Idąc za wskazaniami Ważyka, z upodobaniem przedstawiano Norwida jako autora wierszy o wielkich bohaterach XIX wieku, których nazywano „bojownikami wolności”. Tymczasem Sławińska domaga się, by lekturę „wolnościowych” wierszy Norwida podejmować w oparciu o całość jego dzieła — przeczytaj fragment książki „Lecz ty spomnisz, wnuku...” Przemysława Dakowicza w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Norwid. (Re)witalizacja polskości”.
Odwilż i rok 1956 były okresem przełomowym w powojennej recepcji Norwida. Jubileusz 75-lecia śmierci poety pokazał, że grono czytelników i propagatorów jego pisarstwa stale rośnie. Zdjęcie z literatury stalinowskiego kagańca pozwoliło uważnym obserwatorom dostrzec skalę zaniedbań z lat 1949–1955. W zakończeniu szkicu Norwid — poeta europejski, ukazawszy prawdziwą wielkość Norwida i wyznaczywszy jego twórczości miejsce pośród największych dokonań literatury XIX i XX wieku, Juliusz Wiktor Gomulicki pytał: „Cóż dodać do tego wszystkiego?”. I odpowiadał słowami autora Rzeczy o wolności słowa: „może po prostu [...] »wszystko postawić na właściwym miejscu i otworzyć okno — pozostawiając resztę światłu i czasowi — nic więcej!«?...”[1] Zwrot wydarzeń politycznych i społecznych czynił możliwym takie „nowe otwarcie”, rzeczywistość zachęcała do ponownego ustalania hierarchii, odbudowywania panteonu narodowych twórców w oparciu o rzetelne wartości.
Na surową krytykę zasługiwała postawa tych, którzy wykorzystywali twórczość Norwida do celów agitacji politycznej, „narażając go w ten sposób na odium swoich przeciwników ideowych”
Należało dokonać bilansu dotychczasowych starań o obecność Norwida w polskiej świadomości kulturalnej, a także przeprowadzić analizę wszystkich błędów minionego czasu. Próbą całościowego spojrzenia na losy Norwidowskiego dziedzictwa był artykuł Gomulickiego Norwid dobrze „przykryty”, opisujący recepcję dzieła poety w wieku XX. Wychodząc od ostatnich słów autora Vade-mecum, przytoczonych tu po raz pierwszy[2], badacz sformułował tezę o zasadniczym braku zrozumienia towarzyszącym tej twórczości. Pisał o decyzjach administracyjnych jeszcze niedawno broniących do niej dostępu i stwierdzał ironicznie: „O tak! — przykryli go wdzięczni rodacy, i to przykryli o wiele gruntowniej, aniżeli się tego spodziewał”[3]. Za współwinnych „przykrycia” Norwida Gomulicki uznał m.in. tych wszystkich, którzy nie zadając sobie trudu zrozumienia jego dzieła, potępiali je za rzekomą „ciemność” i „niezrozumialstwo”, lub zdając sobie sprawę z jego rzeczywistej wielkości, mianowali go „przez snobizm magiem i prorokiem”, zaciemniwszy „jego utwory fałszywą interpretacją i obwołując patronem swoich własnych słabości poetyckich”. Na surową krytykę zasługiwała postawa tych, którzy wykorzystywali jego twórczość do celów agitacji politycznej, „narażając go w ten sposób na odium swoich przeciwników ideowych”. Największe gromy spadły jednak na głowy „ciemnych niezrozumialców” („którzy nic właściwie nie wiedząc o Norwidzie znali jednak plotkę norwidowską, co im najzupełniej zresztą wystarczało, żeby okrzyknąć poetę podejrzanym reakcjonistą, nie uwzględniając jego imienia w programach badań naukowych i obchodów kulturalnych, nie pozwalając na posłużenie się nim w tytulaturze poszczególnych szkół, a nawet — bo i do tego doszło — zrywając z ulic tabliczki, na których jeszcze ono widniało”[4]) oraz autorów programów szkolnych („przewidujących na zajęcie się osobą i dziełami tego poety — największego poety polskiego obok Kochanowskiego, Mickiewicza i Słowackiego — zaledwie parę godzin w programie klasy dziesiątej i zalecając jako lekturę obowiązkową tylko cztery jego [dokładnie zresztą wymienione] wiersze, które mają rzekomo wystarczyć do zrozumienia całej jego tak bogatej, tak różnorodnej i tak oryginalnej twórczości!”[5]).
