Andrzej Przewoźnik: Mord. Zbrodnia katyńska

Okoliczności podjęcia zbrodniczej decyzji o wymordowa­niu około 22 tysięcy polskich jeńców i więźniów — elity na­rodu, przywódczej warstwy intelektualnej społeczeństwa, ale i wojskowej kadry dowódczej, stanowiącej potencjał twórczy, bojowy i organizacyjny — nie są znane do dziś. Historycy wy­suwają różne teorie co do jej przyczyny. Motywy tego niesłychanego kroku jasno wymienił jednak w swojej notatce Beria. Najwyraźniej pań­stwo polskie miało już nie istnieć, dlatego należało usunąć grupę przywódczą, mogącą skutecznie działać na rzecz jego odrodzenia – pisał Andrzej Przewoźnik.

Ściśle tajną notatkę z propozycją wymordowania polskich jeńców wojennych i więźniów Ławrientij Beria, szef NKWD, przedłożył Stalinowi. 5 marca 1940 roku decyzję w tej sprawie podjęło BP KC WKP(b).

A oto treść notatki:

W obozach NKWD ZSRR dla jeńców wojennych i w więzie­niach zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi w chwili obecnej przetrzymywana jest wielka liczba byłych ofice­rów armii polskiej, byłych pracowników polskiej policji i organów wywiadu, członków polskich nacjonalistycz­nych kontrrewolucyjnych partii, członków ujawnio­nych kontrrewolucyjnych organizacji powstańczych, uciekinierów i in. Wszyscy oni są zawziętymi wrogami władzy radzieckiej, pełnymi nienawiści do ustroju ra­dzieckiego.

Jeńcy wojenni, oficerowie i policjanci, przebywający w obozach, próbują kontynuować działalność kontrrewolucyjną, prowadzą agitację antyradziecką. Każdy z nich oczekuje oswobodzenia, by uzyskać możliwość aktywnego włączenia się w walkę przeciwko władzy ra­dzieckiej.

Organy NKWD w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi wykryły szereg kontrrewolucyjnych orga­nizacji powstańczych. We wszystkich tych organizacjach kontrrewolucyjnych aktywną rolę kierowniczą odgry­wali byli oficerowie byłej armii polskiej, byli policjanci i żandarmi.

Wśród zatrzymanych uciekinierów i osób, które naru­szyły państwowe granice, wykryto także znaczną liczbę członków kontrrewolucyjnych szpiegowskich i po­wstańczych organizacji.

W obozach dla jeńców wojennych przetrzymywanych jest ogółem (nie licząc szeregowców i kadry podoficer­skiej) — 14 736 byłych oficerów, urzędników, obszarni­ków, policjantów, żandarmów, służby więziennej, osadni­ków i agentów wywiadu — według narodowości: ponad 97% Polaków.

[...]

Biorąc pod uwagę, że wszyscy oni są zatwardziały­mi, nie rokującymi poprawy wrogami władzy radzieckiej, NKWD ZSRR uważa za niezbędne:

I. Polecić NKWD ZSRR:

- Sprawy znajdujących się w obozach dla jeńców wojen­nych 14 700 osób, byłych polskich oficerów, urzędników, obszarników, policjantów, agentów wywiadu, żandarmów, osadników i służby więziennej,
- jak też sprawy aresztowanych i znajdujących się w wię­zieniach w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi 11 000 osób, członków różnorakich kontr-rewolucyjnych organizacji, byłych obszarników, fabrykantów, by­łych polskich oficerów, urzędników i uciekinierów

— rozpatrzyć w trybie specjalnym, z zastosowaniem wo­bec nich najwyższego wymiaru kary — rozstrzelania.

II. Sprawy rozpatrzyć bez wzywania aresztowanych i bez przedstawiania zarzutów, decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia — w następującym trybie:

a) wobec osób znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych na podstawie informacji przekazanych przez Zarząd do Spraw Jeńców Wojennych NKWD ZSRR,
b) wobec osób aresztowanych — na podstawie informa­cji ze spraw przekazanych przez NKWD USRR i NKWD BSRR.

III. Rozpatrzenie spraw i powzięcie uchwały zlecić trójce w składzie: t.t. [towarzysze] MIERKUŁOW Wsiewołod, komisarz bezp. państw, trzeciej rangi, ówczesny pierwszy zastępca Berii], KOBUŁOW Bachczo, komisarz bezp. państw, trzeciej rangi, zastępca Berii, szef Głównego Zarządu Gospodarczego NKWD] i BASZTAKOW [Leonid, mjr bezp. państw.] (Naczelnik 1-go Wydziału Specjalnego NKWD ZSRR).

