Dariusz Gawin: Czy liberał może być patriotą?

Patriotyzm rozumiany jako przywiązanie dla własnej oj­czyzny i gotowość do ponoszenia ofiar dla jej dobra jest – w przeciwieństwie do nacjonalizmu – uczuciem, a nie ideą polityczną. Jednak odegrał on pewną rolę w historii myśli politycznej. Patriotyzm, będąc uczuciem, nie może pełnić funkcji ideologii, bo ta zawsze jest w mniejszym lub więk­szym stopniu próbą racjonalizacji rzeczywistości – pisze prof. Dariusz Gawin w książce „Granice demokracji liberalnej” wydanej przez Ośrodek Myśli Politycznej.

Liberalne państwo – zgódźmy się, że mówimy tu o pewnym typie idealnym – nie wymaga od swoich obywateli miłości – obywatele nie muszą kochać swojego kraju, wystarczy, że są lojalni, że solidnie i uczciwie płacą podatki. Ten swoisty minimalizm związany jest z fundamentalnym dla liberalizmu założeniem o neutralności sfery polityki. Polityka ograniczo­na została do techniki rządzenia, do sposobów osiągania kompromisu w ramach instytucji demokratycznych. Sądy moralne, przekonania, przedmioty wiary i uczuć obywateli liberalne państwo pozostawia im samym, dając im w tym względzie zupełną swobodę. Dzieje się tak dlatego, że kon­flikty dotyczące przekonań są zazwyczaj bardzo gwałtowne i mogą być wobec tego szkodliwe dla pokoju wewnętrznego. Nie można ich również rozstrzygnąć w sposób racjonalny, dlatego, że uczucia, które wyzwalają, są irracjonalne, lub lepiej –  poza racjonalne. Państwo i polityka powinny kon­centrować się na ściśle zakreślonym, lecz za to pewnym i solidnym obszarze rzeczywistości; na rzeczach namacal­nych, takich jak budżet, podatki czy zakres ochrony socjal­nej.

W takim porządku nie ma specjalnie miejsca dla patriotyzmu, który jest przecież uczuciem. Widać to dobrze w sys­temach prawnych demokratycznych i liberalnych państw. Prawo zatrzymuje się na granicy uczuć i intencji – obejmuje tylko obszar faktów. Nikogo nie można skazać za brak patriotyzmu, za brak jakiegokolwiek uczucia, prawo bowiem ocenia tylko czyny. Wolność przekonań, swoboda w wybie­raniu obiektów uczuciowego przywiązania, jest jednym z podstawowych praw liberalnego porządku. Ta ostrożność wynika z faktu, iż bardzo trudno w sposób jasny i nie budzą­cy wątpliwości zbadać szczerość i natężenie ludzkich uczuć. Że jest to stanowisko przezorne i roztropne, najlepiej widać na przykładzie państw totalitarnych. Ich obywatele byli zo­bowiązani przez państwo do uczuciowej więzi z systemem politycznym. Już za samo okazanie niechęci wobec ustroju, niepoparte nawet czynami, mogli się oni narazić na poważne konsekwencje.

Państwo liberalne jest jednak państwem jak każde inne i chociaż zrzeka się prawa do dyscyplinowania uczuć swych obywateli, to jednak musi zakładać choćby w minimalnym stopniu ich gotowość do ochrony zbiorowych interesów. W sprawach politycznych minimum lojalności, jakiej wobec tego żąda państwo, zostało ograniczone do spraw bezpie­czeństwa państwowego. Przestępstwem więc jest szpiego­stwo, przekazywanie informacji obcym wywiadom, a nie brak uczuć patriotycznych. Najlepszą ilustracją kłopotów, na jakie narażały się demokratyczne i liberalne państwa, były czasy zimnej wojny. Z jednej strony nie można było łamać zasad, z drugiej, w oczywisty sposób, działano w sytuacji wyższej konieczności. W 1947 roku administracja Trumana wprowadziła procedurę badania „lojalności” urzędników państwowych, jednak nigdy nie określono kryteriów jej oce­ny. Rząd angielski posługiwał się jeszcze bardziej niejedno­znacznym pojęciem reliability – solidności, niezawodności wymaganej od własnych funkcjonariuszy. Wielkie opory, jakie wzbudziła w Ameryce działalność MacCarthy’ego, spowodowane były tym, że chciał on oceniać i kontrolować polityczne przekonania obywateli, zakładając, że każdy z nich powinien być amerykańskim patriotą.