Irena Sławińska rozpoczynała swoje rozważania niepozbawioną ironii konstatacją: „Wielkość poety jest dziś uznana i oczywista — nawet w Polsce”
Sam fakt, że tak jednoznacznie negatywna ocena przeszłości mogła być wyrażona expressis verbis w piśmie będącym „organem Ministerstwa Oświaty” i przeznaczonym dla nauczycieli języka polskiego, świadczył o skali przemian w dziedzinie kultury, jakie nastąpiły po okresie stalinizacji. Gomulicki z zadowoleniem zapowiadał „wyraźną a pozytywną zmianę w stosunku do Norwida i jego twórczości”. Informował, że nie jest ona „przelotna”, lecz „trwalsza i planowa”, a jej ostatnim akordem ma być „pełne i krytyczne wydanie” pism Norwida[6]. Oprócz tego przedstawiał kilka postulatów, których spełnienie oznaczałoby faktyczne przywrócenie autora Promethidiona polskiej kulturze. Owo ponowne „odkrycie” jest, zdaniem Gomulickiego, możliwe, jeśli: 1. do programu liceów zostanie wprowadzona większa ilość utworów Norwida; 2. czytelnicy opanują sztukę ich właściwego rozumienia i interpretowania (Norwida należy czytać w kontekście „historycznym”, sytuując go na tle dziewiętnastowiecznej literatury europejskiej, odnosząc poszczególne dzieła do całości jego pisarstwa oraz współpracując z autorem w trudzie tworzenia znaczeń[7]); 3. władze oświatowe i kulturalne udzielą poecie „wielkiego kredytu”, który od dawna mu się należy[8].
Równie ważne jak zaprezentowana przez Gomulickiego próba rozliczenia przeszłości było ustalenie faktycznej rangi Norwida w nowej rzeczywistości politycznej, społecznej i kulturalnej. Uczyniła to najlepiej Irena Sławińska, która rozpoczynała swoje rozważania niepozbawioną ironii konstatacją: „Wielkość poety jest dziś uznana i oczywista — nawet w Polsce”, by dodać: „Nie stawiamy sobie już nawet pytania, czy Norwid był wielkim poetą. W świadomości współczesnej «minął» Krasińskiego [...]. Od kilku pokoleń już po patronat Norwida sięgają młodzi, często nawet — bardzo młodzi”[9].
Autor Vade-mecum wyrasta w interpretacji Sławińskiej na najbardziej aktualnego, żywotnego i nowoczesnego poetę dziewiętnastego stulecia, którego wpływ na twórców współczesnych jest o wiele większy niż wpływ Mickiewicza[10]. Badaczka nazywa ową zdolność wpisywania się jego dzieła w kontekst dwudziestowieczny „młodością Norwida” i zadaje sobie pytanie o jej przyczyny.
„Norwid najbliższy [...] nam — dzisiaj, teraz” to „poeta myśli”, autor liryki intelektualnej, która za przedmiot obrała sobie wielkie problemy współczesnego świata. Jej nowatorska, sylogistyczna struktura pozwala głębiej wniknąć w istotę człowieczeństwa, ogarnąć „te wszystkie obszary kultury i moralności, które [poeta] ścisnął w jedną formułę: »prosty, spólny interes pospolitej rzeczy«”. Norwid współczesny to także twórca ze szczególnym upodobaniem sięgający po ironię, narzędzie skuteczniejsze i trwalsze niż „jawny gniew, oburzenie, lament, czy patetyczny protest”, bo z założenia nie ufa „wielkim słowom”, obnaża fałsz „drętwej mowy”.