Na wniosku widnieje własnoręczny podpis zatwierdzający („za”) — Stalina, Woroszyłowa, Mołotowa i A. Mikojana, na marginesie Stalin dopisał: „Kalinin (Michaił] — za, Kaganowicz [Lazar] — za”. A zatem: przywódcy partii i państwa, premie­ra, trzech wicepremierów i jednocześnie ministrów oraz prze­wodniczącego sowieckiego parlamentu. Dokument ten prze­sądził o losie około 22 tysięcy Polaków. W dniu 5 marca, jak pisaliśmy, Biuro Polityczne KC WKP (b) podjęło uchwałę, która uprawomocniła propozycję Berii (należy zaznaczyć, że eksper­tyzy grafologiczna i kryminologiczna, wykonane na potrzeby rosyjskiego śledztwa, wszczętego w 1990 roku i prowadzone­go przez Główną Prokuraturę Wojskową, potwierdziły autentyczność obu dokumentów i złożonych na nich podpisów).

Niemal równocześnie zapadły też decyzje dotyczące lo­sów rodzin skazanych na śmierć jeńców i więźniów NKWD. W uchwale z 2 marca 1940 roku Biura Politycznego KC WKP (b) Związku Sowieckiego O ochronie granicy państwowej w za­chodnich obwodach USRR i BSRR postanowiono polecić NKWD ZSRS przeprowadzenie do 15 kwietnia 1940 roku deportacji do Kazachskiej SRS na 10 lat wszystkich rodzin represjono­wanych i znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych oficerów armii polskiej, policjantów, funkcjonariuszy służby więziennej, żandarmów, wywiadowców, właścicieli ziem­skich, fabrykantów i wyższych urzędników polskiego apara­tu państwowego w liczbie 22-25 tysięcy rodzin. 10 kwietnia 1940 roku Rada Komisarzy Ludowych ZSRS zatwierdziła in­strukcję NKWD w sprawie deportacji z zachodnich obwodów Białoruskiej SRS i Ukraińskiej SRS rodzin osób wymienionych w uchwale z 2 marca. „Kategorie” deportowanych uzupełnio­no dodatkowo o rodziny członków „kontrrewolucyjnych or­ganizacji powstańczych”, przetrzymywanych w obozach dla jeńców wojennych i w więzieniach. 7 marca 1940 roku Beria podpisał z kolei dyrektywę dla szefów NKWD Ukrainy i Bia­łorusi w sprawie zorganizowania deportacji do Kazachstanu członków rodzin jeńców wojennych i więźniów, przetrzymy­wanych w obozach dla jeńców wojennych oraz w więzieniach zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi. Za takich należało uważać żony i dzieci uwięzionych, a także ich rodziców, braci i siostry — o ile zamieszkiwali razem. Ich nieruchomości oraz przedsiębiorstwa podlegały konfiskacie. Deportowani mogli zabrać ze sobą rzeczy osobiste o wadze do stu kilogramów. W praktyce często okazywało się to fikcją. ZJW otrzymał — też 7 marca — polecenie sporządzenia w ciągu pięciu dni dokład­nego spisu polskich oficerów, policjantów, żandarmów, straż­ników więziennych, agentów policji, fabrykantów, obszarni­ków i wyższych urzędników państwa polskiego wraz z danymi o członkach ich rodzin oraz dokładnym adresem według miast i rejonów zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi. Co cieka­we, spisy takie należało przygotować również dla jeńców za­mieszkałych na terenach okupowanych przez Niemcy, co mo­że świadczyć o jakimś porozumieniu zawartym w tej sprawie. Przypomnijmy, w Tajnym protokole dodatkowym do niemiecko-sowieckiego traktatu z 28 września 1939 roku obie strony zobowiązały się do likwidacji w zarodku na swoich terenach wszelkiej „agitacji polskiej” i do wzajemnego informowania się o wskazanych dla tej działalności środkach. Wiadomo, że w okresie od października 1939 do marca 1940 odbywały się wspólne narady NKWD i gestapo; ich przebieg i ustalenia nie są jednak znane.

Deportacja dla sporej liczby osób stała się w istocie rów­nież wyrokiem śmierci. Wielu pozostało na zawsze w rejonach „głodnego stepu” sowieckiego Kazachstanu, gdzie zimą mrozy dochodziły do - 50°C, latem zaś temperatura osiągała + 45°C, wielu do Polski już nie powróciło

Deportacja została przeprowadzona 13 kwietnia 1940 ro­ku. Objęła ponad 61 tysięcy osób (dane historyków rosyjskich). Większość transportów wysłano do przedsiębiorstw Komisa­riatu Ludowego Przemysłu Leśnego i Komisariatu Ludowego Metalurgii Metali Kolorowych, pozostałe do kołchozów, sowchozów oraz innych miejsc republiki Kazachskiej. Deportowa­nych kierowano w trybie specjalnego wysiedlenia, to jest naj­cięższej kategorii zsyłki, oznaczającej pozbawienie wszelkich praw obywatelskich, pracę bez należytej zapłaty oraz zakaz zmiany miejsca osiedlenia i przemieszczania się. Przesiedleń­cy nie otrzymywali pomocy państwa przy zatrudnieniu, rozlo­kowani mieli być za własne środki. Jako „element kontrrewo­lucyjny" znajdowali się pod specjalnym nadzorem.

