Temat jest szeroki
Temat jest szeroki. I tak chcieliśmy go potraktować. W społeczeństwie można dostrzec zjawisko coraz większej infantylizacji. Kultura popularna naszpikowana została odniesieniami do dzieciństwa. Świadczą o tym piosenki, choć Lany del Rey, malujące nostalgię za ekonomiczną prosperity lat osiemdziesiątych, beztroską, grami wideo, pluskaniem nad basenem… Ostatnio rekordy popularności bije serial „Stranger things” nawiązujący tonem do „Miasteczka Twin Peaks”. Dzieciaki - dwunasto-, trzynastoletnie - rozwiązują zagadkę zniknięcia Willa. Mieszają się porządki między dorosłymi, a dziećmi. Zaciera się granica między światem adolescentów, a racjonalnym postrzeganiem rodziców. Trudno odróżnić kto rozumuje zgodnie ze swoim wiekiem. Popatrzmy jeszcze na świat mody: „wzięte” modelki coraz częściej przypominają niemowlęta. Truje świat dzieciństwa nawet przemysł pornograficzny oferując swoim konsumentom pośród przeróżnych zbezczeszczeń również tzw. „mamuśki”, podstarzałe aktorki inscenizujące seksualny stosunek z synem…
Spośród długiego katalogu demokratycznych derywacji, który sporządził dwieście lat temu Tocqueville, na motto „Triumfu pospolitego człowieka” prof. Ryszard Legutko wybrał tę o rządach „potężnych” i „opiekuńczych”, a zarazem „łagodnych” i „niezawodnych”. Te rządy zapewniają obywatelom „miłe doznania” i nic ponad to. A tumult agor gaśnie wtedy bezpowrotnie. Wspólnota wydaje się zadowolona z uzyskanego status quo. I, co gorsza, stopniowo obojętnieje na sprawy rzeczy wspólnej, przez co przypomina rozwydrzonego nastolatka. Przeciętny młokos wolałby niczego nie zmieniać: łazi do budy, dostaje kieszonkowe na wyjścia, a zachowuje swoje prawo kontestacji. Złowroga przepowiednia francuskiego myśliciela właśnie realizuje się na naszych oczach: coraz więcej dzieci zostaje u rodziców do trzydziestego, a nawet trzydziestego piątego roku życia. Zwłaszcza w Hiszpanii, gdzie odsetek bezrobotnych w wieku 18–24 przekracza obecnie 50%. Oni właśnie krzyczą najgłośniej marksistowskie derywacje.
Przed oczami Czytelnika „Teologii Politycznej Co Tydzień” wyświetlą się bardzo różne teksty. Ze zdziwieniem sam konstatuje, jak wiele zdziecinnienia oferuje nam rzeczywistość. Łączy niniejszy numer, moim zdaniem, jednak myśl: wraz z infantylizacją pogłębia się désinteressement dla spraw wspólnoty. Banalnie należy tutaj przypomnieć „Etykę Nikomachejską”, w której Arystoteles z całą powagą podkreślał, że nie ma nic bardziej szlachetnego, niż zajmowanie się polityką. To znaczy wspólnotą właśnie.
Marcin Darmas
(projekt okładki: Michał Strachowski)