Określeniem „drętwa mowa”, przewijającym się raz po raz w prasie odwilżowej i popaździernikowej, Sławińska posługuje się ze szczególnym upodobaniem — w ten sposób dzieło Norwida zostaje użyte jako oręż walki o kształt współczesności. „Warto by sporządzić rejestr drętwej mowy, ironicznie przez Norwida wyakcentowanej” — pisze badaczka. I co się okazuje? Słowa najbardziej skompromitowane, najmocniej przez poetę wyszydzone, z powodzeniem mogłyby funkcjonować lub funkcjonują we współczesnej „nowomowie” — to przymiotniki „scjentyficzny” i „postępowy”. „Cywilizacja ówczesna — zauważa Sławińska — zgromadziła je ku czci własnej”. Norwidowski stosunek do słowa, przekonuje, jest reakcją człowieka wolnego na obecne w świecie fałsz i zakłamanie. Poeta „walczy o wolność słowa, nie tylko o wolność mówienia, o wyzwolenie słowa i mowy spod nacisku wszelkiej konwencji i rutyny”.
Norwid jest bliski wszystkim „miłośnikom prawdziwej wolności”. Sławińska przeciwstawia wolność prawdziwą — fałszywej oraz dyskretnie, acz jednoznacznie, obnaża kłamstwo i manipulację, której ofiarą padła twórczość wielkiego poety. Idąc za wskazaniami Ważyka, z upodobaniem przedstawiano go jako autora wierszy o wielkich bohaterach XIX wieku, których nazywano „bojownikami wolności”. Trudno znaleźć artykuł o Norwidzie napisany w pierwszej dekadzie po wojnie, w którym nie znalazłby się passus o utworach takich, jak John Brown czy Bema pamięci żałobny-rapsod, dowodzących, że przynajmniej po części był twórcą „postępowym”. Tymczasem Sławińska domaga się, by lekturę „wolnościowych” wierszy Norwida podejmować w oparciu o całość jego dzieła, by owych manifestów myślenia „postępowego” i „rewolucyjnego” nie interpretować w oderwaniu od refleksji politycznej, społecznej i religijnej poety:
Uczcił wielkich rycerzy wolności, obrońców człowieka: Bema, Abd-el-Kadera, Johna Browna. Przede wszystkim jednak wzywał do wolności wewnętrznej. Istotę jej wyjaśniają pojęcia przeciwstawne: w opozycji do wolności stawia Norwid niewolę, czyli nieobecność woli (Zmartwychwstanie narodu), śmierć, błąd, mogiłę, knuty.
Wzywający do wolności wewnętrznej autor Vade-mecum zostaje tu ukazany jako przewodnik człowieka dwudziestowiecznego. Badaczka akcentuje rolę światopoglądu katolickiego Norwida, decydującego o obliczu jego twórczości, o Norwidowskiej antropologii oraz opartej na Dekalogu i Ewangelii etyce. Katolicyzm determinuje nie tylko widzenie człowieka i świata, ale ma zasadniczy wpływ na praktykę pisarską, daje „znać o sobie w problematyce, w koncepcjach strukturalnych całych utworów, w nowych gatunkach poetyckich, w obrazowaniu, w słownictwie, w mottach i cytatach... dosłownie w całym warsztacie poetyckim Norwida”. Jest istotnym, jeśli nie najważniejszym, czynnikiem „młodości” dziewiętnastowiecznego twórcy. W swoim dziele, powstałym „w okresie niewoli politycznej narodu i niewoli obyczaju społecznego”, Norwid nieustannie monologuje na temat wolności, podkreślając, że łączy się ona „z pracą i wszelkimi dziedzinami życia”, a swoje źródło ma w Bogu, do zjednoczenia z którym powinien dążyć człowiek.
Zdania: „ku wyzwoleniu idzie człowiek przez zwolenie, zjednoczenie z wolą Boga; tędy idzie szlak ku istotnej wolności” czy „prawdziwy postęp prowadzi do Boga” brzmią niczym wywiedziony z Norwida „sposób” na współczesność, która zadowala się pseudo-wartościami, fałszywą prawdą i ideologicznym komunałem, stanowią zalążek programu odnowy. Nie bez przyczyny wspomina Sławińska o własnych kontaktach z młodymi, którym Norwid jest tak bliski — oni ów maksymalistyczny program pragną realizować, dążąc do wewnętrznej pełni, do „całoczłowieczeństwa”. Autor Quidama jest więc twórcą atrakcyjnym dla współczesnego czytelnika przede wszystkim za sprawą określonego systemu wartości, do którego odsyła jego doskonała artystycznie, oryginalna i nowatorska poezja.