Transport na miejsce zsyłki odbywał się w skrajnie trudnych warunkach. Polacy tygodniami jechali stłoczeni w towarowych wagonach. Oto jak wspomina tę drogę 14-letni w 1940 roku chłopiec, Tadeusz T. ze Lwowa, syn majora WP jeńca Starobielska:

W nocy z 13 na 14 IV o godz. 2-giej przyszli do nas. [...] Załadowano nas na samochód i zawieziono na dworzec. Zastaliśmy tam już cały pociąg załadowany ludźmi. Byty to przeważnie rodziny aresztowanych doktorów, inżynie­rów, adwokatów. Wszystko inteligencja. Do wagonu wsa­dzono nas 32. Było straszliwie ciasno. Brudne bydlęce wagony, smród straszliwy, bo nikogo nie wypuszczano na stronę, brak wody. [...] Były dnie, że nie było kompletnie wody, ludzie, a zwłaszcza dzieci, mdlały z pragnienia.

Deportacja dla sporej liczby osób stała się w istocie rów­nież wyrokiem śmierci. Wielu pozostało na zawsze w rejonach „głodnego stepu” sowieckiego Kazachstanu, gdzie zimą mrozy dochodziły do - 50°C, latem zaś temperatura osiągała + 45°C, wielu do Polski już nie powróciło.

Tymczasem w dniach 7-15 marca 1940 roku odbyło się w Moskwie szereg narad, w których uczestniczyli — odpo­wiednio do wezwania — funkcjonariusze aparatu centralnego NKWD, szefowie NKWD obwodów smoleńskiego, charkow­skiego i kalinińskiego, ich zastępcy, komendanci więzień wewnętrznych NKWD, komendanci i komisarze Kozielska, Staro­bielska i Ostaszkowa. Przygotowywano operację określaną jako „rozładowanie” obozów: transporty na miejsce śmierci (organi­zacją przewozów jeńców i więźniów zajmował się Główny Za­rząd Wojsk Konwojowych i Główny Zarząd Transportu NKWD ZSRS) oraz organizację samych egzekucji. 16 marca 1940 roku jeńcom odebrano prawo do korespondencji, a ochrona obozów została wzmocniona.

Podobne kroki podejmowano, jeśli chodzi o wymordowa­nie więźniów na Ukrainie i Białorusi. 20 marca 1940 roku Beria podpisał ściśle tajny rozkaz nr 00342 „O udzieleniu po­mocy w pracy operacyjno-czekistowskiej UNKWD zachodnich obwodów USRR i BSRR”, polecając wydelegowanie w tymże dniu na miesiąc do 11 miast Ukrainy i Białorusi 11 grup operacyjno-czekistowskich, liczących po pięciu oficerów bezpie­czeństwa państwowego (dla Lwowa — 15) z GUGB NKWD i GEU (Główny Zarząd Gospodarczy). Grupy te, we współpra­cy z szefami UNKWD, miały „starannie sprawdzić materia­ły agenturalne i śledcze oraz aresztowane osoby, prowadzące pracę kontrrewolucyjną”, a także dokonywać dalszych aresz­towań. W sprawach aresztowanych Beria polecił rozwinąć staranne śledztwo, w celu wykrycia pozostających na wolno­ści członków antysowieckiego podziemia. Wszystko wskazuje na to, że grupy te miały dokonywać selekcji więźniów pod kątem realizacji decyzji z 5 marca 1940 roku oraz wychwy­cić inne osoby, które podlegały pod „kategorie” skazanych na śmierć obywateli polskich. Wydany wkrótce potem, 22 marca 1940 roku, rozkaz Berii numer 00350 „O rozładowaniu wię­zień NKWD zachodnich obwodów USRR i BSRR” nakazywał przewiezienie w ciągu 10 dni 3 tysięcy aresztowanych z wię­zień zachodnich obwodów Ukrainy we Lwowie, Równem, Łucku, Tarnopolu, Drohobyczu i Stanisławowie do więzień w Kijowie, Charkowie i Chersoniu (wcześniej należało prze­nieść z nich 8 tysięcy skazanych więźniów innych katego­rii do poprawczych obozów pracy), zaś 3 tysiące więźniów z więzień zachodnich obwodów Białorusi w Brześciu, Wilejce, Pińsku i Baranowiczach do więzienia NKWD w Mińsku. Można przypuszczać, że więzienia te stały się miejscami kaź- ni dla przywiezionych do nich na mocy rozkazu Berii osób. Nie są jednak znane dokumenty dotyczące realizacji decyzji BP KC WKP(b) z 5 marca 1940 roku w stosunku do więźniów, z wyjątkiem wspomnianych rozkazów Berii.

