Antoni Libera: Aktualność „Makbeta”

Czy losy świata, a zwłaszcza ludzkich jednostek są nieodwracalnie przesądzone w jakimś punkcie wyjścia, czy też mogą się potoczyć tak lub inaczej?

Pytanie o nieuchronność przeznaczenia nurtuje ludzkość od zarania dziejów. Czy losy świata, a zwłaszcza ludzkich jednostek są nieodwracalnie przesądzone w jakimś punkcie wyjścia, czy też mogą się potoczyć tak lub inaczej? Czy jesteśmy nieodwołanie zdeterminowani – przez boski plan, układ gwiazd, prawa Natury – czy też mamy jakiś wpływ na to, co się z nami stanie, a jeśli tak, na czym miałby się on zasadzać? Inaczej mówiąc, na czym polega nasza wolność?

W starożytności przeważała wiara w nieuchronność przeznaczenia. Znajduje to swój wyraz w wielu historiach mitologicznych, z których jedną z najsłynniejszych i najbardziej wyrazistych jest historia Edypa. Lajos, król Teb, i jego żona Jokasta za pośrednictwem wyroczni delfickiej zostają ostrzeżeni przed spłodzeniem syna, bo ten zabije ojca i poślubi własną matkę. Mimo tego ostrzeżenia, a zwłaszcza mimo drastycznych środków zastosowanych przez rodziców w obliczu urodzenia się męskiego potomka (porzucenie noworodka w górach, w dodatku z przebitymi stopami), mających zapobiec przepowiedni, przeznaczenie wypełnia się w każdym calu. Przed Losem nie ma ucieczki. Jeśli coś jest założone i przepowiedziane przez bogów, to musi się stać, cokolwiek by człowiek uczynił, aby temu zapobiec.

W czasach nowożytnych zapatrywano się na tę sprawę już różnie, niemniej coraz częściej brało górę przekonanie o możności wpływania na los – przekonanie świadczące o tym, że coraz większą rolę przypisywano ludzkiej wolności. Niewątpliwym kamieniem milowym w toku tej wielowiekowej medytacji – przynajmniej w dziedzinie literatury – jest właśnie Makbet Szekspira. W arcydzielny sposób ugruntowuje on zdobycze owego myślenia, a jednocześnie antycypuje to, co przyniosły dopiero naukowe i filozoficzne odkrycia Oświecenia.

Makbet jest dziełem niezwykle bogatym i wielowarstwowym. Można go czytać na bardzo wiele sposobów. Na przykład jako przycznek do piątego przykazania („nie zabijaj”); albo jako przypowieść o nieuchronnym wynaturzaniu się władzy; albo jako studium nadmiernej ambicji i żądzy ziemskiej kariery; albo jako mroczną balladę o przeklętym średniowiecznym rycerzu; albo wreszcie jako moralitet o złu tkwiącym nieusuwalnie w ludzkiej naturze. Jednakże spod tych wszystkich kostiumów tematyczno-estetycznych zawsze wyziera jedna, podstawowa myśl czy idea: gdyby Makbet nie spotkał wiedźm i nie usłyszał od nich przepowiedni, to jego historia potoczyłaby się inaczej. Więcej: w ogóle nie doszłoby do niczego, o czym opowiada ta sztuka. Świat byłby inny, może równie zbrodniczy i krwawy, ale INNY.

A zatem nadrzędny czy też logiczny sens dramatu jest taki: jeżeli świat jest zdeterminowany, to przyszłość jest przesądzona; jeśli jednak możliwe jest jej skuteczne przewidywanie i jeśli do takiego przewidzenia dochodzi, to akt taki unieważnia ową przyszłość, anuluje ją, albowiem zmienia on rzeczywistość, która miała do niej doprowadzić. Inaczej mówiąc: stan rzeczy, w którym ktoś wie, jaka będzie, a raczej: jaka ma być przyszłość, prowadzi do innej przyszłości niż ta, do której miał był doprowadzić stan rzeczy, w którym ktoś o tejże przyszłości nie wiedział.

Jest to myśl bardzo nowoczesna. Wyrażająca przekonanie, iż rzecz, zdawałoby się, tak nieuchwytna, czy wręcz niewymierna, jaką jest ludzka świadomość, a ściślej: akt poznania, jest takim samym faktem, jak te, o których decydują prawa fizyki.

