Bainville był tym wyjątkowym w naszych czasach pisarzem monarchistycznym, którego wskazania polityczne starali się realizować nawet – acz nigdy konsekwentnie – politycy republikańscy: Poincaré i Tardieu, Pétain i De Gaulle, Pompidou i Mitterand, nawet Sarkozy
9 lutego 2011 roku minęła 75 rocznica śmierci wielkiego historyka i pisarza politycznego, członka Akademii Francuskiej – Jacquesa Bainville’a (1879-1936), zmarłego zresztą w dniu swoich 57 urodzin.
Z tej okazji, Centrum Rojalistyczne Akcji Francuskiej zorganizowało publiczny hołd jego pamięci na Place de Jacques Bainville w VII dzielnicy Paryża.
Jacques Bainville był przekonanym rojalistą („obediencji” orleańskiej, a ściślej mówiąc – „fuzjonistycznej”), wierzącym, że monarchia tradycyjna jest najlepszym ustrojem dla Francji; jednym z przywódców monarchistyczno-narodowej Action Française (najmłodszym z jej „triumwirów inteligencji”, obok Charlesa Maurrasa i Léona Daudeta), kolumnistą dziennika L’Action Française oraz założycielem Revue Universelle.
Pierwszą pasją życia Bainville’a była historia – przede wszystkim ojczystej Francji, lecz nie tylko. Jego dzieła historyczne, zarówno syntezy (na czele z najbardziej znanymi, także w Polsce, Dziejami Francji z 1924 roku, a także Historia dwóch narodów: Francja i Cesarstwo Niemieckie, 1915; Historia trzech pokoleń, 1918; Trzecia Republika, 1870-1935, 1935; Anglia i Imperium Brytyjskie, 1938; Niemcy, 1939-40), jak biografie (Ludwik II Bawarski, 1900; Napoleon, 1931) stawiają go w rzędzie największych dziejopisów minionego stulecia.
Nie mniej poważne i błyskotliwe zarazem były analizy polityczne Bainville’a. Wzorcowy realizm polityczny bez trudu godził z wiernością imponderabiliom: gloire Francji i cywilizacji łacińsko-katolickiej. Zwłaszcza Polityczne konsekwencje pokoju (1919), poddające druzgocącej krytyce połowiczne postanowienia Wersalu, nieubłagane dla katolickich Austro-Węgier a oszczędzające militaryzm prusko-germański (zamiast doprowadzenia do federalizacji Niemiec), są niedoścignionym po dziś dzień wzorem publicystyki politycznej, a nawet futurologii. Tuż po zakończeniu konferencji pokojowej w Wersalu, jak Kasandra na próżno studząca powszechną euforię „wiecznym pokojem”, przewidział wszystko: remilitaryzację Niemiec, anschluss Austrii do Rzeszy, pakt Ribbentrop – Mołotow i II wojnę światową. Nie powinniśmy też zapominać o jego życzliwym nastawieniu do odradzającej się Polski.
Nic dziwnego więc, że Bainville był tym wyjątkowym w naszych czasach pisarzem monarchistycznym, którego wskazania polityczne starali się realizować nawet – acz nigdy konsekwentnie – politycy republikańscy: Poincaré i Tardieu, Pétain i De Gaulle, Pompidou i Mitterand, nawet Sarkozy. Tylko Jacques Chirac sprzeniewierzył się im z kretesem.
Mniej znaną, acz też wartościową, częścią spuścizny Bainville’a jest jego eseistyka literacko-artystyczna (Powinowactwa, 1923; Saska filiżanka, 1928; Ogród listów, 1929). Ukazuje ona pisarza takim, jakim był jako człowiek: wytwornego, subtelnego, ironicznego, jakby przeniesionego w czas prostackiej demokratury z epoki Regencji, Ludwika XV i rokoka, płócien Watteau, Bouchera i Fragonarda oraz menuetów w stylu galant; uosabiającego w najwyższym stopniu wszystko to, co kojarzymy z pojęciem francuskiego esprit.
Gorący katolik, nie doczekał rehabilitacji Action Française przez Watykan (w którą niezmiennie wierzył), toteż podlegając drakońskim karom kościelnym, został pochowany bez pełnego ceremoniału kościelnego.
Jacek Bartyzel