O mordowaniu więźniów w Kijowie świadczą nazwiska Polaków na przedmiotach wydobytych z dołów śmierci pod­czas prac prowadzonych na cmentarzysku w Bykowni w la­tach 2006-2007, figurujące na tak zwanej ukraińskiej liście katyńskiej, czyli sporządzonym z datą 25 listopada 1940 ro­ku wykazie więziennych akt osobowych 3435 aresztowanych obywateli II RP, z podanymi przy nazwiskach numerami „list śmierci”. (Wykaz ten wysłany został wraz z załączonymi w pięciu workach aktami z 1. Wydziału Specjalnego NKWD USRS do 1. Wydziału Specjalnego NKWD ZSRS). Dodajmy, że 4 kwietnia 1940 roku Beria polecił szefom NKWD Ukraińskiej SRS i Białoruskiej SRS aresztować wszystkich podoficerów ar­mii polskiej „prowadzących działalność kontrrewolucyjną”.

Okoliczności podjęcia zbrodniczej decyzji o wymordowa­niu około 22 tysięcy polskich jeńców i więźniów — elity na­rodu, przywódczej warstwy intelektualnej społeczeństwa, ale i wojskowej kadry dowódczej, stanowiącej potencjał twórczy, bojowy i organizacyjny — nie są znane do dziś. Historycy wy­suwają różne teorie co do jej przyczyny (na przykład reakcja na wykluczenie 14 grudnia 1939 roku ZSRS z Ligi Narodów przy aktywnym udziale rządu polskiego, reakcja na podane w zachodniej prasie informacje o tym, że na pomoc walczącej Finlandii szykuje się polska Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich, zamiar przygotowania obozów dla fińskich jeńców wojennych). Motywy tego niesłychanego kroku jasno wymienił jednak w swojej notatce Beria. Najwyraźniej pań­stwo polskie miało już nie istnieć, dlatego należało usunąć grupę przywódczą, mogącą skutecznie działać na rzecz jego odrodzenia. O takich „groźnych” tendencjach funkcjonariusze NKWD mogli się przekonać w ciągu pięciu miesięcy intensywnego zbierania informacji na temat jeńców i badania ich poglądów. To samo zresztą robili na okupowanych polskich terenach Niemcy; już we wrześniu 1939 roku wkraczające za Wehrmachtem policyjne grupy specjalne [Einsatzgruppen] otrzymały wytyczne dotyczące likwidacji kierowniczej war­stwy narodu polskiego, kontynuowanej w latach następnych.

Najwyraźniej pań­stwo polskie miało już nie istnieć, dlatego należało usunąć grupę przywódczą, mogącą skutecznie działać na rzecz jego odrodzenia

Wspomniany już Stanisław Swianiewicz, profesor Uniwer­sytetu Wileńskiego, wybitny znawca Związku Sowieckiego, ocalały jeniec Kozielska, napisał: „Sowiecka taktyka politycz­na zna dwa sposoby postępowania z pokonanym przeciwni­kiem: zmusić go do pracy i służby dla Związku Sowieckiego albo w drugim przypadku — unicestwić go”. Polscy ofi­cerowie „do pracy i służby dla Związku Sowieckiego” zmusić się nie dali. Syn Stalina, Jaków Dżugaszwili, jeniec oflagu X C w Lubece, w rozmowie z ppor, Jerzym Lewszeckim na jego zapytanie o oficerów polskich znajdujących się w sowieckiej niewoli odpowiedział: „Oni należeli do inteligencji, najniebez­pieczniejszego elementu dla nas i musieli zostać wyelimino­wani”. Według profesor Natalii Lebiediewej decyzję o mordzie katyńskim podjął prawdopodobnie sam Stalin.

Do trzech obozów specjalnych przywożono nadal jeńców „kategorii katyńskiej” wyławianych podczas „przeczesywania” pozostałych obozów jenieckich NKWD, a także jeńców wy­wiezionych do Moskwy oraz przebywających w więzieniach, a nawet szpitalach. Do Kozielska przewieziono też kapła­nów wysłanych ze Starobielska do Moskwy w końcu grudnia 1939 roku.

