Benedykt XVI o św. Janie Damasceńskim

Jan Damasceński był jednym z pierwszych, którzy w kulcie publicznym i prywatnym chrześcijan dokonywali rozróżnienia między adoracją (latreia) i oddawaniem czci (proskynesisj): pierwsza, w najwyższym stopniu duchowa, może dotyczyć tylko Boga, w drugiej natomiast można posłużyć się obrazem, by zwrócić się do tego, kogo obraz przedstawia — mówił Benedykt XVI na temat wpływu św. Jana Damesceńskiego na doktrynę Kościoła.

Drodzy Bracia i Siostry!

Chciałbym dziś mówić o Janie Damasceńskim, wybitnej postaci w historii teologii bizantyjskiej, wielkim doktorze w dziejach Kościoła powszechnego. Był on przede wszystkim naocznym świadkiem przechodzenia od chrześcijańskiej kultury greckiej i syryjskiej, panują­cej we wschodniej części cesarstwa bizantyjskiego, do kultury islamu, która rozprzestrzeniała się wraz z podbojami militarnymi na terytorium określanym zwykle jako Bliski lub Środkowy Wschód. Jan, urodzony w bogatej rodzinie chrześcijańskiej, jeszcze jako młodzieniec ob­jął urząd - być może piastowany wcześniej przez ojca - ekonomicznego zarządcy kalifatu. Wkrótce jednak, niezadowolony z życia dworskiego, dojrzał do podjęcia decyzji o wyborze życia monastycznego i wstąpił do klasztoru św. Saby w pobliżu Jerozolimy. Było to ok. 700 r. Nie oddalał się nigdy od klasztoru, usilnie praktyko­wał ascezę, oddawał się pracy literackiej i działalności duszpasterskiej, o czym świadczą zwłaszcza jego liczne Homilie. Wspomnienie liturgiczne Jana Damasceńskiego  obchodzone jest 4 grudnia. Papież Leon XIII ogłosił go doktorem Kościoła powszechnego w 1890 r.

Na Wschodzie wspomina się przede wszystkim jego trzy Mowy przeciw tym, którzy odrzucają święte obrazy (Contra imaginum calumniatores), które po jego śmierci zostały potępione przez Sobór ikonoklastyczny w Hierei (754). Jednakże mowy te stały się też zasadniczą podstawą do jego rehabilitacji i kanonizacji przez ortodoksyjnych Ojców, zebranych na II Soborze Nicejskim 727 r., a siódmym powszechnym. W tekstach tych nożna dostrzec pierwsze ważne próby teologicznego uzasadnienia czci oddawanej świętym obrazom, przez powiązanie ich z tajemnicą Wcielenia Syna Bożego w łonie Dziewicy Maryi.