Makbet przed spotkaniem z wiedźmami i po spotkaniu z nimi to dwie inne istoty, w różny sposób wpływające na rozwój wypadków. A przecież to, co je różni, jest tylko informacją wprowadzoną do jego umysłu. Czym zatem jest informacja? Czym jest to coś ulotnego, co nie ma ani wymiarów, ani ciężaru – to coś, co przekazują m.in. umowne dźwięki, zwane przez nas słowami? Używając współczesnego języka naukowego, można powiedzieć, że jest to zmiana kodu, który decyduje o rozwoju czy działaniu jakiejś struktury albo organizmu.

Spostrzeżenie Szekspira i stworzenie przez niego na tej kanwie olśniewającego w swej wyrazistości dramatu można przyrównać do rewolucyjnego odkrycia naukowego. Głównie nasuwa się tu skojarzenie z relatywistyczną teorią czasu i przestrzeni. Makbet Szekspira w odniesieniu do napisanego ponad 2000 lat wcześniej Edypa Sofoklesa jest czymś takim, czym stała się teoria Einsteina wobec teorii Newtona.

Szekspir świadomie lub dzięki genialnej intuicji zwrócił uwagę, że porządek przyczynowo-skutkowy podlega pewnym uwarunkowaniom i ma swoje ograniczenia. Próba przekroczenia granicy czasu nie jest niewinna i nie uchodzi bezkarnie. Wiedza nie jest „stanem”, lecz oddziaływaniem. Zmiana świadomości zmienia rzeczywistość.

I pewnie właśnie dlatego jest to sztuka, która wciąż nas fascynuje, do której ciągle wracamy i próbujemy ją sobie przybliżać, zmianiając jej kostium językowy na bliższy naszej epoce.

Ciekawie wypada też zestawienie Makbeta z teatrem Becketta, głównie z dwoma jego najsłynniejszymi dramatami – z Czekając na Godota i z  Końcówką (w których myśl tego pisarza wyraziła się w  najdoskonalszy sposób). Otóż jeśli Szekspir w odniesieniu do Sofoklesa przesunął akcent z fatum na wolną wolę, to Beckett w stosunku do Szekspira zdaje się sygnalizować dalszą zmianę. Chodzi o to, że w jego ujęciu nie ma już w ogóle instytucji wyroczni. Naprzód zginęli bogowie, potem siły nieczyste (wiedźmy), a teraz człowiek został sam i pojął, że kiedy pyta, pyta samego siebie. Wyrocznią w nowoczesności jest instytucja nauki – podejście scjentystyczne, metodologia oparta na empirii i liczbie, i na kryteriach pewności – a cała ta konstrukcja jest wytworem człowieka. A zatem, jeśli człowiek wierzy w prawdy nauki, to ma również świadomość, że wierzy samemu sobie, a nie jakiejś instancji nadrzędnej.

W jednym z późnych utworów dramatycznych Becketta pada pamiętne zdanie: „poddałeś się, w ciemności, gdy sowa odfrunęła hukać komu innemu lub z powrotem do dziupli z upolowaną myszą… poddałeś się wtedy na dobre i dopuściłes ją [pustkę], i spowił cię ten całun, wielki, od stóp do głów”.

Ta odlatująca sowa z myszą w dziobie to oczywista aluzja do sowy Minerwy wylatującej o zmierzchu. W danym kontekście symbolizuje ona bożka Rozumu. Beckett pokazuje sytuację nie tylko po degradacji Losu, lecz nawet po upadku owego mutanta czy przeniewiercy, jakim jest złoty cielec świadomości scjentystycznej. W tej wizji Beckett paradoksalnie zbliża się do starożytnych (nie bez przyczyny zestawiany bywa z Ajschylosem). Tyle że jego nadrzędna instancja, w ramach której znajduje się człowiek, właśnie nie jest już Losem, pojmowanym jako ład, ostateczny porządek rzeczy, absolut, harmonia świata, lecz… jako chaos, otchłań, wieczysta noc. Dlatego to coś w ogóle już nie mówi (bo nie jest Logosem), dlatego nie ma żadnych pośredników, obojętne, rzetelnych jak Pytia, czy kłamliwych jak wiedźmy. I dlatego też człowiek już nie pyta. Jego naturą jest tylko mijanie, łudzenie się i świadomość tej ułudy.

„Złudzeniem świt rozpraszający złudzenia i reszta zwana mrokiem. Wygasłe otwarte cztery ściany wywrócone w tył prawdziwe schronienie bez wyjścia”.