W połowie marca 1940 roku rozpoczęto prace nad sporzą­dzaniem informacji-wniosków z danymi o jeńcach wojennych trzech obozów specjalnych i więźniach przeznaczonych na śmierć (do obozów przesłano wzór formularzy). Ostatnia ru­bryka formularza była przewidziana na wpisanie „wniosku”, to znaczy miała zawierać zalecenie co do losu ofiary. Wypeł­nione (prócz ostatniej rubryki) informacje-wnioski przesyła­no do Zarządu do Spraw Jeńców Wojennych. Stąd kierowa­no je — z wypełnioną ostatnią rubryką — razem z aktami ewidencyjnymi jeńców do 1. Wydziału Specjalnego NKWD ZSRS (kierowanego przez Basztakowa), w którym znajdowały się już ich akta śledcze. Do tegoż Wydziału wpływały także z NKWD USRS i NKWD BSRS akta ewidencyjne i informacje odnośnie do więźniów przebywających na Ukrainie i Biało­rusi (zgromadzonych w wytypowanych więzieniach). 1. Wy­dział Specjalny NKWD opracowywał dla „centralnej trójki” do „rozpatrzenia” i zatwierdzenia listy jeńców i więźniów. Z po­siedzeń „centralnej trójki” sporządzane były protokoły. Przed rozpoczęciem wywózek do obozów przybyli ponownie przed­stawiciele centrali NKWD (do Kozielska — Wasilij Zarubin) i Głównego Zarządu Wojsk Konwojowych NKWD. Teraz, od początku kwietnia, do komendantów obozów zaczęły przycho­dzić z Moskwy „listy śmierci” (tak określane w historiografii, zwane też listami transportowymi lub wywózkowymi), które zawierały polecenie natychmiastowego wysłania figurujących na nich osób do dyspozycji odpowiedniego UNKWD (dla obo­zu kozielskiego — w Smoleńsku, starobielskiego — w Charko­wie, ostaszkowskiego — w Kalininie). Podpisywał je szef ZJW Soprunienko, a od 14 kwietnia 1940 roku jego zastępca st. lejtn. bezp. państw. Iwan Chochlow. Analogiczne listy, podpisane przez Wsiewołoda Mierkułowa, otrzymywali szefo­wie UNKWD, przypuszczalnie z poleceniem egzekucji. Listy zawierały następujące rubryki: numer porządkowy, nazwisko, imię, imię ojca, rok urodzenia oraz numer ewidencyjny akt jeńca. Na każdej z list numerowanych od 01 do 072 (niektóre numery były kilkakrotnie łamane, na przykład 064/1, 064/2, 064/3) znajdowało się przeciętnie 100 nazwisk jeńców w przy­padku obozów i od 43 do 418 nazwisk — w przypadku więź­niów z Ukrainy. Listy sporządzane dla obozów i więzień miały jednolitą numerację kolejną i rozpoczynały się datą 1 kwiet­nia (01 dla Kozielska), a kończyły dniem 19 maja 1940 roku (lub kilkoma następnymi dniami; nie na wszystkich, w tym także na numerach ostatnich, figuruje data) i numerami 072/1, 2 — dla więzień USRS. Jednak na przykład z datą 1 kwietnia 1940 roku zestawionych zostało kilka list, zarów­no dla Kozielska, jak i Ostaszkowa.

[...]

Pierwszy transport (74 jeńców) z Kozielska do Smoleń­ska (około 250 kilometrów koleją) został odprawiony 3 kwiet­nia 1940 roku (odjazd ze stacji Kozielsk nastąpił 4 kwietnia o godzinie 3.00), ostatni (98 jeńców) 11 maja tegoż roku; do tego dnia wysłano z obozu 4403 oficerów. 20 maja 1940 ro­ku wywieziono jeszcze plut. Ignacego Żurowskiego. Pierw­szy transport 195 jeńców ze Starobielska do Charkowa wyje­chał 5 kwietnia 1940 roku, ostatnich dwóch jeńców wysłano do UNKWD 12 maja. Na śmierć ze Starobielska wywieziono 3809 jeńców.

343 pierwszych jeńców z Ostaszkowa przetransportowa­no pociągiem do Kalinina (około 200 kilometrów) 4 kwietnia 1940 roku. Następnego dnia szef UNKWD w Kalininie wy­słał do Moskwy szyfrogram o „wykonaniu zlecenia”. 14 maja 1940 roku przywieziono do Kalinina 10 jeńców, po 19 maja — jeszcze 59. Na listach wy wózkowych figuruje 6314 na­zwisk. Naczelnicy obwodowych Zarządów NKWD meldowali następnie Mierkułowowi o „wykonaniu zlecenia”.