Jan Damasceński był ponadto jednym z pierwszych, którzy w kulcie publicznym i prywatnym chrześcijan dokonywali rozróżnienia między adoracją (latreia) i oddawaniem czci (proskynesisj): pierwsza, w najwyższym stopniu duchowa, może dotyczyć tylko Boga, w drugiej natomiast można posłużyć się obrazem, by zwrócić się do tego, kogo obraz przedstawia. Oczywiście, święty nie noże w żadnym wypadku być utożsamiany z materią, z której zrobiona jest ikona. To rozróżnienie okazało się wkrótce bardzo ważne, by w sposób chrześcijański odpowiedzieć tym, którzy domagali się - jako powszechnego i niezmiennego - przestrzegania surowego zakazu Starego Testamentu co do posługiwania się w kulcie obrazami. Wielka dyskusja na ten temat odbywała się również w świecie islamskim, przyjmującym żydow­ską tradycję całkowitego wyłączenia obrazów z kultu. Chrześcijanie natomiast w tym kontekście przedyskuto­wali problem i znaleźli usprawiedliwienie dla oddawania czci obrazom. Pisze Jan Damasceński: „W innych czasach Bóg nie był nigdy przedstawiany na obrazie, będąc bezcielesnym i bez oblicza. Ale ponieważ teraz zobaczono Boga w ciele i żył On pomiędzy ludźmi, ja przedstawiam to, co jest w Bogu widzialne. Nie oddaję czci materii, lecz Stwórcy materii, który dla mnie stał się materią i raczył zamieszkać w materii, i dokonać mojego zbawienia przez materię. Dlatego nie przesta­nę czcić materii, za której pośrednictwem otrzymałem zbawienie. Ale absolutnie nie oddaję jej czci jako Bogu! Jak mogłoby być Bogiem to, co powstało z niczego? (...) Jednakże ja czczę i szanuję także całą resztę mate­rii, która zapewniła mi zbawienie, jako pełną świętych mocy i łask. Czyż nie jest materią drzewo krzyża, po trzykroć błogosławione? (...) A czyż materią nie są atra­ment i święta księga Ewangelii? A czyż nie jest materią zbawczy ołtarz, dostarczający nam chleba życia? A czyż, przed wszystkim innym, nie są materią Ciało i Krew mojego Pana? Albo to wszystko musisz pozbawić świę­tego charakteru, albo musisz zezwolić tradycji Kościoła na oddawanie czci obrazom Boga oraz przyjaciół Boga, uświęconych przez imię, które noszą - z tego powodu mieszka w nich łaska Ducha Świętego. Nie znieważaj materii: nie zasługuje ona na pogardę, ponieważ nie zasługuje na pogardę nic, co Bóg uczynił” (Contra imaginuj calumniatores 1,16, ed. Kotter, s. 88—90). Widzimy, że z powodu Wcielenia materia jawi się jakby ubóstwiona, postrzegana jest jako mieszkanie Boga. Jest to nowa wizja świata i rzeczywistości materialnych. Bóg przyjął ciało, i ciało stało się rzeczywiście mieszkaniem Boga, którego chwała jaśnieje w ludzkim obliczu Chrystusa. Dlatego napomnienia Doktora Kościoła wschodniego zachowują do dzisiaj niezwykłą aktualność, zważywszy wielką godność, jaką materia została obdarzona WE Wcieleniu, mogąc stać się, w wierze, skutecznym znakiem i sakramentem spotkania człowieka z Bogiem. Tak Jan Damasceński jest szczególnym świadkiem kultu który miał stać się jednym z najbardziej charakterystycznych aspektów teologii i duchowości wschodniej aż do dzisiejszych czasów. Jest to wszak forma kultu należąca po prostu do wiary chrześcijańskiej, do wiary w tego Boga, który przyjął ciało i stał się widoczny. W ten sposób nauczanie św. Jana Damasceńskiego wpisuje się tradycję Kościoła powszechnego, którego doktryna mentalna przewiduje, że wzięte z natury elementy materialne mogą stać się pośrednikiem łaski po wyznaniu prawdziwej wiary i wezwaniu nad nimi (epiclesis) Ducha Świętego.

W świetle tych zasadniczych idei Jan Damasceński wyjaśnia również sprawę oddawania czci relikwiom świętych, opierając się na przekonaniu, że święci chrześ­cijańscy, stawszy się uczestnikami zmartwychwstania Chrystusa, nie mogą być uważani po prostu za „zmar­łych”. Na przykład, wymieniając tych, których relikwie lub obrazy są godne czci, Jan wyjaśnia w swojej trzeciej mowie w obronie obrazów: „Przede wszystkim (oddajemy cześć) tym, pośród których zamieszkał Bóg, On jedyny święty, zamieszkujący pośród świętych (por. Iz 57,15), jak święta Matka Boża i wszyscy święci. Są nimi ci, którzy - o ile to możliwe - upodobnili się do Boga przez swoją wolę, a dzięki zamieszkaniu w nich Boga i Jego pomocy rzeczywiście są nazwani bogami (por. Ps 82 [81],6), nie z natury, lecz z przypadłości, podob­nie jak rozżarzone żelazo nazwane jest ogniem nie ze względu na naturę, lecz na przypadłość i ze względu na udział ognia. Mówi bowiem Bóg: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty (Kpł 19,2)” (tamże, 111,33, kol. 1352 a). Dlatego po całej serii tego rodzaju odniesień, Damasceńczyk mógł spokojnie wnioskować: „Bóg, który jest dobry i przewyższa wszelką dobroć, nie zadowolił się kontem­plowaniem samego siebie, ale zechciał, aby były istoty przez Niego obdarzone, które mogłyby się stać uczestni­kami Jego dobroci; dlatego stworzył z niczego wszystkie rzeczy, widzialne i niewidzialne, łącznie z człowiekiem, rzeczywistością widzialną i niewidzialną. I stworzył go - w swym zamyśle i rzeczywistości - jako istotę zdolną do myślenia (ennoema ergon), ubogaconą słowem (logo [i] sympleroumenon) i ukierunkowaną na ducha (pneumati teleioumenony, (tamże, 11,2, PG 94, kol. 865 a). I dodaje, aby jeszcze jaśniej wyrazić swoją myśl: „Trzeba pozwolić ogarnąć się zdumieniu (thaumazeiri) z powodu wszystkich dzieł Opatrzności (tes pronoias erga), trzeba je wszystkie chwalić i przyjąć, przezwyciężając pokusę znajdowania w nich aspektów, które wielu wydają się nie­sprawiedliwe lub niegodziwe (adika), uznając natomiast, że plan Boży (pronoia) przekracza zdolności poznania i rozumienia (agnoston kai akatalepton) człowieka, pod­czas gdy - przeciwnie - On jeden zna nasze myśli, nasze działania, a nawet naszą przyszłość” (tamże, 11,29, PG 94, kol. 964 c). Zresztą już Platon mawiał, że wszelka filozofia zaczyna się od zdumienia: również nasza wiara zaczyna się od zdumienia nad stworzeniem, nad pięknem Boga, które staje się widzialne.