„Nasze czasy [...] — pisał Zbigniew Wasilewski — toczą spór o Norwida”[11]. Przedmiotem owego sporu nie była jedynie twórczość wielkiego poety, ale także, a może przede wszystkim, kształt współczesności, z centralnym zagadnieniem moralności, aksjologicznych wyborów jednostki, z pytaniem o relację między pojedynczym człowiekiem a społeczeństwem, z wołaniem o prawdziwe wartości w życiu zniewolonego narodu. W ten sposób dzieło autora Assunty stawało w samym centrum dwudziestowiecznej dyskusji o polskości.
W roku 1958 Norwid nie był już autorem jedynie kilku czy kilkunastu wierszy o tematyce „rewolucyjnej” lub „wolnościowej”. W periodyku „Encyklopedia Współczesna”, wydawanym przez Państwowe Wydawnictwo Naukowe, poświęcono mu obszerny artykuł (autorstwa Gomulickiego), w którym można było przeczytać między innymi, że „posiada już jedno z najwyższych miejsc w panteonie pisarzy polskich, a każda jego rocznica stwarza nową sposobność do pełniejszej oceny wielkiego dorobku, jaki po sobie zostawił”[12] oraz że najważniejsze miejsce w jego dorobku zajmuje
poezja, której Norwid zawdzięcza swoje wysokie miejsce w dziejach literatury, i której nowatorstwo sprawiło, że ten pisarz — żyjący w okresie romantyzmu i pozytywizmu, ale nie będący ani romantykiem, ani pozytywistą — jest najczęściej dzisiaj czytanym i cytowanym oraz najbardziej „współczesnym” (w naszym rozumieniu) poetą dziewiętnastowiecznym[13].
Jan Zygmunt Jakubowski zauważał w „Polonistyce”: „Zainteresowanie twórczością Norwida wzrasta w naszych czasach coraz mocniej”[14], Zdzisław Polsakiewicz zamykał swoje rocznicowe rozważania stwierdzeniem: „światło jego poezji — niedostrzegane zupełnie przez współczesnych — rośnie z każdym rokiem, spływa coraz szerszymi promieniami i zmusza nas — płytkich i opornych — do schylenia głowy przed swoją jasnością”[15], a Zbigniew Wasilewski wzywał: „skoro jego czas go nie zrozumiał i nie przyjęła epoka — niech [...] zrozumieją i przyjmą go nasze czasy”[16].
Od końca roku 1955, kiedy złożono do druku Poezje oraz Okruchy poetyckie i dramatyczne, postępowało planowe i konsekwentne przywracanie Norwida polskiej kulturze. Tym razem autor Vade-mecum miał w niej zagościć na stałe — nie doszło już nigdy do prób pomniejszania jego rangi. Co więcej, w ścisłym kierownictwie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej znalazł się jej konsekwentny promotor — Zenon Kliszko, drugi po Gomułce „dostojnik” Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w latach 1956–1970. Wśród partyjnej „góry” mówiło się nawet o tym, że Norwid to „człowiek Kliszki”[17]! Niewygodny dla komunistów romantyzm miał zyskać, zwłaszcza w drugiej połowie lat sześćdziesiątych, przeciwwagę właśnie w twórczości poety, który pisał o sobie, że od swoich wielkich poprzedników nie wziął „ni ząbeczka w liściu”[18]. O randze, jaką ekipa oskarżona niegdyś o „odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne” nadała dziełu Norwida, świadczy projekt sprowadzenia prochów poety do Polski w ramach obchodów tysiąclecia państwowości[19].
W jubileuszowym roku 1958 zapowiadano, że w ciągu kilkunastu miesięcy ukaże się pierwszy tom Pism zebranych Norwida[20]. Gomulicki informował także, że szykuje drugi tom „drobiazgów Norwidowskich”, podał nawet jego tytuł — Nowe drobiazgi literackie i wydawcę — Państwowy Instytut Wydawniczy[21]. Pierwszy z projektów został zrealizowany jedynie częściowo — w roku 1966 wydano dwa pierwsze tomy Dzieł zebranych, zgodnie z zapowiedzią — na cienkim papierze. Ostatecznie Pisma wszystkie ukazały się w latach 1971–1973 i liczyły dziesięć tomów, w roku 1976 wyszedł dodatkowy tom aneksów. „Drobiazgi” nie zostały wydane[22].