Patriotyzm był zawsze bardzo ważnym skład­nikiem idei republikańskiej, podkreślającej konieczność oso­bistego zaangażowania obywateli republiki w sprawy pu­bliczne

Patriotyzm rozumiany jako przywiązanie dla własnej oj­czyzny i gotowość do ponoszenia ofiar dla jej dobra jest – w przeciwieństwie do nacjonalizmu – uczuciem, a nie ideą polityczną. Jednak odegrał on pewną rolę w historii myśli politycznej. Patriotyzm, będąc uczuciem, nie może pełnić funkcji ideologii, bo ta zawsze jest w mniejszym lub więk­szym stopniu próbą racjonalizacji rzeczywistości – może być jednak przedstawiany jako wysoko ceniona cnota polityczna. W tym sensie patriotyzm był zawsze bardzo ważnym skład­nikiem idei republikańskiej, podkreślającej konieczność oso­bistego zaangażowania obywateli republiki w sprawy pu­bliczne. W starożytności republiki istniały w formie miast–państw – tak było w greckiej polis i w republikańskim Rzy­mie. Wraz z załamaniem się świata antycznego zniknęła konieczność spajania wspólnoty politycznej za pośrednic­twem uczuć obywateli zogniskowanych na dobru wspólnym rodzinnego miasta. W średniowieczu lojalności grupowe i poczucie więzi budowano powyżej i poniżej poziomu życia politycznego – poniżej w przypadku lojalności feudalnych, łączących wasala i suwerena, miejskich, regionalnych; po­wyżej – w przypadku więzi religijnych – chrześcijaństwo z zasady miało aspiracje uniwersalne, przekraczające granice państw. Państwo wymagało od swoich mieszkańców posłu­szeństwa, bezwarunkowego poddania. Minąć musiały setki lat, zanim dla początkowo niewielkiej warstwy czynnie uczestniczącej w życiu politycznym, lojalność wobec panu­jącej dynastii zlała się w jedno z uczuciem patriotycznego przywiązania do kraju jako ojczyzny. Na zachodzie konty­nentu za pierwszy przejaw narodzin świadomości narodowej uznaje się wojnę stuletnią. Rozpoczynały ją skłócone dwory w imię swych dynastycznych interesów, jednak w toku dłu­gotrwałych i krwawych walk stopniowo zaczęła się kształto­wać świadomość, że walkę w istocie toczą Francuzi z Angli­kami. W Polsce analogii można szukać w długotrwałym kon­flikcie polsko-krzyżackim. Idea republikańska odrodziła się jeszcze w średniowieczu, we włoskich republikach miej­skich, jednak zasadniczy jej renesans przypada na wiek XVIII.

Nowoczesne państwa demokratyczne zasadniczo różniły się od starożytnych miast-państw i miejskich republik śre­dniowiecznych Włoch. Przede wszystkim były o wiele więk­sze – wielokrotnie przerastały swych historycznych przod­ków pod względem wielkości terytorium i liczby mieszkań­ców. Siłą rzeczy nie mogły więc być rządzone bezpośrednio przez obywateli. Nie było po prostu możliwości, aby wszy­scy obywatele Francji, Anglii czy Stanów Zjednoczonych zebrali się w jednym miejscu dla podjęcia decyzji politycz­nych, tak jak możliwe to było na przykład w Atenach Peryklesa, republikańskim Rzymie czy Florencji czasów Machiavellego. Więź łącząca obywateli w takiej sytuacji musiała być o wiele bardziej abstrakcyjna, odniesiona do bytu w znacznej mierze wyimaginowanego, istniejącego w sferze wyobraźni zbiorowej. W mieście-państwie krajobraz sentymentalny, drogie sercu miejsca, ludzie – wszystko to było konkretne. W Atenach V wieku przed naszą erą Arystofanes mógł pisać komedię o Sokratesie, zakładając, że wielu z wi­dzów zna filozofa choćby z agory. W czasach współczesnych taka sytuacja była niemożliwa – nawet przy stosunkowo wąskiej grupie pełnoprawnych obywateli (rozszerzenie praw politycznych aż do całkowitego zwycięstwa idei głosowania powszechnego), bezpośrednia demokracja nie była możliwa. Tam, gdzie uczucie patriotyczne musiało być więc odniesio­ne do czegoś o wiele większego i mniej uchwytnego niż naj­bliższe otoczenie, niż to, co nazywamy „małą ojczyzną”, do wielkiego znaczenia musiały dojść sztuka i literatura. Po­przez dzieła literackie, poprzez muzykę, obrazy, następowała mityzacja abstrakcyjnego bytu – Francji, Ameryki, Polski.