Jak wynika z szyfrogramu Soprunienki z 30 marca 1940 ro­ku do komendanta obozu NKWD w Starobielsku, w pierwszej kolejności należało wysłać do Moskwy informacje „dla wyż­szej, następnie starszej i średniej kadry oficerskiej” — w ostat­niej — dla lekarzy, nauczycieli, agronomów „i innych osób cywilnych, w stosunku do których nie ma materiałów kom­promitujących”. Trzeba też dodać, że w trakcie trwania ope­racji „rozładowania” obozów na listach wprowadzane były zmiany. Wynikały one z interwencji ambasady niemieckiej lub Misji Litewskiej w sprawach poszczególnych osób, zda­rzających się — rzadko — pomyłek, a także z troski, by wśród wywiezionych nie znaleźli się zwerbowani agenci. Również 5. Wydział Głównego Zarządu Bezpieczeństwa Państwowego (GUGB) NKWD ZSRS zainteresowany był osobami, od których spodziewał się uzyskać ważne informacje.

Cała akcja „rozładowania” obozów otoczona była najści­ślejszą tajemnicą, przede wszystkim przed samymi jeńcami. Na jednej ze wspomnianych marcowych narad NKWD Kobułow zaznaczył: „Nie powinno być ani jednego żywego świadka”.

Z trzech obozów specjalnych uratowało się 395 osób, wy­słanych w kwietniu i maju do obozu juchnowskiego, a następ­nie do obozu w Griazowcu. Spośród nich: 47 osób na polece­nie 5. Wydziału GUGB, 47 na interwencję ambasady III Rzeszy, 19 na wniosek Misji Litewskiej, 24 jako Niemcy, 91 osób na zarządzenie Mierkułowa (według prof. Natalii Lebiediewej byli to ci, których zamierzano wykorzystać jako źródło infor­macji, jeńcy, którzy stwierdzili, że mają przekonania komuni­styczne i świadczyli różne usługi administracji obozów) oraz 167 innych (w tej grupie znaleźli się między innymi szerego­wi, junacy, podoficerowie, podchorążowie oraz jeńcy pozy­skani przez NKWD do współpracy agenturalnej — było ich zaledwie kilkudziesięciu).

Pierwszy transport (74 jeńców) z Kozielska do Smoleń­ska (około 250 kilometrów koleją) został odprawiony 3 kwiet­nia 1940 roku (odjazd ze stacji Kozielsk nastąpił 4 kwietnia o godzinie 3.00), ostatni (98 jeńców) 11 maja tegoż roku

Jak wynika z relacji ocalałych jeńców, a także pamiętni­ków i zapisków znalezionych podczas ekshumacji w Katyniu, jeńcy nie mieli świadomości czekającego ich losu. Spekulacje wśród nich były różne. Na ogół sądzili, że przenosi się ich do innych miejsc, przekazuje aliantom lub Niemcom, ewen­tualnie zwalnia do domów. Dezorientację wprowadzały też rozpuszczane przez obozowy personel pogłoski o wyjeździe „na zachód”. W Kozielsku NKWD-ziści twierdzili, że obóz ma zostać podzielony na kilka mniejszych z powodu trudności aprowizacyjnych. Rtm. Józef Czapski, ocalały jeniec Starobiel­ska, wspominał:

W jednym byliśmy zgodni wszyscy: każdy z nas czekał gorączkowo tej godziny, kiedy ogłoszą nowy spis wyjeż­dżających (może będzie nareszcie na liście). (...) Komen­dant obozu ppłk Bierieżkow i komisarz Kirszyn zaręcza­li oficjalnie starszyźnie obozowej, że jest to likwidacja obozu, że jesteśmy kierowani do punktów rozdzielczych, skąd mamy być odesłani do kraju zarówno po stronie nie­mieckiej, jak i sowieckiej. Stojąc na wielkich schodach cerkiewnych, komendant żegnał partie odjeżdżających uśmiechem pełnym obietnic. Wyjeżdżacie tam — powie­dział jednemu z nas — dokąd i ja bardzo chciałbym po­jechać.

W raportach komendantury obozu kozielskiego z 17 i 21 kwietnia 1940 roku czytamy:

Wznowiona 15-17 kwietnia wysyłka jeńców wojennych z obozu spotkała się ze strony tych ostatnich z radością. [...] W związku z wysyłką z obozu część jeńców wojen­nych oficerów zaczęła aktywnie wyrażać swoje uczucia patriotyczne. (...) na razie najbardziej aktualną sprawą dla podstawowej masy jeńców wojennych jest jedna sprawa, dokąd jadą? (...) Wśród pewnej części jeńców wojennych widoczne jest zaniepokojenie z powodu braku listów od jeńców wojennych wysłanych już z obozu, tzn. od kole­gów, gdyż podczas odjazdu obiecali oni napisać.

Według NKWD „najbardziej wrogo nastawiona do ZSRR” część jeńców chciała jak najszybciej wyjechać z obozu, aby przedostać się do Anglii i Francji i wziąć udział w rozgromie­niu Niemiec, a potem Związku Sowieckiego.