Wraz z odejściem władz komunistycznych od stalinizmu i liberalizacją życia kulturalnego pojawiła szansa przywrócenia Norwida zbiorowej świadomości. Została ona — w dużej mierze dzięki pracom edytorskim Juliusza Wiktora Gomulickiego — wykorzystana. Norwid znów był czytany i komentowany.
Lata 1939–1956 były dla Norwidowej twórczości okresem swoistej próby. Zakazane podczas okupacji, lekceważone i odrzucane w okresie socrealizmu, dzieło autora Rzeczy o wolności słowa żyło wśród czytelników, w czasach zniewolenia wskazywało drogę do osiągnięcia wewnętrznej wolności, uczyło odpowiedzialności za losy narodu i ojczyzny, pomagało odróżnić wartości prawdziwe od fałszywych. Milczenie, jakie je otaczało, okazało się przygotowaniem do renesansu Norwida, zgodnie z formułą wyrażoną przezeń w wierszu Laur dojrzały:
Rozwrzaskliwe czasów przechwałki,
Co, mniemałbyś, że są trąb graniem? —
To padające w urnę gałki...
Gdy cisza jest g ł o s ó w - z b i e r a n i e m.
(PW II 100)
Dr Przemysław Dakowicz
Powyższy fragment pochodzi z książki „Lecz ty spomnisz, wnuku... Recepcja Norwida w latach 1939-1956. Rzecz o ludziach, książkach i historii”, który publikujemy za uprzejmą zgodą Autora.
______________
[1] J. W. Gomulicki, Norwid — poeta europejski, „Nowa Kultura” 1958, nr 22, s. 4.
[2] Tenże, Norwid dobrze przykryty, „Polonistyka” 1958, nr 4, s. 13: „Otóż począwszy od r. 1937 aż do dnia dzisiejszego za takie ostatnie słowa Norwida uchodził końcowy passus jego listu z połowy marca 1883 r., skierowanego do Zofii Radwanowej: »C. N. Zasłużył na dwie rzeczy od Społeczeństwa Polskiego: to jest, ażeby oneż społeczeństwo nie było dlań obce i nieprzyjazne«.
To wymowne zdanie, którego surowy lakonizm krył przed czytelnikami najistotniejszą tragedię wielkiego poety, miało wszelki pozór i zakrój (dodam: i rangę) jego ostatnich słów, w rzeczywistości jednak bynajmniej nimi nie było. Takie słowa dochowały się wszakże — zawdzięczam je nieopublikowanej jeszcze relacji Leopolda Wellisza, który dowiedział się o nich z kolei w r. 1908 od pani Anny Dybowskiej i od pani Olimpii Wagner — i dzisiaj dopiero zostaną przekazane wszystkim miłośnikom i badaczom Norwida.
Wcześniejsze (raczej więc: przedostatnie) usłyszano na parę dni przed zgonem poety, który opanowany ciężką niemocą przestał się już podnosić z łóżka, zamyślał się tylko ciągle i cicho płakał, ale z nikim nie chciał już wtedy rozmawiać. Zabrzmiały one zniechęceniem i goryczą:
— »Zostawcie mnie w spokoju!«
W parę dni później, w nocy z 22 na 23 maja, gdy przy łożu chorego czuwał jego sędziwy towarzysz z przytułka, Michał Zaleski, były powstaniec z 1831 r., padły wreszcie słowa ostatnie:
— »Przykryjcie mnie lepiej!«”.
Przed Gomulickim przytoczył te słowa — z błędem: „Przykryjcie mnie mocniej” — Stanisław Nyrkowski („Ideał sięgnął bruku”. W 75 rocznicę śmierci Cypriana Norwida, „Gromada-Rolnik Polski” 1958, nr 79, s. 8).
[3]Norwid dobrze przykryty, s. 14.
[4] Tamże.
[5] Tamże, s. 15. „Widomym rezultatem tego przykrycia — dodawał Gomulicki — jest smutny fakt, że młodzież nasza wychodzi ze szkół nic prawie nie wiedząc o Norwidzie, nie zdając sobie sprawy, że to chluba literatury polskiej, i wyobrażając sobie, że ten pisarz — którego twórczość wyprowadzi może nareszcie literaturę polską na tory światowe — ma rangę literacką równą mniej więcej randze Berwińskiego, Lenartowicza lub Ujejskiego” (tamże).