W myśli republikańskiej cnota patriotyzmu stanowiła podstawowy warunek trwania wspólnoty politycznej. Tylko dzięki zaangażowaniu obywateli w sprawy publiczne mogło trwać państwo, które nie miało ani dynastii, ani niezależnej od ludności kasty biurokratów, zapewniających trwanie po­rządku politycznego. Decydujące jednak wydawały się spra­wy bezpieczeństwa. Patriotyzm jest przede wszystkim cnotą heroiczną – największym, najważniejszym dowodem miłości ojczyzny jest gotowość do poświęcenia własnego życia w obronie republiki. Dobry obywatel powinien przedkładać dobro wspólne nad własny, osobisty interes, nad dobro swo­jej rodziny czy swojego miasta. Począwszy od rewolucji francuskiej wiadomo powszechnie o zaletach armii obywa­telskich. Rewolucyjna Francja jako pierwszy kraj europejski w czasach nowożytnych przeprowadziła powszechny pobór do swych sił zbrojnych. Republikańscy żołnierze okazali swą wyższość nad regularnymi armiami opartymi na przymusie j bezdusznej dyscyplinie. Żołnierz francuski był świadom celu swej walki; po drugiej stronie często za motywację słu­żył tylko strach przed pałką kaprala.

Zajadłość konfliktów toczonych w imię naro­dowych interesów przypominała zaciekłość wojen religij­nych

Republikański nacisk na cnoty obywateli jako konieczny warunek dla trwania i dobrobytu demokratycznego państwa został włączony w obręb myśli liberalnej. Dla Rousseau był to jeden z fundamentów demokratycznego porządku poli­tycznego. Wcieleniem jego poglądów stała się republika powstała w wyniku rewolucji francuskiej. Jakobini, dekla­mujący zawsze o potrzebie cnót obywatelskich, obywatel­skiego wychowania, szerzenia patriotycznej propagandy, byli najwierniejszymi uczniami Jana Jakuba. W ramach tego nurtu liberalizmu – umownie możemy go nazwać republi­kańskim – o pomyślności państwa, o jego zdolności do obro­ny, przesądzać miała siła uczuć patriotycznych obywateli. W XIX wieku ten rodzaj liberalizmu w znacznym stopniu przyczynił się do narodzin nowoczesnego nacjonalizmu, rozbudzenia świadomości narodowej. Ceną za to była wzra­stająca niszczycielska siła wojen toczonych przez armie obywatelskie. Zajadłość konfliktów toczonych w imię naro­dowych interesów przypominała zaciekłość wojen religij­nych.

Zupełnie inaczej sprawa republikańskiego patriotyzmu wyglądała w drugim, równoległym nurcie myśli liberalnej – wśród Anglosasów. Chociaż nie lekceważyli oni znaczenia cnót obywatelskich dla trwałości państwa, nie uważali, żeby to właśnie one miały być czynnikiem tak ważnym, jak w myśli Rousseau czy w tradycji republikańskiego Rzymu. Powszechne zaangażowanie w sprawy publiczne, jedność i gotowość do solidarnego ponoszenia ofiar – wszystkie te elementy pojawiają się stosunkowo rzadko, w stanie wyższej konieczności, przede wszystkim w czasie wojny. W czasie pokoju natomiast nieuchronnie muszą dać znać o sobie sprzeczne interesy najrozmaitszych grup, z jakich składa się społeczeństwo. Dlatego rozsądniej jest zbudować system polityczny zakładający potrzebę równoważenia sprzecznych interesów i wewnętrznych konfliktów. Takie przekonania leżały u podstaw amerykańskiego systemu checks and balan­ces, zbudowanego przez Ojców Założycieli. Madison argu­mentował, że dla trwałości republiki ważna jest odpowiednia konstrukcja instytucji politycznych, tak aby poszczególne władze mogły się wzajemnie kontrolować i równoważyć swoje wpływy, nie dopuszczając do dominacji jednej z nich nad pozostałymi. Dla Tocqueville’a było to powodem do niepokoju – obawiał się on, że w takim modelu demokracji obywatele zamknięci w wąskim kręgu rodziny, przyjaciół, pochłonięci bez reszty pogonią za pieniędzmi, zaniedbają sprawy publiczne. Ich egoistyczne interesy przeważą nad dobrem wspólnym, co w końcu zagrozić może republice.