W Ostaszkowie początkowo przyjęto wywożenie z obozu z radością, którą wywołało przekonanie o powrocie do kraju, jednak wkrótce przyszło zwątpienie, gdy do transportów za­częto włączać obłożnie chorych ze szpitala.

Jak czytamy w meldunku ze Starobielska do Mierkułowa z 14 kwietnia 1940 roku:

Poszczególni jeńcy wojenni podczas pożegnań występują z wezwaniem: „Niezłomnie trwać w przyszłym boju za wielką Polskę, co by z nami nie robili, Polska była i bę­dzie”. W jednym z baraków jeńcy wojenni odczytywali wezwanie: „Niezłomnie trwać w obronie honoru polskiego oficera, za przyszłą wielką Polskę!”.

Co ich czekało?

Jeńcy z Kozielska, po dokładnej rewizji w obozie (prze­prowadzano ją także w dwóch pozostałych), byli dowożeni na stację zamkniętymi ciężarówkami (niekiedy doprowadza­no ich tam pieszo), a następnie wagonami więziennymi, pod silnym konwojem, do Smoleńska i dalej bocznicą kolejową do stacji Gniezdowo. Przypuszczalnie jednak pewną liczbę oficerów, w tym część duchownych, zamordowano w piwni­cach smoleńskiego NKWD przy ulicy Dzierżyńskiego 13. Podróż trwała od jednego do trzech dni. W Gniezdowie oficerów ładowano do samochodów więziennych, bez okien, podzielo­nych wewnątrz na pojedyncze ciemne celki (cziornyje worony} i przewożono do Lasu Katyńskiego — około 3 kilometrów od stacji. Informacje na ten temat pochodzą przede wszystkim z relacji odłączonego od kolegów w Gniezdowie prof. Stanisła­wa Swianiewicza, a także z zeznań rosyjskich świadków (oko­licznych mieszkańców) przesłuchiwanych w 1943 roku przez Niemców. Potwierdziły je relacje odszukanych na początku lat dziewięćdziesiątych przez oficera KGB w Smoleńsku Olega Zakirowa byłych pracowników smoleńskiego NKWD (między innymi Piotra Klimowa).

Ostatni zapis w dzienniku mjr. Adama Solskiego, jeńca obozu w Kozielsku, dotyczy trasy z Gniezdowa:

9 IV 5 rano. Od świtu dzień rozpoczął się szczególnie. Wyjazd karetką więzienną w celkach (straszne), przywie­ziono gdzieś do lasu coś w rodzaju letniska. Tu szczegó­łowa rewizja. Zabrano zegarek, na którym była godzina 6.30 (8.30) pytano mnie o obrączkę, (...) zabrano ruble, pas główny — scyzoryk.

Chodziło najprawdopodobniej o zbudowaną w latach 1931-1934 willę nad Dnieprem, na terenie ośrodka wypo­czynkowego NKWD (około 600 metrów od dołów śmierci). Ta część lasu, rozciągającego się między miejscowościami Katyń i Gniezdowo, była nazywana przez ludność Kozie Góry i sta­nowiła już od roku 1918 miejsce rozstrzeliwań „wrogów ludu”. W kontekście tego, co wiemy dziś o Lesie Katyńskim, przejmu­jąco brzmi fragment opisu wyładunku jeńców na stacji Gniezdowo z relacji profesora Swianiewicza:

Gdyśmy wyszli z wagonuj na zewnątrz uderzyły mnie za­pachy wiosny wiejące od okolicznych pól i lasów, chociaż jeszcze gdzieniegdzie leżały płachty śniegu. Był śliczny wiosenny poranek. Wysoko w błękitach bujał skowronek. [...] Przyznam się, że w owym momencie w blasku tego uroczego wiosennego dnia myśl o egzekucji nie przyszła mi do głowy.

Był to dzień 30 kwietnia 1940 roku. Transport, który wów­czas przybył do Gniezdowa, liczył 411 oficerów. W Lesie Ka­tyńskim wcześniej, w marcu, został wykopany przez więźniów ze Smoleńska, lub — według innej relacji — przez specjalny oddział NKWD, wielki rów.

Miejsce i sposób mordowania oficerów polskich w Katy­niu do dziś stanowi nie do końca rozwiązaną zagadkę. We­dług funkcjonariusza smoleńskiego UNKWD, Piotra Klimowa, dozorcy, potem strażnika, oficerowie byli rozstrzeliwani w wykopanych dołach lub ustawiani na brzegach mogił i za­bijani strzałem w potylicę. Z kolei odszukany w 1990 roku Iwan Titkow, kierowca kolejnych komendantów smoleńskiego UNKWD, zeznał, że część Polaków zabito w podziemiach willi NKWD (w czasie egzekucji za ścianą pracował silnik traktora), część zaś w samym Lesie Katyńskim. Strzelano z broni ręcz­nej, pistoletów typu Walther. Relacje te nie są więc zgodne.