[6] Tamże.
[7] Tamże: „Wszystkie utwory Norwida wiążą się bowiem między sobą i wzajemnie wyjaśniają, dopełniając się w ten sposób, ale oczekując również dalszego dopełnienia od bystrego i wrażliwego czytelnika, współpracującego jak gdyby z autorem”.
[8] Zob. tamże, s. 15–16.
[9] I. Sławińska, Młodość Norwida, „Tygodnik Powszechny” 1958, nr 27, s. 4.
[10] Podobny pogląd wyrażają m.in. Mieczysław Jastrun (Na marginesie pism Norwida, „Przegląd Kulturalny” 1958, nr 49, s. 4): „Tymczasem jest to poeta nie tylko genialny, lecz również najbardziej nowoczesny z poetów polskich ubiegłego stulecia. Nie można przecież tego powiedzieć o żadnym z jego współczesnych i poprzedników, których znaczenie dla rozwoju literatury naszej było bez porównania większe”; Zbigniew Wasilewski („Miło być od swojego czasu zrozumianym...”, „Trybuna Literacka” 1958, nr 21,
s. 1): „będąc poetą z gruntu, z najgłębszej idei polskim, patriotycznym — w sensie nie zacieśnionym do ojczystego, zwłaszcza szlacheckiego zagonu, lecz obejmującym miłość narodowej tradycji i kultury [...] — był zarazem miłośnikiem ludzkości, obywatelem świata, dziś powiedzielibyśmy chętnie: internacjonalistą, poetą najbardziej może wśród naszych wielkich romantycznych twórców ogólnoludzkim, dostępnym — gdyby nie zapory języka — pod każdą szerokością geograficzną. Poetą w najlepszym tego słowa znaczeniu — nowoczesnym. [...] Żaden może z wielkich poetów przeszłości nie przeorał tak gruntownie gleby poezji polskiej i nie zasiał w niej tylu ziaren, co Norwid”; Witold Billip (Sesja naukowa IBL PAN w 75 rocznicę śmierci Norwida, „Pamiętnik Literacki” 1958, z. 4, s. 364): „w odczuciu wielu czytelników jest on twórcą żywym, którego dzieło wielostronnie współbrzmi z tonem współczesnych doznań i przemyśleń”; Jan Nepomucen Miller (Norwid — po latach, „Głos Nauczycielski” 1958, nr 22, s. 6), czytający Norwida tendencyjnie, przez pryzmat podstawowych idei komunizmu: „W formie wyrazu trudny i zawiły, toruje drogę nowemu, uwspółcześnionemu, spokrewnionemu z życiem codziennym językowi poetyckiemu. Nic dziwnego, że wielu współczesnych poetów — jego, a nie Mickiewicza czy Słowackiego, uznało za swego patrona”.
[11] Z. Wasilewski, „Miło być od swojego czasu zrozumianym...”.
[12] „Encyklopedia Współczesna” 1958, nr 1, s. 35.
[13] Tamże, s. 34.
[14] J. Z. Jakubowski, W 75 rocznicę śmierci C. K. Norwida, „Polonistyka” 1958, nr 4, s. 2.
[15] Z. Polsakiewicz, Nad Norwidem (w 75 rocznicę śmierci), „Pomorze” 1958, nr 21, s. 3.
[16] Z. Wasilewski, „Miło być od swojego czasu zrozumianym...”.
[17] Gomulicki (Norwidiana Biblioteki Narodowej. Z Juliuszem Wiktorem Gomulickim rozmawia Tadeusz J. Żółciński, „Biuletyn Biblioteki Narodowej” 2001, nr 3, s. 3) nazywa go nawet „autentycznym wielbicielem Norwida” i wyraża pogląd, że po odsunięciu Gomułki od władzy ów „patronat” Kliszki zaszkodził autorowi Quidama — niemożliwe okazało się urządzenie wystawy w Bibliotece Narodowej.