Ostatecznie patriotyzm heroiczny jako podstawowy wy­móg stawiany obywatelom państw demokratycznych przez ich rządy odszedł na drugi plan. Dzisiaj wypiera go patrio­tyzm gospodarczy, patriotyzm rozumiany jako lojalność wo­bec własnego państwa. Choć przewidywania pesymistów spod znaku republikańskiej cnoty mówiące o rozpadzie no­woczesnych państw na zatomizowane tłumy wydane na pa­stwę tyranii okazały się przesadzone, to jednak malejące zainteresowanie życiem publicznym, niski udział w wybo­rach, alienacja elit politycznych, wskazują na wiele trafnych elementów w krytyce liberalizmu, stawiających przede wszystkim na ochronę wolności negatywnej, wolności od państwa. Konflikt pomiędzy republikańską cnotą heroiczne­go patriotyzmu a utylitarną i pragmatyczną lojalnością najle­piej widoczny jest w kwestiach związanych z walką zbrojną, z prowadzeniem działań wojennych. Dzisiejsze demokracje liberalne są państwami pokojowymi – jeśli już walczą, ich przeciwnikami są z reguły kraje rządzone w sposób niede­mokratyczny. Jednak nie mogą one całkiem rezygnować z dawnego sposobu rozumienia zobowiązań obywateli względem własnego państwa.

Co prawda można założyć, że żołnierze na polu walki kalkulują swoje zachowanie – wiedząc na przykład, że tchó­rzostwo nie jest zgodne z ich interesem, bo grozi za to sąd wojenny – ale w rzeczywistości armia złożona z takich wyra­chowanych pragmatyków byłaby niezbyt zdolna do prowadzenia działań bojowych. Myśl liberalna może konstruować model porządku społecznego opartego na teorii kontraktu, jednak wojna wymusza przestrzeganie swych własnych re­guł. Gotowość poświęcenia własnego życia jest stanem jak najbardziej uczuciowym, musi być wsparta czymś nieskoń­czenie silniejszym niż racjonalna kalkulacja. W takiej sytu­acji uczucie przywiązania do ojczyzny musi być bezwarun­kowe. W samym języku przetrwały jeszcze ślady wiary w to, że patriotyzm heroiczny jest cnotą moralną wyższego rzędu – mówi się przecież o tych, którzy „oddali swe życie za Ojczy­znę”, „polegli na polu chwały” – ten język sugeruje, że ich życie zostało złożone w ofierze. Tym samym następuje sa­kralizacja czynu i uczucia, które powinno za nim stać.

 Dzisiaj liberalne demokracje obywają się bez heroicznego patriotyzmu

Trzeba jednak zwrócić uwagę na fakt, iż postępujący pro­ces doskonalenia środków prowadzenia walki separuje w coraz większym stopniu siły zbrojne od ogółu obywateli. Dzisiejsze armie nie muszą być masowe; o ich sukcesie nie przesądzają już miliony rezerwistów, lecz doskonałe wy­szkolenie i technologiczna przewaga. Skomplikowane wypo­sażenie wymaga świetnie wyszkolonych zawodowców, przy­gotowanych do prowadzenia nowoczesnej wojny. Do tego dodać trzeba, iż współczesne demokracje liberalne nie są zagrożone bezpośrednio przez kraje dążące do podboju. Siły zbrojne służą raczej do odstraszania i interwencji w krajach trzecich. W sytuacji bezpieczeństwa i pokoju wewnętrznego coraz trudniej o warunki, w których trzeba by wypróbowywać siłę patriotycznych uczuć Francuzów, Holendrów czy Anglików. Dzisiaj liberalne demokracje obywają się bez heroicznego patriotyzmu – wystarcza im lojalność obywateli płacących podatki, z których utrzymuje się profesjonalną w coraz większym stopniu armię. Profesjonalizacja cnót militarnych znajduje zresztą swe odbicie w języku dyskursu publicznego. Dobrym przykładem mogły tu być migawki telewizyjne z Francji, omawiające akcję uwolnienia zakład­ników przetrzymywanych przez algierskich porywaczy: pod­kreślano w nich „profesjonalizm” sił specjalnych – ani słowa o „odwadze” czy „bohaterstwie” (zresztą takich określeń nie używa się już w ogóle w opisach współczesnych wojen – obrońcy oblężonego miasta, odpierający z powodzeniem ataki przeważających sił wroga, nie są dziś „bohaterscy” czy „odważni” lecz „pełni determinacji”). W dzisiejszych kon­fliktach nie ma już miejsca na dawne, staroświeckie cnoty, które w oczach teoretyków republikańskich miały stanowić o sile wspólnot politycznych.