Około 20 procent zwłok ekshumowanych w 1943 roku w Katyniu (według dr. Mariana Wodzińskiego, członka Komisji ekshumacyjnej PCK) miało ręce skrępowane z tyłu; wszyscy (51) oficerowie z dołu numer 5 mieli ponadto zarzucone na głowę płaszcze, a szyje obwiązane sznurkiem, którego pętla łączyła się z węzłem rąk. Na zwłokach stwierdzono też rany kłute bagnetem, a u kilku jeńców kneble w ustach.

Jest faktem bezspornym, że egzekucje oficerów z Kozielska przeprowadzano (w części?) inaczej niż jeńców dwóch pozo­stałych obozów. O egzekucjach nad dołami może świadczyć wypowiedź szefa UNKWD w Kalininie, Dmilrija Tokariewa, przesłuchiwa­nego w 1991 roku przez prokuratora z Głównej Prokuratury Woj­skowej ZSRS: „Opowiadali mi w Smoleńsku o postępowaniu głupszym. Tam zaczęli rozstrzeliwać na miejscu grzebania. I oto, co stało się sygnałem, tam jeden uciekał, usiłował uciec, krzyczał, ludzie słyszeli”. Jeńców mordowali NKWD-ziści ze Smoleńska, świadkowie mówili też o „czeka” (potocznie nazywano tak NKWD) z Mińska. Oprawcy dostawali po „akcji” spirytus i zakąskę.

Jeńcy ze Starobielska wywożeni byli przez Woroszyłow - grad lub stację Wałujki koleją do Charkowa na Dworzec Połu­dniowy, dalej cziornymi woronami do więzienia wewnętrzne­go NKWD przy ulicy Dzierżyńskiego. Tam ich rewidowano, zabierano bagaże i rosyjskie pieniądze, a także płaszcze i pasy główne, wiązano ręce do tyłu i prowadzono do cel lub bezpo­średnio do piwnicy oddzielnego budynku po drugiej stronie dziedzińca. Tu wprowadzano do celi, gdzie za stołem siedział dowódca komendantury UNKWD, st. lejtn. bezp. państw. Timofiej Kuprij, oraz prokurator. Padały pytania o podstawowe personalia, kończone formułą: Możecie iść. Do odwrócone­go oficera strzelał zazwyczaj z nagana Kuprij. W egzekucjach uczestniczyli też szef charkowskiego Zarządu NKWD mjr bezp. państw. Piotr Safonow i jego zastępca Pawiel Tichonow; kie­rowali nimi przysłani z Moskwy pracownicy Wydziału Ko­mendantury NKWD ZSRS. Piwnica, miejsce mordów, zosta­ła wysadzona w powietrze w 1941 roku przed wkroczeniem Niemców.

Jak wykazały badania antropologiczne zwłok zamordo­wanych, prowadzone w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, oprawcy w Katyniu i Kalininie stosowali strzał w poty­licę, w Charkowie zaś — w większości — strzał z przyłożenia w kark, na wysokości dwóch-trzech pierwszych kręgów szyj­nych. „Zaletami” takiej egzekucji były: trudna wykrywalność (czaszka pozostawała nienaruszona) oraz mniejsze krwawie­nie po śmierci.

Rozstrzeliwania odbywały się późnym wieczorem i nocą. Zwłoki — z głowami owiniętymi płaszczami — ładowano na samochód i wywożono do lasu opodal podcharkowskiego osie­dla Piatichatki (około 10 kilometrów od centrum Charkowa); obecnie jest to teren VI Kwartału Parku Leśnego, stanowiące­go część miasta. Groby zlokalizowane były po obu stronach wysypanej czarnym żużlem drogi, tworzącej tam pętlę dla manewru samochodów. Również i ten teren stanowił miejsce pochówków ofiar wcześniejszych egzekucji NKWD. Opis mor­dów w Charkowie znany jest z przesłuchań starszego bloku więzienia NKWD w latach 1939-1940, lejtn. milicji Mitrofana Syromiatnikowa, przeprowadzonych w latach 1990-1991.

Fragment książki Andrzeja Przewoźnika i Jolanty Adamskiej „Zbrodnia katyńska. Mord, kłamstwo, pamięć”. Dokonaliśmy wszelkich starań aby dotrzeć do spadkobierców praw do publikowanego fragmentu, co niestety się nie udało. Prezentowany tekst jest cytatem z książki wydanej przez Wydawnictwo Literackie.