Optymizm naturalnej kontemplacji (physike theoria), owego dostrzegania w widzialnym stworzeniu dobra, piękna, prawdy, ten chrześcijański optymizm nie jest op­tymizmem naiwnym: zdaje sobie sprawę z rany zadanej naturze ludzkiej przez wolność wyboru, której chciał Bóg, a z której człowiek korzysta w niewłaściwy sposób, ze wszystkimi tego konsekwencjami w postaci powszechne­go zaburzenia harmonii. Stąd rodzi się potrzeba, wyraźnie dostrzegana przez teologa z Damaszku, żeby natura, w której odzwierciedla się dobroć i piękno Boga, zranione z powodu naszej winy, „została wzmocniona i odnowio­na” przez przyjście Syna Bożego w ciele, po tym, jak na różne sposoby i przy różnych okazjach sam Bóg starał się pokazać, że stworzył człowieka, żeby miał nie tylko „byt”, ale również „dobro-byt” (por. De fide orthodoxa, 11,1, PG 94, kol. 981). Jan wyjaśnia z pasją: „Było ko­nieczne, żeby natura została wzmocniona i odnowiona, i żeby została ukazana i konkretnie wyjaśniona droga cno­ty (didachthenai aretes hodori), która oddala od zepsucia i prowadzi do życia wiecznego. (...) I tak na horyzoncie dziejów ukazało się wielkie morze miłości Boga do czło­wieka (philanthropias pelagos)”. To piękne wyrażenie. Z jednej strony widzimy piękno stworzenia, a z drugiej zniszczenie z powodu ludzkiej winy. Ale w Synu Bożym, który przychodzi odnowić naturę, widzimy ogrom miłości Boga do człowieka. Jan Damasceński mówi dalej: „On sam, Stwórca i Pan, walczył o swoje stworzenie, przeka­zując mu przez przykład swoją naukę. (...) I tak Syn Boży, istniejąc w postaci Bożej, przybliżył niebiosa i zstąpił (...) do swoich sług (...), dokonując rzeczy najbardziej nowej ze wszystkich, jedynej naprawdę nowej rzeczy pod słoń­cem, przez co objawiła się rzeczywiście nieskończona potęga Boża” (tamże, III,1, PG 94, kol. 981 c-984 b).

Możemy sobie wyobrazić otuchę i radość, jaką wlewały w serca wiernych powyższe słowa, pełne tak bardzo pociągających obrazów. Również i my dzisiaj wsłuchujemy się w nie, podzielając uczucia ówczesnych chrześcijan: Bóg pragnie w nas zamieszkać, pragnie od­nowić naturę również przez nasze nawrócenie, chce nas uczynić uczestnikami swej boskości. Oby Pan pomógł nam uczynić te słowa treścią naszego życia.

Benedykt XVI

Audiencja generalna, 6 maja 2009