[18] „Znaleziono wielkiego pisarza, którego romantykom przeciwstawiono — Norwida; na pomysł ten wpadł Zenon Kliszko, który stał się w owych latach partyjnym patronem autora Vade-mecum. A więc Norwid przeciw Mickiewiczowi! Norwid, który miał się przeciwstawiać romantycznemu bezładowi, myśleć w kategoriach racjonalnych i konstruktywnych, zawsze na pierwszym miejscu stawiając racje społeczne, a nie — indywidualne. Niektórzy publicyści pisali wręcz w ten sposób, jakby poeta ten był prekursorem realsocjalistycznych koncepcji. Apoteozowanie Norwida miało świadczyć również, że komuniści nie walczą z tradycjami polskiej kultury [...] Nie przedstawiano przy tym Norwida jako romantyka postępowego (o obowiązującym dawniej podziale chyba już zapomniano), w ogóle nie był on romantykiem” (J. M. Tomir [M. Głowiński], Dzieje romantyzmu w PRL-u [najkrótszy kurs], „Kultura Niezależna” 1987, nr 32, s. 25.)
[19] Autorem tego projektu był, oczywiście, Zenon Kliszko. Rozgłos, jaki powstałby wokół wydarzenia, wykorzystano by niechybnie dla dowodzenia, że władza komunistów nie tylko nie przeciwstawia się tradycji narodowej, ale ją podtrzymuje i umacnia. Szczątki Norwida planowano złożyć w Alei Zasłużonych na Powązkach, gdzie leżeli m.in. Marchlewski i Bierut. Koncepcji tej nie zaakceptował Gomułka, który pragnął uniknąć „nacjonalistycznego »przegięcia«” (zob. M. Zaremba, Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm. Nacjonalistyczna legitymizacja władzy komunistycznej w Polsce, Warszawa 2001, s. 324–325).
[20] Zob.. (zw) [Z.Wasilewski], W Roku Norwidowskim, „Trybuna Literacka” 1958, nr 21, s. 4. Autor artykułu wspominał o planowanych dwunastu tomach „niedużego formatu, na specjalnym cienkim papierze”.
[21] Zob. J. W. Gomulicki, Nieznany wiersz Norwida, „Nowa Kultura” 1958, nr 21, s. 1 oraz W kręgu Norwida.(W 75-tą rocznicę śmierci poety), „Nowe Książki” 1958, nr 9, s. 554.
[22] Prawdziwy „wysyp” książek Norwida przyniosły lata 1959–1970. Ukazały się wtedy: Pamiętnik artysty, wybrał i wstępem poprzedził M. Jastrun, Warszawa 1959; Myśli o sztuce i literaturze, wyboru dokonał, wstępem i objaśnieniami opatrzył M. Jastrun, Warszawa 1960; Poezje wybrane, wyboru dokonał i wstępem opatrzył J. Z. Jakubowski, Warszawa 1961; trzy wydania wierszy w miniaturowej serii czytelnikowskiej „Poeci Polscy” (1961, 1964, 1966); Vade-mecum, wydał z autografu, uzupełnił i wstępem poprzedził J. W. Gomulicki, Warszawa 1962; Do Pani na Korczewie. Wiersze. Listy. Małe utwory prozą, wydał z autografu, opracował i wstępem poprzedził J. W. Gomulicki, posłowiem opatrzyła S. Skwarczyńska, Warszawa 1963; Trylogia włoska, wydał z autografu i wstępem poprzedził J. W. Gomulicki, Warszawa 1963; Legendy, wydał z pierwodruków i autografu oraz wstępem poprzedził J. W. Gomulicki, Warszawa 1964; Białe kwiaty, wydał z pierwodruków i autografu oraz wstępem poprzedził J. W. Gomulicki, Warszawa 1965; Dwa poematy miłosne, oprac. i wstępem opatrzył J. W. Gomulicki, Warszawa 1966; dwa pierwsze tomy Dzieł zebranych, oprac. J. W. Gomulicki, Warszawa 1966; reprint pierwszego wydania Promethidiona, Wrocław 1967; Pisma wybrane, wybrał i oprac. J. W. Gomulicki, t. I–V, Warszawa 1968; drugie wydanie Vade-mecum, tekst oprac. oraz wstępem i dodatkiem opatrzył J. W. Gomulicki, Warszawa 1969; Pisma wierszem i prozą, wybrał i wstępem opatrzył J. W. Gomulicki, Warszawa 1970. Ich łączny nakład wyniósł 247.359 egzemplarzy. Był niemal pięciokrotnie wyższy niż nakład książek Norwida wydanych w ciągu pierwszych jedenastu lat po wojnie.