Chociaż więc państwo liberalne, zgodnie ze swoją filozo­fią, okazuje desinteressment dla sfery uczuć swych obywate­li, to jednak nie może w istocie bez niej istnieć; inaczej mó­wiąc – musi zakładać istnienie takich uczuć. Projekt liberal­ny w sensie czystym nigdzie nie istnieje, jest modelem służą­cym do opisu stosunków politycznych. Nie wyczerpuje jed­nak wszystkich aspektów rzeczywistości normalnej wspól­noty politycznej – jest to zresztą częsty i trafny zarzut kon­serwatywnej krytyki (liberałowie odpowiadają zwykle, że nawet jeśli to prawda, to i tak korzyści wynikające ze stoso­wania modelu liberalnego przewyższają możliwe straty). Rezygnacja z heroicznego, republikańskiego patriotyzmu stanowiła w opinii pragmatycznych liberałów zabezpieczenie przed przeradzaniem się irracjonalnego uczucia miłości oj­czyzny w bałwochwalcze zaślepienie. Bardzo trudno prze­cież przeprowadzić granicę pomiędzy szczerym i uczciwym oddaniem dla własnej wspólnoty a agresywnym nacjonali­zmem – przecież na ogół „nasi” to patrioci, a „oni” to szowi­niści i vice versa. Krytycy takiego sposobu pojmowania libe­ralizmu wskazują na fakt, iż wizja społeczeństwa opartego tylko na kontrakcie, na utylitarnej zasadzie wzajemnych ko­rzyści, wieje chłodem i formalizmem. Ludzie nie mogą wo­bec własnej ojczyzny postępować tak, jak konsumenci na wolnym rynku, którzy, gdy jeden produkt nie odpowiada ich wymaganiom, wybierają inny. Wskazują tu często na przy­kład Sokratesa, który przy całym swym krytycyzmie, przyjął świadomie niesprawiedliwy wyrok własnej polis.

Pomimo tego, iż wojna nie jest już podstawowym spraw­dzianem dla trwałości więzi łączących wspólnotę polityczną, liberalne społeczeństwa nie mogą uciec od problemu defi­niowania źródeł zbiorowej solidarności. Stary spór o dobro wspólne, choć uznawany za anachroniczny, musi więc w jakiejś formie powrócić. Dlaczego na przykład powinni­śmy przejmować się losem tych, którzy przegrywają spo­łeczną konkurencję? Od czasu Teorii sprawiedliwości Rawlsa współczesna myśl liberalna skoncentrowana jest na proble­mie uzasadnienia teoretycznego dla wspólnotowej solidarno­ści, wyrażonego w języku możliwym do zaakceptowania przez liberałów.

Liberał współczesny jest więc oczywiście patriotą, choć raczej woli mówić o swej „lojalności” wobec państwa; czyni tak, gdyż na co dzień nie myśli ani o „ojczyźnie”, ani o „poświęceniu”. Nie uważa jednak, żeby rację miał konser­watysta, który twierdzi, że to, o czym się nie mówi, nie ist­nieje. Sądzi raczej, że to, o czym się nie mówi, nie jest teraz potrzebne – i ma nadzieję, że nieprędko trzeba będzie się przekonać, jak bardzo nadwerężone zostały przez utylitaryzm i pragmatyzm stare, heroiczne, republikańskie cnoty.

Esej pochodzi z książki Dariusza Gawina Granice demokracji liberalnej, wydanej przez Ośrodek Myśli Politycznej.