia.
Juliusz Gałkowski
Piotr Augustyniak, Jezus Niechrystus, wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2021